A dlaczego nie rowerem ?

  • Home
  • A dlaczego nie rowerem ?

A dlaczego nie rowerem ? Lubimy podróże na rowerze, a czasami i z plecakami Lubimy podróżować i zwiedzać różne miejsca. Najczęściej przemieszczamy się na objuczonych rowerach.

Czasami jest to sąsiednie województwo, a innym razem sąsiednie państwo. Gdzie nie damy rady wjechać, tam wchodzimy z plecakami.

"A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady". Ten niedosłowny cytat podobno pochodzi z dowcipu. Pomijając ...
09/09/2018

"A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady". Ten niedosłowny cytat podobno pochodzi z dowcipu. Pomijając to, tam faktycznie kryje się jakaś magia. Wczoraj wybraliśmy się z buta na Bukowe Berdo. To żaden wymagający szlak, ale jak jest się tam i patrzy na świat z góry, to głowa zaczyna się otwierać i przebijają się myśli których normalnie nie słychać. Człowiek znowu zaczyna się zastanawiać nad życiem i nad tym dokąd tak naprawdę zmierza. Z każdym przebytym kilometrem, harmider w głowie słabnie i wycisza się. Pieniądze, praca, problemy, polityka i cały ten śmietnik informacyjny przestają mieć znaczenie. Specjalnie wyłączyłeś telefon i wybrałeś mało uczęszczany szlak, żeby zacząć myśleć tak jak chcesz, a nie tak jak krzyczy świat. Warto choć przez chwilę wyskoczyć z nurtu, w którym się płynie. Odkryć na nowo, że pieniądze szczęścia nie dają, że konsumpcjonizm nie ma sensu, a łykanie papki serwowanej przez mass media powoduje sieczkę w mózgu. Nic dziwnego, że jak jesteś w "młynie" to możesz się zgubić. Nigdy wszystkich nie zadowolisz i nie naprawisz całego świata. Szanuj to co masz i Tych którzy stoją po twojej stronie. Całą resztę zostaw w spokoju i nie zatruwaj sobie tym głowy. Niesamowite jest to, że trzeba pojechać na skrawek Polski, przejść 15km żeby sobie na nowo przypomnieć kilka fundamentalnych prawd. I za to uwielbiam Bieszczady, że ilekroć do nich wracam, to odkrywam w nich i w sobie więcej niż chciałem.

"Dorośli kochają liczby". W najnowszym wpisie z nadmorskiej podróży robimy podsumowanie w liczbach. Chwilę zeszło, ale j...
01/09/2018

"Dorośli kochają liczby".
W najnowszym wpisie z nadmorskiej podróży robimy podsumowanie w liczbach. Chwilę zeszło, ale jak zwykle było trochę zachodu, aby poskładać mapę z podróży. W naszym słownym podsumowaniu piszemy o naszych "kempingach", a także o tym gdzie nie dojechaliśmy.

Zakończyliśmy podróż po polskim wybrzeżu. Startując, nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Po tych 7 dniach na rowerze mogę stwier...

Niedziela przywitała nas deszczem, ale około 7.00 przestało padać więc czym prędzej zwinęliśmy się do Gdyni. Plan na ósm...
25/08/2018

Niedziela przywitała nas deszczem, ale około 7.00 przestało padać więc czym prędzej zwinęliśmy się do Gdyni. Plan na ósmy dzień naszej eskapady był taki, że jedziemy do Sopotu i Gdańska. Początkowo jechaliśmy z dala od morza, ale szybko wskoczyliśmy na ścieżkę rowerową wzdłuż wybrzeża. Sopot to oczywiście Monciak i tłumy. Gdańsk jest większy, a co za tym idzie jeszcze więcej ludzi. W Śródmieściu z racji Jarmarku św. Dominika ciężko było przejść, a z rowerem to już w ogóle. Kolejki do knajp z dobrym jedzeniem sięgały 20 metrów. Finalnie zadowoliliśmy się budą z kebabem. Gdańsk jest bardzo ładny, ale nie tego dnia. Poruszanie było po prostu uciążliwe. Dotarliśmy na Pl.Solidarności i mimo ludzi była względna cisza. Przyznaję, że panuje tu dość specyficzna atmosfera. Brama nr 2 Stoczni Gdańskiej, Pomnik Poległych Stoczniowców, tablice upamiętniające walczących ludzi, to wszystko wprowadza w klimat wydarzeń, które rozegrały się tam lata temu. Pierwszy raz na to wszystko patrzyłem i miałem wrażenie, że wielkie rzeczy się tu dokonały. Przyznaję, że mam trochę żal, że legenda Solidarności gdzieś przez te wszystkie lata poszarpała się i rozmieniła na drobne. Ale nie będę wchodził w politykę. Na Westerplatte tym razem nie dotarliśmy. Wróciliśmy popołudniu ponownie do Gdyni i udaliśmy się na tą samą miejscówkę koło Bazy Wojskowej na Obłużu. Spokoju nie było, wieczorem spacerowali koło naszego namiotu ludzie z psem, przyjechało jakieś auto, a po dobranocce traktorzysta opryskiwał sąsiednie pole kapusty. A miało być tak spokojnie. Najlepsze przyszło i tak w nocy. O 1.00 budzi mnie Sabinka i mówi, że coś chodzi wokół namiotu. Podejrzewałem, że to lis albo sarna, ale w pewnym momencie słychać było "chrum, chrum". Było jasne, że przyszły dziki. Zacząłem kaszleć i uciekły. Rankiem zobaczyliśmy rozkopane pole ziemniaków. Stado dzików przyszło sobie podjeść. W poniedziałek wstaliśmy rano i pojechaliśmy na dworzec PKP w Gdyni. Z przesiadkami w Warszawie i Krakowie dotarliśmy do domu. Przyznaję, że pierwszy raz widziałem tyle ludzi na dworcach. Na Centralnym w Warszawie byłe pewny, że nie wejdziemy do pociągu mimo wykupionego biletu i miejsca. Nie było wyjścia - trzeba się było ładować "na chama". We wtorek o 1.30 nad ranem po 16 godzinach podróży byliśmy w domu.
Niebawem napiszemy krótkie podsumowanie.

