11/07/2023
[PL] PIESZO PO MARZENIA DLA ADASIA ŚLIWY
Podsumowanie trzynastego - ostatniego dnia pielgrzymki w wykonaniu nas obu:
Dystans dzienny: 27 km / 17 mil
Morale: zmęczeni ale szczęśliwi
Zebraliśmy: 5725 zł
Dzisiaj był nasz ostatni dzień na Camino i zgodnie z tradycją nie spieszyliśmy się zbytnio z rana. Pobudka, pakowanie i poszliśmy na śniadanie. W oczekiwaniu na jedzenie obserwowaliśmy, jak tłumy pielgrzymów idą już wzdłuż szlaku. Jak rzeka, niekończący się ludzki strumień. Po skończonym śniadaniu dołączamy do jego nurtu. Nie spieszyliśmy się zbytnio, chcieliśmy rozciągnąć ten dzień jak najbardziej, to w końcu ostatnie chwile naszego Camino Primitivo. W pierwszym napotkanym barze szybki przystanek na zimny, lokalny cydr i po chwili lecimy dalej. Słońce pali dziś wyjątkowo i ratuje nas tylko to, że większość drogi prowadzi przez las. Jest też wyjątkowo ładnie biorąc pod uwagę okoliczności przyrody.
Ok, pierwsze 10 kilometrów za nami, zatrzymujemy się przy kolejnym barze - z kranu płynie sangria. Nie zastanawiając się ani chwili, zamawiamy dwie.
Barman słysząc naszą rozmowę: - Skąd jesteście?
My: - Polska, Rosja.
Barman: - Dzień dobry!
Jak się okazało przez trzy miesiące mieszkał i studiował w Warszawie. Stwierdził, że wie, co dodać do sangrii, abyśmy poczuli jej prawdziwy smak - dolał martini i mocnego wermuta stwierdzając, że sangria dla Polaków bez mocnego kopa to nie sangria. Nie sprzeczaliśmy się z taką teorią :) Ostatecznie spędziliśmy niemal godzinę w tym barze, obserwując z zainteresowaniem strumień pielgrzymów płynący trasą.
Wypoczęci i uśmiechnięci wracamy na szlak. Przeszliśmy z nimi kilka kilometrów i z potoku pielgrzymów nic nie zostało, a raczej nikt nie został. Wszyscy poszli na noc do miasta, które mijaliśmy obok. Ale nie my, nasza podróż trwała, nasz cel był jasny - Santiago de Compostela tego dnia. Leśne ścieżki zaprowadziły nas do miasteczka gdzie robimy pit stop na lunch, dziś pizza! Po raz pierwszy też od 13 dni słyszymy rosyjski język - Kolya pochodzi z Kazachstanu, mieszka w Niemczech. Jedno piwko, drugie, gadka, wymiana kontaktami, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Jest gorąco! Po pewnym czasie na horyzoncie zamajaczyły wreszcie ostre dachy katedry. Jesteśmy już prawie na miejscu, z naciskiem na prawie. Słońce też w końcu, nieśmiało, powoli zachodzi za horyzont. Ulice przedmieść zostały zastąpione ulicami miasta, wąskimi i ciasnymi. Tłumy pielgrzymów a wśród nich my, idąc pytamy o miejsca noclegowe w mijanych albergach. Czasem się zdarzają ale zawsze coś nam nie pasuje. Jedna ogromna alberga miejska na ok 1000 łóżek wygląda obiecująco, to cały kompleks budynków ale daleko od miasta. Idziemy dalej 2 km, 1 km, 500 metrów!
I tak oto jesteśmy!!! Dotarliśmy do kresu naszej wędrówki niemal o równej 22:00. Doszliśmy do głównego placu przed katedrą św. Jakuba - to właśnie tutaj kończą się wszystkie szlaki dla setek tysięcy pielgrzymów rocznie! Przybijamy piony, sesja zdjęciowa, radość zmieszana z lekkim smutkiem, leżymy na rozgrzanym kamiennym trakcie jak dziesiątki innych, którym udało się osiągnąć ich cel dzisiejszego dnia. Odpoczywamy, należy nam się po tych 320 km, które zrobiliśmy bez dnia przerwy, choć po drodze część osób niedowierzala, że z naszym podejściem na luzaku i bez wyruszania na trasę z samego rana można to zrobić. Otóż jak się okazuje - można. I nawet wyprzedzamy niektóre osoby, które postanowiły zostać gdzieś na trasie by dotrzeć tu następnego dnia rano. My nie odpuściliśmy, z założonego planu wywiązaliśmy się w 100%. Przynieśliśmy wasze jak i nasze osobiste intencje i złożyliśmy je właśnie tu. Po kilku krótkich rozmowach i wspólnych gratulacjach z innymi pielgrzymami, z których część rozpoznajemy z trasy w tym z jedną osobą ze Szkocji udajemy się do wypatrzonej, bardzo nietypowej Albergi. Po wyjściu z placu okazuje się jednak, że ulice są pełne ludzi, dziś jest święto - Dzień Przesilenia Letniego - w Hiszpanii znane jako La Noche de San Juan. Wszędzie płoną ogniska, świeże rybki smażą się na ogniskach, grille, kebaby, piosenki i tańce na ulicach całego miasta. Wszędzie tłumy, więc trzeba się przedzierać. Główna zabawa to skoki przez ogień, nagle ktoś nas woła z tłumu - to nasza znajoma para Amerykanów, których spotkaliśmy jakoś na początku trasy. Prawdziwi piechurzy, doszli tutaj już chyba ze dwa dni temu. Szacunek! Zmęczeni w końcu meldujemy się w Alberdze, którą wybraliśmy - to ogromny budynek dawnego seminarium duchownego, z pięknym widokiem z okien na całe miasto.
