Niecodzienny Schemat

Niecodzienny Schemat Niecodzienne przypadki pewnej ekipy znad morza. Małe i duże podróże. Ludzie, przygody, wino i śpiew.

Ciekawe, śmieszne i wesołe historie z autostopowych podróży na długie, chłodne i deszczowe wieczory.

Zachęcamy do głosowania na Krzysztofa Starnawskiego w plebiscycie Adventurer of the Year National Geographic! Tony inspi...
23/11/2016

Zachęcamy do głosowania na Krzysztofa Starnawskiego w plebiscycie Adventurer of the Year National Geographic! Tony inspiracji.

After 20 years of risky exploration and technical trial and error, Polish diver Krzysztof Starnawski finds the world’s deepest submerged cave. Get to know all 10 honorees, then vote every day for the People's Choice until December 16, 2016. The winner will be announced in January 2017.

Krótka relacja z ostatniego spotkania podróżniczego w Gdyni, na którym mieliśmy przyjemność opowiedzieć parę historii :)...
20/02/2016

Krótka relacja z ostatniego spotkania podróżniczego w Gdyni, na którym mieliśmy przyjemność opowiedzieć parę historii :)
http://www.pomorska.tv/informacje/materialy/kultura-i-rozrywka/podroze-zycia-w-gdyni

Północ i południe. Podróżować można w różne zakątki świata. O takich wędrówkach podróżnicy opowiadali w Gdyni. Tam odbyło się jedno z wielu takich spotkań w trójmieście. W restauracji jedz pij tańcz było jednak wyjątkowo. O swoich przygodach opowiadały również osoby niepełnosprawne. Dla nich, planow…

NO I JEST! DŁUGO PRZEZ (prawie) WSZYSTKICH WYCZEKIWANY FILM Z NASZEGO WYSTĄPIENIA NA MENAŻKACH. POLECAMY GORĄCO, MOMENTA...
28/12/2015

NO I JEST! DŁUGO PRZEZ (prawie) WSZYSTKICH WYCZEKIWANY FILM Z NASZEGO WYSTĄPIENIA NA MENAŻKACH. POLECAMY GORĄCO, MOMENTAMI JEST NAWET ŚMIESZNIE!

Występują: Łukasz Stefano Kokosano Rąbalski, Jan Węsławski, Darek Deinrych, Daniel Stasik

Parę obrazów z naszej podróży po pięknej Polsce.

24/11/2015

Polacy są wszędzie! I to jacy!

Dawno, dawno temu wylądowaliśmy we Francji, w Montpellier. Było ciepło, deszcz nie padał, a ludzie byli uśmiechnięci. Okazja była niebagatelna, bo Magda kończyła tego dnia 18 lat(nieoficjalna wersja mówi, że dalej nie skończyła). Potrzebowaliśmy miejscówki na małą balangę i to nie byle jakiej.

Pochodziliśmy po mieście, ale nic przydatnego pod nocleg nie znaleźliśmy. Wiedzieliśmy, że plaża jest niedaleko, ale było późno i ciemno, więc brakowało pomysłów, jak się tam dostać.

I wtedy zauważyliśmy ICH. Wyświechtane jeansy, modne, lat temu 40, koszule i pięknie "opalone" twarze. Sprzedawali karykatury. Tacy ludzie na pewno wiedzą, gdzie dobra plaża - pomyśleliśmy.

No to podbijamy. Nie zdążyliśmy wykombinować pytania po pseudo-francusku, gdy nagle słyszymy:
-Staszek k***a, daj łyka.
Spod "obrazów" wyłoniła się flaszeczka, zdecydowanie nie pierwsza, i wszystko się wyjaśniło. Panowie Polacy rezydują od kilkudziesięciu lat na francuskiej riwierze, codziennie sprzedają parę karykatur i potem chlup. Dzień, jak co dzień.

Wiedzieli, gdzie plaża, wytłumaczyli nam wszystko i prawie wsadzili nas do tramwaju. Na koniec dali nam złotą radę.
-NIGDY nie kupujcie biletu, a w razie kontroli użyjcie moich danych:
Imię: Smok
Nazwisko: Wawelski
Adres: Jama nr 4, Kraków

Oczywiście nie dojechaliśmy na plażę... Przywitała nas autostrada i parę jej węzłów. Zgrabne spacery pod, nad i przez nie po kilkudziesięciu minutach doprowadziły nas jednak na przepiękną plażę.

Bawiliśmy się bardzo dobrze.

Daniel

Dziękujemy uczniom szkoły ZSAE w Gdyni za tak liczne przybycie na prezentację Maja i Michała o Bliskim Wschodzie! Nie sp...
09/11/2015

Dziękujemy uczniom szkoły ZSAE w Gdyni za tak liczne przybycie na prezentację Maja i Michała o Bliskim Wschodzie! Nie spodziewaliśmy się takiej widowni, tylu ciekawych pytań w trakcie i po prezentacji. O to chodzi.

Jednocześnie już teraz zapraszamy na konkurs podróżniczy Menażki, który odbędzie się najprawdopodobniej w drugi weekend grudnia na Uniwersytecie Gdańskim.

Szerokości, do zobaczenia! ;)

Z racji na to, że dzisiaj mamy piątek (piąteczek) chciałbym się podzielić galerią pt. Perska Sztuka Chillu.Masz 20 minut...
23/10/2015

Z racji na to, że dzisiaj mamy piątek (piąteczek) chciałbym się podzielić galerią pt. Perska Sztuka Chillu.

