K’gari- Family camping trip Dec 23

  • Home
  • K’gari- Family camping trip Dec 23

K’gari- Family camping trip Dec 23 Contact information, map and directions, contact form, opening hours, services, ratings, photos, videos and announcements from K’gari- Family camping trip Dec 23, Travel Company, .

21/12/2023
21/12/2023
Day 15Awinya creek (English version, Polska wersja poniżej)We start our day with a morning dip in the ocean, it’s by far...
21/12/2023

Day 15

Awinya creek (English version, Polska wersja poniżej)

We start our day with a morning dip in the ocean, it’s by far the best way to start your day.

Following the dip it’s a banana pancake breakfast. The pancakes are going down so well we have to make two lots of pancake batter. After cleanup we get the paddle boards down for an adventure up Awinya creek. We have the creek to ourselves today and set out on our adventure. The creek meanders its way through a mangrove swamp and it’s a very pretty paddle. The tide is going out and we are paddling against a bit of current but it is very pleasant. The girls are watching out for fish and other marine life living in the creek. We see a lot of small fish in the creek as we make our way up. We make it to the turn around point the tour groups use then go up another hundred metres before turning around. The scenery isn’t changing too much anymore so we stop for a swim in a small hole to check out the marine life. We see some small fish hiding under the banks. We then enjoy a nice paddle back down the creek with the current, it’s much easier going this way. We get back to camp and drop off our loose items so we can follow the creek into the ocean. We have a bit of a race down the creek, the race is on then off as Emilia only races if she is winning. In the end Terry and Zoe make it to the ocean first. We need to carry the boards the last bit as the water is too shallow to make it. We give the girls a little pep talk then saddle up to take on the swell and waves. The tide is low and the swell is small so it’s easy to get into the deeper water. As soon as we get behind the waves the wind picks up and of course it’s coming from the direction we need to go. Why doesn’t it ever blow to help you? We battle against the wind and eventually make the 400m run up the beach. It’s been a successful morning so far.

We chill in the shade and the girls look for shells on the beach while we make some lunch. We had a tip off about a place up the beach where you can snorkel and see turtles, sounds like a nice afternoon adventure. Zoe needs to do a bit of schoolwork we we set up the awning and get the books out. It’s the classroom of everyone’s dreams but it’s not exactly motivating Zoe. We manage to make some progress with Zoe’s work and when she has had enough we decide to pack up and go on a turtle spotting mission.

We arrive at the place we are supposed to be (we think) and put in the paddle boards. There is a large area of coffee rock reef to explore and there is no way the girls can swim that far. It will be much easier for the kids to snorkel from the paddle boards. I see our first turtle pop its head up not too far from us. By the time we get to where it was it has disappeared. Terry and Emi find a large loggerhead turtle asleep between some rocks. Emilia manages to get her mask on and get a good look it while laying on the paddle board. She is very happy. The turtle moves away before Zoe and I arrive. Zoe and I spot the next turtle and it’s a pretty big green sea turtle swimming just behind the reef. He doesn’t seem too bothered by the paddle boards and lets us get pretty close, Zoe manages to get her head in the water to see it but Emilia misses it. We search the reef for a little longer but don’t see any more turtles, just a few jelly fish.

We pack our gear and head back to camp. It’s beer O’clock so we enjoy one in the shade while the girls search for more shells. The quiet time doesn’t last too long as we spot some dolphins heading down the beach. Terry runs to grab the drone as we would like to get some nice footage of the dolphins. After a few minutes of flying we spot the dolphins and follow them for some time watching them play together. The girls love watching the dolphins play. After ten minutes the group is headed back towards our campsite. We land the drone and jump on the paddle boards, hoping to see the dolphins as they come by. Unfortunately they head out to sea and we miss them.

Back on the beach Terry teaches Zoe to fly the drone and take photos. She gets a couple of nice photos of the sunset. Dinner is easy tonight as we still have some leftover spaghetti bolognaise from last night. It’s moving day tomorrow so after the shower we start packing a few things to make tomorrow morning a little less hectic.

Dzień 15

Potok Awinya

Zaczynamy dzień od porannej kąpieli w oceanie, to zdecydowanie najlepszy sposób na rozpoczęcie dnia.

