Matka i córka na szlaku, czyli E=mc²

  • Home
  • Matka i córka na szlaku, czyli E=mc²

Matka i córka na szlaku, czyli E=mc² Przemierzamy Polskę (i nie tylko) pieszo i chwytamy to, co najpiękniejsze
w krajobrazie.
(4)

Konstancin-Jeziorna - Obórki - Ciszyca - Wyspy Świderskie (i powrót)16,5 kmFantastyczna wyprawa po nocnej burzy. Z dwiem...
09/06/2024

Konstancin-Jeziorna - Obórki - Ciszyca - Wyspy Świderskie (i powrót)
16,5 km
Fantastyczna wyprawa po nocnej burzy. Z dwiema koleżankami - Agatą i Asią - podjechałyśmy do Konstancina, a stamtąd groblą, wzdłuż rzeki Jeziorki, powędrowałyśmy do miejsca jej ujścia do Wisły. A że drogi było nam mało, to dodałyśmy parę kilometrów, by pomoczyć nogi w Wiśle i posiedzieć na nadwiślańskich plażach.
Powrót podobny, ale tym razem groblą wzdłuż prawej strony Jeziorki.

30.05-1.06.2024 (długi weekend Bożego Ciała)Czwartek - 30.05.2024 Praga, CzechyJeszcze w środę, o 22:05 razem z Tosią i ...
31/05/2024

30.05-1.06.2024 (długi weekend Bożego Ciała)
Czwartek - 30.05.2024
Praga, Czechy

Jeszcze w środę, o 22:05 razem z Tosią i jej dwiema koleżankami szkolnymi - Klarą i Natalką - wyruszamy Flixbusem do Pragi, stolicy naszych południowych sąsiadów. Przybywamy o 8:00 rano na D.A. na Florencu, skąd ruszamy na Starówkę, a ściślej do Miejskiego Domu Reprezentacyjnego w Pradze (Obecní dům). Przechodzimy obok niesamowicie ozdobnej fasady jerozolimskiej synagogi (strzeżonej pilnie, jak wszystko, co żydowskie), Jindřišskej věžy, Bramy Prochowej (Prašná brána), itp.
Budowla Obecnego důma, utrzymana w stylu secesyjnym, wygląda jak perełka na tle innych zabudowań.
Naszym celem jest wystawa prac Tima Burtona, amerykańskiego reżysera i producenta. Szczerze mówiąc, przepadłam na tej wystawie, gdyż rysunki były tak niezwykłe, lekką ręką wykonane, że nie mogłam się napatrzeć. Ponadto jest zakaz fotografowania, ale kto powstrzyma fanów? Pan Burton nie rozstaje się z ołówkiem. Jego prace są uwiecznione na serwetkach kawiarnianych, kartkach z hotelowych pokoi, stronach wydartych z brulionów, itp. Wystawa trwa do 30.09, więc warto ją zobaczyć (bilety: 450 koron/dorosły, 400 koron/młodzież).
Stamtąd lecimy już do centrum Starówki, poganiane przez deszcz. Starówka to jeden wielki zabytek, tu każda kamieniczka, wieża, kolumna, czy kościół to perełka architektury. Warto zatrzymać się przy wieży astronomicznej, dawnym domu Franza Kafki, wejść do kościoła św. Mikołaja oraz do kościoła św. Jakuba. Obok niego biegnie szlak jakubowy. Przemierzamy mnóstwo praskich uliczek, potem mostem Stefanika przechodzimy na drugą stronę Wełtawy. Jeszcze kawałek i docieramy na ulicę Varhulikowe, gdzie mamy nasz "Seven hostel". Z zewnątrz wygląda jak barak, ale w środku są zgrabne pokoje, łóżka z pościelą, ręczniki, dobrze wyposażona kuchnia, ogólnodostępne prysznice i wc. Za oknem mamy Wełtawę.

4.04.2024 (czwartek - dzień czwarty, ostatni)Miasto Rodos na wyspie Rodos Ależ szkoda, że to ostatni nasz dzień pobytu n...
31/05/2024

