07/08/2024
Dzień 4
Dziś post będzie bardzo wczesny, ale wyrobiliśmy się znacznie szybciej niż planowaliśmy. Godzina 7.00 zaczynamy dzień śniadaniem i ruszamy w kierunku granicy, do której mamy 10min drogi. Pojawia się i ona nieco obskurna, ale jest. Kilka samochodów przed nami. Całość przeprawy granicznej trwała może 5min. Odrazu trzeba też kupić ubezpieczenie na auto bo tu zielona karta nie działa. Poszliśmy wykupić te ubezpieczenie pytamy się ile, a gościu ze nic. Nie znał angielskiego więc trzeba było dopytać. Powiedział, żeby dać mu na kawę. Dostał 10€ bo tyle mieliśmy najmniej to chciał reszty oddawać, ale zostawiliśmy mu ta dyszkę więc mało z krzesła nie spadł. Ruszamy dalej górską drogą. W pewnym momencie ktoś mignął światłami, więc profilaktyczne noga na hamulec i się oplacalo bo za kawałek stał Pan z laserem. Za kolejny kawałek ograniczenie do 10kmh napis Policja, bariery betonowe ustawione na drodze, wóz opancerzony i stojący sobie policjanci. Ostatni raz podobny widok mieliśmy w Naddniestrzu. Jedziemy dalej bo poza tym ze stoją to nikt tam nic nie robi. Czym bliżej miasta tym trochę więcej cywilizacji choć widoki są raczej mało ciekawe. Docieramy do Mitrowicy. Udało się zatrzymać w samym centrum, blisko mostu który był zamknięty i obstawiony przez policję. Zapytaliśmy policjantów czy możemy tu zaparkować i gdzie kierować się na zwiedzanie. Dostaliśmy też informację, że miasto dzieli się na wschodnia i zachodnią. Jak się po chwili okazało dzieli się na albańską i serbską. Jedna część wygląda nowocześnie i są tu wszystkie międzynarodowe marki i mnóstwo restauracji, sklepów i galerii i w tej części używa się Albańskiego. Druga strona jest już Serbska i wygląda odrobinę słabiej. XXI wiek a ludzie nadal nie potrafią być ponad podziałami. Ogólnie samo miasto nadaje się na godzinny spacer w samym centrum i można uciekać dalej. Tak robimy i ruszamy w stronę stolicy. Pomiędzy miastami jest dużo sklepów ze wszystkim co potrzebne i nie, komisów samochodowych raczej z dobrymi autami. Jednak to, że jesteśmy na urlopie nie oznacza, że zapominamy o trwającym w Polsce remoncie. Znaleźliśmy sklep i dla siebie robiąc udane zakupy. I powiedzcie kto normalny pochwali się, że ma w salonie żyrandol z Kosowa 😂 (nikt więc my się chwalimy). Dobrze też, że tu raczej nie ma problemu ze znajomością angielskiego. Docieramy do Prisztiny, zaczyna się trochę większy ruch i widok dużego miasta w dużym remoncie. Jak na razie nie wyglada to ładnie i pewnie jeszcze trochę lat minie zanim ten krajobraz się zmieni. Udało nam się znaleźć nasz nocleg złapać WiFi, odszukać jakieś jedzenie, żeby móc ruszyć na zwiedzanie. Niestety pomimo dobrej oceny restauracji jedzenie nie było już tak dobre jak w Serbii. Oczywiście udaliśmy się na główny deptak, który jest dość spory z mnóstwem knajpek. Na wielu informacjach można znaleźć zdjęcia Biblioteki Narodowej, która wygląda na nich dość ciekawie. Podchodząc jednak blisko ten budynek nie zachęca do czytania, a wygląda raczej jak miejsce strachu z obskurnym parkiem dookoła. Chwilę pokręciliśmy się jeszcze po mieście i wróciliśmy schłodzić się pod klimą. Cena paliwa około 5,6zl, lpg 2,8zl, za obiad zapłaciliśmy 75zl a nocleg 150zl. Tak więc chwila oddechu, może jeszcze jakiś wieczorny spacer i jutro dalej w drogę. Kosowo odwiedzamy pierwszy raz więc jest to dla nas nowe doświadczenie wyprawowe.
👋