Po kąpieli jest śniadanie z naleśnikami bananowymi. Naleśniki wychodzą tak dobrze, że musimy zrobić dwie partie ciasta naleśnikowego. Po sprzątaniu zabieramy paddle boards na przygodę w górę potoku Awinya. Mamy dziś potok dla siebie i wyruszamy na naszą wyprawę. Potok wije się przez bagna namorzynowe i jest to bardzo ładnie. Jest odpływ i wiosłujemy pod prąd, ale jest bardzo przyjemnie. Dziewczynki wypatrują ryb i innych morskich stworzeń żyjących w zatoce. Widzimy wiele małych ryb w potoku, gdy płyniemy w górę. Docieramy do punktu zawracania, z którego korzystają grupy wycieczkowe, ale my kontynuujemy jeszcze sto metrów w górę, zanim zawracamy. Widok nie zmienia się już zbytnio, więc zatrzymujemy się na kąpiel w małym oczku wodnym, aby sprawdzić tam życie morskie. Widzimy kilka małych rybek ukrywających się pod brzegiem. Następnie cieszymy się przyjemnym wiosłowaniem w dół potoku z prądem, o wiele łatwiej jest płynąć w ten sposób. Wracamy do obozu i porzucamy nasze luźne przedmioty, abyśmy mogli podążać za potokiem do oceanu. Wyścigujemy się trochę w dół potoku, wyścig trwa, a następnie się kończy, w zależności od tego czy Emilia wygrywa czy nie, ponieważ ona ściga się tylko wtedy, gdy wygrywa. W końcu Terry i Zoe docierają do oceanu jako pierwsi. Musimy nieść deski przez ostatni kawałek, ponieważ woda jest zbyt płytka na przepłyniecie deskami. Dajemy dziewczynom trochę motywacji, a następnie wsiadamy na deski, aby zmierzyć się z falami morskimi. Przypływ jest narazie mały, a fala niewielka, więc łatwo jest dostać się na głębszą wodę. Gdy tylko znajdujemy się za falami, wiatr się wzmaga i oczywiście wieje z kierunku, w którym musimy płynąć. Dlaczego nigdy nie wieje tak, aby płynąc z wiatrem, zawsze pod wiatr? Walczymy z wiatrem i w końcu pokonujemy 400 metrów w górę plaży. Jak dotąd był to udany poranek.

Odpoczywamy w cieniu, a dziewczyny szukają muszelek na plaży, potem przygotowujemy lunch. Dostaliśmy cynk o miejscu na plaży, gdzie można nurkować z rurką i zobaczyć żółwie, brzmi jak miła popołudniowa przygoda. Zoe musi trochę popracować nad zadaniami szkolnymi, więc rozkładamy markizę i wyciągamy książki. To wymarzona sala lekcyjna, ale nie do końca motywuje Zoe. Udaje nam się poczynić pewne postępy w pracy Zoe, a kiedy ma już dość, decydujemy się spakować i wyruszyć na misję wypatrywania żółwi.

Docieramy do miejsca, w którym powinniśmy być (tak nam się wydaje) i wkładamy deski wiosłowe. Do zbadania jest duży obszar rafy i nie ma mowy, żeby dziewczyny mogły płynąć tak daleko. Dzieciom będzie znacznie łatwiej nurkować z desek wiosłowych. Widzę naszego pierwszego żółwia, który pojazuje się niedaleko nas. Zanim dotarliśmy na miejsce, żółw już zniknął. Terry i Emi znajdują dużego żółwia szylkretowego śpiącego między skałami. Emilii udaje się założyć maskę i dobrze mu się przyjrzeć, leżąc na desce. Jest bardzo szczęśliwa. Żółw oddala się przed przybyciem Zoe i moim. Zoe i ja zauważamy następnego żółwia i jest to dość duży zielony żółw morski pływający tuż za rafą. Nie przeszkadzają mu deski z wiosłami i pozwala nam podejść całkiem blisko, Zoe udaje się zanurzyć głowę w wodzie, aby go zobaczyć, ale Emilia go nie zauważa. Przeszukujemy rafę trochę dłużej, ale nie widzimy więcej żółwi, tylko kilka ryb i meduz.

Pakujemy sprzęt i wracamy do obozu. Jest godzina na piwko, więc cieszymy się jednym w cieniu, podczas gdy dziewczyny szukają więcej muszli. Spokojny czas nie trwa zbyt długo, ponieważ zauważamy delfiny zmierzające w dół plaży. Terry biegnie po drona, bo chcielibyśmy nakręcić jakieś fajne ujęcie delfinów. Po kilku minutach lotu zauważamy delfiny i podążamy za nimi przez jakiś czas, obserwując ich wspólną zabawę. Dziewczynki uwielbiają obserwować zabawę delfinów. Po dziesięciu minutach grupa wraca w kierunku naszego kempingu. Lądujemy dronem i wskakujemy na deski z wiosłami, mając nadzieję, że zobaczymy delfiny. Niestety wypływają w morze i nie udaje nam się ich zobaczyć z bliska.