4.04.2024 (czwartek - dzień czwarty, ostatni)
Miasto Rodos na wyspie Rodos

Ależ szkoda, że to ostatni nasz dzień pobytu na tej pięknej, greckiej wyspie. Bardzo nam się tutaj podoba, i można by jeszcze niejedno poznać i zobaczyć. Choć i tak nie jest źle, bo w 2,5 dnia zobaczyliśmy wschodnią i połowę zachodniej części wyspy, a dziś mamy w planie zwiedzanie miasta Rodos.
Po śniadaniu pakujemy manatki, żegnamy świetny hotel i jedziemy na północ, czyli tam, gdzie w 408 r. p.n.e. założono miasto Rodos. Auto zostawiamy na bezpłatnym parkingu przy ul. Lazarou Tiliakou, na wschodnim wybrzeżu, i stąd ruszamy już pieszo w stronę murów Starego Miasta. Według planu zaczynamy od wschodniej strony, wzdłuż linii brzegowej z jednej strony, a z drugiej mijając kolejne bramy miejskie, przez które można wejść na Starówkę. Imponujące mury obronne powstały w XV/XVI w., kiedy to Joannici musieli odpierać ataki tureckie. Jednak w 1523 r. Sulejman Wspaniały zdobył miasto i dopiero po wojnie włosko-tureckiej na początku XX w., znalazło się ono w rękach włoskich. Tymczasem niespiesznie idziemy promenadą wzdłuż morza, w kierunku portu jachtowego, zaglądając w każdy historyczny zakamarek. Pięknie prezentują się wiatraki (Windmills of Mandraki) z czasów bizantyjskich, które służyły do mielenia zboża zwożonego na statkach. Z kilkunastu zostały do dziś trzy. W porcie szokują mnie jachty, wielkością zbliżone do naszych stateczków spacerowych, wśród nich jest także mnóstwo mniejszych (w tym z polską banderą). No, i docieramy do krańca portu, gdzie stała jedna ze stóp Kolosa Rodyjskiego. Dziś jest tu kolumna zwieńczona figurą łani. Po drugiej stronie, gdzie dawniej była druga stopa Kolosa Rodyjskiego, znajduje się bliźniacza kolumna, ale zwieńczona figurą jelenia. Można sobie tylko wyobrazić imponujące 32 metry słynnego, wykonanego z brązu w III w. p.n.e., posągu Heliosa, strzegącego wejścia do portu (jeśli faktycznie to było jego miejsce). Niestety, ponad pół wieku później, podczas trzęsienia ziemi, uległ 1zniszczeniu. Jego ruiny leżały w morzu aż do VII w. n.e., po czym Arabowie (panujący wówczas w Rodos) sprzedali go na złom wędrownemu kupcowi.
Tymczasem Bramą Wolności wchodzimy do centralnej części Starówki. Wzdłuż sredniowiecznych uliczek mnóstwo sklepików z pamiątkami, po prawej Muzeum Sztuki Współczesnej oraz Muzeum Archeologiczne, po lewej pozostałości po świątyni Afrodyty. Lawirujemy uliczkami, by w końcu przysiąść w kafejce pod zabytkowym drzewem oliwnym przy ulicy Sokratesa. Stamtąd, prosto, jak strzelił, mamy Meczet Sulejmana, dalej średniowieczną Wieżę Zegarową, a na północ XIV-wieczny Zamek Wielkich Mistrzów. Cała Starówka wzbudza mnóstwo emocji, wąskie uliczki, mury, bramy i przejścia. Bramą d'Amboise (jedna z największych, z potężnymi drzwiami) opuszczamy Starówkę i kierujemy się na południowy-zachód, by dotrzeć na rodyjski Akropol. Oczywiście, połozony jest na wzniesieniu, z którego widać całe miasto. Teren jest ogrodzony i przypomina ogromny park, wejscie darmowe. Warto tu przyjść, by zobaczyć ruiny świątyń, stadion, teatr, dotknąć starożytności.
W takich miejscach zastanawiam się nad przemijaniem kultur i religii. Pozostaje sztuka: architektura, rzeźba, malarstwo. I tu nasuwa mi się dygresja a propos lekceważącego traktownia zajęć plastycznych/artystycznych w szkołach polskich. Szlag mnie trafia, gdy słyszę rodziców drwiących z tych lekcji. Ograniczona krótkowzroczność nie pozwala im dostrzec, że właśnie sztuka potrafi przetrwać wieki i to ona kształtuje życie całych społeczności. Mnóstwo dzieci nie wie nawet, jak trzymać w ręku pędzel czy ołówek! A przecież to one powinny być ich narzędziem zabaw zamiast telefonów i gier komputerowych! Współczesny rodzicu, ocknij się wreszcie!
Z Acropolu jest już blisko nad morze Egejskie, a ściślej na najwyższy punkt Wzgórza św. Stefana (St Stephen's Hill), skąd warto podziwiać krajobraz aż po horyzont. Jesteśmy tu sami, wędrujemy alejką w kierunku północnym, potem dziką ścieżką schodzimy w stronę plaż i zakręcamy wśród skał, by dojść do groty Michała Archanioła, miejsca kultu okolicznych Greków. Podobno twórca i opiekun kapliczki w tym miejscu odzyskał wzrok za sprawą Michała Archanioła. Warto tu podejść i zobaczyć tę malutką jaskinię obwieszoną dewocjonaliami. Nic się nie płaci, ale mile widziane są kwiaty (nie mieliśmy).
Plażą kierujemy się z powrotem na północ, znów wchodzimy do miasta, bo Tosia z Jankiem chcą przetestować McDonald's grecki (póki co twierdzą, że polski ma najlepszy smak i wygrywa w rankingu fastfoodów w krajach, które zwiedzili).
A potem znów zapuszczamy się w Stare Miasto i innymi uliczkami, mijając m.in. Plac Hipokratesa, docieramy do bramy św. Jana, którą przedostajemy się z żalem w świat współczesny. W drodze na parking idziemy obok stadionu, gdzie będzie mecz, bo kordony policji i kibiców idą równolegle z nami :D
Około 18:00 wyjeżdżamy z miasta w kierunku lotniska. Janek odstawia pożyczone auto, czekamy na samolot, a po północy jesteśmy już w Modlinie.
I koniec przygody... ale naprawdę pięknej, niezapomnianej i jednej z najciekawszych!

