15/12/2023
Day 13
Wady Point Top to Awinya creek
Yet another early start. It’s moving day today. Cereal for breakfast then pack everything up to move to our new camp. No wildlife to report this morning. We say goodbye to the Bundaberg 4Wd club. They are an absolutely lovely bunch of people and have given us some great recommendations for things to see while on the island.
We need to travel about 35km south to get to our turnoff. We are low on fuel but decide to take the 30km trip south to try and get some cheaper fuel. We have to pass champagne pools on our drive south and the girls want to go back and have a swim in the foamy water. The pools are lovely and not too busy which is great. It’s overcast today and the swell is up as a result of the tropical cyclone passing to the north of us. We have a lovely splash in the pools then head back to the car. It’s just before high tide so we have to drive pretty high on the beach in the soft sand, but with 12psi in the tyres it’s absolutely fine. We pull into cathedrals for supplies (and so the girls can play on the playground).
Bread, Milk, Bacon, Eggs and 50L of diesel at $3.20 per litre (10c cheaper than orchid beach) we also top up our water so we leave with 60L of drinking water for the next 3 days. We also grab some lunch from the shop. This is the second time we have bought a meal since arriving on the island. After lunch we drive another 10km south to meet our track which will take us across the island from the east coast to the west coast.
The track starts as expected with soft sand and a bit of scrub. A few km in we see the knife blade sand blow, which is a huge sand dune. Three km later, we are in dense tropical rainforest. It’s absolutely beautiful in the rainforest and the temperature drops noticeably. While enjoying our rainforest drive we see the turn off for lake Alom and head over for a midday cool off. It’s a short walk from the car park to the lake and we are greeted by about 10 fresh water turtles at the entrance to the lake. The girls are a bit apprehensive about getting in but another group turns up with loads of kids and before you know it everyone is in the water. We leave the lake and continue west leaving the rainforest behind us. The next 15km are pretty rough in places as the track meanders its way over swamplands and ridge lines. We finally see the ocean and soon after we arrive at Awinya creek. The water is only 30cm deep and we breeze through the 10m wide crossing, as we come out of the creek and over the rise we are met by a beautiful beach with calm blue water. The west coast of Fraser Island is absolutely beautiful. We drive along the beach looking for our next campsite. At the northern end of the camping area we find our new home for the next 3 days. We park the car and head straight to the ocean for a swim, it’s just too inviting.
After our swim we get set up. Terry fills the solar shower bag from the creek and we roll out our swags. This is the first place we have camped that is not a dingo fenced area. We need to be vigilant at all times and keep the girls close by. We settle into our first afternoon in our new camp in good spirits as this place also signifies a change in pace for the trip. We have nothing planned for the next few days. No day trips, no adventures. We are going to chill and enjoy this beautiful place.
We fill in our afternoon playing in the ocean. The girls learn to catch waves with their body boards and Terry makes a poor attempt to skimboard off the beach. After the water sports are done we set up our new fishing rod. Luckily Terry took some screen shots of fishing knots while we had an Internet connection. There is no mobile coverage in this campsite which is absolutely lovely. With the fishing rod set up we set out in search of pippies (small clams) for bait, we find a few and start the fishing experience. We have gone with a sliding sinker arrangement but the sinker is probably a bit light. After the fists cast is out for a few minutes Terry pulls it back in and Zoe is surprised that we don’t have a fish. We do a few more casts and Zoe puts a solid 15 minutes before she decides fishing isn’t for her. I had a few casts and managed pull a 5cm crab up onto the beach.
The sun was getting low so we packed up the fishing rod and watched the sun go down over the water. There are only a few places on the east coast of Australia where you can watch the sun go down over the ocean and we are lucky enough to be in one of them. Unfortunately there is a bit of cloud today so we don’t see the sun touch the horizon, the beer is cold and tastes great so we’re not too bothered. We cook up some spaghetti bolognese for dinner and enjoy the most picturesque camp kitchen one could hope for.
We tidy up and pack everything away (so the dingoes don’t get it) and call it a day. The adult and kids swag has been working out great and although we are no longer in a fenced area we keep the girls in their own swag. We are right next them anyway.
Dzień 13
Wady Point Top do Awinya Creek (Potok)
Kolejny wczesny start. Dzisiaj jest dzień przeprowadzki. Płatki na śniadanie, a potem pakowanie wszystkiego i przeprowadzka do naszego nowego obozu. Dziś rano nie było żadnych zwierzątek odwiedzających nasze obozowisko. Żegnamy klub Bundaberg 4Wd, to absolutnie cudowna grupa ludzi i dali nam kilka świetnych rekomendacji dotyczących rzeczy do zobaczenia na wyspie.
Aby dotrzeć do naszego zjazdu, musimy przejechać około 35 km na południe. Kończy nam się paliwo, ale decydujemy się wybrać 30-kilometrową podróż na południe, aby spróbować zdobyć tańsze paliwo. W drodze na południe musimy mijać champagne pools I cała żeńska część rodziny chce wrócić i popływać w spienionej wodzie. Baseny są piękne i niezbyt zatłoczone, co jest świetne. Dziś jest pochmurno, a fala wzrosła w wyniku przejścia cyklonu tropikalnego na północ od nas. Pluskamy się w basenach, po czym wracamy do samochodu. Jest tuż przed przypływem, więc musimy jechać dość wysoko po plaży w miękkim piasku, ale przy ciśnieniu w oponach 12 psi jest w porządku. Zajeżdżamy do Cathedral po zapasy (aby dziewczynki mogły bawić się na placu zabaw).
