Darek w podróży

  • Home
  • Darek w podróży

Darek w podróży Contact information, map and directions, contact form, opening hours, services, ratings, photos, videos and announcements from Darek w podróży, Travel Company, .

Trochę współczesnej historii :)Kwiecień 2019, Petra. JordaniaByć jak Indiana JonesZapewne większość z Was doskonale pami...
20/05/2020

Trochę współczesnej historii :)

Kwiecień 2019, Petra. Jordania

Być jak Indiana Jones

Zapewne większość z Was doskonale pamięta scenę z filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata” podczas, której młody żądny przygód Indiana Jones w towarzystwie swojego ojca w poszukiwaniu Świętego Graala wjeżdża konno do ogromnego kanionu na, końcu, którego ukazuje im się momentalna wykuta w skale ogromna budowla. Mityczny skarbiec, który robi oszałamiające wrażenie. Oglądając tą scenę można odnieść wrażenie, że faktycznie te fascynujące miejsce ukryte jest tak, że dostęp do niego mają tylko nieliczni. Tylko Ci, którzy pokonają morderczą wędrówkę, której zwieńczeniem i nagrodą jest dotarcie do tego mitycznego miejsca.
Brzmi pięknie i fascynująco niczym prawdziwa dzika przygoda. Niestety rzeczywistość Petry obecnie jest zgoła inna.
Dotarcie tam nie wiąże się z kilkudniową wędrówką z ogromnym upale z ryzykiem, że możemy z wyprawy w ogóle nie wrócić. Do centrum turystycznego możemy dotrzeć obecnie taksówką, samochodem bądź autokarem zarówno wycieczkowym jak i lokalną linią.
Nadal czeka nas przejście fantastycznym kanionem, który co i rusz zapiera nam dech swoimi kształtami i żeby je móc podziwiać co chwilę musimy zadzierać wysoko głowę do góry, ale….musimy też co chwilę uważać bo razem z nami podążają również setki innych poszukiwaczy skarbów pragnących tych samych doznań co my i po prostu trzeba uważać żeby kogoś nie zdeptać. Do tego jeszcze należy uważać na złowrogie hordy małych dzieci, które co i rusz próbują nam zepsuć urok miejsca wciskając nam pocztówki i inne drobiazgi tego mitycznego miejsca.
Po blisko 15 minutach marszu kanionem następuje najważniejszy i z wielu punktów widzenia najlepszy moment naszej podróży, a jak się potem okazuje też dla wielu innych wielbicieli Indiany Jonesa ostatni punkt podróży (bo w sumie po co iść dalej skoro dotarliśmy tam gdzie Harrison Ford prawda?)
Wyobraźcie to sobie…Maszerujecie ogromnym kanionem, wiecie, że coraz bliżej jest cel waszej wędrówki, miejsce tak fascynujące i tak piękne i tak nierealne, że ciężko to sobie wyobrazić. Jeszcze tylko kilka kroków, jeden zakręt i ostatnia prosta i już pomalutku widać pierwsze zarysy budowli widoczne między ścianami kanionu. W końcu wychodzicie z kanionu i padacie z wrażenia na kolana. Przez kilka chwil nie jesteście w stanie nic powiedzieć, ale czujecie coraz większą radość niczym Indiana Jones w Ostatniej Krucjacie. Przed Wami znajduje się mityczny skarbiec wykuty w przeogromnej skale.
I tak fantastycznie wygląda to tylko w naszej wyobraźni. Bo do tego trzeba dodać przeogromny tumult, hałas i zgiełk wywołany setkami spragnionych przygód turystami, naganiaczami, przewodnikami i ogromną ilością dzieci. Nie sposób znaleźć krótkiego momentu na zadumę ponieważ co chwilę albo ktoś nas przeprasza we wszystkich językach świata ponieważ chce przejść bądź próbuje zrobić zdjęcie z jak najmniejszą ilością homo sapiens w tle żeby choć trochę oddać urok i nutkę tajemniczości na jakie te miejsce tak naprawdę zasługuje.

c.d.n.