Po powrocie na plażę Terry uczy Zoe latać dronem i robić zdjęcia. Udaje jej się zrobić kilka ładnych zdjęć zachodu słońca. Dzisiejsza kolacja jest łatwa, ponieważ wciąż mamy resztki spaghetti bolognaise z zeszłej nocy. Jutro jest dzień przeprowadzki, więc po prysznicu zaczynamy pakować kilka rzeczy, aby jutrzejszy poranek był trochę mniej gorączkowy.

15/12/2023
15/12/2023
15/12/2023
Day 14  (English version, Polska wersja poniżej)Awinya creekGod help us, I think my wife is broken!We had a lovely sleep...
15/12/2023

Day 14 (English version, Polska wersja poniżej)

Awinya creek

God help us, I think my wife is broken!

We had a lovely sleep and didn’t hear any animals in the camp through the night. The girls wake up happy and we head straight down to the water for some body boarding and play time before breakfast. As there are no amenities in this area all personal services are cared for in the bush. You know it’s true love when you share the same hole to s**t in 😜. With the important business out of the way we get on to breakfast. We cook up some bacon and eggs, topped with a bit of fried onion and tomato. It’s the best breakfast of the trip. While eating breakfast a dingo strolls up the beach on his morning walk. He barely gives a glance on his way past, he clearly has somewhere he needs to be and continuous down the beach. We tidy up after breakfast and pack the car for a battery charging run. It’s bit overcast this morning and the fridge battery is pretty flat. The best way to charge is with a bit of skim surfing. I go first and along the way I pass a BIG stingray, when sufficiently tired I swap with Terry and he rides the rest of the way up the beach. We check out another campsite before turning around and starting our southbound run. Terry decides to drive down the beach a little further where the waves are nicer, along the way we spot 4 dolphins playing in the waves. We follow them down the beach, watching them chase fish and catch waves. We all enjoy watching them play.

After about 30 minutes of dolphin watching we get the skim board back out and continue our run down the beach. We make it back to camp and try a little fishing before lunch. We don’t catch a thing! Terry talks about returning the fishing rod, as this one is clearly broken 😜. Lunch today is bbq toasted sandwiches and we had forgotten just how easy and tasty they are, the backdrop for our kitchen makes them that much better.

After lunch we get a tip off from a tour group to check out Awinya creek on our paddle boards. We settle in for a nice lazy afternoon playing in the ocean and chilling on the beach. The girls make a lovely whale and turtle in the sand and decorate with shells found on the beach. The sun is out, the solar panels and our solar shower are working well today.

As the day nears its end we watch the sun set and eat the rest of our left over spaghetti bolognaise. There is some wind this afternoon so we decide to get out the shower tent. It’s one of those instant pop up tents that takes 3 seconds to pop up and 3 hours to pack down. We all get a lovely warm shower before putting the girls to bed and enjoying another beer on the beach and listening to the waves crash against the shore.

While packing up I tell Terry I could do this forever. I am having such a lovely time camping and just don’t want it to end. Terry looks concerned and offers to take my temperature, as there must be something wrong with me. He says…

God help us, I think my wife is broken!

Dzień 14

Potok Awinya

Boże, pomóż nam, myślę, że moja żona jest uszkodzona!

