Husky Cruising

Husky Cruising Witajcie w naszym świecie podróżowania we dwójkę!

Sami planujemy nasze trasy i podróżujemy we własnym tempie, odkrywając zarówno popularne,jak i mniej znane miejsca.Cieszymy się chwilą,stawiamy na autentyczne doświadczenia i wolność podróży,bez pośpiechu.

Zapraszam na szybką przejażdżkę po Moki Dugway.
24/10/2024

Zapraszam na szybką przejażdżkę po Moki Dugway.

Moki Dugway Scenic Backway to malowniczy i niezwykły odcinek drogi położony w południowo-wschodniej części stanu Utah w Stanach Zjednoczonych, biegnący wzdłu...

Moki DugwayPo opuszczeniu Valley of the Gods, krajobraz staje się coraz bardziej surowy, niemal księżycowy. Droga przed ...
22/10/2024

Moki Dugway

Po opuszczeniu Valley of the Gods, krajobraz staje się coraz bardziej surowy, niemal księżycowy. Droga przed nami rozciąga się jak linia dłuta na płaskiej, czerwonawej ziemi, a niebo nad głowami pulsuje nienaturalnym błękitem. Ruszamy w stronę Moki Dugway, wiedząc, że czeka nas coś, co nieustannie k**i podróżników: kręta, szutrowa droga wiodąca w górę skalnych urwisk.

W miarę jak zdobywamy wysokość, teren staje się coraz bardziej wymagający – kamienie luźno leżą na drodze, a pył unosi się w powietrzu, tworząc cieniutki film na szybie. Czuć lekki posmak adrenaliny. Co chwilę rzucam okiem na horyzont, na wyraźną linię doliny, która zdaje się odpływać w dal, jakby była morzem. Kręte zakręty, jedno po drugim, wymuszają pełną uwagę – tu każdy błąd oznacza ryzyko stoczenia się z krawędzi.

Gdzieś w połowie drogi napotykamy kolosa: wielki pickup z gigantyczną przyczepą campingową, który ledwie mieści się na wąskiej trasie. Zbliża się powoli, jego silnik warczy jak gniewne zwierzę, a my musimy zwolnić i zjechać niemal na skraj drogi, aby go przepuścić. Patrzę na przepaść, dosłownie tuż za kołami, i czuję lekkie ukłucie niepokoju. Jednak chwila mija, a ogromny pojazd przemija nas niczym okręt sunący obok małej łódki na otwartym morzu. Uśmiechamy się do kierowcy i ruszamy dalej, z bijącym sercem i z nieodłącznym poczuciem ekscytacji.

Kiedy w końcu docieramy na sam szczyt Moki Dugway, zatrzymujemy się, by odetchnąć. Widok jest oszałamiający: surowa dolina, która jeszcze przed chwilą wydawała się nieprzeniknioną pustką, teraz rozpościera się przed nami niczym gigantyczna mozaika piasku, skał i nieba.

Stojąc na najwyższym punkcie Moki Dugway, widok, który roztacza się przed nami, zapiera dech w piersiach. Dolina San Juan rozciąga się daleko poniżej, pełna skalistych formacji, kanionów i wydm, które oświetlone popołudniowym słońcem przypominają gigantyczne malarskie płótno. Horyzont zdaje się niemal nieskończony, a powietrze, choć suche i gorące, ma w sobie nutę świeżości, którą niesie pustynny wiatr. Na wschodzie widać w oddali Monument Valley, a rozległe płaskowyże ciągną się aż po krańce widnokręgu.

Moki Dugway to spektakularna, szutrowa droga, która wspina się na wysokość 1,447 metrów (4,750 stóp) nad poziomem morza. Droga została zbudowana w latach 50. XX wieku przez firmę wydobywczą, która transportowała uran z okolicznych kopalni na płaskowyż Cedar Mesa. Z początku miała służyć wyłącznie dla ciężarówek, które przewoziły ten radioaktywny materiał, ale z czasem stała się częścią infrastruktury drogowej.

Jest to stroma, kręta droga o długości około 5 kilometrów (3 mil), z licznymi zakrętami serpentynowymi, która łączy Dolinę San Juan z Cedar Mesa. Szutrowa nawierzchnia i wąskie zakręty sprawiają, że przejazd tutaj to nie lada wyzwanie, szczególnie dla mniej doświadczonych kierowców. W niektórych miejscach nachylenie drogi dochodzi nawet do 11%, co dodaje całej trasie dramatyzmu. Choć to droga, która w teorii jest dostępna dla większości pojazdów, doświadczenie lekkiego off-roadu na szutrze i ostrych zakrętach sprawia, że nie każdy decyduje się na nią.

Moki Dugway przyciąga podróżników pragnących poczuć surowy, dziki Zachód w jego pełnej okazałości. Na szczycie drogi znajduje się punkt widokowy, z którego roztacza się niezapomniany widok na zapierające dech przestrzenie Utah.

