15/06/2021
3 dni, 3 różne miejscówki, kilkadziesiąt kilometrów w poziomie i kilka tysięcy metrów w pionie... Dropy, hopy, korzenie, brody rzeczne,skały i ścianki, tak możemy podsumować długo weekendowy wypad enduro💪
Bohaterem dnia pierwszego jest znany i lubiany przez nas kompleks Babia Góra Trails oraz PKL Mosorny Groń, chociaż nim tam dotarliśmy to dwukrotnie drogę pokrzyżowały nam procesje. Pierwsza zablokowała drogę na ponad godzinę, jednak nie tracąc czasu zwróciliśmy nasz zestaw i obraliśmy inną drogę, wydawałoby się, że to już koniec, ale niestety na 2,5km przed naszym celem utknęliśmy na 25 min w korku spowodowanym kolejną procesją. Docieramy na ścieżki. Trasy zostały niedawno co otwarte, więc są świetnie przygotowane. Na dole pojawiła się również buda z burgerami i piwerkiem, której brakowało w latach poprzednich. Prysznice, toalety i myjka jak zawsze działały i za to należy się szacun na dzielni, bo to chyba jedyne miejscówka z takim zapleczem w Polsce. Dzień na ścieżkach kończymy epickim zjazdem w formie ciufci po trasie Freeride - całość jest tak płynna, że dopiero na dropie w końcowej części zorientowałem się, że jadę na kompletnie zablokowanym zawieszeniu 😅
Wieczorem docieramy do Rabki, gdzie po szybkim ogarze zasiadamy do biesiady przy ognisku🔥
Dzień drugi rozpoczynamy od podjazdu na Luboń Wielki. Trasy te powstały na potrzeby zawodów Enduro MTB Series w 2019 r. Także wiedziałem, że chłopakom się spodobają. Nie mogło być inaczej i kilkuminutowa wyrypa w dół rekompensuje godzinny podjazd na szczyt 😀 W schronisku dają zimne piwko 0%, niestety szybko tego żałowaliśmy, bo kolejka do kasy była niczym wyjęta z PRLu. Po zatankowaniu paliwa ruszamy w dół. Na pierwszy strzał idzie Wróżka Zębuszka. Piękny i bardzo urozmaicony zjazd, ekipa zadbała o to żeby się nie nudzić - jak się można domyślać... nazwa trasy nie wzięła się znikąd 😀 Docieramy na dół z bananami na twarzy, pytanie tylko czy jest to zaciesz po epickim zjeździe czy wzajemna kontrola stanu uzębienia 😂
Ponowny podjazd i lecimy z Absztyfikantem, ale najpierw ponownie tankujemy paliwo PB0%. Jeśli chcecie wiedzieć skąd wzięła się taka, a nie inna nazwa trasy ( Mianem „absztyfikanta” określa się mężczyznę usilnie starającego się o względy kobiety.) To musicie wpaść do Hi-Sport EnduroMtb Sklep & Serwis na kawkę i ploteczki, a być może poznacie tajemnicę genezy tej otóż nazwy 😀
Początek trasy jest taki sam, potem rzucamy jedno oko na Maroko i trzymamy lewą stronę i zaczynamy zabawę z Absztyfikantem. Trasa równie epicka jak poprzednia. Tutaj trafiamy na wycinkę drzew, jednak Panowie Drwalowie uprzejmie poinformowali nas iż zrobią sobie przerwę żebyśmy mogli bezpiecznie przejechać. W tym momencie i my robimy przerwę, bo jeden z naszych rozcina oponę. Na dole Wróżka Zębuszka chyba przypomniała sobie o daninie i na końcówce Absztyfikanta zaatakowała Mateusza, lecz ten na szczęście założył wcześniej sztuczną szczękę i obyło się tylko na kilku zadrapaniach, ba nawet rower przeżył spotkanie z kamieniami bez zadrapań, choć na to nie wyglądało 😁
Po jeździe na Luboniu przejeżdżamy na drugą stronę i z Grzebienia idziemy bić żonę, czyli mierzymy się z trasą o zacnej nazwie "żonobijka". Górka raptem 600+ m n.p.m. z około 1.6km zjazdem o spadku około 205m. Tutaj chłopakom uruchamia się umysł inżyniera i spekulują jak nudna to będzie trasa, bo średnie nachylenie według ich wyliczeń wynosi " słabo w ... %". I tutaj zupełnie druga część zdania sprawdza się w 100%. Jest stromo w ..., potem długie wypłaszczenie i znowu stromo w ...., gdzie walimy trawersami i agrafkami na sam dół 😁 Trasa ta swój koniec ma przy naszym pensjonacie, gdzie przy okazji można poczillować na hamakach nad rzeką 😀
Dzień 3 już nie jest taki kolorowy, od rana siąpi deszcz, ale Enduro to nie są rurki z kremem, więc zakładami kurtki przeciwdeszczowe i lecimy na Krzywoń. Kolejna niewielka górka prawie 700+, ale stosunek podjazdu do zjazdu jest odwrotnie proporcjonalny, szybko się podjeżdża, a całkiem długo się zjeżdża. Gdybyśmy tylko wyjechali 15min później, to... TO byśmy byli sushi 😀 Po pierwszym podjeździe i dotarciu na szczyt chmury się rozeszły i przez resztę dnia towarzyszy nam już tylko błoto i słońce. Dzień kończymy na testach myjki i z czystymi rowerami wracamy do domu :)