Świetnie spaliśmy i przez całą noc nie słyszeliśmy żadnych zwierząt w obozie. Dziewczyny budzą się szczęśliwe i przed śniadaniem kierujemy się prosto do wody na bodyboarding i zabawę. Ponieważ w tej okolicy nie ma żadnych udogodnień, wszystkie usługi osobiste są świadczone w buszu. Wiesz, że to prawdziwa miłość, kiedy dzielisz tę samą dziurę, do której możesz się wys… 😜. Mając już za sobą ważne sprawy, przechodzimy do śniadania. Robimy jajka na bekonie ze smażoną cebulą i pomidorem. To najlepsze śniadanie w podróży. Jedząc śniadanie, dingo spaceruje po plaży podczas porannego spaceru. Przechodząc obok, ledwo rzuca na nas okiem, najwyraźniej ma ważniejsze sprawy gdzieś indziej i idzie dalej wzdłuż plaży. Po śniadaniu sprzątamy i pakujemy samochód, aby załadować akumulator. Dziś rano jest trochę pochmurno, a bateria w lodówce jest wyczerpana. Najlepszym sposobem na naładowanie baterii jest odrobina skim surfingu. Idę pierwsza i po drodze mijam DUŻĄ płaszczkę, gdy jestem już wystarczająco zmęczona, zamieniam się z Terrym, a on surfuje resztę drogi po plaży. Przed zawrócerniem i rozpoczęciem jazdy na południe, sprawdzamy inny kemping. Terry postanawia pojechać plażą nieco dalej, gdzie fale są ładniejsze, po drodze zauważamy 4 delfiny bawiące się w falach. Podążamy za nimi plażą, obserwując, jak polują na ryby i łapią fale. Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani oglądaniem ich gry na falach. Są bardzo blisko brzegu.

Po około 30 minutach obserwacji delfinów wyciągamy deskę i kontynuujemy surfin po plaży. Wracamy do obozu i przed lunchem próbujemy łowić ryby. Nic nie łapiemy! Terry mówi o reklamacji wędki, bo ta jest ewidentnie zepsuta 😜. Dzisiejszy lunch to kanapki z grilla i zapomnieliśmy, jakie są łatwe i smaczne, a tło w naszej kuchni sprawia, że ​​są o wiele lepsze.

Po lunchu dostajemy wskazówkę od grupy wycieczkowej, która się tam przewija, aby zobaczyć zatokę Awinya na naszych deskach paddle boards, co Postanweisung zrealizować jutro. Spędzamy miłe, leniwe popołudnie, bawiąc się w oceanie i odpoczywając na plaży. Dziewczynki robią z piasku uroczego wieloryba i żółwia i dekorują muszlami znalezionymi na plaży. Zaszło słońce, panele słoneczne i nasz prysznic solarny działają dziś dobrze.

Gdy dzień dobiega końca, obserwujemy zachód słońca i zjadamy resztę spaghetti bolognaise. Dziś po południu wiał silny wiatr, więc postanawiamy wyciągnąć nasz namiot prysznicowy. To jeden z tych namiotów, które można błyskawicznie rozłożyć, a rozłożenie zajmuje 3 sekundy, a spakowanie – 3 godziny. Wszyscy bierzemy cudowny, ciepły prysznic, a następnie kładziemy dziewczynki do łóżka i rozkoszujemy się kolejnym piwem na plaży i słuchamy, jak fale rozbijają się o brzeg.

Pakując się, mówię Terry’emu, że mogę to robić wiecznie. Świetnie się bawię na kempingu i nie chcę, żeby to się skończyło. Terry wygląda na zaniepokojonego i proponuje mi zmierzenie temperatury, bo coś musi być ze mną nie tak. On mówi…

Boże, pomóż nam, myślę, że moja żona jest uszkodzona!🤣🤣🤣🤣

15/12/2023
15/12/2023
15/12/2023
Day 13Wady Point Top to Awinya creekYet another early start. It’s moving day today. Cereal for breakfast then pack every...
15/12/2023

Day 13
Wady Point Top to Awinya creek

Yet another early start. It’s moving day today. Cereal for breakfast then pack everything up to move to our new camp. No wildlife to report this morning. We say goodbye to the Bundaberg 4Wd club. They are an absolutely lovely bunch of people and have given us some great recommendations for things to see while on the island.

We need to travel about 35km south to get to our turnoff. We are low on fuel but decide to take the 30km trip south to try and get some cheaper fuel. We have to pass champagne pools on our drive south and the girls want to go back and have a swim in the foamy water. The pools are lovely and not too busy which is great. It’s overcast today and the swell is up as a result of the tropical cyclone passing to the north of us. We have a lovely splash in the pools then head back to the car. It’s just before high tide so we have to drive pretty high on the beach in the soft sand, but with 12psi in the tyres it’s absolutely fine. We pull into cathedrals for supplies (and so the girls can play on the playground).
Bread, Milk, Bacon, Eggs and 50L of diesel at $3.20 per litre (10c cheaper than orchid beach) we also top up our water so we leave with 60L of drinking water for the next 3 days. We also grab some lunch from the shop. This is the second time we have bought a meal since arriving on the island. After lunch we drive another 10km south to meet our track which will take us across the island from the east coast to the west coast.