3.04.2024 (środa - dzień trzeci)Zachodnie wybrzeże Rodos Minęły prawie 2 m-ce od naszego pobytu na Rodos, więc w końcu z...
30/05/2024

3.04.2024 (środa - dzień trzeci)
Zachodnie wybrzeże Rodos

Minęły prawie 2 m-ce od naszego pobytu na Rodos, więc w końcu znajduję czas, by opisać dzień trzeci.
Dotarliśmy do:
1. Dolina Motyli (nieczynna)
2. Zamek Kritinia
3. Jacob's Canyon
4. Kopria Beach
Opis:
Po obfitym śniadaniu znowu ruszamy w trasę, ale tym razem chcemy zobaczyć zachodnie wybrzeże, oblewane Morzem Egejskim.
Mijamy od południowej strony wzniesienie, na którym byliśmy pierwszego dnia, by zwiedzać zabudowania klasztoru Filerimos. Z daleka widać potężny krzyż kończący tamtejszą drogę krzyżową. Wszystkie gwiazdy na niebie głoszą, że słynna Dolina Motyli będzie jeszcze nieczynna o tej porze roku, ale że w zasadzie mamy ją po drodze, postanawiamy tam zajrzeć. Ekipa pracowników sprząta i naprawia elementy terenu. Otrzymuję informację, że Motyle będzie można podziwiać dopiero od maja. Robimy więc kilka fotek i ruszamy w dalszą drogę. Wkrótce docieramy do wybrzeża, po lewej stronie mamy góry, po prawej bajeczne morze.
Zatrzymujemy się, by krajobraz zatrzymać w kadrze. Ale tu pięknie i pusto. Ciekawe, czy w sezonie bywają tu plażowicze...
Na dziś mamy zaplanowanych kilka miejsc, i właśnie zbliżamy się do pierwszego - Zamku Kritinia, należącego do zakonu Joannitów.
Wcześniej znany był jako Kastellos, a zbudowano go w 1472 roku, za "panowania" Wielkiego Mistrza Zakonu Johannitów, Giorgio Orsini. Zamek miał za zadanie chronić mieszkańców sąsiedniej wioski Kritinia przed wrogimi atakami osmańskiej floty morskiej. Do jego budowy wykorzystano strategiczne położenie na szczycie pobliskiego wysokiego wzgórza, skąd obrońcy mieli bardzo dobry widok na całe morze. Nigdy nie został zdobyty, więc jest jednym z najlepiej zachowanych zabytków na wyspie Rodos. Nad wejściem widoczne są herby dwóch Wielkich Mistrzów: Wielkiego Mistrza D'Amboise (1503-1512) i Wielkiego Mistrza Origny (1467-1476). W architekturze znajdziemy wpływy bizantyjskie, jak i weneckie, zaś w pozostałościach po kaplicy św. Jana piękne XVI-wieczne freski.
Z miejscem tym związana jest też legenda nawiązująca do mitologii greckiej. I tak Athaimeles, najstarszy syn Katerasa i wnuk kreteńskiego króla Mínósa, musiał opuścić swoją rodzinną ziemię z powodu straszliwej przepowiedni, według której miał zabić własnego ojca. Osiadł więc na wyspie Rodos, gdzie założył osadę Kritinia.
Podsumowując, ruiny zamku robią wrażenie na całej naszej trójce, a widoki z wysokiego wzgórza na rozrzucone, na Morzu Egejskim, wyspy, są bezcenne. I te kolory! Lazury i błękity, biel skał.
Patrząc jednak ku wnętrzu wyspy, nie sposób pominąć wznoszącego się najwyższego szczytu Rodos, czyli Atawiros (1215 m npm). Powiecie, bagatela, tylko jakies 100 m wyżej niż Gubałówka. Jednak jest to góra tak potężna w swojej formie, że chciałabym kiedyś ją zdobyć. Na szczyt, gdzie znajdują się pozostałości świątyni Zeusa, prowadzi kilka dróg. Ciekawe, czy znajdę chętnych towarzyszy na wyprawę...
Teraz jedziemy w głąb wyspy, zawiłymi drogami, przy których nasza rodzima serpentyna, prowadząca do Morskiego Oka, to pikuś. Mój błędnik szaleje.
Zachciało mi się Kanionu Jakuba (Jacob's Canyon), to mam za swoje :) Kanion, wyrzeźbiony w skale przez wody, z początku jest łatwy do zdobycia. Wysokości, które pokonujemy, to wyschnięte wodospady. Podczas ulew prawdopodobnie spływa tędy woda. Bardzo klimatycznie, więc Tosi i Jankowi podoba się. Ale im dalej się zapuszczamy, tym trudniej. Następny odcinek już wymaga sprzętu wspinaczkowego. Odpoczywamy więc, podziwiając otaczające nas skały w barwie czerwieni i złota. Ależ to piękne, zaciszne miejsce. Jednak trzeba wracać, i nie jest to wcale prostsze niż droga w górę.
Ostatnim punktem na naszej dzisiejszej trasie jest niewielka zatoczka, o której wyczytałam, że turyści ją uwielbiają i przybywają wcześnie rano, by zająć miejsce do wypoczynku. Miejscówka nazywa się Kopria Beach, i rzeczywiście jest godna polecenia. Cisza, spokój, pusto, szmaragdowa woda i białe skały. Natura, tworząc takie unikatowe krajobrazy, jest najwspanialszym artystą.
Wracamy, bo dziś mamy jeszcze w planach kąpiel w hoyelowym basenie oraz "hotelowej" zatoczce, a na kolację chcemy zjeść pizzę w knajpce przy basenie.
Zgodnie stwierdzamy, że był to bardzo fajny, przygodowy dzień.