Masz 20 minut przerwy?
Po co kofeina?
Połóż się gdzieś - a najlepiej gdziekolwiek.

JM

15/05/2015

Hiszpańskie przygody.

Jak pewnie większość z Was wie, na Półwyspie Iberyjskim autostop to nie jest to, czym żyją ani co akceptują miejscowi ludzie. Za to jak już ktoś się zatrzyma to czasem przynajmniej nie jest nudno. Najczęściej zatrzymują się Rumuni, z nimi jest wesoło. Oprócz tego Francuzi, Niemcy, Baskowie, itd. Są też Hiszpanie! Jeden z nich zatrzymał się do mnie.

Otwiera okno i pyta, czy do Castellonu(moja wioska). O mało nie wskoczyłem z wrażenia przez to okno do środka. Niestety kierowca ostudził moje zamiary i powiedział, że jedzie tam za pół godziny, ale żebym poczekał. No to czekam, macham trochę, bo nuda, ale po minucie mój kierowca wraca i pyta się, czy na pewno poczekam. No to mówię, że przecież czekam. Pojechał. Wrócił po 50 minutach, czyli hiszpańskiej połowie godziny :).

Wsiadam. "Jesteś piękny" - słyszę. Będzie heca, myślę sobie w duchu, ale grzecznie dziękuję. Chciałem odpowiedzieć, że wzajemnie, ale rzuciłem okiem na niego i zrezygnowałem. Lat 55, brzuszek sięgający do kierownicy i "bokserski" nos. Zaczyna się gadka szmatka, zeszło na sport. Dla mnie super, więc mówię, że sporo biegam i jeżdżę na rowerze. W tym momencie czuję jego dłoń na moim udzie i słyszę "mmm, ale masz mięśnie". Aż wspomniałem sobie moją jedyną wizytę na siłowni, ze złamaną nogą. Było warto! Dziękuję w tym momencie sieci siłowni PURE, za tę wizytę(darmową!).

Minutę później kolega odkrył, że mój hiszpański jest na tyle dobry(hahah), że nawet słowo "s**o" rozumiem. No i się zaczęło. "Wolisz chłopców, czy dziewczynki?", "Na Erasmusie to chyba non stop?", "Jak często, z kim, gdzie, jak, jak długo, po co, kiedy, dlaczego?", "Z lokatorami też?", "A w Polsce to dużo seksu się uprawia?" Próbowałem udawać, że nic nie rozumiem, ale tłumaczył mi dopóki nie potwierdziłem, że jednak rozumiem. Powiedział, że mój hiszpański jest super i pogłaskał mnie po głowie.

Zjechaliśmy z autostrady. Było ciemno. Powiedział, że szuka stacji benzynowej. Minęliśmy trzy, ale jechaliśmy dalej. Na wszelki wypadek wyjąłem z plecaka kij od namiotu i przygotowałem się do ataku albo raczej obrony. Pojeździliśmy jednak po jakichś wioskach i wróciliśmy na autostradę. Zaproponował, żebyśmy pojechali do jego apartamentu nad morze. Kusiło, ale podziękowałem. Pouśmiechał się jeszcze trochę, ale dojechaliśmy do Castellonu. Już w mieście zaproponował jeszcze wspólną kolację, ale po kolejnym "no, gracias" odpuścił i mnie wysadził.

W mieszkaniu nikogo nie było i kolację musiałem zjeść sam.

Daniel

Podczas gdy ekipa Niecodziennego bardzo pilnie się uczy, patrzcie czego dokonał nasz rodak! Niech inspiruje nas wszystki...
11/02/2015

Podczas gdy ekipa Niecodziennego bardzo pilnie się uczy, patrzcie czego dokonał nasz rodak!
Niech inspiruje nas wszystkich, ale nie czekajmy z podróżami do tych jego 68 lat :D
Już teraz polecamy jego prezentację na zbliżających się Kolosach!

Aleksander Doba, 68-letni autor najdłuższej przeprawy kajakowej przez Atlantyk, zwyciężył międzynarodowy plebiscyt publiczności na podróżnika roku 2015 "National Geographic People’s Choice Adventurer ...

Tak to jest, jak się zapomni kluczy do hostelu.
25/01/2015

Tak to jest, jak się zapomni kluczy do hostelu.

17/01/2015

CZEGO NAUCZĄ CIĘ KIEROWCY, odc. 1

Z drogi:
-Jak masz na imię?
-Daniel.
-O, mój chłopak(kierowca) też, najlepsze imię na świecie! A słuchasz disco polo?
-Nie za bardzo...
-To nie jesteś prawdziwym Danielem.....

Od tej pory moje życia nie jest już takie samo. Pozdrawiam mimo to, Daniel.

25/12/2014

ŻYCZYMY WESOŁYCH ŚWIĄT, PRZETRWANIA SYLWESTRA I OBFITUJĄCEGO W NIECODZIENNOŚĆ, PEŁNEGO POZYTYWNYCH PRZYGÓD ROKU 2015!

Prezent na Święta:

Opowiadanko.

Dość długie, ale pełne akcji.

Niestety w ferworze walki, nie zachowało się żadne sensowne zdjęcie z tej przygody, więc trzeba użyć wyobraźni!

