![Dzisiaj nieco dłużej. Może wytrzymacie 😉Udało mi się wreszcie obejrzeć "Prawdziwy ból" Jessego Eisenberga (z drugą główn...](https://img4.travelagents10.com/892/761/475630638927612.jpg)
23/01/2025
Dzisiaj nieco dłużej. Może wytrzymacie 😉
Udało mi się wreszcie obejrzeć "Prawdziwy ból" Jessego Eisenberga (z drugą główną rolą Kierana Culkina). Większość scen nakręcono w Lublinie, dlatego dla przewodnika po tym mieście to zdecydowanie "must see". Jak wiadomo, miasto gościło dotychczas wielu twórców filmowych. Sam ostatnio widziałem na własne oczy, jak przyjechał Netlix i nagrywał sceny do "1670". Na ulicy Archidiakońskiej nawet prawdziwe odchody zwierzęce rozrzucono, żeby urealnić sceny. Wyszło pięknie! 😉 Miasto to prawie gotowa makieta dla tematu przedwojennego czy żydowskiego lub gdy chce się oddać klimat czasów renesansu.
Wydawać by się mogło, że tytuł filmu Eisenberga o bólu, i to jeszcze prawdziwym, zapowiada ilustrację poważnego tematu Holokaustu lub chociażby jakiś rodzinnych nieprzepracowanych traum związanych z ludobójstwem, które objawiają się w losie głównych bohaterów. Nic bardziej mylnego. To lekka opowieść o relacji kuzynów, z których jeden wiedzie na co dzień szczęśliwy żywot w pełnej rodzinie, a drugi tej pełni nie doświadcza. Obaj postanowili wybrać się na wycieczkę do Krasnegostawu - ostatniego polskiego miejsca pobytu zmarłej babci. Po drodze zwiedzają nieco stolicy i trochę bardziej Lublina. Film, poza kilkoma napiętymi momentami, gdy frustracja brata Kevina samego w domu sięga zenitu, to humorystyczna i dosyć płaska opowieść o perypetiach wycieczkowiczów. Raz więc mylą im się pociągi, innym razem niczym psotni chłopcy oszukują konduktora, jadąc na gapę, kiedy indziej bohater przygląda się swoim stopom, leżąc na hotelowym łóżku, a pod koniec filmu obaj kładą kamyki na schodku (zazwyczaj umieszcza się je na grobach) dawnego domostwa babci. Większość odbiorców filmu zapewne nie wychwyci drobnych zakłamań mapy miasta. Zrobi to ktoś, kto gród zna trochę lepiej. W filmie nakręcono scenę zwiedzania dawnego obozu nazistowkisego na Majdanku. Aktorzy dojeżdżają tam niemal polną drogą. Tymczasem na teren obozu prowadzi dosyć ruchliwa szosa zwana, co znamienne, Drogą Męczenników Majdanka. W innym momencie bohaterowie wjeżdżają windą biurowca Urzędu Miasta przy ul. Wieniawskiej, aby chwilę później znaleźć się na dachu Hotelu Victoria przy ul. Narutowicza. Te oba obiekty dzieli jakieś 2 kilometry. Ale żeby nie było, że się czepiam. Taka konwencja. Obraz Lublina namalowano ładnie, a to dla mnie najistotniejsze. Ciekawość tła dla perypetii bohaterów była głównym powodem obejrzenia dzieła. Zapewniono klimat, urok i koloryt. Film jest lekki, łatwy i przyjemny oraz pełen humoru a la Woody Allen czyli nieco topornego. Chciałoby się jednak, żeby ta sielankowa opowieść trwała dłużej i aby droga z Warszawy, przez Lublin do Krasnegostawu była jeszcze bardziej wyboista. Jakoś tak za szybko to wszystko się kończy. Zapomnijcie jednak o tych kąśliwościach. Mamy przyjemny, familijny film o Lublinie, co najważniesze - wyreżyserowany przez hollywoodzkego twórcę, ze Złotym Globem dla aktora drugoplanowego. Czego chcieć więcej dla promocji miasta?! Turyści zaczną walić drzwiami i oknami. A ja będę miał więcej roboty ;)
Turystyczny Lublin