BergHammer - Przewodnik górski

  • Home
  • BergHammer - Przewodnik górski

BergHammer - Przewodnik górski Wyprawy górskie i obozy wędrowne - Przewodnik górski Studenckiego Klubu Górskiego, fan połonin.
(1)

Mam dwie wiadomości - dobra jest taka, że na Lubaniu powstanie schronisko! Do trzech razy sztuka, jako że poprzednie dwa...
18/12/2020

Mam dwie wiadomości - dobra jest taka, że na Lubaniu powstanie schronisko! Do trzech razy sztuka, jako że poprzednie dwa spłonęły.
A druga wiadomość - będzie ono wyglądać tak:
https://www.architekturaibiznes.pl/schronisko-na-lubaniu-wyniki-konkursu,5178.html?fbclid=IwAR3Zuw9zmCm6uVpNu9Ow6WGt4T25IIEpgJXvajXzd1wgo59YA3ke-VHEk4M

16 grudnia br. podczas zdalnej konferencji prasowej ogłoszone zostały wyniki jednoetapowego, realizacyjnego konkursu na najlepszą koncepcję modelowego schroniska górskiego na Lubaniu. Konkurs ten na zamówienie Polskiego Towarzystwa Turystyczno‑Krajoznawczego zorganizował krakowski oddział ...

01/10/2020

A teraz wyobraźcie sobie TOPR przelatujący ponad Pięcioma Stawami...
Życzę naszym ratownikom takiego sprzętu!

Nieczęsto dzielę się wywiadami, ale kiedy to robię, są naprawdę warte wysłuchania. Szczerze polecam tę opowieść!
27/02/2020

Nieczęsto dzielę się wywiadami, ale kiedy to robię, są naprawdę warte wysłuchania. Szczerze polecam tę opowieść!

📘MOJA KSIĄŻKA 👉wejdź na https://oczy.altenberg.pl i zamów swój egzemplarz :) 💙Jedna sprzedana książka to jeden obiad w ramach akcji „Pajacyk" Tym razem gości...

Czy najstarsze polskie góry mogą nas jeszcze czymkolwiek zaskoczyć? Otóż tak! Ktokolwiek wspinał się na Łysicę, by zdoby...
21/11/2019

Czy najstarsze polskie góry mogą nas jeszcze czymkolwiek zaskoczyć? Otóż tak! Ktokolwiek wspinał się na Łysicę, by zdobyć najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, był w błędzie - ponowne, dokładne pomiary geodezyjne nie tylko pozwoliły określić, że jest wyższa niż dotychczas uważano (613 zamiast 612 m n.p.m.), ale też - i tu fajerwerk - że musi oddać koronę najwyższej z Łysogór położonemu ponad pół kilometra na wschód wierzchołkowi Agata (niecałe 614 m n.p.m.). Taka niespodzianka!

https://www.swietokrzyskipn.org.pl/aktualnosci/zaktualizowane-wysokosci-lysicy-i-gory-agaty/

Miś jest dziki, miś jest zły i... zaskoczony, gdy ktoś zjawia się w jego lesie. Polecam poniższy artykuł pełen celnych p...
09/07/2019

Miś jest dziki, miś jest zły i... zaskoczony, gdy ktoś zjawia się w jego lesie. Polecam poniższy artykuł pełen celnych porad przed wycieczką poza szlakiem!
TLDR: Niedźwiedź zwykle ucieka w stronę zagrożenia. Można przed nim zwiewać wrzeszcząc wniebogłosy.