Sierpień, 2012

Staliśmy ze Stasiem przy wjeździe na autostradę we włoskim miasteczku Ventimiglia. Robiło się ciemno, byliśmy po długim marszu, miejscówka do łapania niezbyt dobra. W dodatku zapowiadało się na burzę. W końcu zatrzymała się dla nas biała furgonetka, chyba Ford Transit. Kierowca przedstawił się jako Lorenzo… Lo-REN-zoo. Mówił po angielsku, z wyraźnym włoskim akcentem. Wiek 40+, za duża biała koszula, białe szorty, sandały, siwiejące, kręcone włosy do ramion – nigdy gościa nie zapomnę. Okazuje się, że prowadzi ciekawe życie; pływa po świecie jachtami, oferując swoje usługi w marinach właścicielom jachtów w zamian za wzięcie go na pokład. W ten sposób przepłynął już kawał świata (dotarł m.in. na Karaiby). Od czasu do czasu zawija do swojego rodzinnego miasteczka Taggio, by zarobić nieco pieniędzy i odwiedzić mamę. Nasze drogi skrzyżowały się właśnie podczas jednego z takich powrotów.

Dojechaliśmy w końcu do Taggio. Lorenzo zaproponował szybki wypad do pubu, a następnie podwiezienie na autostradę, żebyśmy mogli jechać dalej (tak przynajmniej sobie to wyobrażaliśmy z Danielem). Zgodziliśmy się, Włoch postawił nam drinki. Knajpa znajdowała się akurat przy miejskim ryneczku, na którym odbywały się jakieś tradycyjne włoskie tańce. Atmosfera genialna – autentyczna włoska kultura. Nagle zaczęło grzmieć, zbliżała się burza. Lorenzo, rozochocony kilkoma drinkami zaproponował wycieczkę na najwyższe wzgórze nad miasteczkiem, żeby oglądać burzę…. pomysł znakomity, trzeba przyznać. Powiedział jeszcze mamie przez telefon, że się spóźni, po czym wskoczyliśmy do samochodu i po chwili trafiliśmy na krętą drogę prowadzącą na szczyt wzgórza. Lo-REN-zoo, z niemałą trudnością przeciskał się przez kolejne zakręty dużą furgonetką, często zmuszony do wycofywania się i poprawiania kursu. Nagle zerwał się porywisty wiatr i zaczęła się straszna ulewa. ‘’DALEJ IDZIEMY PIESZO!” – stwierdził Włoch i wysiadł szybko z samochodu. Po około 10 minutach bardzo szybkiego marszu trafiliśmy całkowicie przemoczeni do czegoś w rodzaju tarasu widokowego, na którym znajdowało się kilka drewnianych knajp. Zewnętrzna część była całkowicie zdemolowana przez burzę; poprzewracane stoliki, krzesła, grille. W środku budynków – ku naszemu zaskoczeniu – odbywało się kilka imprez. Pierwsza na jaką trafiliśmy to był jakiś dziki wieczór kawalerski. Rosłe, pijane, tańczące na stołach chłopy i samo mięso na talerzach. Lorenzo powiedział, że taka jest tu tradycja. Następnie przenieśliśmy się do chatki obok, gdzie była już w miarę zwykła impreza. Siedzieliśmy tam jakiś czas. Mocno zawiany Lorenzo zaczął ze mną jakąś filozoficzną rozmowę na temat gwiazd i boga, podczas której Stasiu zasnął. W końcu Włoch powiedział, że czas pojechać dalej. Chwiejnym krokiem poprowadził nas do samochodu i wsiadł za kółko. Podczas zjazdu ze wzgórza co chwilę mamrotał do siebie jakieś zdania po włosku. Jak zobaczył, że nas to bawi, zaczął wykrzykiwać losowe, typowo włoskie słowa w stylu ‘’CAPPUCINO, ITALIA, PIZZERIA” które specjalnie akcentował. Nagle sobie przypomniał, że musi zajechać jeszcze po coś do palenia. Zatrzymaliśmy się na jakimś podwórku. Lorenzo powiedział, że zaraz wraca i szybko wyskoczył z samochodu, a my prawie natychmiast zasnęliśmy.

Nagle obudziły nas jakieś hałasy; niedaleko samochodu Lorenzo grał w piłkę z dzieciakami. Była 4 w nocy. Po chwili znowu zasnąłem. Gdy obudziłem się pół godziny później, zobaczyłem go stojącego w drzwiach od samochodu z mętnym wzrokiem. Wsiadł i pojechaliśmy dalej. Jak przejeżdżaliśmy obok morza, powiedział, że musimy się teraz wykąpać. Niezbyt nam przypadł do gustu ten pomysł, z racji na to, że od kilkunastu godzin nic nie jedliśmy, byliśmy kompletnie wykończeni poprzednim dniem, nie mówiąc o nocy, która jeszcze się nie skończyła. Włoch w końcu nas zrozumiał i powiedział, że w takim razie zabierze nas do domu gdzie się wyśpimy. Po drodze Lorenzo wypatrzył swoich znajomych, wychodzących z klubu. Zatrzymał się. Zaczęła się burzliwa rozmowa, podczas której jeden z jego znajomych wskazał nam Lorenza, a następnie ‘’podciął sobie gardło” palcem. To chyba miał być żart.

Wreszcie dojechaliśmy do gospodarstwa Lorenza. Dał nam jeden pokój. Na szafce nocnej leżała maczeta (?). Puścił bardzo głośno muzykę – ścieżkę dźwiękową z Into the Wild Eddiego Veddera i poszedł do łazienki, gdzie spędził około godziny bardzo głośno śpiewając (zasnąłem w trakcie koncertu). Na drugi dzień, gdy go obudziliśmy wychodząc, bez żadnego śniadania czy ogarnięcia się, zaprowadził nas do samochodu i odwiózł na autostradę.