Powoli zbliżamy się do końca naszej wycieczki. Poniżej publikacja z kolejnego dnia.
15/08/2018

Powoli zbliżamy się do końca naszej wycieczki. Poniżej publikacja z kolejnego dnia.

Sobota - siódmy dzień naszej rowerowej eskapady wzdłuż wybrzeża. Przed nami ostatni etap podróży, a mianowicie Półwysep Helski. O 5.55 zno...

Nadrabiamy zaległości i publikujemy kolejny wpis. Tym razem z szóstego dnia naszej eskapady wzdłuż wybrzeża.
14/08/2018

Nadrabiamy zaległości i publikujemy kolejny wpis. Tym razem z szóstego dnia naszej eskapady wzdłuż wybrzeża.

W nocy była burza, a piątkowym rankiem przywitał nas deszcz. Po 8 latach nasz namiot powoli zaczyna przepuszczać tu i tam. Nie ma tr...

W nocy ze środy na czwartek miało padać. Umocowaliśmy nawet namiot, ale nas oszczędziło. To dobrze bo mieliśmy pokonywać...
13/08/2018

W nocy ze środy na czwartek miało padać. Umocowaliśmy nawet namiot, ale nas oszczędziło. To dobrze bo mieliśmy pokonywać rano najtrudniejszy odcinek trasy, a mianowicie błotny odcinek za Klukami w Słowińskim Parku Narodowym. Te kilka kilometrów trasy poprowadzone jest wśród bagien pomiędzy trawami wyższymi od nas. Brak opadów od jakiegoś czasu uchronił nas przed utonięciem. Niestety takich roi bąków i różnej maści komarów nie widzieliśmy jeszcze. Chciały nas zjeźć żywcem. Jedyna rada w takiej sytuacji - jechać szybciej. Gdy dotarliśmy do wsi Izbica to myśleliśmy, że już będzie lepiej, ale niestety trafiliśmy na polne drogi pokryte pustynią piasku. Obciążone rowery poprostu tonęły i nawet widok wydmy na horyzoncie już tak nie cieszył. Po kilku kilometrach takiego przepychania roweru miałem ochotę już go rzucić w trawę i zostawić. Ale "dojechaliśmy" po kilku godzinach do Łeby. Tu stwierdziliśmy, że kupimy bilety powrotne na pociąg za kilka dni, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Większość pociągów z nad morza jest już zapchana na kilka dni do przodu. Trzy razy stałem w kolejce do jednego okienka. Klienci byli dość wymagający. Jedni chcieli szybko i tanio, a inni brali całą kuszetkę (4 łóżka) dla kota, który nie lubi podróżować z innymi. PKP realizuje takie zachcianki. Po 4 godzinach kupiliśmy kombinowane bilety. Uffff, powinniśmy zdążyć wrócić do roboty.
Sama Łeba przepiękna. Mnóstwo atrakcji i stylowa zabudowa. Jest klimat i nie ma tych paskudnych wielkich hoteli co wchodzą do morza. Niedaleko można podejść na wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Ludzi w mieści i na plaży oczywiście od zatrzęsienia. Na naszym szlaku rowerowym na szczęście niewiele było osób i to cieszy. Nie zrobiliśmy dziś długiego dystansu. Nocujemy kilka kilometrów od latarni Stilo. Oby jutro było mniej piasku na drodze.