Uwaga Niedźwiedź!🐾🐻
©Mateusz Matysiak/ Bieszczadzcy Mocarze🐻🐺🐗🦊
Z roku na rok przybywa turystów w Bieszczadach, a długie letnie dni sprzyjają górskim wędrówkom. I choć upalna i słoneczna pogoda wcale nie jest optymalna, obserwujemy coraz większy tłok na letnich szlakach, ale i niestety również poza nimi. Wszędobylskość łazików zabiegających o bezpośredni kontakt z naturą jest nader często bezmyślna. Taka ingerencja wraz z brakiem przygotowania i wystarczającej świadomości ekologicznej przynosi szkodę płoszonej i przeganianej zwierzynie, w tym zwłaszcza niedźwiedziom, które przez większość swojego życia są prawdziwymi samotnikami nieustannie poszukującymi intymnych schronień przed wszelkimi intruzami i natrętami, w tym zwłaszcza przed ludźmi, a w tych miesiącach również i przed skwarem lata. Główna aktywność tych zwierząt przypada teraz na spokojniejsze, swobodniejsze i chłodniejsze od dni noce, gdy szlaki robią się puste, a ulga termiczna daje większy komfort żerowania. Letnie noce są jednak zbyt krótkie, by wszystkie, unikające siebie nawzajem niedźwiedzie zdążyły się posilić, stąd część z nich jest już aktywna od wczesnego wieczoru a po nocy, nim zdoła powrócić do możliwie najbardziej mrocznych, spokojnych i niedostępnych dziennych ostoi, pozostaje ruchliwa jeszcze przez cały poranek. W tym czasie wielu z nas jest już na szlakach turystycznej wędrówki i musi być świadoma prawdopodobieństwa nieoczekiwanej konfrontacji z którymś z największych Bieszczadzkich Mocarzy. To właśnie dlatego latem dochodzi do najliczniejszych spotkań, choć w istocie najgroźniejsze mają miejsce na przedwiośniu, po przebudzeniu się wygłodniałych i rozdrażnionych tym faktem brunatnych kudłaczy.
A ponieważ ludzi i niedźwiedzi w Bieszczadach przybywa – siłą rzeczy przybywa ich spotkań. Dla wielu z nas spotkania te nie należą do pożądanych i komfortowych. Inni wprost zabiegają o nie, łażąc ścieżkami tych zwierząt, tropiąc je i nękając w gawrach i ostojach. Dla jednych i drugich spotkania z niedźwiedziem są niewątpliwie źródłem wielkich emocji i mogą stanowić o potencjalnym niebezpieczeństwie. Dlatego od wielu z Was słyszę, że bardzo chcielibyście tych konfrontacji uniknąć. I wcale się temu nie dziwię, skoro w przypadku potencjalnego bezpośredniego starcia z niedźwiedziem nie mamy wielkich szans, a ratunkiem wydaje się wyłącznie łaska niedźwiedzia. W praktyce jednak okazuje się, że kluczowy wpływ na doraźne reakcje drapieżnika może mieć nasze zachowanie się w razie takiego kontaktu.
Chciałbym w tym miejscu jednak podkreślić, by w takich przypadkach zawsze zachować zdrowy rozsądek, ale i spokój, gdy tylko to możliwe, bo choć niedźwiedzia nie należy się panicznie bać, to jednak bezwzględnie należy mieć do niego pełen respekt utrzymując bezpieczny dystans. Niedźwiedź z racji swojej wielkości, siły, szybkości, ale i humorzastości potrafi być niebezpieczny, ale w żadnym razie nie jest agresywnym „ludożercą”, stosunkowo rzadko poluje na uciekające ofiary, dlatego w żadnym razie nie będzie ganiał po lesie za turystami. Co prawda niedźwiedź potrafi agresywnie zaatakować broniąc się instynktownie przed intruzami, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach, w których poczuje się zagrożony, zwłaszcza, gdy dochodzi do nagłego, nieoczekiwanego i zbyt bliskiego spotkania. I znamienne stało się już, że przy różnych okazjach, powtarza się niczym mantrę apele zawierające teoretyczne „instrukcje” rodem z Ameryki o konieczności układania się na brzuchu itp., gdy tylko niedźwiedź zbliża się czy postraszy. Tymczasem polska praktyka takich przypadków bywa dokładnie odwrotna. Większość ludzi zaatakowanych w Bieszczadach twierdzi, że uratowało się, bo instynktownie uciekało co sił w nogach drąc się wniebogłosy na całe gardło, czasem jeszcze wymachując rękami, choć wśród oszczędzonych zaatakowanych są też ci nieliczni, których ze strachu „paraliżowało” i ponoć dzięki takiemu znieruchomieniu niedźwiedź w nich nie uderzał i mogli wracać z lasu do domu cali i zdrowi.
Na drugim biegunie znaleźli się jednak ci najbardziej poturbowani przez niedźwiedzie, których często skrajnie niewłaściwe zachowanie wyraźnie rozsierdziło zwierzęta. Wśród nich są głównie zbieracze zrzutów poroży, którzy w okresie przedwiośnia często wchodzą w najskrytsze zarośla, przeczesują ostrężynowe gąszcze, podchodzą do gawr, czy wreszcie ambitni grzybiarze zapuszczający się w gęste "rydzowe" młodniki. Brak rozwagi i wyobraźni powodował, że np. jeden z nich dosłownie skoczył na śpiącego pod zwaloną kłodą w gęstym młodniku niedźwiadka, inny nie rozpoznając celu rzucał – jak się ostatecznie okazało – w drzemiącego pod drzewem pod cienką warstwą śniegu niedźwiedzia śnieżynkami, jeszcze inny szczuł zaskoczonego zwierzaka szczekliwym psem, wreszcie jest wśród nich i ten, który jako jedyny takiej konfrontacji nie przeżył, gdyż próbował odeprzeć atak zadając niedźwiedziowi rany siekierą.
Z własnego doświadczenia powiem Wam, że w bliskim, takim na kilka-kilkanaście metrów, przypadkowym kontakcie zaskoczony niedźwiedź częściej atakuje niż ucieka w przeciwną stronę, częściej jest to jednak atak pozorowany a jeżeli faktyczny to głównie w celu przestrachu intruza i „udrożnienia” sobie drogi bezpiecznej ucieczki, choćby „pod prąd”. Niemniej jednak wtedy schematyczne „instrukcyjne” układanie się na brzuchu wydaje się wątpliwym rozwiązaniem, gdyż w miarę możliwości trzeba się czynnie ratować np. odskakując agresorowi z drogi jego szarży, w gąszcz pełen przeszkód mogących go zniechęcić lub... wdrapując się na drzewo – o ile jest na to czas i dobre drzewo w pobliżu a atakujący niedźwiedź jest np. dużym, ciężkim samcem, który nie łazi po drzewach.
Jeszcze raz podkreślam, że czynnikiem sprawczym jest niemal zawsze zaskoczenie, np. odpoczywającego, niczego nie spodziewającego się zwierza. Dlatego wbrew pozorom w lesie jesteśmy dużo bardziej bezpieczni w lesie w... nocy, gdyż niedźwiedzie są wtedy czujne, słyszą nas i czują z daleka, wreszcie mają czas na spokojną ewakuację, aniżeli w dzień, gdy drzemią i nie są tak czujne, bo łatwo wtedy niepostrzeżenie na nie wleźć, zwłaszcza gdy mamy tendencje do zapuszczania się w gąszcz i zarośla.
Dość szczęśliwie dla nas okazuje się, że niedźwiedzie bywają bardzo lękliwe i nadal boją się zwyczajnych „gadżetów” naszego powszechnego użytku, które mamy często pod ręką. Najskuteczniejsze okazują się wszelkie tego typu proste cywilizacyjne „odstraszacze”, których niedźwiedź nie zna. Przykładem niech będzie błysk ostrego, sztucznego światła z latarki (ale snop ciągłego światła już niekoniecznie), głośny foliowy worek poruszany ręką na wietrze, czy długonogi rozłożony statyw do aparatu.
Reakcja niedźwiedzi jest bardzo indywidualna i zróżnicowana i to nawet tych samych osobników w różnych okolicznościach, ale i o różnej porze dnia i roku. One są jak my ludzie, mają swoje osobowości i bardzo różne charaktery, mają dni lepsze i gorsze, a wówczas różne stany emocjonalne. A ponieważ niedźwiedzie są bardzo emocjonalne to miewają różne nastroje. Potrafią np. „gromadzić w sobie złość” (np. gdy są głodne, wybudzone, złupione przez wilki, albo niecierpliwe w trakcie rui), którą muszą potem fizycznie odreagować w otoczeniu, choćby demolując zarośla, czy nawet łamiąc mniejsze drzewa.
Chciałbym jednak wyraźnie podkreślić, że niedźwiedzie są częścią żywej, dzikiej i wcale nierzadko nieprzewidywalnej przyrody, której nie można układać w reguły absolutne. Zwłaszcza takie, które zagwarantują nam bezwzględne bezpieczeństwo i zwolnią ze zdroworozsądkowego myślenia i etycznego postępowania.
Mimo, iż uważam, że jedynych słusznych reguł właściwego zachowania i reakcji w przypadku konfrontacji z niedźwiedziem nie da się jednoznacznie ustalić, postanowiłem w tym miejscu, na bazie doświadczeń własnych, jak również moich bieszczadzkich przyjaciół zebrać i uporządkować wszelkie przydatne informacje spisując je w postaci krótkiego praktycznego poradnika z zasadami postępowania w sytuacjach faktycznego zagrożenia – dla tych wszystkich, którzy chcą możliwie bezpiecznie turystycznie wędrować po górach i lasach, ciesząc się z dobrodziejstw natury, mając jednocześnie świadomość, że w znakomitej większości spotkań z tymi wspaniałymi Bieszczadzkimi Mocarzami, jakimi są niedźwiedzie, dochodzi jedynie do krótkiej, acz zawsze bardzo emocjonującej obserwacji płochliwego zwierzęcia, które pospiesznie przed nami ucieka, nie dopuszczając nas do bliższego kontaktu.
Niezapomnianych wakacji na bieszczadzkich szlakach!
Mateusz Matysiak