Maju

Jest i nasz występ na tegorocznych Menażkach. Kto nie widział, ma wielką szansę przeżyć prawie to samo, co fantastyczni ...
19/12/2014

Jest i nasz występ na tegorocznych Menażkach. Kto nie widział, ma wielką szansę przeżyć prawie to samo, co fantastyczni widzowie zgromadzeni w niedzielę. Przepraszamy, że film jest ucięty i na początku, i na końcu, a jakoś nie powala. W każdym razie, da się oglądać :)

Relacja z naszego występu na Menażkach.

Dzisiaj post z działu SPORT(no może nie do końca).Z dedykacją dla Robert Lewandowski, o którym trąbią teraz wszyscy i ws...
10/12/2014

Dzisiaj post z działu SPORT(no może nie do końca).

Z dedykacją dla Robert Lewandowski, o którym trąbią teraz wszyscy i wszędzie, więc i ja trochę potrąbię.
Otóż tak. Chłopak ładnie kopie, znają go na całym świecie i w ogóle. Pochwały dla rodaka na obczyźnie zawsze cieszą, więc w jakimś stopniu jestem z niego dumny. Ale nigdy nie pomyślałem, że jego nazwisko będzie mi służyło do komunikacji.
A jednak. W Turcji piłka nożna jest chyba jeszcze bardziej popularna niż u nas. Niestety z językami obcymi jest zupełnie odwrotnie i gdy wsiadaliśmy do samochodów nasze lepsze lub gorsze wypowiedzi po angielsku, polsku, rosyjsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, włosku(nie żebyśmy znali te języki, ale umiemy dłużej lub krócej(częściej) udawać, że je znamy) nie przynosiły żadnego efektu. Doszliśmy do wniosku, że jedyne słowo, które miejscowi są w stanie zrozumieć to Polonya. No to mówiliśmy, że Polonya. Na co kierowca, że Polonya Lewandowski! My potwierdzamy, że Polonya Lewandowski i od razu jedzie się lepiej. Wszyscy uśmiechnięci. Na ulicach też coś do nas mówili, my na to "Polonya" a oni "Lewandowski". Byśmy zostali trochę dłużej, to może i w piłkę byśmy się nauczyli grać. Co do Lewandowskiego to punkt kulminacyjny miał miejsce w jakieś knajpce niedaleko granicy z Irakiem. Wchodzimy, w środku pełno ludzi, ale paru kelnerów od razu przy nas. Witamy się standardowym "Polonya" a oni witają nas Lewandowskim. Posadzili nas, wspominając Roberta parę razy. Pouśmiechaliśmy się, ale z racji na to, że nie jedliśmy od 8 godzin to chcieliśmy coś zamówić i wcale nie był to Lewandowski. Łatwo nie było. Ale udało się. Wraz z jedzeniem przyszli do nas chyba wszyscy kelnerzy i patrzyli jak jemy. Uśmiechali się prześlicznie i od czasu do czasu któryś z nich krzyczał "Lewandowski". Od razu smaczniejsze! Potem nastąpiła narada wśród kelnerów i jeden z nich zaczął używać drugiego słowa! Coś w stylu "Baaałszyyykkołwskyyyy". Potem wrócił Lewandowski i mieliśmy wielką i pyszną polską kolację! Dzięki Robert, że jesteś!

Daniel

Taka chaotyczna i (nie)fascynująca historia potwierdza fakt, że nie idzie nam w tym internecie z historyjkami. Jednak dalej wierzymy, że opowiadamy lepiej niż piszemy, dlatego zapraszamy Was na nasz tegoroczny występ na festiwalu podróżniczym MENAŻKI! 14 grudnia o 13:50 na Uniwersytecie Gdańskim(WYDZIAŁ MATEMATYKI, FIZYKI I INFORMATYKI, Audytorium nr 3) przedstawimy naszą tegoroczną wyprawę do Szkocji. Zapraszamy!

Nieco odgrzewany film, ale może ktoś jeszcze nie widział. Poza tym zapowiada on nowe posty, które już wkrótce do przeczy...
19/10/2014

Nieco odgrzewany film, ale może ktoś jeszcze nie widział. Poza tym zapowiada on nowe posty, które już wkrótce do przeczytania właśnie tu! Pozdrawiamy! Niecodzienny Schemat i przyjaciele :)

Deszcz, piękne plaże, deszcz, dudy, deszcz, spódnice, deszcz, midges, deszcz, krowy z dredami, deszcz, genialne góry, deszcz i jeszcze trochę deszczu.

sierpień 2014Macedońskie dresyWysiadam ze swoją dziewczyną w Niemczech na stacji benzynowej przy granicy z Luksemburgiem...
12/10/2014