The track starts as expected with soft sand and a bit of scrub. A few km in we see the knife blade sand blow, which is a huge sand dune. Three km later, we are in dense tropical rainforest. It’s absolutely beautiful in the rainforest and the temperature drops noticeably. While enjoying our rainforest drive we see the turn off for lake Alom and head over for a midday cool off. It’s a short walk from the car park to the lake and we are greeted by about 10 fresh water turtles at the entrance to the lake. The girls are a bit apprehensive about getting in but another group turns up with loads of kids and before you know it everyone is in the water. We leave the lake and continue west leaving the rainforest behind us. The next 15km are pretty rough in places as the track meanders its way over swamplands and ridge lines. We finally see the ocean and soon after we arrive at Awinya creek. The water is only 30cm deep and we breeze through the 10m wide crossing, as we come out of the creek and over the rise we are met by a beautiful beach with calm blue water. The west coast of Fraser Island is absolutely beautiful. We drive along the beach looking for our next campsite. At the northern end of the camping area we find our new home for the next 3 days. We park the car and head straight to the ocean for a swim, it’s just too inviting.

After our swim we get set up. Terry fills the solar shower bag from the creek and we roll out our swags. This is the first place we have camped that is not a dingo fenced area. We need to be vigilant at all times and keep the girls close by. We settle into our first afternoon in our new camp in good spirits as this place also signifies a change in pace for the trip. We have nothing planned for the next few days. No day trips, no adventures. We are going to chill and enjoy this beautiful place.

We fill in our afternoon playing in the ocean. The girls learn to catch waves with their body boards and Terry makes a poor attempt to skimboard off the beach. After the water sports are done we set up our new fishing rod. Luckily Terry took some screen shots of fishing knots while we had an Internet connection. There is no mobile coverage in this campsite which is absolutely lovely. With the fishing rod set up we set out in search of pippies (small clams) for bait, we find a few and start the fishing experience. We have gone with a sliding sinker arrangement but the sinker is probably a bit light. After the fists cast is out for a few minutes Terry pulls it back in and Zoe is surprised that we don’t have a fish. We do a few more casts and Zoe puts a solid 15 minutes before she decides fishing isn’t for her. I had a few casts and managed pull a 5cm crab up onto the beach.

The sun was getting low so we packed up the fishing rod and watched the sun go down over the water. There are only a few places on the east coast of Australia where you can watch the sun go down over the ocean and we are lucky enough to be in one of them. Unfortunately there is a bit of cloud today so we don’t see the sun touch the horizon, the beer is cold and tastes great so we’re not too bothered. We cook up some spaghetti bolognese for dinner and enjoy the most picturesque camp kitchen one could hope for.

We tidy up and pack everything away (so the dingoes don’t get it) and call it a day. The adult and kids swag has been working out great and although we are no longer in a fenced area we keep the girls in their own swag. We are right next them anyway.

Dzień 13
Wady Point Top do Awinya Creek (Potok)

Kolejny wczesny start. Dzisiaj jest dzień przeprowadzki. Płatki na śniadanie, a potem pakowanie wszystkiego i przeprowadzka do naszego nowego obozu. Dziś rano nie było żadnych zwierzątek odwiedzających nasze obozowisko. Żegnamy klub Bundaberg 4Wd, to absolutnie cudowna grupa ludzi i dali nam kilka świetnych rekomendacji dotyczących rzeczy do zobaczenia na wyspie.

Aby dotrzeć do naszego zjazdu, musimy przejechać około 35 km na południe. Kończy nam się paliwo, ale decydujemy się wybrać 30-kilometrową podróż na południe, aby spróbować zdobyć tańsze paliwo. W drodze na południe musimy mijać champagne pools I cała żeńska część rodziny chce wrócić i popływać w spienionej wodzie. Baseny są piękne i niezbyt zatłoczone, co jest świetne. Dziś jest pochmurno, a fala wzrosła w wyniku przejścia cyklonu tropikalnego na północ od nas. Pluskamy się w basenach, po czym wracamy do samochodu. Jest tuż przed przypływem, więc musimy jechać dość wysoko po plaży w miękkim piasku, ale przy ciśnieniu w oponach 12 psi jest w porządku. Zajeżdżamy do Cathedral po zapasy (aby dziewczynki mogły bawić się na placu zabaw).
Chleb, mleko, bekon, jajka i 50 litrów paliwa po 3,20 dolara za litr (10 centów taniej niż na Orchid Beach). Uzupełniamy też wodę, więc wyjeżdżamy z 60 litrami wody pitnej na kolejne 3 dni. Kupujemy też lunch w sklepie. To już drugi raz, kiedy kupiliśmy posiłek od czasu przybycia na wyspę. Po posiłku jedziemy kolejne 10 km na południe, aby dotrzeć do naszego szlaku, który poprowadzi nas przez wyspę od wschodniego do zachodniego wybrzeża.