Dla małego chłopczyka, którego poznaliśmy i który stał się dla nas tak ważny.
Dużo nowych znajomości, emocji, uczuć! I najważniejsze czyli zbiórka na rehabilitację dla naszego małego koleżki - Adaśka z Jaśkowic. To głównie ten cel dodawał nam codziennie chęci do drogi. Nie chcąc zawieść osoby, które wspierały tą zbiórkę z własnych funduszy osiągnęliśmy zamierzony cel. Dziękujemy wam serdecznie w imieniu Adasia. Przebiliście znacznie sumę zbiórki, którą założyliśmy sobie na samym początku i to była to dla nas dodatkowa motywacja. Wszyscy wywiązaliśmy się z naszej nieformalnej, dżentelmeńskiej umowy: my szliśmy dzień w dzień, a wy wpłacaliście. Możemy sobie nawzajem pogratulować. Jesteście wielcy!
Bardziej szczegółowe podsumowanie pielgrzymki powinno ukazać się w niedługim czasie.
Do usłyszenia i niech was Bóg błogosławi!
Buen Camino.
[ENG] ON FOOT FOR ADAM ŚLIWA'S DREAMS
Summary of the thirteenth - the last day of the pilgrimage by both of us:
Daily distance: 27 km / 17 miles
Morale: tired but happy
We collected: PLN 5,725
Today was our last day on the Camino and, as it became a tradition already, we took our time in the morning. Waking up, packing and we went for breakfast. While waiting for food, we watched as crowds of pilgrims were already walking along the trail. Like a river, an endless human stream. After finishing breakfast, we joined them. We didn't rush too much, we wanted to stretch this day as much as possible, these are the last moments of our Camino Primitivo. In the first bar we come across, we make a quick stop for a cold local cider and after a while we fly on. The sun is burning exceptionally today and the only thing that saves us is that most of the road leads through the forest. It is also exceptionally beautiful considering the circumstances of nature.
Ok, the first 10 kilometers are behind us, we stop at the next bar - sangria flows from the tap. Without thinking for a moment, we ordered two.
Bartender hearing our conversation: - Where are you from?
Us: - Poland, Russia.
Bartender: - Dzień dobry! (Good morning in Polish)
As it turned out, he lived and studied in Warsaw for some three months. He stated that he knew what to add to sangria so that we could feel its true taste - he added martini and strong vermouth, stating that sangria for Poles without a strong kick is not sangria. We did not argue with such a theory :) In the end, we spent almost an hour in this bar, watching with interest the stream of pilgrims flowing along the route.
Rested and smiling, we returned to the trail. We walked a few kilometers with them and from the stream of pilgrims there was nothing, or rather no one left. They all went to spend the night in the town we were passing by. But not us, our journey continued, our goal was clear - Santiago de Compostela that day. Forest paths led us to the town where we made a pit stop for lunch, it's a pizza day! For the first time in 13 days we hear the Russian language - Kolya comes from Kazakhstan, living currently in Germany. One beer, then another, chatting, exchanging contacts, we said goodbye and moved on. It's hot today! After some time, the sharp roofs of the cathedral finally appeared on the horizon. We're almost there, with an emphasis on the law. The sun is also finally, timidly, slowly setting over the horizon. The streets of the suburbs have been replaced by city streets, narrow and cramped. Crowds of pilgrims, including us, while walking we are asking about accommodation in some albergues. Sometimes there is, but there's always something wrong with it. One huge city albergue for about 1000 beds looks promising, it's a whole complex of buildings but far from the city. We go on 2 km, 1 km, 500 meters!
We have reached the end of our journey at almost 22:00. We arrived at the main square in front of St. James - this is where all trails for hundreds of thousands of pilgrims end every year! High fives, photo session and joy mixed with slight sadness, we lie down on a hot stone road like dozens of others who managed to achieve their goal today. Resting time, we deserve it after these 320 km, which we did without a day break, although on the way some people did not believe that with our approach at ease and without setting off on the route in the morning it can be done. Well, as it turns out, it can. And we even overtake some people who decided to stay somewhere on the route to get here the next morning. We did not give up, we fulfilled the plan in 100%. We have brought your and our personal intentions and deposited them here. After a few short conversations and joint congratulations with other pilgrims, some of whom we recognize from the route, including one person from Scotland, we go to the spotted before, very unusual Albergue. After leaving the square, however, it turns out that the streets are full of people, today is a holiday - Midsummer Day - in Spain known as La Noche de San Juan. Bonfires burn everywhere, fresh fish fry on bonfires, barbecues, kebabs, songs and dances in the streets of the city. Crowds everywhere, so you have to wade through. The main fun is jumping through the fire, suddenly someone calls us from the crowd - it's our familiar American couple, whom we met at the beginning of the tour. Real walkers, they came here probably two days ago. Respect! Tired, we finally check in to Albergue, which we have chosen - it is a huge building of the former theological seminary, with a beautiful view of the whole city from the windows.
For the little boy we met and who became so important to us.
A lot of new acquaintances, emotions, feelings! And most importantly, a fundraiser for rehabilitation for our little friend - Adaśko from Jaśkowice. It was mainly this goal that gave us the desire to go on a daily basis. Not wanting to disappoint the people who supported this fundraiser with their own funds, we achieved the intended goal. Thank you very much on behalf of Adam. You have significantly exceeded the sum of the collection that we set at the very beginning and it was an additional motivation for us. We all fulfilled our informal gentleman's agreement: we went day after day, and you paid. We can congratulate each other. You are great!
A more detailed summary of the pilgrimage should appear soon.
Goodbye and God bless you!
Buen Camino.