NIEDŹWIEDZIOWY KODEKS TURYSTYCZNY:)

5 ŻELAZNYCH ZASAD UNIKANIA NIEDŹWIEDZI
1) Trzymaj się uczęszczanego szlaku turystycznego, dróg i ludzkich ścieżek.
Niedźwiedzie samoistnie unikają ludzi i z reguły omijają ruchliwe szlaki turystyczne. I choć bardzo chętnie korzystają z naszych dróg, to jednak czynią to niemal wyłącznie w nocy.
2) Wędruj po górach i lasach wyłącznie w ciągu dnia, a wędrówkę planuj na dni słoneczne i pogodne.
Główna aktywność większości niedźwiedzi ma miejsce od zachodu słońca, przez całą noc, aż do wschodu, ale nierzadko i przez cały poranek.
W dni pochmurne aktywność niedźwiedzi może wydłużać się i mieć miejsce również w ciągu dnia.
3) Omijaj wysokie, gęste, mroczne zarośla, unikaj młodników, zwałowisk drzew, wykrotów i wszelkich leśnych zakamarków.
Niedźwiedzie w ciągu dnia odpoczywają w zaciszu zarośli, odsypiają tam noc i mają przez to obniżoną czujność. Potrzebują wówczas spokoju w samotności.
4) Staraj się być zawsze jawny, widoczny (w nocy korzystaj z mocnej latarki) i słyszalny (rozmawiaj, podśpiewuj), miej przy sobie włączoną i naładowaną komórkę (w razie konieczności przywołania pomocy), nie ukrywaj się, nie skradaj, nie maskuj.
Odpoczywaj z dala od gąszczu, w miejscach, z których masz dostateczny widok na otoczenie.
Niedźwiedzie nie mają dobrego wzroku, słuch za to mają świetny. Znakomita większość niedźwiedzi schodzi nam z drogi, zanim zostanie przez nas zauważona lub zaraz po tym. Stosunkowo często występują jednak sytuacje i następują okoliczności, które zawsze należy traktować jako potencjalnie niebezpieczne i których należy szczególnie unikać.
5) Prowiant na wycieczkę pakuj w szczelne woreczki lub pojemniki. Posilaj się w miarę możliwości w okolicach szczytów, przy punktach widokowych, wiatach itp., w których gromadzi się więcej ludzi. Nie zostawiaj na szlaku żadnych odpadków spożywczych, staraj się nie porzucać ich nawet w śmietnikach.
Niedźwiedzie mają znakomity, selektywny węch. Interesujące ich zapachy wyczuwają nawet z parokilometrowych odległości. Są przy tym niepoprawnymi łasuchami, zdolnymi pokonywać największe przeszkody, by dostać się do kusząco pachnących smakołyków.