Valley of GodsWyjechaliśmy z niewielkiego osiedla o nazwie Mexican Hat, gdzie wąski asfalt prowadził nas przez surowy, n...
12/10/2024

Valley of Gods

Wyjechaliśmy z niewielkiego osiedla o nazwie Mexican Hat, gdzie wąski asfalt prowadził nas przez surowy, niemal księżycowy krajobraz. Zaledwie kilka mil za nami ten asfalt ustąpił miejsca drodze szutrowej, która wiodła nas w głąb Valley of Gods – Doliny Bogów. Droga, nieco wyboista, pełna zakrętów, przypominała bardziej ścieżkę niż trakt dla pojazdów, jakby sama ziemia miała decydować, kto ma prawo wejść w te nieskalane przestrzenie.

Dolina Bogów (Valley of the Gods) to miejsce, gdzie pustynia i skały przemawiają milczeniem. Wydaje się, że czas zwalnia tutaj, a otaczająca nas przestrzeń oddycha swoją pradawną historią. Ostre, masywne formacje skalne wyrastają z piasków w niemal nadprzyrodzony sposób. Te potężne kolumny i wieże piaskowca, które stały tu przez tysiąclecia, uformowane przez wiatr, wodę i czas, są świadkami wiecznego cyklu erozji.

Geologicznie dolina stanowi część rozległego płaskowyżu Colorado, gdzie dominują czerwone piaskowce. Skały, które tu widzimy, są częścią osadów liczących miliony lat. Wyrzeźbione w zęby i wieże przez erozję, te formacje noszą w sobie tajemnicę dawnych oceanów, które kiedyś pokrywały tę ziemię. Pod naszymi stopami leżały warstwy kamienia, które pamiętają czasy prehistorycznych mórz, a wietrzenie odsłoniło fantastyczne formy – niektóre przypominające sylwetki ludzkie, inne – postaci zwierząt.

Z tej doliny wyłania się też historia rdzennych Amerykanów, którzy od wieków uważali te ziemie za święte. Indianie z plemienia Nawaho i innych ludów zamieszkujących ten region postrzegali Valley of the Gods jako miejsce zamieszkania duchów przodków. Wierzono, że formacje skalne to duchy wojowników, którzy zostali unieśmiertelnieni w kamieniu przez bogów. Każda skała, każdy cień, ma tu swoją historię, a opowieści te są częścią większej kosmologii, w której ziemia i ludzie są nierozerwalnie związani.

Patrząc na otaczające nas skalne sylwetki, mieliśmy wrażenie, że nie jesteśmy tu sami. Przez chwilę cisza pustyni była tak głośna, że mogliśmy niemal usłyszeć szept kamieni, opowieści o czasach, gdy ziemia była młoda, a bogowie kształtowali ten świat według swoich pragnień.

Zaczynamy naszą podróż od wschodniego wjazdu, gdzie opuszczamy US Highway 163 i zanurzamy się w pustynię. Już po pół mili droga zaczyna się łagodnie zniżać, a krajobraz otwiera się przed nami jak scena teatralna. Po lewej, ku zachodowi, wyłania się formacja Seven Sailors, siedem smukłych skał, które przybierają kształt żeglarzy w płaskich czapkach, jakby odpoczywali po długiej, morskiej wyprawie. Natura stworzyła ich z precyzją, każdemu nadając indywidualny rys, ale razem stanowią niemal militarną grupę, skamieniałą w czasie.

Mijając półtorej mili, przed nami rośnie Setting Hen Butte, dumnie stojąca formacja, która, przy odrobinie wyobraźni, przypomina olbrzymią kurę siedzącą na gnieździe. Jej kształt, stworzony przez wieki erozji, kontrastuje z czystym niebem. To kolejny dowód, że Dolina Bogów to miejsce, gdzie ziemia i czas splatają się w kształty, które na zawsze pozostaną w pamięci.

Gdy pokonujemy pięć mil, po lewej stronie wyrasta Battleship Rock. Potężna masa skały przypomina kadłub wielkiego pancernika, stojącego na straży tej pustynnej przestrzeni. Z wiatrem, który zdaje się śpiewać pieśni o dawnych czasach, możemy niemal usłyszeć odgłosy bitew, które nigdy tu nie miały miejsca, ale ich echa, jakby z morskich dalekich podróży, unoszą się w powietrzu.

Zatrzymujemy się na 5,7 mili. W lusterku wstecznym dostrzegamy samotny Rooster Butte, stojący na południu, jak dumny kogut gotowy do obwieszczenia światu nadejścia nowego dnia. Te monolity nie są jedynie skałami, ale strażnikami tej pradawnej ziemi, związanymi z historią ludzi, którzy wierzyli, że to tutaj przemierzają duchy przodków.