We wtorek wieczorem szukaliśmy chwilę miejscówki. Nawet jeśli są tutaj hektary pól, to najczęściej rolnicy pracują na ni...
10/08/2018

We wtorek wieczorem szukaliśmy chwilę miejscówki. Nawet jeśli są tutaj hektary pól, to najczęściej rolnicy pracują na nich do późna. Znaleźliśmy dobre miejsce przy Darłówku, a do samego miasta dotarliśmy już w środe. Miejscowość rewelacja. Przede wszystkim otwarty port morski. Można spokojnie przejechać się rowerem i zobaczyć jak goście remontują kutry. O poranku standardowo mało ludzi. Ktoś kiedyś napisał, że plaże na wschód od Darłowa przypominają Karaiby i coś w tym jest. Przy błękitnym niebie są piękne. Do Jarosławca ścieżka rowerowa wzdłuż morza jest w remoncie, ale na szczęście asfalt jest już położony. Jeżeli ktoś będzie się wybierał w tamte tereny to niech nie zwraca uwagi na ostrzeżenia o remontach. Przed Jarosławcem musieliśmy odbić w głąb lądu z racji obecności poligonu sił powietrznych. Przez kilkadziesiąt kilometrów jechaliśmy wśród pól do Ustki. Upał +33C i wiatr wiejący od lądu. Nie było lekko, a mnie dodatkowo dopadł kryzys dnia trzeciego. Na szczęście w szkole podstawowej w Ustce sprzedają dobre obiady. Pół miasta się tu tanio żywi. Rosół, udko z kurczaka i marchewka dodały nam siły. A samo miasto jest piękne. Kolejna perełka na polskim wybrzeżu. Oczywiście ludzi pełno, ale to wszystko jest tak zrobione z klasą. Ta chińszczyzna nie wylewa się już tak brutalnie jak w innych nadmorskich miejscowościach. Po popołudniu kierowaliśmy się rowerowym szlakiem do Słowińskiego Parku Narodowego. Dużo pyłu, rowery momentami toną w piachu, ale warto. Kolejna nowa nawierzchnia była dzisiaj z nami, a mianowicie płyty Jumbo. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że pod niektórymi płytami były gigantyczne podmyte dziury. Strach jechać po tym rowerem. Ale za Rowam szybko dotarliśmy na drugi brzeg Jeziora Gardno i tutaj śpimy na granicy parku narodowego. Niestety kończy mi się bateria w telefonie, a power bank jest już pusty. Postaramy się podładować elektronikę, ale na tą chwile nie planujemy noclegu na polu namiotowym.

Uświadomiłem sobie, że pisanie postów na telefonie pochłania mnóstwo czasu i baterii. Zdjęcia pewnie też wyglądają jakby...
08/08/2018

Uświadomiłem sobie, że pisanie postów na telefonie pochłania mnóstwo czasu i baterii. Zdjęcia pewnie też wyglądają jakby były robione kalkulatorem ale nie mamy w planach dociążania się laptopa. Przechodząc do sedna. We wtorek po 7.00 byliśmy już w drodze. Na plaży w Dźwirzynie zjedliśmy śniadanie. To świetne uczucie przychodzić rano nad morze gdy jest tak mało ludzi i nie ma miłośników "parawaningu". W Kołobrzegu byliśmy grubo przed południem. Uczciwie przyznajemy, że to pierwsze nadmorskie miasto, które nam się podoba. 90% minionych miast do tej pory trąci po prostu tandetą. Wylewają się te plastikowe stragany po poprostu wszędzie. Ci biedni rodzice kłamią jak najęci swoje dzieci: "synku nie wziąłem portwela", "nie mam dorobnych", "spieszymy się bo mamusia na nas czeka", "o patrz ciuchcia tam jedzie".  Kołobrzeg wygląda naprawdę atrakcyjnie, a poprowadzona scieżka rowerowa do Ustronie to majstersztyk. Drewniane pomosty, morze po lewej, rozlewiska stawów po prawej. Coś pięknego. Najlepiej wyglądają plaże tak w odległości 5 km od miasteczek. Jest wtedy dziko, czysto i bez tłumów. Która miejscowość najgorzej wypadła do tej pory ?. Niezależnie stwierdziliśmy, że Mielno. Tłumy ludzi, marną nawierzchnie czy słaby układ komunikacyjny można przeżyć, ale nie trawie tej "cfaniackiej" hołoty. Cóż, jak mówi internet: "Mielno niszczy każdego" i coś w tym jest. Za to miejscowość Chłopy świetnie nam spasowała. Przed wszystkim przystań portowa i praca rybaków przy sieciach. Goście wciągarkami wdzierają kutry na brzeg. Możliwość zakupu rybki obok dodatkowo podnosi walory tego miejsca. Dziś nasz termometr pokazał w cieniu +33,2C i dało się to odczuć. Zwłaszcza za Jeziorem Jamno gdy musieliśmy odbić w głąb lądu. Te kilka kilometrów zmieniło krajobraz momentalnie. Zdrówko.