5 TYPOWYCH SYTUACJI POTENCJALNIE NIEBEZPIECZNYCH Z NIEDŹWIEDZIEM
1) zaskoczenie zwierzęcia z niewielkiej odległości (z uwagi na bardzo różne okoliczności, jest to chyba sytuacja najczęstsza i jednocześnie najtrudniejsza do uniknięcia w przypadku niestosowania się do ww. "5 żelaznych zasad"), m. in. w wyniku podchodzenia do gawr w grubych jodłach w okresie zimowym, włażenie do młodników i w gęste zarośla (np. podczas poszukiwań zrzutów lub grzybów), nękanie w postaci bezpośredniego tropienia zwierzęcia "po gorącym tropie".
2) bliskie spotkanie z niedźwiedzicą z tegorocznymi młodymi, zwłaszcza, gdy znalazły się w rozproszeniu, lub gdy znaleźliśmy się pomiędzy nimi lub nimi a matką; także spotkania z opuszczonymi przez matkę młodymi niedźwiadkami zdobywającymi pierwsze samodzielne doświadczenie.
3) przedwiosenne spotkania z rozdrażnionymi, świeżo wybudzonymi ze snu niedźwiedziami podczas ich poszukiwań pokarmu w ciągu dnia,
4) zbliżanie się/ podchodzenie do łupu/ padliny, która może być strzeżona przez ukrytego, odpoczywającego w pobliżu niedźwiedzia,
5) wszelkie bliskie konfrontacje z niedźwiedziami w obrębie siedzib ludzkich oraz na drogach i przy śmietnikach, ale również spotkania ze zdarzającymi się niepłochliwymi młodymi niedźwiedziami, w tym próby ich karmienia w przypadku spoufalania się osobników żebrzących.

