16/04/2024
Marzec kajakami stał...
Na początku był tradycyjny, "zimowy" spływ Wdą. Zimy nie było, ale spływ musiał się odbyć.😀 Towarzystwo stanęło, zresztą jak zwykle, na wysokości zadania. Był deszcz, "dzień gospodarczy", pływanie w świetle czołówek oraz... o dzień skrócona wyprawa. Koledzy dali czadu, a wraz z nimi i ja. 😀 Trasa z Czarnej Wody do Błędna, to była przygoda pełną gębą. 👽 Doświadczyliśmy różnej aury oraz zmęczenia, m.in. w trakcie nadrabiania trasy. Wszyscy ciągle się śmialiśmy. 😅
Po powrocie do domu poczułem niepokój, że tę trasę można zrobić szybciej. Ziarno się zasiało i już tylko kiełkowało. Żyłka sportowca dała o sobie znać. Nie przeszkadzała mi perspektywa samotnego pływania. Była nawet kusząca. I tak dwa tygodnie po wyprawie ze znajomymi, o 6.00 rano znowu zwodowałem się na Wdzie. Plan był prosty: do wieczora dnia następnego być w Tleniu. Płynęło się super, połykałem kolejne kilometry, rzeka była w miarę wartka i fajnie niosła. Co kilka godzin robiłem sobie przerwy na posiłki i rozprostowanie kości. Ciekawostka taka, że tym razem nie miałem nic specjalnego do jedzenia. Wyciągnąłem z domowej lodówki, to co było pod ręką. 🍗 Posiłkowałem się tylko małą kuchenką turystyczną. Słoje, puszki - to był mój kaloryczny żywioł. 😀 Wszystko szło sprawnie i gładko, oprócz bolących pleców na niewygodnym siedzisku. W ten sposób, około 14.00, dotarłem do Wdecki Młyn gdzie przeniosłem kajak i miałem około połowy drogi. Postanowiłem, że dotrę do Błędno i tam zabiwakuję. Czułem się dobrze, więc płynąłem... Gdy zobaczyłem miejsce wodowania kajaków w Błędnie było już szaro. No i... wpadłem na szalony pomysł: może skończyć wyprawę jeszcze dziś, czyli zdążyć do Tlenia przed północą. Założyłem czołówkę i... popłynąłem dalej. Nie było źle, właściwie nie czułem dyskomfortu z powodu ciemności. 🙂 Wszystko zmieniło się w jednym momencie, gdy forsując przeszkodę zahaczyłem o gałęzie i wyrwało mi wiosło. Zacząłem dryfować, widziałem jak wiosło płynie obok kajaku. 🆘️ Katastrofa była gotowa: bokiem o konar zwalonego drzewa, wywrotka, szok w zimnej wodzie. Wynurzyłem się na powierzchnię i już wiedziałem co mam robić: zabezpieczyć kajak, złapać wiosło, wyrzucić sprzęt (w wodoodpornych workach) na brzeg. Pomimo zimna działałem. Szybko przebrałem się w zapasowy komplet ciuchów, zagrzałem na kuchence ciepłe jedzenie, rozpaliłem ognisko, dokonałem bilansu strat. Najdotkliwsze było zalanie telefonu i brak możliwości kontaktu z kimkolwiek. 🙉🙊🙊 Z drugiej strony czułem się usatysfakcjonowany, że procedura ratownicza, ułożona przed wyprawą spracowała. Byłem suchy, miałem ogień, dużo kalorii do spożycia. Słowem - panowałem nad sytuacją. Nie miałem, jednak odwagi na dalsze pływanie nocą. Przespałem czujnie kilka godzin (tylko śpiwór i folie NRC), przed świtem przygotowałem się do dalszej drogi, m.in. musiałem wejść do rzeki, żeby wylać wodę z kajaka - brrrrr !!! Już bez żadnych przygód, przez Starą Rzekę dotarłem do Tleń. Musiałem swoim wyglądem przedstawiać obraz nędzy & rozpaczy. 😪 Miła pani z Przystanek Tleń pozwoliła mi zadzwonić do rodziny i jeszcze przyniosła pyszną herbatę z cytryną - bardzo dziękuję.
Trasa pomiędzy Czarną Wodą a Tleniem, wraz z kąpielą i noclegiem, zajęła mi 24 godziny. BYŁO FANTASTYCZNIE.
f.