30/05/2022
W Krainie Oberlandu
Z cyklu „Z przewodnikiem PTTK za miasto” odbyła się wycieczka - W Krainie Oberlandu, którą przygotowała i poprowadziła Małgorzata Światkowska. Wyprawa miała dwa główne cele: Morąg – miasteczko Krzyżaków, arystokratów i filozofa oraz unikatowe w skali świata – pochylnie. Zanim wycieczka zawitała do Morąga, uczestnicy poznali złośliwego, psotnego diabełka – Kłobuka. Na szczęście nikomu nie nasikał do kawy, czy butelki z wodą, ale nieźle namieszał z pogodą! Nikt go nie widział, nie słyszał, lecz każdy doświadczył aurowego koglu-moglu, to silnego wiatru, to zaciętego deszczu, to znowu słoneczka, a zaraz ciemnych chmurzysk. Czyżby Kłobuk był w zmowie ze spóźnioną Zimną Zośką? Dzięki Bogu to diabelskie licho pozostało w swym małdyckim zajeździe, nikomu nie wskoczyło do torby, bo to by dopiero było! Za bardzo dawną posiadłością Schlibenów, dawnym kompleksem pałacowym króla Augusta II Mocnego i nieco mniej dawną stacją węzłową ruchu dyliżansów ukazały się dobra ziemskie Wilmsdorfów: Wilamowo oraz Dobrocin z przepięknym, aczkolwiek podupadłym barokowo-neorenesansowym pałacem baronów Domhardtów.
Właściwy cel – Morąg przywitał wycieczkę iście kłobukową pogodą, w dodatku ten nieziemski złośliwiec na różne sposoby próbował uniemożliwić turystom wejście do pięknej pseudobazyliki św. Apostołów Piotra i Pawła, bogatej w zabytkowe gotycko – barokowe wyposażenie. Jednak ludzka życzliwość przewyższa diabelski spryt. W „Krainie Nieodkrytych Tajemnic” (według lokalnej organizacji turystycznej) uczestnicy wycieczki po kolei odkrywali cechy architektury i historyczne fakty: średniowiecznych murów miejskich, XVIII-XIX wiecznych kamieniczek, Ratusza z napoleońskimi armatami, Pałacu Dohnów z osobliwym systemem zegarów słonecznych na dziedzińcu i Zamku Krzyżackiego. Kolejny, poznany na trasie, arystokratyczny pruski ród zu Dohna wybudował swego czasu renesansowy pałac który, po wielu przebudowach i powojennej odbudowie w formie barokowej, mieści obecnie Muzeum J.G. Herdera – najznamienitszego morążanina, niemieckiego filozofa, pastora, pisarza i poety okresu romantyzmu. Wycieczkowicze zapoznali się z bogatym dorobkiem myśli filozofa (spisanych prozą i wierszem) oraz pamiątkami po nim. Pierwszą w Morągu siedzibą rodu zu Dohna był jednak zamek, w którym Piotr zu Dohna piastował krzyżacki urząd wójta. Z okazałego, trzyskrzydłowego zamku powstałego na przełomie XIII/XIV w. na cyplu wrzynającym się w j. Morąskie, otoczonego zewsząd wodami (jezioro + fosa) i podwójnymi murami, pozostał tylko niewielki fragment, ale z jak bogatą historią obrosłą w legendy. Z punktu widzenia przeciętnego materialisty – kawałek upadłej budowli powoli podnoszącej się z ruin. Cóż to warte? A jednak! Pan Wasilewski, właściciel tych ruin, niezwykle zaangażowany w odbudowę, chętnie udostępnił całą posiadłość zamkową do zwiedzania. A było na co popatrzeć! I co przeżyć! Turystów zachwyciły renesansowe, z XVI w. stropowe polichromie, a krew w żyłach zmroziła historia 14 – letniej dziewczyny, Barbary, którą w XVIII w. okrzyknięto czarownicą - dzieciobójczynią, tu na zamku osądzono i więziono, a egzekucję publiczną wykonano na rynku. Do tej pory mieszkańców zamku (oprócz właścicieli zdarzają się noclegi turystów) straszy ukazująca postać kobiety z dzieckiem.
Oprócz architektury w „Krainie Nieodkrytych Tajemnic” cenna jest także przyroda. Wprawdzie stan pogodowy (zapewne za sprawą tego diablika) uniemożliwił wycieczkowiczom spacer ścieżką dydaktyczną nad Rozlewiskiem Morąskim, ale chociaż „luknęli” na nią (zwyczajem Tewjego Mleczarza ze „Skrzypka na dachu”). Rozlewisko Morąskie było kiedyś jeziorem, ale po osuszeniu w XIX w. nie w pełni wróciło do swej wcześniejszej postaci. Dzięki różnorodności biologicznej, głównie bytującym i gnieżdżącym się tu rzadkim ptakom wodno – błotnym, zostało wzięte pod prawną ochronę w formie użytku ekologicznego.
Obiad smakował wyśmienicie, szczególnie że elementy wystroju stołów – kandelabry z palącymi się świecami, nawiązywały do epok zamków i pałaców. A poza tym, wszyscy byli po prostu – głodni. Konsumpcja gorącej strawy rozgrzała zziębnięte członki ciała, a restauracyjne ciepełko pozwoliło na wyschnięcie przemoczonych nóg.
Pozostając „W Krainie Oberlandu” wycieczka udała się na przejażdżkę statkiem „Cyranka” po pochylniach. Obojętnie, czy pierwszy, czy kolejny raz pokonywanie tej zabytkowej trasy – Pomnika Historii, budziło nieopisane emocje, zwłaszcza zjazd na wózku po najwyższej pochylni Oleśnica (24,5 m - prawie, jak z wieżowca). Dziewiętnastowieczna myśl techniczna pruskiego inżyniera G. J. Steenke zachwycała wszystkich, a szczególnie panów. Nikt się głośno nie przyznawał, ale każdy z obawą myślał, jak to będzie w taką pogodę?! I tu, kolejny raz, okazało się, że przynajmniej dwoje uczestników wycieczki (a może kierowca i przewodniczka?) mają „chody” u „Góry”. Bo, wiadomo, wystarczy modlitwa dwojga, by wiara czyniła cuda. Padało, gdy wycieczkowicze byli w pomieszczeniach, tym razem na statku, natomiast wypogadzało się, kiedy trzeba było maszerować. Trochę trudności mieli fotoreporterzy, ale dali radę! Tzw. „Stara Gwardia” niczego się nie boi, ze wszystkim sobie poradzi, ze wszystkiego jest zadowolona! Prawda?
Z turystycznym pozdrowieniem
pilot wycieczek i przewodnik turystyczny
Małgorzata Światkowska