Trasa zaczyna się zgodnie z oczekiwaniami od miękkiego piasku i odrobiny zarośli. Kilka kilometrów dalej widzimy wiejący piasek z wydm o nazwie Knife Blade (Ostrze Noża), który tworzy ogromną wydmę. Trzy kilometry później jesteśmy w gęstym tropikalnym lesie deszczowym. W lesie deszczowym jest przepięknie, a temperatura zauważalnie spada. Ciesząc się jazdą przez las deszczowy, skręcamy w stronę jeziora Alom i kierujemy się na popołudniową ochładzają kąpiel. Z parkingu do jeziora mamy krótki spacer, a przy wejściu do jeziora wita nas około 10 żółwi słodkowodnych. Dziewczyny trochę się boją, czy wejść do wody, ale pojawia się kolejna grupa z mnóstwem dzieci i zanim się zorientowaliśmy, wszyscy są już w wodzie. Opuszczamy jezioro i kierujemy się dalej na zachód, zostawiając za sobą las deszczowy. Następne 15 km jest miejscami dość wyboiste, gdyż trasa wije się przez bagna i grzbiety. W końcu widzimy ocean i wkrótce docieramy do potoku Awinya. Woda ma tylko 30 cm głębokości i przepływamy przez przeprawę o szerokości 10 m, wychodząc z potoku i na wzniesieniu spotykamy piękną plażę ze spokojną, błękitną wodą. Zachodnie wybrzeże wyspy Fraser jest absolutnie piękne. Jedziemy wzdłuż plaży w poszukiwaniu kolejnego miejsca na biwak. Na północnym krańcu pola namiotowego znajdujemy nasz nowy dom na kolejne 3 dni. Parkujemy samochód i kierujemy się prosto do oceanu, żeby popływać, jest po prostu zbyt zachęcająco.

Po kąpieli rozpakowujemy się. Terry napełnia nasz słoneczny prysznic ze strumienia, a my rozwijamy nasze gadżety. To pierwsze miejsce, w którym rozbiliśmy obóz, a które nie jest ogrodzonym terenem dingo. Musimy cały czas zachować czujność i trzymać dziewczyny w pobliżu. Pierwsze popołudnie w naszym nowym obozie rozpoczynamy w dobrych humorach, ponieważ to miejsce oznacza również zmianę tempa wyprawy. Na najbliższe dni nie mamy nic zaplanowanego. Żadnych wycieczek, żadnych zwariowanych przygód. Będziemy odpoczywać i cieszyć się tym pięknym miejscem.

Popołudnie wypełniamy zabawą w oceanie. Dziewczyny uczą się łapać fale na deskach, a Terry podejmuje nieudaną próbę zejścia z plaży na skimboardzie. Po zakończeniu sportów wodnych rozkładamy naszą nową wędkę. Na szczęście Terry zrobił kilka zdjęć węzłów rybackich, gdy jeszcze mieliśmy połączenie z Internetem. Na tym kempingu nie ma zasięgu sieci komórkowej, co jest absolutnie cudowne. Po ustawieniu wędki wyruszamy na poszukiwanie pippies (małych małży) jako przynęty, znajdujemy kilka i rozpoczynamy łowienie. Wybraliśmy układ z przesuwnym ciężarkiem, ale ciężarek jest prawdopodobnie nieco za lekki. Po kilku minutach zarzucenia wędki Terry wciąga ją z powrotem, a Zoe dziwi się, że nie mamy ryby. Wykonujemy jeszcze kilka rzutów i Zoe odczekuje dobre 15 minut, zanim uzna, że ​​łowienie ryb to nie dla niej. Nuda 🤣. Mialam sama kilka rzutów i udało mi się wyciągnąć 5-centymetrowego kraba na plażę.