sierpień 2014

Macedońskie dresy

Wysiadam ze swoją dziewczyną w Niemczech na stacji benzynowej przy granicy z Luksemburgiem. Jedziemy do Amsterdamu spotkać się z resztą ekipy Niecodziennego. Nie jest źle, w końcu rano byliśmy w Mediolanie. Pojazdy w zasięgu wzroku to tylko te pracowników stacji i co jakieś 5 minut ktoś zajeżdża zatankować. No nic, trzeba pytać (tego nie lubię). kilka osób jedzie 5-10 km to dziękujemy, chyba zostajemy tu na noc. Podjeżdżają dwie fury i wysiada 3 dresów, patrzę i myślę - nie ma szans, robole Albania/Macedonia. Zagaduję swoim niemieckim - bez skutku. Prawie rozkładamy namiot, gdy jeden z nich podbija i pyta się co i jak, gdzie i po co. -Autostopem?! przecież tak sie nie da. Jak się dowiedział, że z Polski to od razu -O k***a! Zapakował nas do VW Polo i jedziemy. Adrien, nasz kierowca, opowiedział nam pół swojego życia, mówił płynnie po polsku, bo pracował w Świebodzinie, pochodzi z byłej Jugosławii. W Niemczech handluje samochodami, kupuje za 500 euro, 'pucuje' i sprzedaje za 2000. Mówił, że w Polsce dobrzy klienci (hehe). Załatwił nam nocleg u 2 pozostałych dresów, który okazali się być mili i pomocni. Potwierdziły się moje przypuszczenia, bo okazało się że są z Macedonii, znad jeziora Ochrid, gdzie stopowałem rok wcześniej! Adrien obiecał rano zawieść nas do Holandii, bo tam ma kupca na auto, którym jechaliśmy. Obietnicy dotrzymał i rano byliśmy w kolejnym kraju. Zdjęcie ze stacji podczas przygotowywania pojazdu na sprzedaż, zaraz potem złapaliśmy (no dobra tak naprawdę to złapała Justyna) nowiutkie BMW prosto do Amsterdamu z... kolejnym gościem mówiącym po polsku!

Morał:
„Nie szata zdobi człowieka.”

Pyrcin

PS Bardzo przepraszamy, że długo nas tu nie było. Postaramy się teraz regularnie coś wrzucać.

https://www.youtube.com/watch?v=bHYoCheCl60 =72No i jak się odnieść do takich filmów? Przykro się robi. Niecodzienny Sch...
09/07/2014

https://www.youtube.com/watch?v=bHYoCheCl60 =72

No i jak się odnieść do takich filmów? Przykro się robi. Niecodzienny Schemat jeździ stopem od lat i ma się dobrze! Nasza odpowiedź w zdjęciu poniżej! :)

W ramach ciekawostki, wywiad ze mną zamieszczony w ''Rycerzu Młodych''Pablo
09/07/2014

W ramach ciekawostki, wywiad ze mną zamieszczony w ''Rycerzu Młodych''
Pablo

Mieliśmy do przejechanie 700km z Pammukale do Stambułu i odważnie postawiony cel dotarcia tam w jeden dzień. Z racji teg...
17/06/2014

Mieliśmy do przejechanie 700km z Pammukale do Stambułu i odważnie postawiony cel dotarcia tam w jeden dzień. Z racji tego, iż Turcja posiada świetnie rozwiniętą sieć dróg ekspresowych i autostrad, cel jak najbardziej możliwy do zrealizowania. Udało się tego dokonać połowicznie, gdyż dotarliśmy tam następnego dnia z rana, ale zawdzięczaliśmy to jednemu bardzo sympatycznemu Turkowi, o czym teraz słów kilka.

Pan Turek mówił trochę po angielsku i na wstępie poinformował nas, że przejedzie z nami połowę trasy dzielącej od Stambułu. Brzmiało i pachniało świetnym czasem, zapachniało jeszcze lepiej, gdy wspólnie wylądowaliśmy w Edenie słodkości, sklepiku gdzie sprzedawano tureckie specjały, a nasz kierowca hojną ręką wybierał dla nas co oryginalniejsze smakołyki. Nie wytłumaczonej jego dobroci ciąg dalszy zaznaliśmy chwilę później, gdy już siedząc w kabinie kierowcy potężnego TIRa, telefonicznie informował rodzinę, by szykowała coś specjalnego, bo mają dziś polskich gości. Trudno odmawia się w takim sytuacjach, zwłaszcza, gdy widzi się w brązowych tureckich oczach pragnienie ugoszczenie dwójki obdartusów.

W trakcie jazdy, poinformował nas, że musi zjechać na kwadrans, załadować na pakę towar. Okazało się, że miał do załadunku gips, więc wspólnie wjechaliśmy do samego centrum kopalni tego surowca, gdzie przed nami rozpościerała się piękna panorama okolicy, a 5 metrów obok nas olbrzymie maszyny ładowały towar.

Miejscem naszego rozstania był zajazd dla kierowców, gdzie po poczęstunku składającego się z woka usmażonych na pikantno warzyw i wołowiny, podanych z pudłem pełnych chleba, Pan Turek zaskoczył nas po raz ostatni. Dogadawszy się z kumplami z zajezdni, załatwił nam u nich podwózkę już do samego Stambułu. Jadąc z nimi, mieliśmy okazję przenocować na pace wypełnionej beczkami piwa, a z rana wspólnie z nimi ucztowaliśmy, zajadają się własnoręcznie przyrządzonym posiłkiem.

Luka

"Czok gizel" - w teorii znaczy "bardzo ładne", a w praktyce używa się zawsze wtedy gdy jest fajnie
17/06/2014

"Czok gizel" - w teorii znaczy "bardzo ładne", a w praktyce używa się zawsze wtedy gdy jest fajnie

10/06/2014

GOTUJ Z NIECODZIENNYM!
Już dzisiaj pierwszy odcinek z nowej serii poradników, które zapewnią Wam proste a wyśmienite potrawy podczas wszelakich wypraw. SMACZNEGO!