15 maja 2024 (noc muzeów, sobota)20,5 kmStart i Meta: Nowa IwicznaCel: Ogród Botaniczny PAN w Powsinie - Botanical Garde...
19/05/2024

15 maja 2024 (noc muzeów, sobota)
20,5 km
Start i Meta: Nowa Iwiczna
Cel: Ogród Botaniczny PAN w Powsinie - Botanical Garden in Powsin Warsaw

To była naprawdę świetna noc muzeów, bez tłumów i kolejek :)
Wystartowałysmy z koleżanką Asią, z NI o 17.30, i najprostszą drogą, przez Józefosław, dotarłysmy do granic Lasu Kabackiego. Dalej, idąc jego skrajem (rany, jaka susza wszędzie), mijając Kierszek, znalazłyśmy się na ul. Prawdziwka, gdzie jest główne wejście do Ogrodu Botanicznego w Powsinie. Dziś niebiletowane :)
Do niemal 22:00 cieszyłyśmy oczy roślinami, kwiatami, drzewami, spacerowałyśmy po miniaturowych Tatrach i Pieninach, wdychałyśmy mglisty klimat dżungli w oranżeriach. Po czym, gdy już było ciemno i wszystkie kwiaty przybrały jedną barwę, księżyc świecił na prawie bezchmurnym niebie, zarządziłyśmy powrót. Do Nowej Iwicznej (w lesie przy świetle czołówek) doszłyśmy tuż przed północą.

19 listopada 2023 r., w niedzielę, o godzinie 17:00, odbędzie się w GOK Lesznowola (oddział w Mysiadle, przy ul. Topolow...
14/11/2023

19 listopada 2023 r., w niedzielę, o godzinie 17:00, odbędzie się w GOK Lesznowola (oddział w Mysiadle, przy ul. Topolowej), wernisaż wystawy poplenerowej. Jak może pamiętacie, Tosia i ja brałyśmy udział w plenerze malarskim na Roztoczu, gdzie z grupą pozostałych artystów uwieczniałyśmy tamtejszy krajobraz. Poniżej przedstawiam część naszych prac, które będą prezentowane na wystawie. Po zakończeniu wystawy chętnych zapraszam do nabycia obrazów.







09/11/2023

Koniecznie z dźwiękiem i wdziękiem :D
W drodze na Smerek, Biesy, listopad 2023

09/11/2023

Po powrocie z bieszczadzkich szlaków mam tydzień leczniczy - nawarstwiły się zabiegi chirurgiczno-dermatologiczne, więc wyglądam jak po spotkaniu z Edwardem Nożycorękim :D
lub wygłodniałą niedźwiedzicą (no, dobra, przesadzam). Ale w związku z powyższym ostatni dzień włóczęgi bieszczadzkiej dopiero opiszę, a tymczasem wrzucam wietrzne filmiki z szlaku na odcinku: przeł. Orłowicza-Smerek (pierwszy dzien pobytu 2 listopada 23 r.)

03.11.2023 (piątek - dzień drugi)Bieszczady OdnalezioneSmerek - Kalnica - Łuh - Zawój - Sine Wiry - Łopienka - Bukowiec ...
05/11/2023

03.11.2023 (piątek - dzień drugi)
Bieszczady Odnalezione
Smerek - Kalnica - Łuh - Zawój - Sine Wiry - Łopienka - Bukowiec - Wołkowyja - Górzanka
25 km