Pierwszego dnia jechalismy pociagiem do Swinoujscia. Była to pierwsza niedziela od niepamiętnych czasów gdy kompletnie n...
07/08/2018

Pierwszego dnia jechalismy pociagiem do Swinoujscia. Była to pierwsza niedziela od niepamiętnych czasów gdy kompletnie nic nie robiliśmy. W ciągu 13 godzin w pociągu Sabinka skończyła książkę, a ja przeczytałem pół internetu. Po dotarciu do celu okazało się że, tam wcale nie było płasko. Zielone, bujne szczyty górowały przy morzu i ujściu Odry. Było już późno, więc szybko zobaczyliśmy morze i zasnęliśmy w namiocie koło gazoportu. Następnego dnia budzik zadzwonił o 5.55. Zwinęliśmy graty i lasem polecieliśmy na śniadanie do Międzyzdroji. Wiało konkretnie. Nic dziwnego, że wszyscy ratownicy na całej lini brzegowej wywiesili czerwone flagi. Były za duże fale, ale ludzie i tak kąpali się na niestrzeżonych kąpieliskach. Temperatura powietrza w sam raz - 22C. Mijaliśmy kolejne miejscowości przemieszczając się rowerowym szlakiem R10. W większości szlak jest poprowadzony lasem i tylko pierwszego tego dnia spotkaliśmy z 70 rowerzystów. Momentami szlak biegnie przy morzu. Piękna sprawa. Po obiedzie dotarliśmy do Trzęsacza gdzie stoją pozostałości kościoła, którego zabrało morze na przestrzeni stuleci. Dziś to wszystko jest dobrze zabezpieczone i chronione przed naporem wody. Drugiego dnia minęliśmy nadmorskie obiektyw wojskowe i spaliśmy na skraju Mrzeżyna. Nocujemy oczywiście na dziko.

Szybka decyzja, zbieranie grajdołu i już lecimy na kolejną rowerową podróż. Mamy nadzieje, że nie skończy się po 5 km bo...
04/08/2018

Szybka decyzja, zbieranie grajdołu i już lecimy na kolejną rowerową podróż. Mamy nadzieje, że nie skończy się po 5 km bo zdrowotnie podupadliśmy. Przypałętało się do mnie jakieś dziadostwo i nie chce mnie puścić. Najwyżej wrócimy na tarczy. Postaramy się o wpisy, z pewnością na blogu. Mój telefon mógł się jeszcze nie pogodzić z facebookiem. Przekonamy się czy wystarczy energii w smartfonie i w naszych nogach.

Czymże są wakacje bez podróży ?. Nie ważne czy to podróż na wieś, do miasta obok, do sąsiedniego kraju, czy w wysokie góry. Grunt to na ch...

Ostatnie miesiące pokazują jakimi rowerowymi "leserami" jesteśmy. Mija 5-ty miesiąc 2018 roku, a na moim czerwonym rower...
31/05/2018

Ostatnie miesiące pokazują jakimi rowerowymi "leserami" jesteśmy. Mija 5-ty miesiąc 2018 roku, a na moim czerwonym rowerze licznik przebił właśnie astronomiczny dystans 100 km. Nie jeździmy, no nie jeździmy !. Nie mamy na to narazie czasu. Zobaczymy jak sprawy potoczą się dalej. W całym tym pędzie udało nam się na szczęście spędzić Boże Ciało na rowerze. Wybraliśmy się pod miasto, do "Wielkiego Lasu". Niektórzy nazywają go także "Stumilowym". Nie była to jakaś ambitna trasa, ale było przyjemnie.
Link do trasy w komentarzu :)

09/04/2018

Zima... nie, przedwiośne... nie, wiosna... TAK, zdecydowanie TAK !.

I co ?. I wiosna weszła z impetem !. W piątek był jeszcze przymrozek, ale za dnia zrobiło się już bardzo ciepło. Zamknięcie sklepów w niedz...