Słońce już zachodziło, więc spakowaliśmy wędkę i patrzyliśmy, jak słońce zachodzi nad wodą. Jest tylko kilka miejsc na wschodnim wybrzeżu Australii, gdzie można obejrzeć zachód słońca nad oceanem i my mamy szczęście być w jednym z nich. Niestety dzisiaj trochę pochmurno, więc nie widać słońca dochodzącego do horyzontu, piwo jest zimne i smakuje wyśmienicie, więc nam to zbytnio nie przeszkadza. Na kolację przygotowujemy spaghetti bolognese i delektujemy się najbardziej malowniczą kuchnią obozową, jaką można sobie wyobrazić.

Porządkujemy i pakujemy wszystko (aby nie prowokować dingo).
Spanie w oddzielnych namiotach (swag)- dzieci osobno od nas, działa super i chociaż nie jesteśmy już na ogrodzonym terenie, dziewczyny trzymamy nadal w ich własnym namiocie, ale w razie czego jesteśmy tuż obok nich.

14/12/2023
14/12/2023
14/12/2023
Day 12 ( English version, Polska wersja poniżej)Waddy point. With a trip to Wathumba. A day of animals. These early star...
14/12/2023

Day 12 ( English version, Polska wersja poniżej)

Waddy point. With a trip to Wathumba.

A day of animals.

These early starts are becoming pretty normal. Open swags help and it’s too hot to have them closed. It’s pancakes for breakfast today and during breakfast a small funnel-web spider walks right between the girls feet, Emilia spots it. Most of us don’t have shoes on. Terry kills the funnelweb and we all put our thongs on (that’s really going to help). The resident goanna is back hunting through the trees looking for breakfast. We get a couple of great pics (which came in yesterdays post) then we are ready to blaze the trails. Our morning stop is always the tip to drop off any rubbish accumulated through the day (we have been picking up a bit of rubbish too). We drive through the back of orchid beach and see some incredible places. This place will go on the potential retirement locations list (next to the road transport hall of fame in Alice Springs, it’s quite obvious Terry is writing). The track over to wathumba is quite good and we make it over just before low tide. We are all alone on the beach and set ourselves up for the day. Terry spots a dingoe sitting in the mangroves just 50 meters away. He seems pretty content just chilling in the shade. As low tide sets in we check out some soldier crabs then Terry and the girls find a hermit crab in the mangroves. We decide to walk to the other side of the bay so we can stand on the peninsula and look out to the surf. The dingo follows us across but from quite a distance. Half way over we have to walk through a bit of deeper water. It’s a bit over knee deep and a stingray swims by us. We continue towards the other side and see another dingo coming across point towards us. We have to cross a chest deep section of water and it’s murky, so the girls want to be carried. Terry carries them through the deep water and we meet a couple of rangers on the bank. While chatting to the rangers a big green sea turtle pokes its head out of the water right next to us. Unfortunately we weren’t quick enough to get a photo. The two dingoes unite then start looking through the campsites for food. Hopefully the campers have secured everything. We have a little stroll around the camping area that is boat access only and check out the beach on the sea side. There are loads of soldier crabs here and the girls chase a few. We decide to head back before the tide starts coming in. We chill in the shade and get Zoe going with some schoolwork in one of the most picturesque classrooms you could hope for. The schoolwork doesn’t go as well as we would like but we get a bit done. The tide is slowly coming in and the bay is starting to fill up. We cook up some chicken schnitzel wraps and BBQ chips for lunch. They are absolutely lovely.

The tide is really coming in fast. The girls can’t swim in it but we have a nice play in the water by the car. As the tide begins to slow we pump up our paddle boards and head out to the middle to get a few photos. High tide is at 1700 today so the sun is low and you don’t get the full effect of light on the bay, but with a high sun and this bay full of water this place would be incredible. Comparable to lake McKenzie.

As the day is drawing to an end we pack up and head for camp. It’s Saturday night and the pub is busy in orchid beach. We decide to give it a miss and go straight back. There is no tv for the girls today due to some poor behaviour earlier so we unpack our camp chairs and head down to the Bundaberg 4wd clubs camp for a bit of bush TV, the fire and chat are lovely and Emilia falls asleep on my lap before 2000. We take the girls back up to our camp and put them to bed. We grab our chairs and head to bed ourselves. It’s been another successful day.

Dzień 12

Waddy Point. Wycieczka do Wathumba

Dzień zwierząt.

