03/07/2024
Stacja Dukatek nadaje, już trochę po Czesku 🙂
Lubimy podróże. Coś się wyjątkowego dzieje, czasem coś zwiedzimy, czasem zrobimy zakupy w lokalnych sklepikach, czasem spotkamy kogoś ciekawego. A wczoraj zdarzyło się wszystko.
Po pierwsze: z naszej miejscówki na Kassandrze ruszyliśmy w kierunku Sithonii. W pierwszej kolejności zrobiliśmy to, co konieczne, czyli niezbędny serwis, a potem po kolei odwiedziliśmy miejscowości
1. Aphitos, którą przeszliśmy małymi brukowanymi uliczkami. Miasteczko jest wyjątkowe, ponieważ jest swoistą bazą tradycyjnej i artystycznej rękodzielniczej społeczności. Uliczki są tu piękne, maleńkie , brukowane, a wszędzie stoją wielkie puszki po oliwie, przemienione w artystyczne dzieła. W Aphitos znajdziecie mnóstwo sklepów z pięknym rękodziełem i wiele pięknych pamiątek. Mimo tego, że było gorąco (hiper gorąco) przyjemnie spędziliśmy tu czas.
2. Nea Phokea. Tu zatrzymaliśmy się na tankowanie czystej wody. Okazało się, że woda znajduje się w jakimś świętym źródełku. Udało się nam ją zatankować z nieco mniej świętego szlaufa, ale wierzymy, że pomoże nam w odnalezieniu młodości. Kto wie, może nas odmłodzi? 😉 Jest tu też bardzo ładna marina przy mini plaży a na nią wznosi się dawna wieża strażnicza. Podobno jest to dość ruchliwe miasteczko, ale od strony plaży całkiem tego nie widać.
3. Pojechaliśmy w stronę Azapiko Beach. Jest to miejsce, gdzie odnajdują się kamperowcy. Wieeeelki teren jakby po wyschniętym jeziorze, płaski i totalnie pusty. Wszystkie miejsca wzdłuż plaży obstawione praktycznie dwoma rzędami aut. Ale żeby to aut. To były przez wielkie i bogate kompleksy kamperowe(bo tak chyba już zacznę nazywać zestawy: kamper+przyczepa+ponton-motorówka+skuter/auto. Szczęśliwie znaleźliśmy miejscówkę pod wzgórzem z cerkiewką, gdzie oczekiwaliśmy na wędrujące stada kóz. Miało być tak pięknie i spokojnie, „niestety” dron wypuszczony rękoma Radosława odnalazł inną plażyczkę zagubioną są górą. Stały tam tylko 4 kampery i aż się prosiło by stanął i nasz. Ruszyliśmy więc jakąś dziwną drogą nad urwiskiem, pod górę i w dół, by w końcu znaleźć się na plaży bez nazwy, ale jakże pięknej.
4. „Nieszczęściem” byli sąsiedzi. A konkretnie jeden. Przesympatyczny Czech imieniem Paweł zmontował polsko-czeskie spotkanie wieczorne, w którym uczestniczyli dorośli z 3 busów, młodzież, pies, piękna, grecka zatoka, wrzeszczące cykady i zachód słońca🌅Pogadaliśmy. Po polsku, po czesku, o życiu, podróżach, jak wyszło.
Fajna miejscówka nam się trafiła. I wspaniały czas.
Decyzja podjęta - zostajemy tu na kolejny dzień 🙂 🏖️⛱️