Trochę prehistorii :)Kwiecień 2011 roku:Godziny poranne. Budzę się mocno obolały. Dookoła mnie małe krzewy, trawa. Leżę ...
07/05/2020

Trochę prehistorii :)

Kwiecień 2011 roku:

Godziny poranne. Budzę się mocno obolały. Dookoła mnie małe krzewy, trawa. Leżę w śpiworze na karimacie. Niestety przez karimatę czuć było wszystkie kamienie na, których się rozłożyłem. Plecy dość mocno bolały. Siadam żeby trochę się rozprostować. Spoglądam do góry i widzę ogromną metalową konstrukcję. Symbol miasta i kraju w, którym się znajduję- Wieżę Eiffla. Leżę dosłownie w okolicy jednej z jej nóg na Polach Marsowych w krzakach tak żeby nikt mnie nie zauważył. Mimo iż całą noc kręciło się tam mnóstwo osób nie byłem przez nikogo niepokojony. W ten sposób spędziłem swoją jedyną noc w Paryżu podczas pierwszej w życiu autostopowej podróży. Mimo, że było bardzo niewygodnie poranny widok największej atrakcji miasta napawał mnie ogromnym optymizmem.
Poniżej kilka ujęć z Paryża.

26/04/2020

W uzupełnieniu do poprzedniego wpisu. Filmik z Garganta del Diablo w Argentynie.

Puerto de Iguazu, marzec 2015Dziś zapraszam Was na wspomnienia z argentyńskiej części wodospadu Iguazu. Do Argentyny mia...
26/04/2020

Puerto de Iguazu, marzec 2015

Dziś zapraszam Was na wspomnienia z argentyńskiej części wodospadu Iguazu. Do Argentyny miałem ponownie zawitać podczas podróży po Patagonii w marcu 2020 roku. Niestety z wiadomych przyczyn cały wyjazd musiałem odowłać.
Wracam więc do wspomnień z 2015 roku.
Żeby dostać się na argentyńską stronę oczywiście obowiązkowo należało przejść kontrolę paszportową i wypełniać druczki zarówno po stronie brazylijskiej jak i argentyńskiej. Mimo ze zapewne znalazłyby się osoby, które uznałyby, że to totalna głupota dla mnie przekroczenie każdego nowego kraju jest czymś niezwykle ekscytującym.
Po chwili mogłem już uradowany powiedzieć do siebie "tak jestem w Argentynie!" i serio za każdym razem ogarnia mnie ta sama ogromna euforia gdy moja noga staje po raz pierwszy w nowym dla mnie kraju.
Po kontroli paszportowej trzeba złapać autobus do argentyńskiego parku Iguazu. Płatność, która była wtedy przyjmowana obowiązywała tylko w gotówce, a dokładniej w argentyńskim Peso. Dla ułatwienia obok kas znajduje się bankomat, który niestety pobiera niemałe prowizje, ale jak nie masz wcześniej przygotowanej gotówki to innego rozwiązania po prostu nie ma.
Co do samego parku. O ile w Brazylii szlak prowadzi tylko w jednym kierunku o tyle w Argentynie park ma kilka różnych odnóży i dzięki temu samo zwiedzanie jest dość mocno urozmaicone. Również w Argentynie samo obcowanie z wodospadem i z siłą natury ma zupełnie inny wymiar.
Park posiada kilka punktów w, których kaskada wodospadu jest praktycznie na wyciągnięcie ręki co gwarantuje dość mocny prysznic. Dlatego spora część turystów chodzi po parku w pelerynach przeciwdeszczowych. Ja uznałem, ze jest mi to zbędne i o ile ulewa w drodze powrotnej z Paragwaju trochę mnie irytowała to ogromne ilości wody z wodospadu już nie.
Jeśli już dobrze rozejrzymy się po wszystkich szlakach parku pozostaje nam jeszcze podróż kolejką do głównego części wodospadu Iguazu- Garganta del Diablo-jego centralnej części i zarazem najbardziej spektakularnej i widowiskowej jeśli chodzi o ilość wody. Z kolejki kierujemy się specjalnie przygotowaną kładką, która zakończona jest tarasem widokowym tuż nad wodospadem. Niesamowity szum i widok, który zdecydowanie pozostaje w głowie na bardzo długo. Oczywiście zmoknięcie gwarantowane, ale kto by się tym przejmował mając przed sobą (dokładniej pod sobą) najpiękniejszy wodospad świata?