Te wczesne starty stają się całkiem normalne. Otwarte namioty (swag) w tym pomagają, bo jest zbyt gorąco, aby je zamknąć. Dzisiaj na śniadanie naleśniki, a podczas śniadania mały funnel Web (lejkowcowate)- najniebezpieczniejszy pająk w Australii, przechodzi dokładnie pomiędzy stopami dziewczynek, Emilia go zauważa. Nie nosimy butów na piasku, ale zaraz wskoczyliśmy w nasze klapki (tylko takie obuwie mamy) - jakby to naprawdę miało pomóc 🤣. Goanna-rezydentka powraca, polując między drzewami w poszukiwaniu śniadania.
Dzisiaj wyruszamy na zachodnia czesc wyspy do zatoki Whutamba.
Jedziemy tyłem plaży Orchidei i widzimy niesamowitą wioskę. To miejsce trafi na listę potencjalnych miejsc na emeryturę (obok galerii sław transportu drogowego w Alice Springs). Trasa do Wathumba jest całkiem niezła i udaje nam się ją pokonać tuż przed odpływem. Jesteśmy sami na plaży i przygotowujemy się na cały dzień. Terry zauważa dingo siedzącego w zaroślach zaledwie 50 metrów dalej. Wygląda na całkiem zadowolonego, po prostu odpoczywa sobie w cieniu. Gdy nadchodzi odpływ, oglądamy kilka krabów, po czym Terry i dziewczyny znajdują kraba pustelnika w namorzynach. Postanawiamy przejść na drugą stronę zatoki, aby stanąć na półwyspie i popatrzeć na fale. Dingo podąża za nami, ale w dużej odległości. W połowie drogi musimy przejść przez nieco głębszą wodę. Jest trochę za kolano i obok nas przepływa płaszczka. Kontynuujemy podróż w kierunku drugiej strony i widzimy kolejnego dingo zbliżającego się do nas. Musimy przeprawić się przez głęboki na klatkę piersiową odcinek wody, jest mętno, więc dziewczyny chcą być przeniesione. Terry przenosi ich przez głęboką wodę i spotykamy na brzegu kilku strażników. Rozmawiając ze strażnikami, tuż obok nas z wody wystaje duży zielony żółw morski. Niestety nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia. Dwa dingo jednoczą się, a następnie zaczynają przeszukiwać kempingi w poszukiwaniu jedzenia. Mamy nadzieję, że obozowicze zabezpieczyli wszystko. Wybieramy się na mały spacer po terenie kempingu, do którego można dotrzeć tylko łodzią, i obejrzymy plażę od strony morza. Jest tu mnóstwo krabów i dziewczyny gonią za kilkoma. Postanawiamy wrócić, zanim zacznie się przypływ. Relaksujemy się w cieniu i zabieramy Zoe do odrabiania lekcji w jednej z najbardziej malowniczych sal lekcyjnych jakie można sobie wyobrazić. Praca w szkole nie idzie tak dobrze, jak byśmy sobie tego życzyli, ale trochę już udało nam się zrobić. Przypływ powoli nadchodzi i zatoka zaczyna się zapełniać. Na lunch przygotowujemy sznycel z kurczaka i chipsy BBQ. Są absolutnie cudowne.

Przypływ naprawdę szybko nadchodzi. Dziewczyny nie potrafią w nim pływać, ale my możemy pobawić się w wodzie przy samochodzie. Gdy pływ zaczyna zwalniać, pompujemy nasze deski i wypływamy na środek, aby zrobić kilka zdjęć. Przypływ jest dzisiaj o 17:00, więc słońce jest nisko i nie można uzyskać pełnego efektu światła w zatoce, ale przy wysokim słońcu i zatoce pełnej wody to miejsce byłoby niesamowite. Porównywalne do jeziora McKenzie.

Gdy dzień dobiega końca, pakujemy się i ruszamy do obozu. Jest sobotni wieczór i pub na plaży Orchid jest zajęty. Decydujemy się nie wstępować i od razu wracać do naszego obozu. Idziemy odwiedzić naszych nowych znajomych z klubu 4x4 w Bundaberg, żeby obejrzeć trochę telewizji buszu, czyli ognisko.
Emilia wcześniej zasypia na moich kolanach. Zabieramy dziewczynki z powrotem do naszego obozu i kładziemy je spać. Zabieramy krzesła i sami kładziemy się do łóżka. To był kolejny udany dzień.

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when K’gari- Family camping trip Dec 23 posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Videos

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Videos
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share