15/03/2016
Pewnie wielu z Was nie raz podczas wakacji spotkało się z tym, że ktoś chce Was nieładnie mówiąc "wydoić" z kasy. Mówią, że podróże kształcą i oczywiście się pod tym podpisuję, sam wielokrotnie miałem okazje uczyć się asertywności, z którą nadal miewam problemy.
Malediwy potrafią uśpić czujność, ludzie wydają się tu niezbyt zainteresowaniu turystami, czasami ktoś powie "hello", czasami spotkamy się z uśmiechem, z reguły jednak malediwczycy unikają kontaktu wzrokowego, jakby onieśmieleni naszą "nagością". W Male tylko kilka razy zostaliśmy zapytani czy nie chcemy kupić pamiątek, jednak odpowiedź "nie" wystarczyła aby pozbyć się sprzedawcy.
Od kilku dni jesteśmy na wyspie Guraidhoo, bardzo spokojne to miejsce, kilka hotelików, jedna knajpka, kilka sklepów w tym także z pamiątkami ale te większość otwierana na życzenie.
Podczas popołudniowego relaksu ktoś zagadnął do nas "how are you?". Po krótkiej rozmowie nasz nowy przyjaciel oznajmił, że może nas zabrać na snurkowanie, dla niego czas spędzony z turystami to świetna zabawa, nie chce pieniędzy itd. Od słowa do słowa doszliśmy do organizacji większej wycieczki z oglądaniem żłówi morski i delfinów, snurkowaniem w kilku fajnych miejscach i wynajęciem łodzi na cały dzień. Cena wydawała się atrakcyjna więc ugadaliśmy się na ustalenie szczegółów wieczorem. Po tym jak ruszyliśmy w strone sklepu nasz towarzysz zaproponował, że wskaże nam taki, w którym kupimy produkty po lokalnych cenach na co przystaliśmy. Z półek zebraliśmy dwie zupki chińskie, dużą coca cole i wodę mineralną. Tak, tak zdarza nam się jeść zupki chińskie, nie stołujemy się tylko w restauracjach :-) Sprzedawca coś podliczył na kalkulatorku, nasz "przewodnik" wymienił z nim kilka zdań po czym to on a nie kasjer oznajmił nam "10 $". Ten dollars? Bez namysłu zrobiliśmy obrót na pięcie i wyszliśmy ze sklepu. W kolejnym, już sami zrobiliśmy identyczne zakupy za 64 rufije, odpowiednik mniej więcej 4 $. Facet biegł za nami i coś tłumaczył ale dla nas był to koniec, jakże krótkiej znajomości.
Rozumiem, że każdy chce zarobić ale nie lubię być tak perfidnie oszukiwany, pewnie gdyby brał mniejszą łyżeczką miałby z nas większy pożytek :-)
Oczywiście to, że jesteśmy wyczuleni na punkcie uczciwości lokalnych sprzedawców i naganiaczy jest następstwem kilku interesów życia, które zrobiliśmy podczas innych wyjadów :-)
Jeżeli chodzi o sklepy z pamiątkami to przeczytałem, na którymś z blogów, że jeżeli coś na malediwskich wysepkach jest drogie to poprostu tyle kosztuje i że mieszkańcy nie mają w zwyczaju się targować. To już nieaktualne. Oglądając pamiątki nie raz usłyszałem 50-60 $ za coś za co nie dałbym 15 $.
Pierwszy raz spotkałem się z takim handlem w Egipcie i chyba ta "szkoła" sprzedaży podąża wszędzie wraz za turystami...
PS. Kto z Was dał się kiedyś naciągnąć? Przyznawać się :)