Wkrótce, na 7 mili, droga zaczyna oplatać masywną formację Castle Butte. Jest jak zamek z dawnych opowieści, z wieżami, które wyrastają w niebo, stworzony nie ręką człowieka, lecz siłą, którą natura kształtuje przez eony. Okoliczna przestrzeń jest cicha, pełna majestatu, jakby każdy kamień mógł opowiedzieć własną legendę o czasach, kiedy ten teren był domem dla duchów i bogów.

Około ósmej mili kończymy okrążanie Castle Butte. Pustynia rozciąga się przed nami bez końca, a krajobraz jest coraz bardziej surowy. Każdy kolejny zakręt odsłania nieznaną stronę tego miejsca, a cisza, przerywana jedynie odgłosami wiatru, jest niemal namacalna.

Przy 15,5 mili docieramy do miejsca, które wydaje się oazą w tej dzikiej przestrzeni – Valley of the Gods Bed and Breakfast, znanego również jako Lee’s Ranch. To miejsce oferuje schronienie dla podróżników takich jak my, którzy chcą zatrzymać się na chwilę, zanurzyć w tę ciszę i pozwolić, by dolina przemówiła do nas w swój cichy, pradawny sposób.

Wreszcie, po 16 milach, docieramy do Utah Highway 261. Wybór należy do nas – skręcając w lewo, ruszamy w stronę Goosenecks State Park i dalej, do Mexican Hat oraz Monument Valley. Skręcając w prawo, czeka na nas Moki Dugway – droga, która wiedzie ku nieskończonym przestrzeniom Muley Point i Cedar Mesa, a dalej ku innym cudom, które Utah ma do zaoferowania.

Forrest Gump PointPo trzech godzinach w Monument Valley, kiedy opuszczamy ten mistyczny labirynt czerwonych skał, zaczyn...
11/10/2024

Forrest Gump Point

Po trzech godzinach w Monument Valley, kiedy opuszczamy ten mistyczny labirynt czerwonych skał, zaczynamy kierować się na wschód, w stronę nowych celów. Droga wije się przed nami, pusta i prosta, a widok wydaje się rozciągać w nieskończoność. Zbliżamy się do miejsca, które na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się zwykłym punktem na mapie – Forrest Gump Point. Jednak jest coś w tym miejscu, co przyciąga setki podróżników z całego świata, jakby zatrzymali się tu, żeby złapać oddech w drodze przez pustynne bezkresy.

To właśnie tutaj, gdzie droga zastyga w długiej, niekończącej się linii, John Ford uchwycił kwintesencję amerykańskiego Zachodu w swoich filmach. To tutaj, w jednej z najbardziej pamiętnych scen kina, Forrest Gump po prostu się zatrzymał – jakby nagle zrozumiał, że bieg przez życie ma inne znaczenie. Zatrzymujemy się, by spojrzeć na krajobraz, który wydaje się uosabiać coś więcej niż tylko ziemię i niebo.

Może to samotność tej przestrzeni, surowość, gdzie człowiek czuje się mały wobec siły natury, sprawia, że tylu ludzi tutaj przyjeżdża. Może to iluzja, że stając w tym punkcie, jesteśmy na krawędzi innego świata – świata westernów, marzeń, nieskończonych możliwości. Tutaj, na tej drodze, cisza zdaje się rozmawiać z przeszłością, przypominając, że podróż to nie tylko przemieszczanie się, ale chwile, które zapadają głęboko w serce.

Forrest Gump Point nie jest tylko filmowym tłem – jest symbolem zatrzymania się na moment, by uświadomić sobie, jak wielka, nieokiełznana i fascynująca może być podróż przez życie.

Słońce wstało, a Monument Valley rozświetlone jego pełnym blaskiem z każdą minutą wydaje się nabierać coraz bardziej rea...
09/10/2024

Słońce wstało, a Monument Valley rozświetlone jego pełnym blaskiem z każdą minutą wydaje się nabierać coraz bardziej realnych kształtów.

Powolnym krokiem zmierzamy do hotelowej restauracji, gdzie podają śniadanie z widokiem, którego nie da się opisać żadnymi słowami. Przestronne okna otwierają się na panoramę, która zdaje się nie mieć końca – złociste piaski, monumentalne formacje skalne, i to niebo, tak ogromne, że człowiek czuje się jak maleńki pyłek na wielkim płótnie świata. Przynoszą kawę, a obok talerz z gorącymi naleśnikami. Pachną jak wspomnienia domowych śniadań, ale smakują lepiej, bo przecież to Monument Valley, a wszystko, co tu dzieje się, smakuje inaczej, intensywniej, jakby dodano do tego szczyptę tej niezrównanej pustynnej przestrzeni.