KRÓTKI PORADNIK ZACHOWANIA W PRZYPADKU BEZPOŚREDNIEGO KONTAKTU LUB ATAKU NIEDŹWIEDZIA
1) W przypadku bezpośredniej konfrontacji wzrokowej – zachowaj spokój, nie prowokuj, nie zwracaj na siebie uwagi, unikaj dalszego bezpośredniego kontaktu wzrokowego.
2) W przypadku wyrażanego przez nieuciekające zwierzę niepokoju czy zauważalnego rozdrażnienia, wydawanych przez nie ostrzeżeń (pomruki, sapanie, podrzucanie głową), natychmiast wycofuj się zdecydowanie tą samą drogą, którą przyszedłeś, nie obserwuj wtedy zwierza wprost i w żadnym razie nie próbuj fotografować!
3) W przypadku zwierząt niepłochliwych, spoufalających się lub żebrzących – nie dokarmiaj ich!
4) W przypadku podbiegania niedźwiedzia z większej odległości, szybko ewakuuj się drogą przybycia, głośno krzycząc, podnosząc wysoko ręce i wymachując nimi lub najlepiej tym, co masz w ręku np. rozłożonym statywem fotograficznym czy choćby dużym, białym, szeleszczącym workiem foliowym, który dobrze mieć zawsze w kieszeni.
Większość z moich znajomych skutecznie uciekła przed niedźwiedziami, gdyż zwierzęta te najczęściej pozorowały atak w celu przestrachu intruza i najwyraźniej rezygnowały z dłuższej pogoni za uciekającymi, ale zdarzało się również, że skutecznym sposobem na zaniechanie ataku w ostatnim momencie okazywało się całkowite znieruchomienie przerażonego atakowanego;
5) W razie faktycznej, a nie pozorowanej szarży staraj się szybko odskoczyć mu z drogi, najlepiej w miejsce pełne gałęzi, czy młodych, sprężystych jeszcze drzewek, którymi można np. potrząsnąć. Na dużym drzewie możesz szukać schronienia tylko w przypadku spotkań z dorosłymi samcami i ciężkimi samicami, które mają duży problem ze wspinaczką, jednak pamiętaj wówczas, że atakujący niedźwiedź potrafi być bardzo szybki i skoczny.
Jeden z moich przyjaciół został przez wyskakującego w górę niedźwiedzia ściągnięty z drzewa za nogę, gdy nie zdążył wejść wystarczająco wysoko.
6) W sytuacjach podbramkowych skorzystaj z odstraszaczy – wieczorem i w nocy bardzo skuteczna okazuje się mocna latarka z możliwością „puszczania” ostrych błysków. Miej ją zawsze przy sobie (prócz czołówki do oświetlania trasy).
Moje doświadczenie wskazuje przy tym na fakt, że niedźwiedzie z reguły znacznie bardziej boją się krótkich, mocnych błysków aniżeli ciągłego świecenia.
Skuteczną obronę bezpośrednią stanowią żelowe (strumieniowe) miotacze gazu na niedźwiedzie typu „Bear Defender” tj. Sabre Red Friontiersman, Mace Muzzle Bear itp. wyrzucające gaz na ok. 10 m, które przed przypadkowym użyciem zabezpieczone są zawleczką i można je nosić w kaburze przy pasku. Pojemnik o pojemności 200-300 ml możesz nabyć przez internet za ok. 200-250 złotych. Pamiętaj, że zwykły, mały gaz pieprzowy, za kilkadziesiąt złotych, używany do samoobrony przed ludźmi, nie jest skuteczny, jest zbyt „słaby” i ma zbyt małą odległość rażenia ok. 3-4 m.
7) W przypadku napadu niedźwiedzia z bliska, w sytuacjach, w których nie masz żadnych szans na ucieczkę i nie posiadasz ww. gazu, zwłaszcza w razie mogącego zdarzyć się nawet wielokrotnie powtarzanego ataku, włącznie z gryzieniem, szarpaniem i drapaniem, staraj się zawsze układać przodem do gruntu i twardych przeszkód, za wszelką cenę chroniąc brzuch i twarz, a ręce chowając pod klatką piersiową, zapierając się nimi przed odwróceniem przez zwierza. Nigdy w żadnym razie nie podejmuj otwartej "walki" czynnej gołymi rękami!
©Mateusz Matysiak/ Bieszczadzcy Mocarze
Większe i więcej www.fotomatysiak.pl

03/05/2019

Wiele naszych górskich szlaków biegnie wzdłuż granic, obecnych i dawnych. Wyznaczone są one słupkami - współczesnymi i historycznymi - i tak na wzgórzach ponad Wysową-Zdrojem w Beskidzie Niskim, na obecnej granicy polsko - słowackiej można znaleźć granitowe słupy z wykutymi literami S i D, które oddzielały Słowację od Generalnej Guberni (Deutschland). Jeden z nich jest przewrotnie przekuty - ktoś dobrał się do niego, by wyryć dodatkową kreskę i podkreślić, że choć okupowana, to po tej stronie gór wciąż jest Polska.
Nie wiem kim był partyzant-kamieniarz ani kiedy przekuł ten słup, czy musiał wspinać się na grzbiet nocą i przemykać między patrolami granicznymi, ale doceniam jego wysiłek - szczególnie dzisiaj! 🇵🇱

To jest wyśmienita wiadomość! W majówkę będzie można ruszyć w ukraińskie Bieszczady prosto z Wołosatego!
19/04/2019

To jest wyśmienita wiadomość! W majówkę będzie można ruszyć w ukraińskie Bieszczady prosto z Wołosatego!

Podczas długiego weekendu majowego przed miłośnikami Bieszczad otworzą się nowe możliwości - na południe od Tarnicy będzie tymczasowo działać przejście graniczne Wołosate - Łubnia.

Uwaga, niebezpiecznie atrakcyjne panoramy!W ten weekend całe polskie Karpaty staną się wyjątkowo widokowe - sobota będzi...
28/03/2019

Uwaga, niebezpiecznie atrakcyjne panoramy!

W ten weekend całe polskie Karpaty staną się wyjątkowo widokowe - sobota będzie idealnym dniem na wędrówkę z aparatem. Ma być raczej chłodno, także polecam zestaw polar plus termos plus.

Ostrzegam, w weekend zagraża nam dobra pogoda!Po wyjątkowo słonecznej niedzieli w Małopolsce nikt nie spodziewał się pow...
19/03/2019

Ostrzegam, w weekend zagraża nam dobra pogoda!

Po wyjątkowo słonecznej niedzieli w Małopolsce nikt nie spodziewał się powtórki tak uroczego weekendu, zwłaszcza że zgodnie z prawem Murphy'ego to tydzień powinien być śliczny, a sobota i niedziela zalane deszczem i spowite smogiem (tudzież mgłą). Czas najwyższy zaplanować czas wolny, naturalnie pośród przyrody!

