15/12/2016
Hejo!
Mam w mieszkaniu ciekawą rzecz. Kawałek ściany, od podłogi do sufitu, cały wytapetowany jest autentyczną, oficjalną walutą Wenezueli – boliwarami. Ich nazwa to hołd na cześć Simona Bolivara, który zainicjował proces uzyskiwania niepodległości w Ameryce Południowej (sama Boliwia nosi po nim nazwę)– jego podobizna widnieje na banknocie o wartości stu boliwarów, których egzemplarz mam tylko jeden, już będący częścią tapety, niestety przyklejonym Simonem do ściany. Cała, zielona reszta, to pięćdziesiątki z niedźwiedziem na rewersie, a z drugiej strony również Simonem, tyle że Rodriguezem, który Bolivara był mentorem.
Skąd to wszystko? Przyjaciel miał okazję odwiedzić Wenezuelę osobiście i posiadawszy specyficzne upodobania, zaopatrzył się w pamiątkowe kilka kilogramów lokalnej waluty. Było to możliwe ze względu na dramatyczną sytuację gospodarczą obecnie charakteryzującą ten piękny kraj. Przyczyną takiego stanu była polityka prowadzona przez Hugo Chaveza i nagły krach tego systemu po jego śmierci. Konsekwencję stanowiła galopująca hiperinflacja boliwarów wenezuelskich i mimo że oficjalny kurs ciągle jakoś się ma, to realnie, według kursów czarnorynkowych, ich wartość zbliża się do zera. Teraz państwo jest już takim bankrutem, że nie stać go nawet na dodruk swoich pieniędzy.
W trakcie naszej podróży Wenezuela nie znajdowała się na liście naszych celów, właśnie ze względu na kryzys i wiążący się z nim nagły i ostry skok przestępczości. Mieliśmy natomiast okazję, by spotkać kilku Wenezuelczyków na naszej drodze, a w Quito, stolicy Ekwadoru, nawet spać w domu pary młodych ludzi z Wenezueli, mniej więcej w naszym wieku. Nie dało się ich określić inaczej niż uchodźcami. Z wielu rozmów jasno wynikało, że nie widzą w najbliższej perspektywie szansy na poprawę sytuacji w swojej ojczyźnie, w dodatku ta pogarsza się każdego kolejnego dnia. Olbrzymie, trwające tygodniami zamieszki, w których giną ludzie, głodujące społeczeństwo, brak towaru w sklepach, wszechobecna bieda i olbrzymia przestępczość. O swoim kraju dowiadują się z wiadomości, zawsze negatywnych oraz bezpośrednio od swoich rodzin pozostałych we własnych domach, a od których zawsze słyszą ostrzeżenia, aby pod żadnym pozorem Ci nie wracali do Wenezueli, nawet w celach odwiedzin, dopóki nie nastąpi stabilizacja. A jak na razie się na to nie zanosi.
Ostatnie zmiany w systemie Wenezueli wprowadzone przez rząd, to na przykład ograniczenie dni pracujących do dwóch w tygodniu i wycofanie z obiegu wszystkich banknotów o nominale stu boliwarów. Zwłaszcza druga innowacja odbije się druzgocząco na Wenezuelczykach, z których większość ma w zwyczaju chomikowanie kapitału w formie fizycznej.
Pamiętajmy więc o Wenezueli, która jeszcze za panowania Chaveza, aż do jego śmierci w 2013 roku, wydawała się być, przynajmniej z wierzchu, dobrze funkcjonującym, normalnym państwem. Zwróćmy uwagę jak dramatycznie i szybko sytuacja w każdym kraju świata może się załamać i cieszmy się dopóki w Polsce mamy jeszcze co jeść i nie musimy bać się wychodzić po zmroku.
Jak optymistycznie.
Tymoteusz Drzeżdżon