Foz de Iguazu marzec 2015Nie ma co ukrywać, że do tego przygranicznego brazylijskiego miasta przybywa się nie ze względu...
25/04/2020

Foz de Iguazu marzec 2015

Nie ma co ukrywać, że do tego przygranicznego brazylijskiego miasta przybywa się nie ze względu na jego klimat czy też bliskość Paragwaju. Podróżuje się w to miejsce ze względu na spektakularne miejsce, którym są chyba najpiękniejszy
wodospad świata - Wodospad Iguazu. Wodospad składający się z 275 odrębnych progów skalnych leży na terenie zarówno Brazylii jak i Argentyny w stosunku 20% do 80 %.
Patrząc na podział procentowy można rzecz, że nie ma sensu zwiedzać części brazylijskiej ponieważ praktycznie cały wodospad znajduje się w Argentynie. Nic bardziej mylnego. Będąc w tym miejscu zdecydowanie warto rozłożyć poznawanie tego miejsca na 2 dni. Jednego dnia skupić się na części brazylijskiej i np wieczorem skoczyć do Paragwaju (tak jak ja to uczyniłem), a drugiego dnia pojechać do Argentyny i tam zwiedzić część argentyńską. Po każdej ze stron oglądamy wodospad z zupełnie innej perspektywy i dzięki temu dawkujemy sobie poznanie prawdziwej siły natury.
Żeby dostać się do parku w Brazylii wystarczy udać się na główny dworzec autobusowy w Foz de Iguazu i poczekać na zielonego busa jadącego zarówno do bram parku jak i na lotnisko. Czas podróży to około 20 minut.
Po opłaceniu biletu wstępu w parku wsiadamy do kolejnego busa, który wiezie nas w głąb parku. I tutaj można rozwiązać to na dwa sposoby.
Pierwszy: wysiadamy na pierwszym przystanku i idziemy pieszo obserwując wodospad aż docieramy do końca trasy gdzie mamy najbardziej spektakularne widoki.
Drugi: dojeżdżamy busem do samego końca tym samym na dzień dobry widzimy co najlepsze i cofamy się potem pieszo.
Oczywiście zdecydowałem się na wariant pierwszy.
Szlak ciągnie się wśród drzew, a po naszej prawej stronie w oddali widać kolejne progi skalne wodospadu. Tak naprawdę po drugiej stronie widać część argentyńską bo linia graniczna przechodzi przez środek wodospadu. Z każdym kolejnym odcinkiem szlaku szum wody jest coraz potężniejszy i widoki są coraz bardziej spektakularne.
Oczywiście po drodze nie brakuje miejsc na przerwę. Co jakiś czas widoczna jest jakaś restauracja gdzie można coś zjeść.
W takich miejscach można spotkać też liczne stadka zamieszkujących park zwierząt Coati czyli w naszym języku Ostronosy. Te wyglądające na pierwszy rzut oka niegroźnie i sympatycznie zwierzęta potrafią być agresywne i mogą dotkliwie ugryźć lub podrapać zwłaszcza gdy chcą nam ukraść jedzenie (sam w ostatniej chwili uratowałem kanapkę przed jednym z nich) tak więc nie polecam zbytniego zbliżania się do nich gdyby komuś przyszło to do głowy.
W końcu po spacerze pełnym pięknych widoków docieram do końca szlaku po brazylijskiej stronie. Tutaj wisienka na torcie brazylijskiego parku- szlak prowadzi w głąb wody i zakończony jest dość sporą platformą na, której można poczuć siłę natury, która drzemie w tym wspaniałym miejscu. Oczywiście krótka wizyta tam sprawia, że człowiek po chwili jest cały mokry od ilości wody, ale jest to tak wspaniałe uczucie, że wracam tam jeszcze kilka razy.
Dla chcących zobaczyć wodospady z jeszcze innego ujęcia w pobliżu jest również taras widokowy na, który wjeżdża się windą. Stąd mamy równie fenomenalny widok na wodospad z góry. Tutaj możemy zobaczyć jego ogrom patrząc z góry na turystów wyglądających niczym małe bezsilne mrówki u stóp nieokiełznanej natury. W takim miejscu człowiek zdaje sobie sprawę, że to własnie natura tworzy wszystko co najpiękniejsze na naszym świecie.