Plan na dziś jest równie prosty, co idealny – powolny przejazd po dolinie. Znów nie musimy się nigdzie spieszyć, bo to miejsce uczy cierpliwości, zmusza do zwolnienia. Rozpoczniemy od Valley Drive, wyboistą drogą przez czerwone piaski i kamienie, mijając te skalne giganty, które niczym strażnicy historii wznoszą się nad horyzontem. Każdy zakręt to nowa perspektywa, nowe spojrzenie. Nawet turystyczne samochody przemykające tu i ówdzie nie odbierają temu miejscu jego magii – to wciąż kraina mitów, dzika i nieposkromiona.

Potem Valley of the Gods – jeśli Monument Valley jest starą, majestatyczną świątynią, to Dolina Bogów jest jej skromnym przedsionkiem, mniej znana, mniej uczęszczana, a przez to jeszcze bardziej tajemnicza. Skalni bogowie o dziwnych kształtach, które trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć – jakby przyroda bawiła się w rzeźbiarza i próbowała nas zadziwić, testując granice naszej wyobraźni.

Na koniec, Forest Gump Point – miejsce, gdzie droga biegnie prosto w nieskończoność, jak w filmowym kadrze. Tutaj zatrzymamy się na dłużej, usiądziemy na skraju asfaltu i pozwolimy myślom dryfować, jak wędrowcowi bez celu. Utrwalimy ten widok w pamięci, zrobimy zdjęcie, choć i tak wiemy, że to chwila, której nie da się zamknąć w żadnym obrazie.

Cały dzień spędzimy wśród tych cudów natury, które każą nam zastanowić się nad tym, czym jest czas.

Monument Valley to ikoniczna formacja skalna na granicy stanów Arizona i Utah, położona na terenie rezerwatu Indian Navajo. Jego charakterystyczne masywy skalne, tzw. „buttes” i „mesas,” stały się symbolem dzikiego Zachodu i tłem dla wielu filmów, reklam i fotografii.

Historia

Monument Valley przez tysiące lat było zamieszkiwane przez różne rdzenne plemiona, w tym Anasazi, którzy pozostawili po sobie ruiny osad i petroglify. Później na tym terenie osiedlili się Indianie Navajo, którzy do dziś mieszkają w dolinie i zarządzają nią jako częścią swojego rezerwatu.

W XIX wieku Dolina Monument stała się miejscem rywalizacji między osadnikami europejskimi a rdzennymi mieszkańcami. W okresie wojny amerykańsko-meksykańskiej i konfliktów z Indianami obszar ten zyskał strategiczne znaczenie. Jednak dopiero w XX wieku, dzięki przemysłowi filmowemu, dolina zaczęła zyskiwać międzynarodową sławę.

Fakty o Monument Valley:

Geologia:
Monument Valley charakteryzuje się wysokimi formacjami skalnymi, zbudowanymi głównie z piaskowca Navajo, który datowany jest na około 190 milionów lat. Erozja przez wiatr i wodę stworzyła te niesamowite wieże, płaskowyże i skały, które osiągają wysokość nawet do 300 metrów.

Znaczenie kulturowe:
Dla Navajo Monument Valley jest miejscem świętym. Wiele formacji skalnych ma znaczenie duchowe i związane jest z legendami i mitologią tego plemienia. Navajo nazywają dolinę „Tsé Biiʼ Ndzisgaii”, co w tłumaczeniu oznacza „dolinę skał”.

Filmy i popkultura:
Monument Valley stało się słynne dzięki filmom, szczególnie westernom. Reżyser John Ford kręcił tu wiele swoich kultowych filmów, w tym „Dyliżans” (1939) z Johnem Waynem, co uczyniło dolinę symbolem dzikiego Zachodu. Od tego czasu miejsce to było tłem dla setek filmów, reklam i teledysków, co jeszcze bardziej zwiększyło jego popularność.

Turystyka:
Dolina przyciąga turystów z całego świata, którzy chcą zobaczyć te niezwykłe formacje skalne na własne oczy. Najbardziej popularną trasą jest Valley Drive, 27-kilometrowa pętla, którą można przejechać samochodem, najlepiej terenowym. Navajo oferują również wycieczki z przewodnikiem, które prowadzą do bardziej odizolowanych miejsc w dolinie, niedostępnych dla turystów indywidualnych.

Pora dnia i fotograficzne możliwości:
Monument Valley jest szczególnie popularne wśród fotografów, zwłaszcza o wschodzie i zachodzie słońca, gdy światło tworzy niesamowite cienie i barwy na formacjach skalnych.

Monument Valley jest miejscem o niezwykłej urodzie i znaczeniu historycznym, które łączy w sobie majestatyczne krajobrazy, bogatą kulturę rdzennych mieszkańców oraz historię filmową Ameryki.


Jazda po szutrowych drogach Monument Valley to prawdziwa podróż przez czas i przestrzeń, jakbyś przemierzał krajobraz, który od dawna istnieje poza zasięgiem ludzkiej ingerencji. Poczucie małości wobec majestatu natury towarzyszy ci na każdym zakręcie, gdzie każda formacja skalna to odwieczny strażnik przeszłości.

