31/05/2024
4.04.2024 (czwartek - dzień czwarty, ostatni)
Miasto Rodos na wyspie Rodos
Ależ szkoda, że to ostatni nasz dzień pobytu na tej pięknej, greckiej wyspie. Bardzo nam się tutaj podoba, i można by jeszcze niejedno poznać i zobaczyć. Choć i tak nie jest źle, bo w 2,5 dnia zobaczyliśmy wschodnią i połowę zachodniej części wyspy, a dziś mamy w planie zwiedzanie miasta Rodos.
Po śniadaniu pakujemy manatki, żegnamy świetny hotel i jedziemy na północ, czyli tam, gdzie w 408 r. p.n.e. założono miasto Rodos. Auto zostawiamy na bezpłatnym parkingu przy ul. Lazarou Tiliakou, na wschodnim wybrzeżu, i stąd ruszamy już pieszo w stronę murów Starego Miasta. Według planu zaczynamy od wschodniej strony, wzdłuż linii brzegowej z jednej strony, a z drugiej mijając kolejne bramy miejskie, przez które można wejść na Starówkę. Imponujące mury obronne powstały w XV/XVI w., kiedy to Joannici musieli odpierać ataki tureckie. Jednak w 1523 r. Sulejman Wspaniały zdobył miasto i dopiero po wojnie włosko-tureckiej na początku XX w., znalazło się ono w rękach włoskich. Tymczasem niespiesznie idziemy promenadą wzdłuż morza, w kierunku portu jachtowego, zaglądając w każdy historyczny zakamarek. Pięknie prezentują się wiatraki (Windmills of Mandraki) z czasów bizantyjskich, które służyły do mielenia zboża zwożonego na statkach. Z kilkunastu zostały do dziś trzy. W porcie szokują mnie jachty, wielkością zbliżone do naszych stateczków spacerowych, wśród nich jest także mnóstwo mniejszych (w tym z polską banderą). No, i docieramy do krańca portu, gdzie stała jedna ze stóp Kolosa Rodyjskiego. Dziś jest tu kolumna zwieńczona figurą łani. Po drugiej stronie, gdzie dawniej była druga stopa Kolosa Rodyjskiego, znajduje się bliźniacza kolumna, ale zwieńczona figurą jelenia. Można sobie tylko wyobrazić imponujące 32 metry słynnego, wykonanego z brązu w III w. p.n.e., posągu Heliosa, strzegącego wejścia do portu (jeśli faktycznie to było jego miejsce). Niestety, ponad pół wieku później, podczas trzęsienia ziemi, uległ 1zniszczeniu. Jego ruiny leżały w morzu aż do VII w. n.e., po czym Arabowie (panujący wówczas w Rodos) sprzedali go na złom wędrownemu kupcowi.
Tymczasem Bramą Wolności wchodzimy do centralnej części Starówki. Wzdłuż sredniowiecznych uliczek mnóstwo sklepików z pamiątkami, po prawej Muzeum Sztuki Współczesnej oraz Muzeum Archeologiczne, po lewej pozostałości po świątyni Afrodyty. Lawirujemy uliczkami, by w końcu przysiąść w kafejce pod zabytkowym drzewem oliwnym przy ulicy Sokratesa. Stamtąd, prosto, jak strzelił, mamy Meczet Sulejmana, dalej średniowieczną Wieżę Zegarową, a na północ XIV-wieczny Zamek Wielkich Mistrzów. Cała Starówka wzbudza mnóstwo emocji, wąskie uliczki, mury, bramy i przejścia. Bramą d'Amboise (jedna z największych, z potężnymi drzwiami) opuszczamy Starówkę i kierujemy się na południowy-zachód, by dotrzeć na rodyjski Akropol. Oczywiście, połozony jest na wzniesieniu, z którego widać całe miasto. Teren jest ogrodzony i przypomina ogromny park, wejscie darmowe. Warto tu przyjść, by zobaczyć ruiny świątyń, stadion, teatr, dotknąć starożytności.
W takich miejscach zastanawiam się nad przemijaniem kultur i religii. Pozostaje sztuka: architektura, rzeźba, malarstwo. I tu nasuwa mi się dygresja a propos lekceważącego traktownia zajęć plastycznych/artystycznych w szkołach polskich. Szlag mnie trafia, gdy słyszę rodziców drwiących z tych lekcji. Ograniczona krótkowzroczność nie pozwala im dostrzec, że właśnie sztuka potrafi przetrwać wieki i to ona kształtuje życie całych społeczności. Mnóstwo dzieci nie wie nawet, jak trzymać w ręku pędzel czy ołówek! A przecież to one powinny być ich narzędziem zabaw zamiast telefonów i gier komputerowych! Współczesny rodzicu, ocknij się wreszcie!
Z Acropolu jest już blisko nad morze Egejskie, a ściślej na najwyższy punkt Wzgórza św. Stefana (St Stephen's Hill), skąd warto podziwiać krajobraz aż po horyzont. Jesteśmy tu sami, wędrujemy alejką w kierunku północnym, potem dziką ścieżką schodzimy w stronę plaż i zakręcamy wśród skał, by dojść do groty Michała Archanioła, miejsca kultu okolicznych Greków. Podobno twórca i opiekun kapliczki w tym miejscu odzyskał wzrok za sprawą Michała Archanioła. Warto tu podejść i zobaczyć tę malutką jaskinię obwieszoną dewocjonaliami. Nic się nie płaci, ale mile widziane są kwiaty (nie mieliśmy).
Plażą kierujemy się z powrotem na północ, znów wchodzimy do miasta, bo Tosia z Jankiem chcą przetestować McDonald's grecki (póki co twierdzą, że polski ma najlepszy smak i wygrywa w rankingu fastfoodów w krajach, które zwiedzili).
A potem znów zapuszczamy się w Stare Miasto i innymi uliczkami, mijając m.in. Plac Hipokratesa, docieramy do bramy św. Jana, którą przedostajemy się z żalem w świat współczesny. W drodze na parking idziemy obok stadionu, gdzie będzie mecz, bo kordony policji i kibiców idą równolegle z nami :D
Około 18:00 wyjeżdżamy z miasta w kierunku lotniska. Janek odstawia pożyczone auto, czekamy na samolot, a po północy jesteśmy już w Modlinie.
I koniec przygody... ale naprawdę pięknej, niezapomnianej i jednej z najciekawszych!