W Przystanku Smerek pobudkę mamy o 5.00, zupka chińska na śniadanie, herbata do popicia, i przed 6.00 wychodzimy na drogę/szlak czerwony. Za nami rozpala niebo wschodzące słońce. Łapiemy stopa do Kalnicy, ale państwo, z którymi jedziemy, podrzucają nas znacznie dalej, do czarnego szlaku. W prawo idzie się do bacówki Jaworzec, w lewo zaś wiedzie ścieżka "Bieszczady Odnalezione". I takie Biesy nam się marzyły, pełne historii, wspomnień minionych wieków i melancholii. Czytamy opisy na tablicach... Tu była wieś Łuh, tam stała cerkiew, jeszcze dalej sklep, trzyklasowa szkoła, rozłożysta lipa... Poniżej drzewa owocowe nad rzeką Wetliną, przydrożna kapliczka z wizerunkiem św. Mikołaja. Idziemy drogą przez wieś, której już nie ma, ale słyszymy śmiech biegających dzieci, głosy nawołujących się kobiet, rżenie konia, którego prowadzi gospodarz. W dole wije się Wetlina, a my wznosimy się wyżej. Wiatr nasila się, ale skręcamy i znów wchodzimy w ciszę. Na prawo ciągnie się ogromna polana - idealne miejsce na wieś. I zgadza się - kiedyś stały tam chaty wsi Zawój. Przez środek łąki biegła droga. Na wzgórzu stała cerkiew otoczona cmentarzem. Wędrujemy dalej, do słynnego rezerwatu Sine Wiry. Nazwę tę nadali dawni mieszkańcy. Znajduje się tu pięć brodów i pięć głębin zwanych dawniej wirami, które dziś stanowią atrakcję turystyczną. Przekraczamy most na Wetlinie, i po drugiej stronie drogi wchodzimy do Doliny Łopienki. Nieistniejąca już wieś Łopienka została założona w XVI w. To tu znajdowała się najstarsza murowana cerkiew. W pobliżu drogi odbywa się wypał węgla drzewnego w czterech retortach. Dwa z nich czekają na wyładowanie, trzeci jest dopiero zapełniany drewnem, a czwarty... Rozmawiamy z sympatycznym panem, który tu pracuje. Żartuje mówiąc, że ten czwarty jest na tych turystów, którzy nie potrafią się zachować. Dowiadujemy się także innych ciekawostek o okolicy. Lecimy dalej. Przed nami centrum dawnej wsi i odbudowana cerkiew. To tu, w pierwszą niedzielę października, odbywa się odpust. Skromne wnętrze kościółka i nad ołtarzem ikona Matki Boskiej Łopieńskiej Pięknej Miłości. Z boku zaś figura Chrystusa Bieszczadzkiego, wyrzeźbiona z jednego kawałka drewna. Takiego Chrystusa można spotkać tylko tutaj... Kontemplujemy ciszę tego miejsca, siedząc na ławce, popijając suchą bułkę herbatą z termosu, wpatrując się w kościółek. Tu następuje też mała zmiana planów. Dzień krótki, chmur coraz więcej, stwierdzamy więc, że wracamy do drogi, zamiast iść szlakiem przez góry. Na drodze od razu łapiemy stopa. Młody chłopak, mieszka w Biesach od dwóch lat, opowiada nam o życiu w Bukowcu. Wiosną niedźwiedzica wyrwała okno w kurniku i wraz z młodymi zeżarła 40 kur. Teraz dwie watahy wilków kręcą się w pobliżu domostwa. Chłopak podrzuca nas do Terki, pod sklep. Kupujemy lodowe rożki i siadamy na schodach. Tu życie toczy się wolno, a nam ten rytm pasuje. W końcu ruszamy na Wołkowyję, to niedaleko. Przed skrętem na Górzankę, dostrzegamy ruiny dzwonnicy, fundamenty kolejnej cerkwi i kilka grobów. Najmłodszy z 1946 r. Do schroniska młodzieżowego w Górzance mamy ostatnie 4 km, które pokonujemy w deszczu. Czekamy na kierowniczkę, zaglądamy do pobliskiego sklepiku, rozmawiamy z właścicielem. Jutro wpadniemy do niego po coś na dalszą drogę. W Górzance jest kościółek, który kiedyś był cerkwią. Część wystroju sprzed wojny pozostała, więc chcemy go zobaczyć. Zostawiamy plecaki, i już z czołówkami, idziemy na 17.00 do kościółka (jest msza pierwszopiątkowa), by podziwiać jedyny w Polsce rzeźbiony ikonostas. Po mszy podchodzi do nas pan kościelny i proboszcz. Zachęcają do robienia zdjęć, pytają, skąd przyszłyśmy, opowiadają historię świątyni. Ksiądz proboszcz jest także przewodnikiem, zna wszystkie szlaki. Wracamy w końcu do schroniska, zastanawiając się, czy spotkamy po drodze niedźwiedzia...

02.11.2023 (czwartek - dzień pierwszy)Bieszczadzka jesieńWetlina - przeł. Orłowicza - Smerek (1222 m npm) - Smerek (nocl...
04/11/2023

02.11.2023 (czwartek - dzień pierwszy)
Bieszczadzka jesień
Wetlina - przeł. Orłowicza - Smerek (1222 m npm) - Smerek (nocleg - Przystanek Smerek)
17 km