Merrick Butte:
Jak samotny olbrzym, Merrick Butte wyrasta z pustynnej ziemi. Jego kształt przywodzi na myśl twierdzę, z której czas i wiatr wykradły dawne życie. Kamienne ściany, podziurawione przez eony, zdają się szeptać o historii, której już nikt nie pamięta.

East Mitten Butte:
Ta skalna ręka wystawiona ku niebu, nieporuszenie trwa w niekończącym się bezruchu. W jej liniach i zaokrągleniach kryje się dziwna delikatność, jakby stworzyła ją sama natura z wyjątkową precyzją, próbując na chwilę uchwycić doskonałość.

The Mittens and Merrick Butte:
Trzy ciche wieże, które stoją razem w towarzystwie, przypominają dawno zapomnianą radę starców. Wytrzymały czas i burze, nadszarpnięte, lecz wciąż dumnie sięgają ku niebu, jakby w milczącej rozmowie z otaczającą przestrzenią.

Three Sisters:
Smukłe i wyprostowane, Three Sisters przywodzą na myśl duchy, które strzegą tej ziemi od wieków. Wydaje się, że trwają tam w bezruchu, a jednak każde spojrzenie na nie ujawnia ich subtelne zmiany – cień, który kładzie się inaczej, światło, które łagodnie obmywa ich kształty.

John Ford Point:
To miejsce, gdzie ziemia i niebo spotykają się w jednej bezkresnej panoramie. Stojąc tam, czujemy, jakbyśmy byli częścią dawnej opowieści, jakbyśmy w każdej chwili mógli usłyszeć świst wiatru i tętent koni, niosący echo dawnych westernów. Punkt widokowy daje nam poczucie niekończącej się wolności.

North Window Overlook:
Przejście przez North Window jest jak spojrzenie przez oko wielkiego giganta. Przez tę kamienną bramę wyłania się świat ogromny, nieskończony, gdzie krajobraz zdaje się nie mieć końca. Przestrzeń pochłania nas całkowicie, a widok to pejzaż surowy, ale piękny w swej dzikości.

The Thumb:
Ten smukły monolit to jakby palec, który wskazuje na coś ponad nami. Zaskakująco samotny, wyrasta z płaskiej ziemi, jakby podnosił rękę w geście nieustannego pytania. Przywodzi na myśl odwieczną zagadkę – coś, co nigdy nie zostanie wyjaśnione, ale zawsze będzie nas fascynować.

The Cube:
Niemal geometryczny w swej prostocie, The Cube jest anomalią w tym krajobrazie. Kształt zbyt doskonały, zbyt regularny, jak na dzieło natury. Wygląda jak relikt obcej cywilizacji, zagubiony w piaskach czasu, pozostawiając wrażenie, że to miejsce ma swoje sekrety, których nigdy nie poznamy.

Dzień 5Monument Valley… godzina 5:30 rano. Cisza. Tylko ciche skrzypienie hotelowego okna, które uchyla się, wpuszczając...
07/10/2024

Dzień 5

Monument Valley

… godzina 5:30 rano. Cisza. Tylko ciche skrzypienie hotelowego okna, które uchyla się, wpuszczając do pokoju pierwszy podmuch chłodnego, pustynnego powietrza. Mgła jeszcze snuje się leniwie nad czerwonymi piaskowcami, jakby nie mogła się zdecydować, czy rozproszyć się już na dobre, czy jeszcze przez chwilę kołysać się w dolinie.

The View Hotel, nazwa całkiem na miejscu – bo w rzeczywistości nie musimy nigdzie się spieszyć. Świt rozgrywa się tuż za oknem, a ja, ledwie podnosząc się z łóżka, mogę podziwiać ten spektakl. Promienie słońca najpierw ostrożnie muskają krawędzie słynnych buttes, rzeźbiąc ich kontury na tle wciąż śpiącego nieba. Stopniowo, jak w hipnotyzującym tańcu, czerwień nabiera głębi, a niebo przechodzi od ciemnego granatu przez odcienie fioletu aż po delikatny róż.

Cisza trwa. Świat budzi się powoli, jakby nie chciał naruszyć tej kruchej harmonii. Każdy kolor, każda forma w tej scenerii ma swoje miejsce, swoją rolę. Czujemy się, jakbyśmy podglądali coś niesamowicie intymnego – moment, w którym przyroda odsłania swoje najczystsze piękno, ukazując jednocześnie swoje surowe, nieprzejednane oblicze.

Siedząc na balkonie, przyglądamy się tej potędze. Mimo że to tylko widok z hotelowego okna, czujemy się, jakbyśmy uczestniczyli w czymś większym. Jakby to miejsce opowiadało nam historię – o tysiącach lat erozji, o milionach kroków, które przemierzały te ścieżki, o rdzennych ludach, które tu żyły i modliły się, o pionierach, którzy szukali tu szczęścia i wolności.