IRAK, Kurdystan. Arash.Jakoś tak wyszło, że 29 dni od opuszczenia domu wylądowałem z Marcinem w Iraku, a konkretniej w j...
09/06/2014

IRAK, Kurdystan. Arash.

Jakoś tak wyszło, że 29 dni od opuszczenia domu wylądowałem z Marcinem w Iraku, a konkretniej w jego kurdyjskiej części. Utwierdziliśmy się tam w przekonaniu, że Kurdowie są fantastycznym narodem. Taki był też Arash...

Idziemy sobie pewnego słonecznego poranka przez Zakho, temperatura tuż pod 50 stopni, leje się z nas pot, ale jesteśmy szczęśliwi, a na dodatek podchodzi do nas średniego wieku mężczyzna i nawet nie zaprasza, ale prosi nas o to, żebyśmy się z nim napili herbaty. My zdecydowanie na tak, więc pijemy, rozmawiamy sobie dobrym angielskim i dowiadujemy się, że nasz kumpel zwie się Arash i ma właśnie przerwę w pracy. Skończyliśmy pić, dziękujemy, ale okazało się, że to dopiero początek. Zwiedziliśmy razem bazar, na którym dostaliśmy w prezencie płyty CD z miejscową muzyką, którą gorąco polecam! (w przeciwieństwie do niektórych moich znajomych, którzy mają jej już dość) A potem kupował nam kolejno: ciastko, świeży sok z wyciskanych pomarańczy, ciastko, herbatę, herbatę, ciastko, herbatę, herbatę. Nie pomagało ani tłumaczenie, że nie jesteśmy głodni ani próby płacenia za siebie. Jedynie z obiadu udało nam się wykręcić. Po paru godzinach zaczęliśmy się zastanawiać, ile to potrwa, bo owszem, było super i za darmo, ale jakoś tak nieswojo jednak. Ale Arash liczył chyba na więcej...
Okazało się, że do tej swojej pracy nie musi wracać i chodziliśmy dalej. Jeszcze jedna herbatka i chwyciliśmy się ostatniej deski ratunku, a mianowicie oznajmiliśmy mu, że musimy wracać do Turcji, do naszych znajomych.
Połowicznie się udało, bo zmierzaliśmy do pożegnania, gdy Arash stwierdził, że odwiezie nas autobusem aż do granicy. Na nic tłumaczenia, że sobie poradzimy, że wolimy stopem jechać, że nie chodzi o pieniądze, ale stopem ciekawiej, itd. Odpuściliśmy, w autobusie wesoło, a największą furorę zrobiła polska flaga, którą sprezentowaliśmy naszemu przyjacielowi.
To nie był koniec. Na granicy dowiedzieliśmy się, że pojedziemy taksówką. Bez Arasha już, ale on nie puści nas inaczej. No nic. Taksówka za bagatela 30 euro i nawet fakt, że to nie my płacimy, nie powstrzymał naszego smutku. Pożegnaliśmy się z Arashem, oczywiście z buziaczkami i wsiedliśmy do taryfy, co absolutnie nieczęsto się zdarza.
W cenie były wrażenia, oj tak! Już w strefie granicznej kierowca się zapytał, czy umiem prowadzić samochód. Nawet gdybym nie umiał, to nie zaprzepaściłbym takiej szansy, więc wylądowałem za kółkiem. Nie zdążyłem nawet odpalić silnika, gdy zauważyłem, że samochód przed nami niebezpiecznie się do nas zbliża. O dziwo nie powstrzymała go nawet donośna polska "k***a". No i BUM. No dobra, bardziej PUK, ale i tak odechciało mi się być irackim Kubicą. Auta bez obrażeń, krótka "gadka", czyli nikt nic nie zrozumiał i jedziemy dalej. Każdy jedzie jak chce, więc i ja się wcisnąłem na wolny pas. Wszystko super, dopóki nie zatrzymał nas jakiś wojskowy. Podchodzi do okna i jedyne co zauważyłem, to wielki, świecący, pusty oczodół...

Daniel

07/06/2014

SOBOTA NA WESOŁO!
Dziś zamiast historyjki, krótki film z ulubionym sucharem Gruzinów!
Udanego weekendu!

ARBUZY-KOLOSY I WJAZD DO ARMENII PO AMERYKAŃSKUZ gruzińskiej stolicy niespieszno było nam się ulatniać. Spędziliśmy tam ...
04/06/2014

ARBUZY-KOLOSY I WJAZD DO ARMENII PO AMERYKAŃSKU

Z gruzińskiej stolicy niespieszno było nam się ulatniać. Spędziliśmy tam kilka naprawdę relaksujących dni i nieco się rozleniwiliśmy. Ale o wszelakich uciechach miasta świateł innym razem. W końcu udało nam się zebrać do wyjścia na południową wylotówkę miasta – w stronę Armenii. Nagle naszą uwagę przykuł sprzedawca arbuzów. OLBRZYMICH, kurczę, arbuzów. Zdecydowaliśmy, że weźmiemy największego. Cała siódemka najadła się do syta, a nawet bardziej – zjedzenie giganta było prawdziwym wyzwaniem. W końcu podzieliliśmy się w mniejsze zespoły i ruszyliśmy dalej.