Jesienny spontan w Biesy był rozważany przez Magdę i mnie od września. Ale wrzesień był letni, w październiku brakło czasu, najlepszy okazał się więc długi weekend 1-5 listopada.
Bilety na autokar oraz noclegi ogarnęłyśmy z Magdą dwa dni przed wyjazdem.
1 listopada w nocy czekamy na autobus Neobus do Leska. Obawiamy się tej nocy w autobusie, bo następnego dnia czeka nas wędrówka... Okazuje się, że tylko mała grupka osób jedzie w Bieszczady, autokar jest niemal pusty. Rozciągamy się więc - każda na 4 fotelach - i śpimy w pozycjach leżących - do rana! W Lesku mamy 2 godziny do następnegu busa (travel bus), którym chcemy dotrzeć do Wetliny. Wpierw idzoemy do pobliskiej piekarni kupić bułki. Rozmawiamy z piekarzami. Jeden z nich pokazuje nam zdjęcia niedźwiedzia, który przychodził pod ambonę. Z piekarni idziemy do jednej z najlepszych cukierni/kawiarni w Lesku - "Słodki domek" - na kawę. A potem już jedziemy do Wetliny, skąd wbijamy na żółty szlak wiodący na przeł. Orłowicza. Pogoda dopisuje - słonecznie i ciepło. Dywan z bukowych liści sięga do kostek. Przed przełęczą ubieramy się, bo już nieśmiało dopada nas wiatr. Dalej jest coraz silniejszy. Wyrywa telefon z ręki, gdy chcesz zrobić zdjęcie. Czapki i rękawiczki niezbędne. Powoli, kołysane wiatrem, wchodzimy na Smerek, czerwonym szlakiem. Wszyscy odpoczywają tu od północnej strony. Wiatr zaś atakuje od południa. Zawodzi, wyje, śpiewa. Jest obłędnie!!! Wędrówkę kontynuujemy czerwonym szlakiem w kierunku Kalnicy. Pod dywanem liści jest głębokie, gliniaste błoto. Buty mamy tak brudne, że przydałby się im porządny prysznic :) Im niżej, tym cieplej i ciszej. Na moście przekraczamy rzekę Wetlinę i po chwili wychodzimy na drogę (wielką pętlę bieszczadzką), którą już wędrujemy do Smerka. Łapiemy stopa i ostatni kilometr już mamy z głowy (albo raczej z nóg). Meldujemy przybycie w Przystanku Smerek - fajnym miejscu noclegowym, z typowym bieszczadzkim klimatem. Pysznie też tu karmią, ale chcemy skosztować coś obok -w słynnym "Pawle nie całkiem świętym". Też smacznie, choć długo się czeka w kolejce. Następnym razem wygra "Przystanek Smerek" tę konkurencję. O 18.00 kładziemy się do łóżek. Jesteśmy bardzo zmęczone, a czeka nas pobudka o 5.00.

Uff, co to był za dzień i jakie emocje!Poniżej wstawiam link z mojej prelekcji, z którą wystąpiłam w Sieroszewicach. Świ...
27/10/2023

Uff, co to był za dzień i jakie emocje!
Poniżej wstawiam link z mojej prelekcji, z którą wystąpiłam w Sieroszewicach. Świetnie opisane przez p. Ewę! Dziękuję za zaproszenie, liczne przybycie słuchaczy i możliwość wystąpienia przed nimi.

Jest 21.45, a ja pakuję plecak, żeby jutro spotkać się z tymi, którzy chcą posłuchać mojej opowieści w Gminnym Ośrodku K...
26/10/2023

Jest 21.45, a ja pakuję plecak, żeby jutro spotkać się z tymi, którzy chcą posłuchać mojej opowieści w Gminnym Ośrodku Kultury w Sieroszewicach, :) na zaproszenie Gminnej Biblioteki Publicznej w Sieroszewicach.
Zrobię też malutki konkurs :)
Trzymajcie za mnie kciuki!

Piątek, rano. Wawa Centralna wita.

7-8.10.2023Warszawa, UrsynówFestiwal Siła Marzeń - Miłki Raulin Zajrzyjcie tutaj: https://www.facebook.com/festiwalsilym...
09/10/2023

7-8.10.2023
Warszawa, Ursynów
Festiwal Siła Marzeń - Miłki Raulin
Zajrzyjcie tutaj: https://www.facebook.com/festiwalsilymarzen