14/03/2019

Turyście, który nie ma możliwości bezpiecznego dotarcia do innego schroniska, stacji kolejowej, miejscowości a także ze względu na zjawiska atmosferyczne, itp. schronisko obowiązane jest udzielić schronienia i jednego noclegu - nawet jeżeli wszystkie miejsca noclegowe są zajęte. Tak mówi regulamin schronisk PTTK. Tej nocy na Stożku wszystkie miejsca noclegowe były wolne - w budynku nie nocował nikt poza obsługą, nie licząc mnie, bo zaległem pod drzwiami wejściowymi.

O świcie zaskoczenie dziewczyn opiekujących się schronem było równe mojemu zażenowaniu. Dały mi smutną jajecznicę i szczebiotały coś w kącie, podczas gdy ja przez okno na świat patrzyłem, jak Beskid zasnuwa mgła.

Jako dziecko zawsze chciałem znaleźć się w chmurze, ale pięcioletnia wyobraźnia podsuwała mi raczej obraz nakręcania waty cukrowej na patyk. Bywając w górach chodzenie w chmurze jest standardowym elementem zabawy, ale nie ma nic wspólnego z radosnymi słodyczami. Zwłaszcza, gdy mgła zacznie zamarzać - wtedy wszystko wokół obrasta chrupiącymi płatkami lodu.

Wraz ze zmianą ciśnienia pogodzie zmienił się humor, o ile wczoraj miałem nad sobą stratusowy koc, to dzisiaj niebo spadło mi na głowę. Wiatr wezbrał na sile i ciął marznącą w powietrzu wilgocią w poziomie, a kłęby chmur przewalały się przez graniczny grzbiet. Las w masywie Czantorii porastają buki, które nie zapewniają niemalże żadnej osłony, gdy opadną z nich liście. O ile wczorajszy zachód był miłą nagrodą, to na finiszu musiałem jeszcze zawalczyć. Po dotarciu na Czantorię zobaczyłem w szybie wieży widokowej, że policzek obrósł mi szronem. Miałem nadzieję zajść do pobliskiej czeskiej knajpy, ale niestety poza sezonem interes się nie kręci, więc zamiast łyżki pocałowałem klamkę. Wkrótce byłem w Ustroniu.

Główny Szlak Beskidzki po zejściu z Czantorii Wielkiej ląduje na stacji kolejowej Ustroń Polana - i wielu turystów kończy tu swą wędrówkę, ale nie ja. Czerwona krecha wznosi się tu na szczyt Równicy swoim ostatnim zawijasem. Po drodze zbierałem pieczątki we wszystkich schroniskach i chciałem mieć komplet, ale też nie mógłbym odpuścić przed końcem i uznać, że przeszedłem całość od kropki do kropki.

Na Równicy znajduje się Gościniec, budynek o przepięknym wnętrzu przedwojennego schroniska turystycznego, przestronny, widokowy, pachnący tak, jak tylko potrafi pachnieć drewniany gmach. Wszedłem do sali kominkowej, zrzuciłem graty i poprosiłem o obiad, piwo i pieczęć. Z pierwszym i drugim obsłużony zostałem jak królewicz, ale pieczątki - usłyszałem od gospodyni - już tu nie dostanę, obiekt jest już tylko schroniskiem w pamięci turystów i na kartach starych map.

Jej mina zmieniła się radykalnie, gdy usłyszała, że przyszedłem tu po nią aż z Wołosatego. Byłem ponoć piątą osobą, która dokonała tego za jej kadencji zimą, a na Równicy gospodarzyła od dwudziestu czterech lat. Pewnie byli i inni, ale nie wstąpili się pochwalić.

Z zagadkowym uśmiechem gospodyni zniknęła za kominem i wyjęła z drewnianej szkatułki pieczątkę schroniska, które już nie istnieje. Odbiłem ją w dzienniku i na kartkach pocztowych - kto ją dostał, niech wie, że drugiej takiej już nie będzie!

Usiedliśmy razem przy rozpalonym ogniu i słuchając gospodyni, wiedziałem, że dni tego miejsca są policzone. W ostatnim dniu swojej wędrówki tym bardziej dał się odczuć duch końca czasów - czasów coraz mniej rentownych schronisk w ustronnych zakątkach Beskidu, nastawionych na turystykę kwalifikowaną, a kapiąca z dachu woda podkreślała ostateczny koniec mrozów. Zanim zima z gór spłynie, wrócę.

Równie melancholijny nastrój wisiał nad leśnym kościołem w szerokim jarze porośniętym buczyną - stojące tu głazy były jednym z sześciu ukrytych miejsc modlitwy ewangelików w polskich Beskidach.
I tak schodzę ku Ustroniowi, przebywszy drogę od granicy z Ukrainą do granicy z Czechami, od dawnych ziem prawosławnych Bojków i unickich Łemków po protestancki Beskid Śląski. Wiem, że będę tęsknić za lasem i połoniną, za lodem i zawieją, ale nie myślę jeszcze o cywilizacji, delektując się bukowym lasem, dopóki trwa. Kropka zatrzymuje mnie w centrum miasta - nie czuję euforii zwycięzcy, satysfakcji wykonanego zadania, szczęścia z dotarcia do mety. Cieszę się, ale -

Poszedłbym dalej.