Chleb, mleko, bekon, jajka i 50 litrów paliwa po 3,20 dolara za litr (10 centów taniej niż na Orchid Beach). Uzupełniamy też wodę, więc wyjeżdżamy z 60 litrami wody pitnej na kolejne 3 dni. Kupujemy też lunch w sklepie. To już drugi raz, kiedy kupiliśmy posiłek od czasu przybycia na wyspę. Po posiłku jedziemy kolejne 10 km na południe, aby dotrzeć do naszego szlaku, który poprowadzi nas przez wyspę od wschodniego do zachodniego wybrzeża.
Trasa zaczyna się zgodnie z oczekiwaniami od miękkiego piasku i odrobiny zarośli. Kilka kilometrów dalej widzimy wiejący piasek z wydm o nazwie Knife Blade (Ostrze Noża), który tworzy ogromną wydmę. Trzy kilometry później jesteśmy w gęstym tropikalnym lesie deszczowym. W lesie deszczowym jest przepięknie, a temperatura zauważalnie spada. Ciesząc się jazdą przez las deszczowy, skręcamy w stronę jeziora Alom i kierujemy się na popołudniową ochładzają kąpiel. Z parkingu do jeziora mamy krótki spacer, a przy wejściu do jeziora wita nas około 10 żółwi słodkowodnych. Dziewczyny trochę się boją, czy wejść do wody, ale pojawia się kolejna grupa z mnóstwem dzieci i zanim się zorientowaliśmy, wszyscy są już w wodzie. Opuszczamy jezioro i kierujemy się dalej na zachód, zostawiając za sobą las deszczowy. Następne 15 km jest miejscami dość wyboiste, gdyż trasa wije się przez bagna i grzbiety. W końcu widzimy ocean i wkrótce docieramy do potoku Awinya. Woda ma tylko 30 cm głębokości i przepływamy przez przeprawę o szerokości 10 m, wychodząc z potoku i na wzniesieniu spotykamy piękną plażę ze spokojną, błękitną wodą. Zachodnie wybrzeże wyspy Fraser jest absolutnie piękne. Jedziemy wzdłuż plaży w poszukiwaniu kolejnego miejsca na biwak. Na północnym krańcu pola namiotowego znajdujemy nasz nowy dom na kolejne 3 dni. Parkujemy samochód i kierujemy się prosto do oceanu, żeby popływać, jest po prostu zbyt zachęcająco.
Po kąpieli rozpakowujemy się. Terry napełnia nasz słoneczny prysznic ze strumienia, a my rozwijamy nasze gadżety. To pierwsze miejsce, w którym rozbiliśmy obóz, a które nie jest ogrodzonym terenem dingo. Musimy cały czas zachować czujność i trzymać dziewczyny w pobliżu. Pierwsze popołudnie w naszym nowym obozie rozpoczynamy w dobrych humorach, ponieważ to miejsce oznacza również zmianę tempa wyprawy. Na najbliższe dni nie mamy nic zaplanowanego. Żadnych wycieczek, żadnych zwariowanych przygód. Będziemy odpoczywać i cieszyć się tym pięknym miejscem.
Popołudnie wypełniamy zabawą w oceanie. Dziewczyny uczą się łapać fale na deskach, a Terry podejmuje nieudaną próbę zejścia z plaży na skimboardzie. Po zakończeniu sportów wodnych rozkładamy naszą nową wędkę. Na szczęście Terry zrobił kilka zdjęć węzłów rybackich, gdy jeszcze mieliśmy połączenie z Internetem. Na tym kempingu nie ma zasięgu sieci komórkowej, co jest absolutnie cudowne. Po ustawieniu wędki wyruszamy na poszukiwanie pippies (małych małży) jako przynęty, znajdujemy kilka i rozpoczynamy łowienie. Wybraliśmy układ z przesuwnym ciężarkiem, ale ciężarek jest prawdopodobnie nieco za lekki. Po kilku minutach zarzucenia wędki Terry wciąga ją z powrotem, a Zoe dziwi się, że nie mamy ryby. Wykonujemy jeszcze kilka rzutów i Zoe odczekuje dobre 15 minut, zanim uzna, że łowienie ryb to nie dla niej. Nuda 🤣. Mialam sama kilka rzutów i udało mi się wyciągnąć 5-centymetrowego kraba na plażę.
Słońce już zachodziło, więc spakowaliśmy wędkę i patrzyliśmy, jak słońce zachodzi nad wodą. Jest tylko kilka miejsc na wschodnim wybrzeżu Australii, gdzie można obejrzeć zachód słońca nad oceanem i my mamy szczęście być w jednym z nich. Niestety dzisiaj trochę pochmurno, więc nie widać słońca dochodzącego do horyzontu, piwo jest zimne i smakuje wyśmienicie, więc nam to zbytnio nie przeszkadza. Na kolację przygotowujemy spaghetti bolognese i delektujemy się najbardziej malowniczą kuchnią obozową, jaką można sobie wyobrazić.
Porządkujemy i pakujemy wszystko (aby nie prowokować dingo).
Spanie w oddzielnych namiotach (swag)- dzieci osobno od nas, działa super i chociaż nie jesteśmy już na ogrodzonym terenie, dziewczyny trzymamy nadal w ich własnym namiocie, ale w razie czego jesteśmy tuż obok nich.