Słońce wschodzi coraz wyżej, barwy zaczynają blaknąć, przechodząc w bardziej zdecydowane, dzienne odcienie. Długo jeszcze siedzimy w milczeniu, pozwalając, by to miejsce mówiło samo za siebie. A potem, kiedy słońce rzuca ostre cienie na krajobraz, wracamy do rzeczywistości, z wdzięcznością, że mogliśmy być częścią tego poranka, choćby na kilka ulotnych chwil.

Zwieńczeniem dzisiejszego dnia miał być zachód słońca na drodze znanej jako Forest Gump Point, gdzie szosa, jak wstęga, ...
03/10/2024

Zwieńczeniem dzisiejszego dnia miał być zachód słońca na drodze znanej jako Forest Gump Point, gdzie szosa, jak wstęga, prowadzi wprost ku monumentalnym szczytom Monument Valley. Miało to być miejsce, w którym niebo i ziemia zlewają się w jeden harmonijny obraz – gdzie zachód słońca oblewa purpurowe skały krwistoczerwonym światłem, a długie cienie rozciągają się po pustynnej równinie. Tymczasem życie, jak to często bywa w podróży, miało inne plany.

Wyścig ze słońcem przegraliśmy. Droga, która miała nas zaprowadzić do tamtego punktu, z każdą minutą stawała się dłuższa. Słońce, jak nieubłagany przeciwnik, zniżało się coraz niżej, ślizgając się po niebie jakby szydziło z naszego pośpiechu. Wiatr smagał twarz, a od asfaltu biło ciepło nagromadzone przez cały dzień, ale bez względu na to, jak bardzo przyspieszaliśmy, kapsuła czasu nieubłaganie się zamykała.

Niebieskawe cienie zaczęły pełznąć po skałach Monument Valley, a pomarańczowe promienie zniknęły za horyzontem, zostawiając nas w subtelnym blasku zmierzchu. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie pustynia rozciągała się po horyzont, a niebo, teraz już bez słońca, przeszło w delikatny, pastelowy róż, zmieniający się powoli w głęboki fiolet. Czuliśmy jednak, że to, co miało być kulminacją dzisiejszego dnia, nie jest stratą. Przegrana z czasem w tej przestrzeni wcale nie była porażką.

Ten moment, choć pozornie niedoskonały, miał w sobie coś prawdziwszego. Droga przed nami, pusta i ciągnąca się w nieskończoność, przypominała, że w podróży nie chodzi o dotarcie do celu na czas, ale o bycie częścią każdej chwili, która nas prowadzi. Na horyzoncie Monument Valley stało nieruchomo, majestatyczne, jakby wyśmiewało nasze ludzkie próby kontrolowania czasu, przypominając, że tutaj to natura dyktuje tempo. Ciemność przyszła powoli, łagodnie, a wraz z nią poczucie, że czasem najpiękniejsze chwile to te, których się nie planuje.

Po zapadnięciu zmroku docieramy do View Hotel w Monument Valley. W ciemności, rozświetlonej jedynie migotaniem gwiazd, miejsce to zdaje się być odległym azylem pośród nieskończonej pustki. Wjeżdżamy na parking, a hotel, zbudowany na krawędzi urwiska, wita nas ciepłym blaskiem, jak latarnia na bezkresnym morzu piasku i skał. Meldujemy się szybko – po całym dniu podróży zmęczenie miesza się z niecierpliwością, by zobaczyć to, co czeka na nas za zasłoną nocy.

Pokój, skromny i funkcjonalny, wydaje się jednak niemal zbyt luksusowy w tak surowym krajobrazie. Wszystko tu jest podporządkowane jednemu celowi: widokowi, który rozpościera się z balkonowego okna. Wychodzimy na balkon, a przed nami otwiera się spektakl, który nawet w nocy potrafi zachwycić. Monument Valley w blasku księżyca i gwiazd ukazuje swe potężne sylwetki: olbrzymie monolity wystają z pustyni jak strażnicy snu, strzegąc tajemnic miejsca, które żyje i oddycha w milczeniu.

W tej ciszy, przerywanej tylko delikatnym szumem wiatru, miejsce to wydaje się nieziemskie, prawie nierealne. Jakbyśmy przekroczyli granicę między rzeczywistością a snem. Stoimy tam dłuższą chwilę, chłonąc widok, który na zawsze zostaje w pamięci: ciemne kontury skał na tle nieba upstrzonego gwiazdami, które w tej części świata zdają się błyszczeć intensywniej. Widok jest tak potężny, że trudno oderwać od niego wzrok, a jednocześnie kojący, jakby mrok nocy otulał nas swoją opieką.