Już V Festiwal Siły Marzeń mamy za sobą. Odbył się 7-8 października 2023 w CK "Alternatywy" na warszawskim Ursynowie. Pierwszego dnia było się 6 prelekcji pod hasłem "Dookoła świata" (Marek Kamiński, Arek Iwański, Roman Ficek, Julita Ilczyszyn, Marzena Figiel-Strzała i Kuba Popławski). Drugi zaś z 4 prelekcjami (Piotr Pustelnik, Irina Galay, Łukasz Nowicki, Miłka Raulin & Ania Wilczek) i dwoma filmami ("600 km lodową pustynią", "The cowboy capital"), nosił hasło "W górach".
Twórczynią tego festiwalu jest Miłka Raulin, kobieta fantastyczna, optymistyczna i z głową pełną pomysłów. W 2018 r. została dziesiątą i najmłodszą Polką, która zdobyła Koronę Gór Ziemi. W 2022 r. przeszła 600 km trawersem Grenlandii, o czym opowiada w swoim filmie.
Podobnie, jak w zeszłym roku, udało mi się przybyć (tym razem na rowerze, walcząc z sztormowym, północnym wiatrem) na blok V, czyli prelekcję Łukasza Nowickiego oraz
Miłki Raulin & Ani Wilczek. Zostałam także na pierwszym filmie (po zakupie biletu choćby na jeden blok prelekcyjny, filmy są gratis!).
"Z Nowickim na szlaku, czyli jak nie wejść i wejść na szczyt" to historia człowieka, dla którego najważniejsza jest droga-podróż, przyjaźń i spełnianie marzeń. Pan Łukasz wszedł na Kilimandżaro, Arrarat, Fuji, ale nie targnie się na Mt. Everest. Natomiast na pewno dotrze do Everest Base Camp, i nawet już sobie wyobraża siebie siedzącego w bazie, z koniaczkiem w ręku, spoglądającego na 8848 m. n.p.m. Pasją jego jest rower. Podczas pierwszej wyprawy był z jednym tylko kolegą, dziś w zespole jest ich dwudziestu. Czasem jest bardzo mozolnie - wjazd na przełęcz (ponad 2 tys. metrów) potrafi trwać cały dzień. Czasem nie można znaleźć noclegu. Ale zawsze każda wyprawa jest niezapomnianą przygodą!
Prelegentka Ania Wilczek to ta dziewczyna, która wpadła na pomysł zrobienia KGP (28 szczytów) w 7 dni, w ramach akcji charytatywnej dla swojej serdecznej przyjaciółki Ani Gaj. Do wyzwania zaprosiła Miłkę Raulin, ale ta zaproponowała podnieść poprzeczkę, mianowicie 28 szczytów w 7 zimowych dni. "Dziewczyny dla Dziewczyny" ukończyły zadanie w 6,75 dnia! Piątego dnia weszły aż na 6 szczytów z KGP! Idąc w ciemnościach na Mogielicę (Beskid Wyspowy), pobłądziły i weszły na przeciwległy Łopień :) Skopiec (G. Kaczawskie) to było dreptanie w krzaczorach, a Wysoka Kopa (Izery) okazała się brodzeniem w rozmokłym śniegu i wodzie. Na Babiej G. (Beskid Żywiecki) wiatr miał moc ponad 100 km/h, ale tam dziewczyny wchodziły z siłą wsparcia mentalnego w postaci przyjaciół. Pamiętam, że śledziłam na Fb te ich wyczyny i byłam pełna podziwu.
Ania Gaj po wypadku na paralotni jest sparaliżowana i wciąż potrzebuje wsparcia na rehabilitację. W marcu urodziła śliczną córeczkę, bo wie, że życie zawsze można tak zmienić i zmodyfikować, by nadal osiągać upragnione cele.
Film Miłki Raulin "600 km lodową pustynią" obejrzałam z przyjemnością już drugi raz. Jest najmłodszą Polką, która zrobiła trawers Grenlandii, niekoniecznie po płaskim. Liczne szczeliny, huraganowy wiatr, wszechotaczająca biel, a pośrodku lodowej pustyni cztery maleńkie postacie, każda z nich ciągnąca 100-kilogramowe sanie.
Zwycięzcami konkursu "Rzuć wszystko i..." została rodzinka (2+2), która sprzedała mieszkanie, by kupić katamaran i pływać nim po oceanie. Przygodę zakończyli po 3 latach w Nowym Jorku, tam sprzedali katamaran i wrócili do Polski, by kupić mieszkanie.
Zwyciężczynią konkursu "Podejmij wyzwanie i..." została Anna Wilczek za charytatywny pomysł "KGP w 7 dni zimą".
Gratulacje!!!

"Święty kurzy na drodze, święty kij przy nodze..., święte wędrowanie", czyli KALENDARZE 2024Moi Drodzy, od dziś zaczynam...
05/10/2023

"Święty kurzy na drodze, święty kij przy nodze..., święte wędrowanie", czyli KALENDARZE 2024
Moi Drodzy, od dziś zaczynam zbierać zamówienia na wędrówkowy kalendarz na rok 2024, ze zdjęciami naszego autorstwa (Matka i córka na szlaku, czyli E=mc²)
Na każdej stronie znajduje się opis przedstawionej krainy na zdjęciu.
Specyfikacja:
12 kart + okładka, format - A3, papier - kreda mat 250 g.
Poniżej zamieszczam poszczególne karty.
Chętnych proszę o informację na priv.

Szanowni znajomi z okolic Sieroszewic i Ostrowa Wlkp.! Serdecznie zapraszam na spotkanie podróznicze, w Małej Sali GOK, ...
03/10/2023

Szanowni znajomi z okolic Sieroszewic i Ostrowa Wlkp.! Serdecznie zapraszam na spotkanie podróznicze, w Małej Sali GOK, w Sieroszewicach, w dniu 27.10.2023 (piątek), o godz. 17.00. Podczas spotkania opowiem, jak w dwa tygodnie można zaliczyć cztery krainy: Bieszczady, Tatry, Warmię i Mazury.

17.09.2023 (niedziela)Festiwal Ponad Szczytami, Piwniczna-Zdrój - Nowy Sącz - Kraków - dom Dziś kończy się Festiwal Pona...
01/10/2023

17.09.2023 (niedziela)
Festiwal Ponad Szczytami, Piwniczna-Zdrój - Nowy Sącz - Kraków - dom