Ufff...Jak dobrze, że zimę mamy już za sobą. Przynajmniej taką mam nadzieję. To już kolejna zima spędzona na rowerze. Oc...
11/03/2018

Ufff...Jak dobrze, że zimę mamy już za sobą. Przynajmniej taką mam nadzieję. To już kolejna zima spędzona na rowerze. Oczywiście nie było mowy o wycieczkach, a o zwykłej jeździe do pracy. Jakoś nie mogę przekonać się do publicznego transportu, ani do samochodu. Po prostu szkoda czasu na stanie w korkach. "Z buta" do roboty to 40 min, rowerem kwadrans. Wybór wydaje się być prosty. Zima w tym roku chociaż nie była śnieżna, dała w kość. Sól i piach prawie zjadły mi zębatki, a piątego dnia ostatnich mrozów pękła mi oś w tylnym kole- kiedyś musi być ten pierwszy raz. Lubię zimę, ale najbardziej nie znoszę tego ubierania. Za oknem -15C, a ty szukasz swoich ciepłych dresów sprzed 10 lat i rękawic na dwa palce. Wyglądasz jak ludzik "Michelin", ale siadasz na rower czekający pod chmurką. Dobrze, że żelowe siodełko "nie parzy" w tyłek. Powoli naciskasz na korbę i wszystko zaczyna trzeszczeć, jęczeć i skrzypieć, a przecież smarowanie robiłeś dwa dni temu. Przyzwyczaiłeś się, że rower w zimie żyje inaczej. Niektórzy kierowcy w ciepłych samochodzikach patrzą na ciebie z politowaniem, inni przepuszczają Cię nawet na skrzyżowaniu, a jeszcze inni gotowi są odsunąć szybę i krzyknąć: "No gdzie jedziesz w zimie ty ch%^u !". Olewasz te zaczepki, bo w masce antysmogowej ciężko się rozmawia. Konstrukcja dwupalcowych rękawiczek nie przewiduje pokazania środkowego palca, więc tutaj też nie zareagujesz. Nie ważne, twoim zmartwieniem i tak jest to, że rower robi się coraz bielszy od soli, a dźwięki są coraz bardziej przerażające. Kolanami, czy łydkami nawet się nie przejmujesz bo pod trzema parami spodni nie mają prawa przemarznąć. Chyba, że pojedziesz na myjnie opłukać rower i przy okazji swoje ubrania. Umyłem raz rower w zimie... pierwszy i ostatni. Nim dojechałem do domu to zamarzły mi linki. Byłem jak żużlowiec na lodzie: jeden bieg i bez hamulców. Na szczęście ciepła piwnica jest jak kocyk, a rzadki olej jak herbata. Koi wszystkie bolączki i sprzęt odzyskuję równowagę. Oby zima była już za nami.

Dzisiejszy dzień był pełen ciepła, traktujemy go jako oficjalne rozpoczęcie sezonu rowerowego. Wybraliśmy się na Magdalenkę, żeby nie zaczynać od Bulwarów ;)

Wspaniałych podróży, małych i dużych. Nowych wrażeń, a nie tylko marzeń. Pomyślności
31/12/2017

Wspaniałych podróży,
małych i dużych.
Nowych wrażeń,
a nie tylko marzeń.
Pomyślności

W naszych rozmowach często przewija się temat spania na dziko. Wiele osób ma namiot i miałoby ochotę spróbować tej formy...
16/12/2017

W naszych rozmowach często przewija się temat spania na dziko. Wiele osób ma namiot i miałoby ochotę spróbować tej formy noclegu, ale nie wie jak się za to zabrać. Niekiedy dochodzi do tego jeszcze strach. Nie ma się czego wstydzić. W naszym przypadku było kiedyś dokładnie tak samo, aż do momentu w którym ktoś nas nie wprowadził w temat. W poniższym wpisie prezentujemy nasz sposób na spanie na dziko. To taki zbiór porad wypracowany przez ostatnie lata. Mamy nadzieję, że ten wpis pomoże przełamać się i rozbić namiot w lesie, a nie na polu namiotowym.

Wiele osób zastanawia się jak śpimy, gdy podróżujemy na rowerach ?. Nie będę wymyślał tu niestworzonych historii bo najzwyczajniej w świec...

Ostatnie tygodnie to była harówka. Niekończące się roboczogodziny w pracy i po pracy. Kręciliśmy się w takim wirze i nie...
24/10/2017

Ostatnie tygodnie to była harówka. Niekończące się roboczogodziny w pracy i po pracy. Kręciliśmy się w takim wirze i nie bardzo wiedzieliśmy jak z niego wyskoczyć, no ale przyszła jesień. Jest już w zaawansowanym stadium. Nie licząc poprzedniego tygodnia, pogoda ogólnie jest słaba. W ostatni weekend miało nastąpić załamanie pogody. Prognozy napawały nadzieją, że do 15.00 w niedziele nie będzie padać. Stojąc przed wyborem czekania w domu na deszcz albo pochodzenia w Bieszczadach, wybraliśmy to drugie. O 7.30 byliśmy w Smerku pod Wetliną. Dotarlibyśmy wcześniej, ale pod Rzeszowem była taka mgła, że nie umieliśmy na skrzyżowaniu trafić samochodem we właściwą ulicę. Nie było kompletnie nic widać. Nie ważne, najważniejsze było to, że dojechaliśmy i ruszyliśmy z buta w teren gdzie jeszcze nigdy nas nie było. Dokładnie mówiąc, chcieliśmy wejść na Fereczatą, Okrąglik i górę Jasło (1153 m n.p.m.). Udało się, bez najmniejszego problemu. Kulminacyjny moment złotej jesieni już minął, wiec i tłumów nie ma. W ciągu całego dnia, na szlaku spotkaliśmy tylko 7 osób. Jednym słowem - cisza i pustka.