Schronisko PTTK na Stożku - Czantoria Wielka - Równica - Ustroń, 20 km / 29 GOT

Mało co inspiruje tak dobrze jak termin - czas gonił, więc jednego dnia przeszedłem pięćdziesiąt kilometrów. Z Rysianki ...
13/03/2019

Mało co inspiruje tak dobrze jak termin - czas gonił, więc jednego dnia przeszedłem pięćdziesiąt kilometrów. Z Rysianki przez Baranią Górę na Stożek - to 60 GOT, czyli ekwiwalent trzech spokojnych dni wędrówki.

Z Hali Rysianka rozciąga się wyśmienita tatrzańska panorama, ale tego poranka dobrze ją zawiało. Widoczność ograniczało też co innego - po wyjściu ze schronu zorientowałem się, że stoję na płocie tylko po sterczących ze śniegu czubkach słupków. Ławki i stoliki, stołki i popielniczki, wszystko czekało na wiosenne roztopy w opakowaniu z milionów śnieżynek.

Na zachodnim stoku góry Romanki, tam, gdzie szlak przecina strumień Romanka (nie, wieś, do której spływa nie nazywa się Romanka), można spotkać rzecz w Beskidzie bardzo rzadką, a na Głównym Beskidzkim jedyną - łańcuchy, kojarzone zazwyczaj z Tatrami. Latem nie są zbyt przydatne, ale zimą, gdy okoliczne skały skuwa konkretna lodowa skorupa, trudno je przecenić. Ja miałem co prawda kolce pod rakietami, ale dla przeciętnego turysty byłoby to nie lada wyzwanie. Łańcuchy i klamry można też napotkać na Czarnym Dziobie - części Perci Akademickiej wiodącej na Babią Górę, a kiedyś były i w Sądeckim, na szlaku do bacówki nad Wierchomlą, ale zostały po nich tylko mocowania.

Wszystkich wybierających się na szlak wspomagany metalową instalacją przypominam, że nie trzeba brać na drogę swoich łańcuchów (tak, takie pytania też ludzie zadają).

W Węgierskiej Górce zjadłem obiad. Stwierdzenie przaśne, to fakt, ale mimo wszystko godne uwagi - metabolizm miałem nakręcony do tego stopnia, że o godzinie jedenastej weszło we mnie pięć dań plus kawa i deser, gdzie normalnie nie mógłbym się po takiej uczcie ruszyć, a tym razem po prostu zapłaciłem, założyłem plecak i wyszedłem. Na pierwszej z brzegu polanie położyłem się na plecaku, odpaliłem minutnik i po pięciominutowej drzemce byłem w pełni gotowy na dalsze łojenie pod górę. Tego dnia przydała się każda kaloria.

W samej Węgierskiej Górce przechodzi się ciekawym szpalerem - wzdłuż głównej szosy stoją posągi najsłynniejszych zbójników beskidzkich, od Janosika po Burego. O ile o tym pierwszym wszyscy słyszeli, to Bury, który żyjąc dzisiaj miałby stałą kolumnę w kolorowej prasie, zarasta mchem i zapomnieniem. Według współczesnych standardów byłby to zwyczajny bandyta, w swoim czasie cieszył się sławą gwiazdy. Skończył żywot powieszony za żebro na żywieckim rynku, a gdy kat wbił mu hak pod pierś, zawołał: “Wio, Bury, do góry!”

Idę na Baranią. Przechodząc przez Sołę przekraczam granicę między Beskidem Żywieckim a Śląskim, za moimi plecami wybija się strzeliście majestatyczny masyw Babiej, cały na biało. Barania Góra jest nieco niższa, stąd i temperatura na niej inna - całodniowa operacja słońca powoduje intensywne topnienie śniegu, który spływa w dół w bardzo charakterystyczny sposób.

Strumień napotykający na swym biegu skałę zazwyczaj ją omija, tworząc zakos, czasem jednak wpływa pod tę skałę, wypłukując sobie koryto wśród jej szczelin. Takie zjawisko nazywa się ponorem i jest szczególnie popularne na terenach krasowych, a i w Tatrach mamy takie cuda. Wchodząc na Baranią zmagam się z formą analogiczną do ponoru, tylko tutaj to potok - nie przesadzam - dość rwący, spływa z grzbietu masywu wzdłuż bardzo wygodnej ścieżki szlaku pod warstwą lodoszreni, którą od spodu co i rusz podmywa.

Jest tak: idę po tej przeklętej szklance, której grubość waha się od znacznej do symbolicznej, a ogólnie to trzyma się na słowo honoru. Nagle pęka mi pod butem jak skorupka jajka i stopa wpada w szalony nurt pod spodem, a podlodowy strumień ma do dwudziestu centymetrów głębokości - połknie stopę razem z butem i na pamiątkę zaleje skarpety. Zejście ze szlaku powoduje natychmiastowe zapadanie się w paskudny, mokry, ziarnisty śnieg. Z deszczu pod rynnę.