Dziś kończy się Festiwal Ponad Szczytami. Wg programu jest jeszcze śniadanie na trawie i spacer z przewodnikiem na Radziejową.
W piątek, idąc tutaj, poznałam świetne dziewczyny: Elę i jej córkę Karolinę, spod Łańcuta. Mieszkałyśmy w pokojach, obok siebie, w "Gazdówce". Wczorajsze popołudnie spędziłyśmy razem na rozmowach i słuchaniu prelekcji. Fajnie jest poznawać ludzi o podobnych pasjach. One też przyjechały specjalnie na Festiwal. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na szlaku. :)
Jednak dziś mam przed sobą już tylko powrót do domu. Rano, przy śniadaniowej zupce chińskiej, słyszę, że moje sasiadki - Ela i Karolina - wychodzą z pokoju. W planie mają Radziejową. Tymczasem żegnam się z gospodynią "Gazdówki", zarzucam plecak i schodzę w dół, do centrum Piwnicznej. Po 200 metrach słyszę, że zwalnia jadący za mną samochód.
- Dokąd pani idzie? - pyta mężczyzna za kierownicą.
- Do Piwnicznej.
- Niech pani wsiada - rzuca jego żona. - Podwieziemy.
- Super, bardzo dziękuję! - Jestem naprawdę szczęśliwa, bo prócz plecaka mam ciężką torbę z nagrodą, którą wczoraj zdobyłam na festiwalowym konkursie.
- Wczoraj była pani na Radziejowej - mówi pan kierowca.
- Tak. - Robię wielkie oczy. - Państwo też?
- Ja nie. Mąż był - odpowiada kobieta.
Pan mnie zapamiętał, w szoku jestem. Wspominamy piękną pogodę i widoki. W czasie rozmowy okazuje się, że jesteśmy niemal "sąsiadami", ponieważ państwo pochodzą z Otwocka. Na dobrą sprawę dzieli nas tylko Wisła. :) Mało tego, okazuje się, że również byli w tym roku, w Cisnej, na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa. Świat jest mały! W Piwnicznej już prawie żegnam się z nimi, ale kiedy pani mówi, że jadą przez Nowy Sącz, wstrzymuję oddech, nie wierząc własnemu szczęściu. Wdzięczna niesamowicie, wysiadam w Nowym Sączu i wpierw lecę na dworzec PKP. Muszę się upewnić, czy zastępczy autokar przyjedzie planowo i na pewno tutaj. Po piątkowej jeździe niczego nie jestem pewna :D
Do odjazdu mam dwie godziny, więc ruszam zwiedzać Nowy Sącz. W pandemicznym 2020 r. byłam tu krótko, z Magdą i naszymi córkami. Znam Planty i Rynek, ale chcę w końcu zobaczyć ruiny zamku!
Nowy Sącz, wbrew nazwie, nie jest taki nowy, ponieważ lokację otrzymał w 1292 r. jako miasto królewskie w ziemi krakowskiej. Lokację nadał król czeski, Wacław II. Ze względu na przebiegający tędy szlak handlowy i wymianę towarową z Węgrami, miasto zaczęło się szybko rozwijać. W XIV w. Kazimierz Wielki buduje tu zamek obronny, a w XV w. Władysław Jagiełło z Witoldem, w tymże zamku, planują wojnę z krzyżakami.
Nowy Sącz otaczają góry: na południu Beskid Sądecki, na zachodzie Beskid Wyspowy, na wschodzie Beskid Niski, a od północy Pogórze Rożnowskie.
Z zabytkowego dworca PKP (secesja, 1909 r.) ruszam na rynek, przez zielone Planty i ulicę Jagiellońską (tu polecam lody rzemieślnicze+tajskie u Hoszowskich "Happy Rolls"). Znów zastygam z wrażenia, patrząc na bryłę eklektycznego ratusza z XIX w. Jest piękny! Przecinam rynek i lecę ulicą Kazimierza Wielkiego, mijając po lewej renesansową kamienicę Lubomirskich (obecnie mieści się w niej biblioteka), a po prawej synagogę z XVIII w. Docieram na skarpę, gdzie w widłach Dunajca i Kamienicy wzniesiono w XIV w. zamek. Niestety, do dzisiaj zachowały się resztki murów obwodowych oraz zrekonstruowana Baszta Kowalska. Na terenie ruin utworzono park miejski. Ale jest też legenda o siarczanej wodzie wypływającej ze źródełka spod Baszty Kowalskiej. Co jakiś czas rycerze pełniący w pobliżu straż, znikali. Pewnego razu śmiałek uzbrojony w halabardę, różaniec i kredę święconą, przyczaił się o północy, by sprawdzić, co tam się dzieje. Nagle ujrzał piękne nimfy, które śpiewem zapraszały go do tańca. Rzucił różańcem w źródełko, a wtedy nimfy zmieniły się w czarownice i odleciały. Samo źródełko prawdopodobnie zostało zasypane podczas wybuchu w 1945 r. Wracając mijam gotycką bazylikę św. Małgorzaty z XIV w., ale nie wchodzę, bo akurat jest niedzielna msza św. Żałuję, bo na południowej ścianie prezbiterium jest częściowo odsłonięta polichromia z 1360 r.! A w przyziemiu wieży północnej są drzwi, na których w 1617 r. złożyli podpisy czterej hejnaliści miejscy. Warto je zobaczyć zanim staną się całkiem nieczytelne. Kiedyś więc wrócę do Nowego Sącza, ale teraz czeka mnie już droga do Krakowa. Tym razem autokar dociera do Krakowa planowo, i planowo, wieczorem, docieram do Piaseczna. To był świetny weekend!

Address


05-500

Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Matka i córka na szlaku, czyli E=mc² posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Contact The Business

Send a message to Matka i córka na szlaku, czyli E=mc²:

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Contact The Business
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share