Zakończyliśmy naszą rowerową podróż po Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Mapkę i krótkie podsumowanie umieściliśmy na blogu...
17/08/2017

Zakończyliśmy naszą rowerową podróż po Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Mapkę i krótkie podsumowanie umieściliśmy na blogu.

  Śmignęliśmy sobie po Beskidzie Żywieckim i Śląskim. Początek z uwagi na pogodę był niepewny bo gdy dojeżdżaliśmy do Żywca, to wycieraczk...

Śląski Beskid Żywiecki - (Dzień 3)Poniedziałek rozpoczęliśmy standardowo, czyli pobudką o 5.30 i podjazdem. Ranek był rz...
15/08/2017

Śląski Beskid Żywiecki - (Dzień 3)
Poniedziałek rozpoczęliśmy standardowo, czyli pobudką o 5.30 i podjazdem. Ranek był rześki i mglisty. Temperatura nie przekraczała 10 C. Nie chcemy generalizować, ale lato powoli się kończy. W ciągu dnia pojawiło się piękne słońce, ale ma się wrażenie że to już nie jest ta "palma". To co jest zaskakujące w całym tym terenie, to cisza i zielone pagórki sięgające 1000 m n.p.m. Nie dziwi fakt, że tu jest mnóstwo domków letniskowych. Sami przeprowadzilibyśmy się tutaj, ale jeszcze nie teraz. Nasza podróż zmierza powoli do końca. Kierujemy się na północ w kierunku Beskidu Żywieckiego. Właśnie sobie zdaliśmy sprawę, że nie zjedliśmy jeszcze ani jednego pasztetu. Ewidentnie się starzejemy, ale póki co wjechaliśmy albo weszliśmy na te wszystkie wierchy co chcieliśmy. To że po całym dniu jazdy mamy jedyne 44 km jest inną sprawą :D

Śląski Beskid Żywiecki - (Dzień 2)Niedziela upłyneła nam z przelotnymi opadami deszczu i temperaturą około 15 C. Póki co...
14/08/2017

Śląski Beskid Żywiecki - (Dzień 2)
Niedziela upłyneła nam z przelotnymi opadami deszczu i temperaturą około 15 C. Póki co prognozowanego ocieplenia nie widać. Kierujemy się wciąż na południe w kierunku słowackiej granicy. Dziś kilkukrotnie wjeżdżaliśmy na górę by po chwili wytracić zdobytą wysokość. Taka specyfika terenu.

Śląski Beskid Żywiecki - (Dzień 1).Gdzie nie próbujemy tam brakuje internetu, dlatego wpis pojawia się dopiero teraz. Zd...
13/08/2017

Śląski Beskid Żywiecki - (Dzień 1).
Gdzie nie próbujemy tam brakuje internetu, dlatego wpis pojawia się dopiero teraz. Zdjęcia są, ale jakościowo wyglądają jakby były zrobione kalkulatorem. Internet ledwie zipie. Tak to jest jak śpi się po lasach poza cywilizacją.
W sobotę zgodnie z przewidywaniami lało i grzmiało w pierwszej połowie dnia. Gdy siedliśmy na rowery uspokoiło się trochę, ale było zimno i pochmurno. Dojechaliśmy do Jeziora Czarniańskiego i niedaleko rezydencji prezydenta RP rozbiliśmy namiot.

Łapiemy każdy moment i wyciskamy ile się da. Tym razem kręcimi się blisko,  bo w polskich Karpatach. Zaczynamy...
11/08/2017

Łapiemy każdy moment i wyciskamy ile się da. Tym razem kręcimi się blisko, bo w polskich Karpatach. Zaczynamy...

Od podróży nad Adriatykiem zdążyliśmy się już zapuścić, siedząc przy biurku i jeżdżąc co najwyżej nad Wisłok. Jako, że w polskiej kulturze...