Pora na pierwszą recenzję książki  :)"Hajer na andyjskim szlaku" Mieczysława BieńkaMieczysław Bieniek jest autorem kilku...
21/04/2020

Pora na pierwszą recenzję książki :)

"Hajer na andyjskim szlaku" Mieczysława Bieńka

Mieczysław Bieniek jest autorem kilku książek o tematyce podróżniczej w, których opisuje swoje własne wyprawy i doświadczenia. Z racji, że Ameryka Południowa jest moim ulubionym kontynentem bez zastanowienia sięgnąłem po książkę opisującą podróż Pana Mieczysława w 2011 roku do Ameryki Południowej.
Podczas tej podróży Pan Mieczysław odwiedził Kolumbię, Peru, Ekwador oraz Boliwię.
Książka jest pełna niesamowitych przygód (czasami aż trudno uwierzyć, że mogły wydarzyć się naprawdę), które przeżywa autor podczas całej wyprawy. Tak naprawdę mamy tam prawdziwy rollercoaster- od fantastycznych pozytywnych zdarzeń aż po przygody przepełnione strachem. Dzięki temu czytelnik jest w stanie poznać prawdziwe oblicze Ameryki Południowej.
Z jednej strony kontynentu o niesamowitej palecie barw kultur, oszałamiającej przyrodzie, a z drugiej strony jednak miejsca gdzie nie brakuje niebezpieczeństw czyhających na turystów.
Czytając książkę ani przez chwilę nie można się nudzić. Każdy kraj to zupełnie inna historia, która wciąga czytelnika.
Dzięki temu książka nie męczy i czyta się ją szybko i przyjemnie.
Ogromnym plusem jest ilość przepięknych zdjęć, które autor dołączył do książki. Dzięki nim możemy jeszcze bardziej wczuć się w opisywane w książce historie i dzięki fotografiom choć trochę poczuć namiastkę klimatu panującego na tym odległym kontynencie.
Ja jako miłośnik Ameryki Południowej w tej książce dostałem to na co liczyłem. Miejsca, które opisuje Pan Mieczysław były dokładnie takie jak sobie je wyobrażałem.
Polecam książkę każdemu, a w szczególności miłośnikom Ameryki Południowej.

Foz de Iguazu marzec 2015Popołudnie spędzałem w hostelu Pousada Natureza blisko centrum Foz de Iguazu. Niedaleko płynie ...
19/04/2020

Foz de Iguazu marzec 2015

Popołudnie spędzałem w hostelu Pousada Natureza blisko centrum Foz de Iguazu. Niedaleko płynie rzeka Parana przez, którą przechodzą granice trzech państw: Brazylii, Argentyny oraz Paragwaju.
W Brazylii jestem, a do Argentyny wybieram się następnego dnia. Zaczynam się zastanawiać jak dostać się do Paragwaju.
Dla normalnego turysty taka wyprawa nie miałaby żadnego sensu zwłaszcza, że paragwajskie miasto, które znajduje się niedaleko Ciudad del Este słynie z tego, że ....w sumie nic tam nie ma. Jest to jedno wielkie targowisko pełne podróbek i kiczowatych centrów handlowych.
Jednak dla mnie jest to wystarczający powód żeby przekroczyć granicę i chociaż delikatnie liznąć Paragwaj.
Idę do recepcji zapytać się w jaki sposób mogę tam się dostać.
Oczywiście chłopak z recepcji zna tylko kilka słów po angielsku więc korzystamy z translatora.
Sam przebieg rozmowy wygląda mniej więcej tak:
Ja- Hej, czy możesz mi powiedzieć jak daleko jest do granicy z Paragwajem?
Recepcjonista- około 4 kilometrów.
Ja- Ok. Jak mogę tam się dostać?
Recepcjonista- Są busy, można też pieszo. Chcesz się tam wybrać?
Ja- Oczywiście. Powiedz mi tylko którędy mam się kierować.
Recepcjonista- Odradzam. Jest to niebezpieczne miejsce dla turystów. Lepiej tam się nie wybieraj.
Ja- Dzięki za ostrzeżenie, mimo wszystko chętnie się wybiorę.
Chłopak niezbyt chętnie, ale wskazał mi drogę.
Do pokonania faktycznie jest około 4 kilometrów. Należy dojść do Mostu Przyjaźni nad rzeką Parana. Kontrola paszportowa po stronie brazylijskiej i możemy iść mostem do Paragwaju.
Tam kolejna kontrola. Wypełnianie druczku, pieczątka i możemy iść dalej. W takich miejscach kontrole wyglądają tak jak wyobrażałem sobie je czytając książki Wojciecha Cejrowskiego. Klimatem idealnie wpisują się w to co pisał Pan Wojtek.
Jakie było samo Ciudad del Este? Tak jak myślałem, zupełnie nijakie, brudne, chaotyczne. Widać było, że większość sklepów już się zamykała. Ludzie uciekali do domów. W niektórych miejscach czułem na sobie spojrzenia miejscowych, którzy chyba dziwili się, że jakiś turysta zawitał w te okolice. Po blisko 2 godzinach kręcenia się po ulicach miasta złapał mnie deszcz. To był znak, że pora wracać. Kolejny raz kontrola po obu stronach i można było iść do hostelu. Deszcz przemienił się w prawdziwą ulewę.
Skutkiem tego rzeczy, które na sobie wtedy miałem nie wyschły mi już do końca wyjazdu :)