Stojąc niedaleko granicy gruzińsko- armeńskiej wraz z Magdą i Maćkiem zatrzymaliśmy dużą terenówkę z czerwonymi rejestracjami. Pakujemy się do środka, jak zwykle staramy się skleić jakieś zdania po rosyjsku, a tu nagle kierowca odpowiada bardzo płynnym amerykańskim angielskim. Przedstawia się jako William, miejsce pasażera zajmuje jego żona. Gdy powiedziałem, że studiuję oceanografię, W***y zapytał się, jak w Polsce z pracą po takich studiach. Odpowiedziałem, że raczej niełatwo, trzeba się postarać. „To pewnie dlatego, że nie macie oceanów” – odparł. Po chwili rozmowy okazało się, że gość jest amerykańskim oficerem łącznikowym NATO w południowym Kaukazie. Po wjeździe do Armenii co chwilę mijaliśmy jakieś posterunki wojskowe, opuszczone umocnienia. Nieopodal drogi, którą jechaliśmy znajdowała się sporna granica z Azerbejdżanem. „Pokażę Wam pozycje czołgów” – powiedział, po czym zjechał z drogi prosto na jedno z trawiastych wzgórz. Gdy maszyna z napędem na 4 koła wdrapała się w końcu na szczyt, roztoczyła się przed nami bardzo szeroka panorama okolicy. Otaczały nas porośnięte stepową roślinnością wzgórza, do tego akurat zachodziło Słońce. Tu stała artyleria Ormian – powiedział W***y pokazując porośnięte już trawą okopy przy szczycie – a tam jest Azerbejdżan – wskazał na horyzont.

Maju

POLICJA.Dzisiaj o niej. Nie o naszej polskiej, ale o tej gruzińskiej. Gruzja jest spokojnym i bezpiecznym krajem, my jes...
03/06/2014

POLICJA.

Dzisiaj o niej. Nie o naszej polskiej, ale o tej gruzińskiej. Gruzja jest spokojnym i bezpiecznym krajem, my jesteśmy spokojnymi i kulturalnymi podróżnikami, więc myśleliśmy, że nie będziemy mieli okazji się poznać. A jednak...

Tego dnia zaplanowaliśmy pojechać w góry. Wiedzieliśmy, że ruch będzie mały, a droga trudna i kręta. Wyruszyłem z Pablem. W pewnym momencie zabrał nas koleś, który w trakcie trasy "przyznał się", że jest policjantem. Dowiózł nas on do miasteczka Zugdidi, skąd do Mestii, która była naszym celem, pozostawało nam 140km. Ledwie wysiedliśmy, a kierowca odjechał, akcja znowu nabrała tempa. Najpierw zza rogu wyszedł Rombi i Maniek, a chwilę później podjechał do nas radiowóz.

Pytają, skąd, dokąd, itd. Wszystko miło, aż jeden mówi, że mamy wsiadać. Pytamy jak, skoro jest ich 4 w środku. W odpowiedzi ujrzeliśmy tylko skinienie głową w kierunku p**i. Taka heca! Wskoczyliśmy i jedziemy. Ucieleśnienie beztroski. Wiatr we włosach i niedowierzające spojrzenia mijanych ludzi. Po niedługim czasie dojechaliśmy do jakiegoś komisariatu. Zeskoczyliśmy i myślimy sobie, że to na tyle. Było super!

Ale po chwili nadjechał kolejny radiowóz i wytłumaczono nam, że będą nas tak wieźć od komendy do komendy, gdzie będziemy się przesiadać. Genialni ludzie! Po czterech przesiadkach znaleźliśmy się w nieoznakowanym wozie, z szerokim kierowcą, który zdecydowanie znał się na swoim fachu. 120km/h górską drogą, ale oprócz tego, że różne siły, o których więcej mógłby Wam napisać tylko Łukasz, dociskały nas nieustannie do drzwi, to czuliśmy się bezpiecznie. Dojechaliśmy już po zmroku. Magda, Maciek i Maju już czekali, a dojechali tam... z tymi samymi policjantami.

Stasio

Krótka historyjka, z dedykacją dla tych, którzy uważają, że w Polsce bieda, nuda i złe drogi.Za górami, za lasami i rzek...
30/05/2014

Krótka historyjka, z dedykacją dla tych, którzy uważają, że w Polsce bieda, nuda i złe drogi.

Za górami, za lasami i rzekami istnieje mały, piękny kraj - Armenia. Niestety jej położenie polityczne i geograficzne sprawia, że jest to biedne i nieoszczędzane przez los państwo. Zainteresowanych zapraszam do lektury, a tu napomnę jedynie tyle, że w wyniku historycznych konfliktów granice Armenii z Azerbejdżanem i Turcją, która to przeprowadziła na początku XX wieku Rzeź Ormian, są zamknięte, a stosunki gospodarcze mocno ograniczone. Oprócz tego, Armenię dotykają trzęsienia ziemi, z tym największym, w 1988 roku, którego skutki można zobaczyć jeszcze dzisiaj.(Do tej pory część ludzi, którzy utracili swe domy, mieszka w metalowych kontenerach(!))

Wjeżdżając więc do Armenii, uważaliśmy jej mieszkańców za wyjątkowych pechowców, myśląc jednak, że limit ich pecha został już dawno wyczerpany. Niestety, przedłużyliśmy go...

Jechałem z Pablem już po ciemku z dwoma sympatycznymi Ormianami. Ciasny samochód, dziurawe, kręte drogi. Nieco pogadaliśmy i dotarliśmy do jakiegoś miasteczka, gdzie nasi kierowcy mieszkali. No i wtedy wkroczyliśmy do akcji. W chyba najbardziej niepozornej sytuacji. Gdy samochód się już zatrzymywał, zaczęliśmy się żegnać. No i patrzę, że Pablo żegnając się z jednym z nich z niewiadomego powodu "trzepnął" jednego z nich w twarz. Niecelowo i niegroźnie, więc się zaśmialiśmy. No i się przejechałem na tym śmiechu, bo gdy przyszła moja kolej, znowu trafiliśmy na dziurę/zawiało/ostro skręciliśmy(niepotrzebne skreślić), w wyniku czego, nasz Ormianin znowu dostał w twarz...