Podczas naszej ostatniej podróży spotkaliśmy ludzi, którzy podróżowali w ten sam lub podobny sposób jak my. Ku naszemu s...
16/07/2017

Podczas naszej ostatniej podróży spotkaliśmy ludzi, którzy podróżowali w ten sam lub podobny sposób jak my. Ku naszemu szczęściu, w większości to byli Polacy. Opinie o naszych rodakach krążą w świecie różne, ale jeśli chodzi o typ wędrowca, podróżnika to złego słowa powiedzieć nie można. To niesamowite, że "dujesz" pod górę, nie planujesz żadnego spotkania, a nagle za zakrętem pojawia się ktoś taki jak Ty. Błyskawicznie wymieniasz wrażenia, pytasz o trasę gdzie Oni już byli i opowiadasz o miejscach, w których Oni dopiero będą. Nie ważne, że całe spotkania trwa 10 - 15 minut. Nadajecie na tych samych falach i po chwili masz wrażenie, że znacie się już kawał czasu. Chciałoby się posiedzieć, pocelebrować to spotkanie, ale nie ma na to czasu- droga czeka. Musisz zadowolić się tym krótkim momentem, tą szklanką lodowatej wody, którą właśnie poczęstował Nas wszystkich kelner. Nie wołaliśmy nikogo z baru, nie prosiliśmy o wodę, Oni ją sami przynieśli, tak po prostu, w gratisie. Tacy są właśnie ludzie tutaj i takie są Bałkany. Dziękujemy za spotkania na drodze.

Wreszcie ogarnęliśmy się trochę, choć do "przekopania" pozostają dwie karty pamięci zdjęć. Jeżeli ktoś nie czytał naszyc...
13/07/2017

Wreszcie ogarnęliśmy się trochę, choć do "przekopania" pozostają dwie karty pamięci zdjęć. Jeżeli ktoś nie czytał naszych postów publikowanych z drogi, to są one dostępne na blogu. W linku poniżej zawieramy krótkie podsumowanie wyjazdu i kilka zdjęć.

Wróciliśmy, choć należałoby zadać pytanie czy chcieliśmy wracać ?. Z wielką ochotą jechalibyśmy dalej, ale zaczął nam się kończyć czas...

Powoli rozpoczynamy naszą rowerową podróż w rejonie Morza Adriatyckiego. Nie mamy pojęcia jak zniesiemy upały, ale będzi...
13/06/2017

Powoli rozpoczynamy naszą rowerową podróż w rejonie Morza Adriatyckiego. Nie mamy pojęcia jak zniesiemy upały, ale będziemy się tym martwić jak uda nam się tam dotrzeć. Z przyczyn technicznych wpisów na fejsie nie będzie, ale będą pojawiać się standardowo na blogu.

Pakujemy się, bynajmniej nie od dziś. Już od jakiegoś czasu zbieramy rzeczy, podklejamy, prostujemy i szyjemy żeby kolejny raz dały radę. ...

W tym roku też miał być weekend majowy, ale wyszło jak zawsze... Nie zgrał nam się jeden element, a mianowicie pogoda. C...
31/05/2017

W tym roku też miał być weekend majowy, ale wyszło jak zawsze... Nie zgrał nam się jeden element, a mianowicie pogoda. Ciągnące się opady i przymrozki skutecznie ostudziły nasze rowerowe zapędy. Tak po prawdzie to już od dawna chcieliśmy rozruszać kości po zimie i poprawić naszą kondycję na większych górkach. Dlatego ostatnią niedziele maja spędziliśmy w Beskidzie Wyspowym. To ten sam teren, który rok temu dał nam niezły wycisk. Tym razem jednak postawiliśmy na łagodniejsze szlaki, które w większości były wyasfaltowane, a nachylenia nie przekraczały 17%. Jako punkt startu przyjęliśmy Żegocinę. Z Rzeszowa to półtorej godziny jazdy samochodem, w większości po autostradzie. Nam jednak podróż trochę się przeciągnęła bo nawigacja w telefonie okazała się totalną klapą. Odpalaliśmy kolejne aplikacje i z każdą kolejną brnęliśmy bardziej w las. W końcu przebiliśmy się na właściwą drogę i dotarliśmy do miejsca startu wycieczki. Na rowerze już włączyliśmy myślenie i kierowaliśmy się papierową mapą. To co udało nam się zobaczyć jest na poniższych zdjęciach. Zapraszamy

Pora na drugi i ostatni wpis dotyczący maski antysmogowej. Marna pogoda nie odpuszcza, ostatni smog udało mi się zauważy...
27/04/2017

Pora na drugi i ostatni wpis dotyczący maski antysmogowej. Marna pogoda nie odpuszcza, ostatni smog udało mi się zauważyć jeszcze w tym tygodniu. Sezon na trucie z pieców powoli dobiega końca, ale temat znowu odżyje na jesień.

W tym poście mogliście przeczytać pierwszą opinię na temat tej maski. Sezon na jej użytkowanie praktycznie się skończył, więc pora prześw...

