01/11/2024
Wei Xinyi wiele czytał o Tol Calen, ale i tak na każdym kroku spotykało go coraz to nowe zdumienie. Już pierwszego dnia ujrzał na wystawach sklepów maski z masy papierowej, choć do nowego roku zostało jeszcze wiele miesięcy. Ba, był to zaledwie półmetek jesieni! W jednym z takich sklepów dostrzegł za ladą młodą Hikunkę, wszedł więc do środka, by zapytać o wskazówki dotarcia pod adres, który miał zapisany na kawałku pergaminu ukrytym w wisiorku. Czekając, był świadkiem rozmowy dostojnej matrony z może trzynastoletnią panienką przymierzającą maskę dziwnego królika. Panienka była zachwycona i mówiła coś o zabawie, z kolei poczerwieniała z gniewu matrona wykrzykiwała coś o zabójcach. Wei Xinyi dopytał później ekspedientkę, o co chodziło, ale jej hikuński był podobnie kiepski, co jego cesarski. Zrozumiał mniej więcej tyle, że według jakiejś nowej mody za parę dni odbędzie się zabawa polegająca na noszeniu masek i jedzeniu słodyczy. Poznał też nowe słowo „Menażeria” i dowiedział się, że ma na nią uważać, gdyż nosi maski. Dlaczego więc organizowano taką zabawę? W Cesarstwie jednak najwyraźniej ludzie uwielbiają sprzeczności. A najbardziej już lubią mówić, że czegoś nie da się zrobić, mrugając przy tym jednym okiem jakby im coś tam wpadło, a potem przyjąć zapłatę za zrobienie dokładnie tej rzeczy. W ten sposób Wei Xinyi przedostał się przez granicę, a w każdym razie tak mu powiedziano, bowiem granica najwyraźniej przebiegała przez las, który przemierzali na grzbiecie wielkiego stworzenia. Dotarł do Lyss dwa dni przed wyznaczonym terminem, mniej więcej w dniu, gdy w Westport odbywała się niebezpieczna zabawa. Ten dzień był szczególny również w Lyss - świętowano rocznicę wyzwolenia miasta, a jednocześnie wspominano poległych w walce. W oknach wielu domów paliły się świece podczas gdy na miejskich placach ludzie bawili się do muzyki orkiestry. Umorusany chłopiec podbiegł do młodego mnicha i wręczył mu czerwony kwiatek, ale nie zamrugał przy tym dziwnie.