Na szczęście podczas reszty wyprawy żaden Ormianin nie został już skrzywdzony, ogromnie ich polubiliśmy, mam nadzieję, że oni nas również. A za co ich tak polubiliśmy, dowiecie się niebawem...

Stasio

Jaka muzyka wyciąga Was z domu? Czego słuchacie w podróży? ;)
26/05/2014

Jaka muzyka wyciąga Was z domu? Czego słuchacie w podróży? ;)

Enjoy ~|Please Subscribe If you like my Videos|~

22/05/2014

Do uczniów ZSAE w Orłowie

Dzięki wielkie za poświęconą nam uwagę, ciekawość tematem i pytania na koniec!

Obawialiśmy się trochę przed, że prezentacja będzie wygląda trochę jak godzina wychowawcza i że nie zainteresujemy was naszymi historiami. Cieszymy się, że chyba jednak było inaczej a jeszcze bardziej cieszymy się ze wspólnego zdjęcia, które mam nadzieję nam prześlecie ;)

Gdybyście mieli jakieś pytania piszcie, chętnie pogadamy. Czekamy na pomoc lingwistyczną, z rozwiązaniem zagadki nazwy miejscowości w Armenii, bo otrzymaliśmy taką deklarację :D

Zdarzyło mi się parę dni temu jechać z dwoma Gruzinami pomarańczową strzałą(widoczną na zdjęciu), która to w połączeniu ...
12/05/2014

Zdarzyło mi się parę dni temu jechać z dwoma Gruzinami pomarańczową strzałą(widoczną na zdjęciu), która to w połączeniu z buchającym ze środka dymem doskonale obrazuje gruzińskie klimaty.
W związku z powyższą historią chciałbym przedstawić jeszcze jedną historię, już z samej Gruzji, która pokazuje jak fantastycznym Gruzini są narodem.
Tułaliśmy się z Mańkiem i Majem przez Ukrainę i Rosję, aby dzień przed przylotem samolotu z resztą ziomków dotrzeć do Gruzji. Do spełnienia naszego małego marzenia, czyli dotarcia na lotnisko przed samolotem, brakowało nam dobrych kilkuset kilometrów. To była jednak Gruzja. Nie dość, że się udało dojechać przed czasem, po drodze zostaliśmy nakarmieni i napojeni, to na lotnisku czekały na nas kanapy, na których mogliśmy się dobrze wyspać i rano przywitać ekipę. Do pełni szczęścia brakowało tylko jakiegoś elementu odwracającego uwagę od naszych umorusanych już twarzy i mogącego sprawić nasze spotkanie jeszcze przyjemniejszym. Długo się nie zastanawialiśmy, WINO idealnie spełniało oba warunki. Z racji, że lotnisko jest nowiutkie i postawione na polu, udaliśmy się do najbliższej wioski. Przypadkiem trafiliśmy na gigantyczną giełdę z częściami samochodowymi. Dowiedzieliśmy się, że można tam złożyć tanio i względnie szybko dowolny samochód. Kuszące, ale mieliśmy inny cel. Wina tu raczej nie znajdziemy. Jednak opuszczając giełdę stwierdziliśmy, że co szkodzi zapytać i podeszliśmy do pierwszego lepszego stoiska. Hasło "WINO" uruchomiło błyskawiczną reakcję łańcuchową. W przeciągu minuty kilkakrotnie usłyszeliśmy jeszcze słowo "wino", zrobiło się głośno, kilka razy zostaliśmy przytuleni, a ostatecznie znaleźliśmy się otoczeni przez kilku Gruzinów z wielkim baniakiem wina i szybko wypełnionymi kubeczkami, które wylądowały i w naszych rękach. Toasty, uśmiechy, foteczki i dwie plastikowe butelki z winem jako suweniry. Próba zapłaty z miejsca została powstrzymana. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy na lotnisko, gdzie po chwili wylądowała ekipa! Powitaniom nie było końca. "Skosztowaliśmy" wina i, już w siódemkę, ruszyliśmy dalej...

Stasio

PS
Muszę coś dodać od siebie. Podczas gdy Maju i Stasio robili misję 'wino' ja zostałem na lotnisku pilnować plecaków. Nagle zagaduje mnie pewien Gruzin i tłumaczy, że zaraz leci do Kijowa 'na dziewczynki', ale ma za dużo alkoholu w walizce i nie przepuszczą go z tym bramki. Przez chwile pomyślałem, że pewnie zamierza mi sprzedać jakieś trunki (hehe) Następnie pada pytanie: -Lubisz wino? odpowiadam, zgodnie z prawdą, że tak. Ani się nie obejrzałem, a wpakował mi w ręce dwa gruzińskie wina (z górnej półki, nie w plastiku), oczywiście oponowałem, że jak to tak za darmo, na pewno nic nie chce? Powiedział, że mam wypić z przyjaciółmi i pobiegł na samolot.

Maniek

Adres

Döner's Basement
Gdynia Orłowo

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Niecodzienny Schemat umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Niecodzienny Schemat:

Widea

Udostępnij

Kategoria