21/06/2023
Zakładam, że większość z nas oglądała mecz Polski z Mołdawią i że większość z nas ma takie same wrażenia. Jeżeli uważamy piłkarza za zawód, to pracownik, który zrobiłby nam takie kuku, skompromitował, jak nasi nas z Mołdawią, nie pracowałby następnego dnia. Gorzej, kiedy nie mamy tego pracownika kim zastąpić i pracownik o tym wie.
„Nie jest to brak umiejętności, bo gdyby tak było, to nie zagralibyśmy tak w pierwszej połowie. Z całym szacunkiem dla Mołdawii, ale nie byłaby w stanie zdobyć trzech bramek, a nawet jednej. Jest to kwestia mentalności, musimy nad tym pracować. Musimy być cały czas obecni na boisku” – stwierdził Fernando Santos. Kwestia mentalności, czyli motywacji. Jeżeli wiem, że nic mi nie grozi za porażkę drużyny, firmy, to po co mam się starać. Ale czy chodzi wyłącznie o pieniądze za grę w kadrze narodowej? Przecież ci ludzie wrócą do swoich zachodnich klubów, które również reprezentują grając mecze w kadrze. Nie boją się opinii „ale daliście dupy w Kiszyniowie?” Z drugiej strony wiedzą, że jak będą grać w swoich zachodnich klubach jak w Kiszyniowie to usiądą na ławkę, potem zostaną sprzedani bądź podziękuje się im nie przedłużając kontraktu. Nieprzedłużony kontrakt to wilczy bilet, wtedy wrócą z podkulonymi ogonami. Tylko że na polskie warunki są panami i bogaczami.
Do dziś pamiętam konferencję organizowaną na Stadionie Legii. Kiedy przyjechałem o 8.00 rano moja dwuletnia ówcześnie Skoda Octavia była najbogatszym samochodem, jaki stał na parkingu stadionu. Kończąc konferencję obserwowaliśmy trening piłkarzy Legii. Zeszedłem na parking, Skoda okazała się być ubogą krewną. Kiedy ci ludzie za poziom jaki reprezentują [od lat nie możemy dostać się do fazy grupowej Ligi Mistrzów, można rozłożyć Wisłę Kraków na łopatki bez konsekwencji] mają wszystko – domy, samochody, hotele *****, wakacje gdzie chcą – to czemu mają starać się w jakiś pucharach i męczyć się, jak Barcelona czy Milan. Mentalność zachodnioeuropejska jest taka: mam milion sięgam do drugi, ma 10 sięgam po 20. Można wyjechać na Zachód, pracować na Zachodzie i nie wyzbyć się polskiego „jakość to będzie”, "robić by się nie narobić". Można przyjechać do Polski i być znów panem w kubotach nałożonych na białe skarpety frote.
Santos zderzył się we wtorek z polską mentalnością. My lubimy, kochamy wręcz mobilizować się w sytuacji zagrożenia, przezorny zawsze ubezpieczony to nie po polsku, my lubimy gonić, zamiast zdobyć te 3 punkty i włożyć ręce w kieszeń będziemy teraz obgryzać paznokcie. Santos zderzył się również z polską mentalnością zarządzania polską piłką. Kiedy wyraził opinię, że mecz Polski z Niemcami jest mu na „hak” potrzebny, to szybko sprowadzono go na ziemię. Ale to on właśnie wskazał, że mecz z Niemcami zakłóca mu przygotowania do meczu z Mołdawią, że na meczu z Niemcami wyprztykamy się z motywacji, że mecz z Niemcami mógłby się wcale nie odbyć, że nie będzie skupiać się na nim. Szybko zrozumiał, że mecz jest dla ego zarządu PZPN, z koniem kopać się nie będzie i trzeba go zagrać. Dlaczego to mówił? Bo jest z innej bajki świata futbolu, gdzie ludzie potrafią ważyć ważne i odsiać nieważne. Wygrana z Niemcami nie ma w tej chwili najmniejszego znaczenia, i Santos to wiedział, przewidział. Teraz musi zmierzyć się z mentalnością polskich zawodników i mentalnością polskich działaczy, jak od mówić kolejnej gry o Petersilie przed meczem o punkty.
Z drugiej strony, nasi zawodnicy nie osiągnęliby tego, co osiągnęli – transfery, gra za prawdziwe pieniądze, gdyby nie jakiś talent okupiony wysiłkiem wstawania piątek czy świątek o 5 rano, deszcz czy słońce, ciepło czy mróz – kiedy inni szli na piwo, oni szli na trening. Nikt nie zatrudniłby ich w tych klubach, nikt nie pozwoliłby grać. Czyli mieli jakąś motywację. Sęk w tym, że kiedy osiągnęli cel, nie postawili sobie nowego, który dalej motywował by ich. Może przyjazd do Polski to obowiązkowa podróż na Święta do matki. Nie chcemy, ale przyjeżdżamy, bo tak trzeba.
[zdjęcie TVP]