Na kolację schodzimy do hotelowej restauracji. W powietrzu unosi się zapach przypraw i ciepłego chleba. Posiłek jest prosty, ale doskonale odpowiada miejscu – pieczony kurczak, fasola, kukurydza, wszystko to ma smak, jakby wydobyto je prosto z ziemi Monument Valley. Przy stole towarzyszy nam tylko kilka osób, ich twarze rozświetlone słabym blaskiem świec, a rozmowy są ciche, niemal szeptane. To, co widzieliśmy za dnia, teraz wypełnia nasze myśli, jakbyśmy wszyscy byli częścią tej samej niewypowiedzianej tajemnicy.

Wracamy do pokoju, leżymy w ciemności i patrzymy przez okno. Kontury skał ledwo widoczne, jak cienie na tle gwiaździstego nieba, wciąż tam są, niezmienne i nieruchome, podczas gdy cały świat śpi. Monument Valley wydaje się nie spać nigdy, jakby w milczeniu czuwało nad tym, co przeminęło, i tym, co dopiero nadejdzie. To miejsce przyciąga i odpycha jednocześnie, sprawia, że czujesz się mały, a zarazem częścią czegoś ogromnego.

c.d. poprzedniego wpisu ...Podążając szlakiem Hermit Road Greenway Trail wzdłuż południowej krawędzi Grand Canyon, każdy...
28/09/2024

c.d. poprzedniego wpisu ...

Podążając szlakiem Hermit Road Greenway Trail wzdłuż południowej krawędzi Grand Canyon, każdy krok przynosi nowy, niemal mistyczny widok, jakby każda odsłona była odrębnym światem, który trzeba zgłębić.
Zaczynamy od 🇺🇸Trailview Overlook. Przystając tutaj, widzimy, jak w dole wije się droga Bright Angel, szara nić wśród masywu czerwono-pomarańczowych skał. Ludzie tam na dole, drobne sylwetki, wyglądają jak mrówki pracujące w cieniu gigantów. Widok rozciąga się daleko, aż po nieskończoność – coś niemal przerażającego, jakby czas w tym miejscu nie istniał.

Kiedy docieramy do 🇺🇸Maricopa Point, nagle czujemy, jak krajobraz zmienia się pod wpływem innego światła. Słońce oświetla skalne półki, które wydają się kruszyć pod wpływem tego samego czasu, który tu stanął. Skały tutaj są bardziej surowe, ostrzejsze, a kanion zdaje się głębszy, jakby zapraszał, aby zanurzyć się w jego tajemnicach. Rzeka Colorado, choć ledwie widoczna, zdaje się szeptać swoją odwieczną pieśń.

🇺🇸Powell Point, monumentalny pomnik Johna Wesleya Powella, to miejsce pełne historii. Zatrzymujemy się tutaj nie tylko, by podziwiać widok, ale również zastanowić się nad trudnościami, jakie spotkały tych, którzy jako pierwsi stawiali stopę w tych niezbadanych krainach. Tutaj przestrzeń wydaje się niemal nadnaturalnie otwarta. Powietrze jest rześkie, a widoki hipnotyzują – formacje skalne przypominają wieże, piramidy, budowle stworzone przez naturę, które wyrosły, by rzucać wyzwanie ludzkiemu pojęciu czasu.

Dalej na 🇺🇸Hopi Point, kanion otwiera się jeszcze szerzej, jakby chciał objąć horyzont. To miejsce niemal magiczne, zwłaszcza w godzinach wczesnego popołudnia, kiedy słońce rzuca długie cienie w głąb kanionu. Tutaj pojawia się wrażenie, że kanion żyje – jego ciche szmery, zmieniające się kolory, wiatry, które niosą zapach ziemi i słońca. Hopi Point daje poczucie samotności, ale też wielkości, gdzie człowiek staje się cząstką czegoś większego.

🇺🇸Mohave Point przyciąga nas swymi dramatycznymi urwiskami, które wyglądają jakby miały runąć w przepaść pod ciężarem historii, którą w sobie noszą. Kanion jest tutaj dziki, nieokiełznany, a skaliste półki zdają się przepaścią bez końca. Widok na rzekę Colorado staje się bardziej wyraźny – ciemna wstęga przecinająca kanion, która milcząc, opowiada o milionach lat pracy wody i skał.

Kiedy docieramy do 🇺🇸Monument Creek Point, natura przypomina o swojej mocy. Formacje skalne przypominają olbrzymie monumenty, jakby strzegły tajemnicy kanionu. Jest tu cisza, która wydaje się być cięższa niż gdziekolwiek indziej. Przed nami monumentalna sceneria, gdzie na horyzoncie widać zaledwie zarys gór. Człowiek, stojąc tu, jest niczym wobec potęgi przyrody – odwieczny obserwator tego, co nieuchwytne.

🇺🇸Prima Point zdaje się ostatecznym miejscem do kontemplacji. Tu kanion rozciąga się jeszcze szerzej, ukazując całe swoje spektrum barw i tekstur. Każda warstwa skalna to nowa historia, każdy cień to inne oblicze tego miejsca. W tej ciszy łatwo zatracić się w myślach, dać się pochłonąć bezkresowi, który oferuje jednocześnie poczucie spokoju i niepokoju – kontrast natury w najczystszej postaci.