Na początek trochę historii...Rio de Janeiro marzec 2015Od rana świeci dość mocne słonce. Dzień wcześniej cały dzień poc...
18/04/2020

Na początek trochę historii...

Rio de Janeiro marzec 2015

Od rana świeci dość mocne słonce. Dzień wcześniej cały dzień pochmurno. Całą noc mocno padało. Na szczęście dziś pogoda jest łaskawa.
Pokonuję kolejne metry kierując się Jardim Botanico,
Moim celem jest miejscowy park w, którym zaczyna się pieszy szlak w kierunku wzgórza Corcovado. Przed ruszeniem w górę obowiązkowo należy wpisać się do książki rejestracyjnej u strażnika.
Widzę, że przede mną dziś szły tędy tylko 2 osoby. Na koniec dostaję jeszcze czarno-białą kartę z prowizoryczną ścieżką i oznaczeniem gdzie należy uważać na węże.
Dziękuję za niemą instrukcję (strażnik nie znał ani jednego słowa po angielsku) i ruszam dalej. Szlak nie należy do zbyt wymagających jednak przez to, że całą noc padało w wielu miejscach jest mokro czego skutkiem są spore ilości błota.
Pokonanie szlaku zajmuje około 2 godzin idąc cały czas do góry. Ciężko się zgubić. Można za to dość mocno się spocić ponieważ robi się coraz cieplej i duszniej.
Nie napotkałem po drodze żadnego człowieka ani też żadnego dzikiego zwierza (albo po prostu nie zauważyłem)
Pod sam koniec szlaku pokonujemy tory oraz chwilę później drogę z, których korzystają wygodniejsi i mniej oszczędni turyści.
W końcu melduję się praktycznie u stóp jednej z największych atrakcji Rio- figury Chrystusa górującego nad całym miastem. Już stąd robi ona ogromne wrażenie. Mimo, że jestem cały mokry a moje nogi całe w błocie jestem szczęśliwy.
Do pełni szczęścia pozostało mi tylko kupić bilet i wejść wyżej.
Podchodzę więc do sympatycznej Pani z prośbą o sprzedaż biletu:
Ja- Dzień dobry poproszę jeden bilet.
Pani- Jak Pan tutaj dotarł?
Ja- Pieszo przez Park.
Pani- to proszę chwilę poczekać. (w tym momencie mówi coś do innego sprzedawcy po portugalsku i wraca do mnie)
Pani- musi Pan poczekać. Pierwszeństwo mają osoby, które przyjeżdżają kolejką i busami.
Ja- ok, poczekam.
Mija 10, 15, 20 min i nic, nadal jestem totalnie ignorowany.
W końcu po 30 minutach udawania, że mnie tam nie ma sprzedawca do mnie podchodzi. Dostaję jeden bilet za 11 Riali (cena za busa/kolejkę 70 Riali) i mogę pokonać ostatnie schody ku górze.
Tam już na wyciągnięcie ręki stoi monumentalna figura Chrystusa z rozłożonymi rękami, a pod nią kłębią się tłumy turystów. Praktycznie każdy z nich chociaż przez chwilę chce być Chrystusem i tak samo jak on rozkłada ręce.
Rio, miasto Bogów.

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Darek w podróży posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share

Siemano!

Witam Was w moim podróżniczym świecie. Znajdziecie tu zarówno relacje z moich podróży jak i moje subiektywne oceny wydarzeń związanych z moją największą pasją- podróżowaniem. Nie zabraknie również recenzji książek podróżniczych oraz innych ciekawostek z branży :)