Tak jest przez większość dnia, aż słońce nie zaczyna zachodzić. Późnym popołudniem niebo spowija gęsty stratus, tworząc wełnianą warstwę na sklepieniu, poniżej której pozostaje wolna drobna szczelina - luka na szerokość palca nad widnokręgiem. Słońce nagle pojawia się poniżej chmur i rozpłomienia cały Beskid wspaniałą czerwienią. Intensywność barw jest tak wielka, że nawet iglaste świerki wyglądają jak modrzewie jesienią.

Ponory czy nie, widząc oblane ognistą łuną stoki, gnałem na łeb na szyję, by tylko zdążyć na szczyt Baraniej zanim słońce zajdzie. Wszystko dookoła było rudoczerwone i nie mogłem uwierzyć własnym oczom, patrząc na krajobraz. Może się to wydać naiwne, ale poczułem, że góry doceniły mój wysiłek, nagradzając mnie ostatnim na trasie zachodem słońca - najpiękniejszym, jaki zimą widziałem. Na horyzoncie rysował się Beskid Śląsko-Morawski i czułem wewnętrzne pragnienie parcia dalej, póki nie skończą się Karpaty, Alpy, Pireneje - idąc na duchu tej chwili zatrzymałbym się pewnie dopiero w Lizbonie.

Zachody można przeżywać dwukrotnie, wystarczy mieć pod ręką wieżę widokową, ewentualnie drzewo. Po wspięciu się na szczyt ma się uczucie zhakowania życia.

Ale to nie koniec! Dzisiaj miałem zajść na Stożek, a tak jeszcze kawał drogi. Wpadam po drodze do schronu pod Baranią, gdzie gospodarz oferuje mi z marszu nocleg, ale odmawiam. Zjawiając się tu poza sezonem przykułem jego ciekawość, teraz zdobyłem uwagę. Skąd idę? Z Rysianki (plus 10 punktów szacunku), a tak ogólnie to z Wołosatego (plus 90), w trasie jestem ponad dwa tygodnie (plus 200), a dzisiaj jeszcze lecę na Stożek (rozbity bank). Dostaję kawę na koszt firmy i zaproszenie na wolny weekend, zgarniam pamiątkę, fanfary, kopa na szczęście i znowu w ten ciemny las.

Gdy włażę na Stożek, jest mglista godzina gdzieś pomiędzy pierwszą a trzecią. Nie jestem w stanie tego dokładnie stwierdzić, zmęczenie jest tak wielkie, że nawet moim paznokciom nie chce się rosnąć. Podchodzę do drzwi, marząc o cieple i materacu, chwytam klamkę - ! … ?

Zamknięte.
Nie rozumiem.
Schroniska nigdy się nie zamyka, taka jest jego idea.
Numer do właściciela, dzwonię.
Numer do obsługi, dzwonię.
Drzwi wejściowe, walę. Łomoczę. Tłukę bez litości. Cisza.
Trwa to wszystko kilkanaście minut, wyzułem się przez nie z siły jak cień, a cień się mrokom nie opiera - na ławce pod wejściem rozkładam barłóg, sen ścina mnie momentalnie.

Budzi mnie piskliwy głos dwóch dziewczyn, mówią coś po ukraińsku. Wypełzam z gawry jak żul z kartonu, prywiet, dlaczego zamknięte?

Zamknęły bo się bały, telefon wyciszyły, potem się pospały.
Nie mam słów.

Schronisko PTTK na Rysiance - Abrahamów - Węgierska Górka - Glinne - Barania Góra - przełęcz Kubalonka - Kiczory - Schronisko PTTK na Stożku, 49 km / 60 GOT

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when BergHammer - Przewodnik górski posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Contact The Business

Send a message to BergHammer - Przewodnik górski:

Videos

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Contact The Business
  • Videos
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share

Zaczęło się na koniec

Ostatniego dnia 2013 roku na wzgórzu ponad Zakopanem złożyłem przysięgę przewodnicką na ogień i przyjaciół. Zaraz po jej wygłoszeniu w niebo strzeliły petardy, a ja miałem w głowie pajęczynę tras, którymi chciałem prowadzić ludzi. Od tamtej pory wyciągam z niej nić za nicią kolejne szlaki, niektóre znakowane, inne autorskie - ale im więcej mam ich w nogach, tym gęściej pojawiają się nowe pomysły i nie zanosi się też na to, by miały się skończyć... Cóż, gór dożywocie - a słowo się rzekło!

W majestacie gór i w ich obliczu, Biorąc za świadków ten ogień płonący i Was przyjaciele ślubuję przed Wami i mym sumieniem: Być przewodnikiem! Prowadzić ludzi w góry, być Im przyjacielem i opiekunem, Uczyć Ich gór, prawdziwej miłości do nich, A także pokory przed ich potęgą, Dzielić się z Nimi szczęściem i radością, które góry niosą, Budzić w Nich pragnienie poznania Oraz wrażliwość na piękno i prawdę, Dbać o Ich zdrowie, życie i bezpieczeństwo Bardziej niż o swoje własne, To właśnie jest moim szczerym i świadomym pragnieniem.

(tekst przysięgi Andrzej Wielocha, resztę gawędy napisał Hammer)