Udało się !Brakowało nam jeszcze ostatniego wpisu z podroży w 2016 roku. I właśnie teraz publikujemy galerie zdjęć z nas...
18/04/2017

Udało się !
Brakowało nam jeszcze ostatniego wpisu z podroży w 2016 roku. I właśnie teraz publikujemy galerie zdjęć z naszej przygody po rumuńskich Karpatach.
Zapraszamy

Ilekroć tworzymy galerie zdjęć, to tak jakbyśmy przeżywali tą podróż na nowo. W głowie wtedy budzą się wszystkie wspomnienia, widoki, obawy,...

Wiosna jest jak przebudzenie. Budzisz się i masz ochotę gdzieś się ruszyć. Wyjść z czterech ścian i wchłonąć trochę słoń...
02/04/2017

Wiosna jest jak przebudzenie. Budzisz się i masz ochotę gdzieś się ruszyć. Wyjść z czterech ścian i wchłonąć trochę słońca. Poniżej tekst i zdjęcia z naszej wycieczki po okolicy.

Rozpoczęliśmy już na dobre sezon rowerowy. Wraz z nami tysiące kleszczy w trawach i setki motocyklistów, którzy zgromadzili się dzisiaj na...

Nigdy nie sądziłem, że będę korzystał z maski antysmogowej. Zważywszy, że nie mieszkamy ani w Pekinie, ani w Szanghaju. ...
13/02/2017

Nigdy nie sądziłem, że będę korzystał z maski antysmogowej. Zważywszy, że nie mieszkamy ani w Pekinie, ani w Szanghaju. Niestety zimowe powietrze w Polsce jest słabej jakości. Nie kupiłbym w życiu maski antysmogowej, ale wróciłem do zimowych dojazdów do pracy rowerem. W linku poniżej przestawiam swój punkt widzenia, czy gra jest warta świeczki.

Nie jest tajemnicą, jakie marne powietrze mamy zimą w Polsce. Jeszcze kilka lat temu o smogu bardzo rzadko się mówiło, a dziś na potęgę się...

Po Alpach chodzą alpiniści, po Tatrach taternicy, a po Biesach?...biesiadnicy. Sylwestra postanowiliśmy spędzić aktywnie...
01/01/2017

Po Alpach chodzą alpiniści, po Tatrach taternicy, a po Biesach?...biesiadnicy. Sylwestra postanowiliśmy spędzić aktywnie, czyli z buta w Bieszczadach. Od tygodnia śledziliśmy pogodę na Mountain-Forecast i na 31 grudnia prognozowana była idealna aura. W Wołosatym wylądowaliśmy o 9:20. Na starcie było -10°C. Plan zakładał Tarnicę, a potem "zobaczymy". Warunki od początku były doskonałe: skrzypiący śnieg pod butami, błękitne niebo i ciepłe promienie słoneczne - coś pięknego. Sprawnie pieliśmy się do góry, metr po metrze. Szlak był dobrze przetarty i ubity. Jedynie zejście z niego skutkowało zapadnięciem się w śniegu po łydki, albo po uda. Im byliśmy wyżej, tym było coraz cieplej. Było jasne, że mieliśmy do czynienia z inwersją. Widoki w każdą stronę po prostu miażdżyły. Nie musieliśmy wchodzić na Tarnicę, aby dostrzec Tatry oddalone o 180 km, podobnie było z ukraińskimi Gorganami. Naprawdę świetnie wstrzeliliśmy się w pogodę. Z racji Nowego Roku i biesiad odbywających się w wynajętych pensjonatach, było jasne że nie będziemy sami na bieszczadzkich szlakach. Nie byliśmy, ale nie było też dzikich tłumów. Śnieżne warunki spowodowały, że na Tarnicę wchodziliśmy dłużej niż zwykle. Zastanawialiśmy się czy nie pójść dalej na Halicz, ale finalnie pierwszy raz przez Szeroki Wierch poszliśmy do Ustrzyk Górnych. Ładny szlak, widokowy i niewymagający. Nim na dobre zeszliśmy na dół to słońce już zaszło i ruch samochodowy prawie wymarł. Ostatni 5-cio kilometrowy odcinek do Wołosatego pokonaliśmy ulicą powłócząc nogami. Nasze dzielne auto poradziło sobie na tutejszych drogach bez łańcuchów, ale warunki w okolicy Przełęczy Wyżnej są trudne. Nie widać asfaltu, jest za to lód przykryty warstwą zbrylonego śniegu. Jeżeli chcesz sprawdzić czy coś Ci się w zawieszeniu tłucze, to nie jedź na szarpaki do stacji diagnostycznej. Jedź w głębokie Bieszczady - wytłucze tak samochodem, że szpachla z drzwi odpadnie.

Address


Alerts

Be the first to know and let us send you an email when A dlaczego nie rowerem ? posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share