Ostatni przystanek – 🇺🇸Hermit Rest – przynosi ulgę wędrowcowi. Zbudowany jak schronienie, przypomina nam, że nawet w tym surowym krajobrazie człowiek znalazł sposób na adaptację. Przytulne kamienne schronisko to kontrast wobec brutalności kanionu, ale jednocześnie dowód, że tu, na granicy cywilizacji i dziczy, można znaleźć swoje miejsce. Widok stąd jest spokojniejszy, mniej dramatyczny, jakby kanion żegnał się z nami delikatnym gestem, zanim odejdziemy.

Powrót z Hermits Rest do Grand Canyon Village

Podróż zaczyna się tam, gdzie kończą się słowa. Znużeni po wyczerpującym marszu, siedząc już w klimatyzowanym autobusie, czujemy, jak ogrom kanionu wciska nas w głąb naszego człowieczeństwa, a jego wielkość sprawia, że nasza obecność wydaje się krucha. Przemierzając ten surowy, choć majestatyczny teren, staramy wyobrazić sobie historię ludzi, którzy przed nami przemierzali te szlaki – od rdzennych Amerykanów po pierwszych odkrywców. Wielu z nich walczyło nie tylko z trudnym terenem, ale także z własnymi słabościami.

Po powrocie do Grand Canyon Village czeka nas krótki moment odpoczynku. Chwila, by usiąść, zjeść lunch i zdać sobie sprawę z tej niewiarygodnej wędrówki. Odprężenie przynosi ulga, ale kanion nadal wzywa – jego niekończąca się linia horyzontu, która wydaje się być świadkiem tysiącleci, nigdy nie przestaje fascynować.

Kiedy wsiadamy do samochodu, by ruszyć na wschód, czujemy, jak historia nadal oddziałuje na nas, a każdy mijany widok przypomina o sile natury i jej zdolności do tworzenia przestrzeni tak nieskończonych, że człowiek staje się tylko chwilowym gościem. Mijamy kolejne punkty widokowe, z których każdy oferuje inne spojrzenie na ten olbrzymi cud geologiczny. Każdy zakręt drogi to nowe odkrycie, nowa szansa, by poczuć majestat tego miejsca.

Jadąc Desert View Drive zatrzymujemy się przy kilku z tych miejsc, stając nad przepaścią i obserwując, jak światło gra na warstwach skał, które powstały miliony lat temu. Wyobrażamy sobie, jak pierwsi odkrywcy reagowali na te widoki, zapewne z równą mieszanką podziwu i pokory. Tak jak oni, zdajemy sobie sprawę, że nie ma wystarczająco słów, by opisać Grand Canyon – trzeba go doświadczyć, poczuć jego siłę na własnej skórze, a każda taka podróż dodaje nowy rozdział do naszej własnej historii.

Auto zaparkowaliśmy na parkingu P1 w pobliżu Visitor Center oraz opisanego pierwszego punktu widokowego jakim był Mather...
26/09/2024

Auto zaparkowaliśmy na parkingu P1 w pobliżu Visitor Center oraz opisanego pierwszego punktu widokowego jakim był Mather Point. Z tego punktu przejechaliśmy autobusem / Village Route Blue / w okolice Hopi House gdzie weszliśmy częściowo na na Rim Trail. Naszym celem jednak jest miejsce: Hermits Rest na zachodzie. Wsiadamy w autobus Hermits Rest Route Red i kawałeczek podjeżdżamy. Trasa widokowa jest tak pomyślana, że można całą trasę zrobić na nogach lub częściowo na nogach , a jak poczujesz się zmęczony to można do kolejnego punktu podjechać autobusem i tak do końca trasy. Powrót również można zrobić na nogach lub autobusem.

Co zobaczymy na trasie?

Trailview Overlook, Maricopa Point, Powell Point, Hopi Point, Mohave Point, Monument Creek Point, Prima Point, Hermit Rest.

Zapraszamy na spacer.

Adres

Drawsko
78-500

Telefon

+48604080330

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Husky Cruising umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Husky Cruising:

Widea

Udostępnij

Husky Cruising

Witajcie w naszym świecie turystyki 4x4. To jest nasz sposób na poznawanie świata, zaglądamy w miejsca zwykle niedostępne dla zwykłego turysty. Outdoor i off-road to jest to z czym się identyfikujemy i w tym czujemy się najlepiej. Najczęściej podróżujemy naszym samochodem 4x4 Toyotą Land Cruiser 120, która jest wyposażona w niezbędny sprzęt pozwalający przetrwać kilka dni poza miastami. Nie stronimy też od wynajmowanych aut i zwiedzania lżejszych terenów.