Pomysł na podróż

  • Home
  • Pomysł na podróż

Pomysł na podróż Strona poświęcona podróżowaniu, poszerzaniu horyzontów i spełnianiu marzeń ! Jej zadaniem jest pokazanie jak proste i dostępne jest to dla każdego !
(11)

Stworzona na bazie własnych przeżyć autorów podczas wypraw w najróżniejsze zakątki świata.

Wrzesień to najpiękniejszy miesiąc aby zwiedzać Europe :-) Nie ma już upałów,a jednocześnie pogoda wciąż dopisuje. Ceny ...
17/09/2019

Wrzesień to najpiękniejszy miesiąc aby zwiedzać Europe :-)
Nie ma już upałów,a jednocześnie pogoda wciąż dopisuje. Ceny nie są już tak wysokie, a do tego nawet najbardziej turystyczne lokalizacje nie są tak oblegane :)
W poszukiwaniu miejsc nietuzinkowych dziś odwiedzamy Carcassone, cudowne francuskie miasteczko z historią pamiętającą czasy średniowiecza. Co ciekawe miasto przetrwało próbe czasu i praktycznie nienaruszone wygląda dziś tak samo jak za czasów kiedy krajem rządzili francuscy królowie.
Tak się składa że przypadające na wrześień/padziernik winobranie to idealna okazja by wpaść tu na weekend, popróbować lokalnego wina i pokluczyć uliczkami cofając się dobre kilkaset lat w czasie :)

Pomysłem na podróż jest lot do Tuluzy. Dobre ceny oferuje zarówno Ryanair jak i Easy jet. Przelot z Warszawy lub Berlina.
Stamtąd około godziny pociągiem lub wynajętym na lotnisku autem, a potem już tylko dobra zabawa w pięknej scenerii francuskiej prowincji :)

Polecamy :)

Nasza koleżanka a zarazem Pani stomatolog jedzie pomagać w Afryce. Tak to się porobiło że jadąc tam musisz sam się zorga...
08/09/2019

Nasza koleżanka a zarazem Pani stomatolog jedzie pomagać w Afryce. Tak to się porobiło że jadąc tam musisz sam się zorganizować i uzbierać pieniądze zarówno na wyjazd ale również i na materiały potrzebne do pracy na miejscu. Wspieramy i jeśli ktoś czuję że chciałby również w jakiś sposób się do tego przyczynić to zachęcamy. Więcej informacji w linku :-)

Szanowni Państwo, Nazywam się Sonia Janusz i jestem absolwentką kierunku lekarsko-dentystycznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Zawód stomatologa jest moją pasją. Pracę staram się wykonywać z największą starannością i dbałością o dobro pacjenta. W tym roku stanęłam przed moż...

Jakiś już czas temu zachęcaliśmy Was do odwiedzenia Petry, jordańskiego miasta wykutego w żywej skale i największej atra...
19/08/2019

Jakiś już czas temu zachęcaliśmy Was do odwiedzenia Petry, jordańskiego miasta wykutego w żywej skale i największej atrakcji tego kraju.

Ryanair po raz kolejny postanowił rozpieścić swoich klientów, wrzucając w obieg bilety do innego wartego zobaczenia miejsca.
Dotąd nie bardzo dostępny Bejrut znalazl się w rozkładzie "jazdy" na kolejny rok i póki co szokuje bardzo przyzwoitymi cenami. Jest to jedno z najstarszych miejsc na bliskim wschodzie z absolutnie bogatą historią i na nowo odradzającą się aglomeracją:)
Rozwiązanie na zobaczenie obu tych fantastycznych miejsc w jednej podróży znajdziecie poniżej.

Nasz "pomysł na podróż" to lot z Warszawy do stolicy Jordanii Ammanu bądz Akaby a stamtąd niedaleko wypożyczonym autkiem (lub transportem autobusowym) do Petry i spędzenie 2-3 dni na eksploracji tego wpisanego na listę UNESCO miasta. Z Petry "rzut beretem" do Akaby i pełnego raf Morza Czerwonego. :)
Następnie powrót do cypryjskiego Paphos, tam jedyna możliwa przesiadka do Bejrutu. Jest to również jedyny minus tego misternego planu :) Chociaż? Okazja do odwiedzenia kolejnego barwnego kraju. Zależy jak na to spojrzycie.

Warto spędzić pare dni w Bajrucie, po czym znów przez Paphos powrót do Polski. W jednej podróży zyskujecie więc fajną szanse na zobaczenie paru pięknych miejsc. Póki co bilety na całą trasę można zakupić za cene 300-350 złotych za osobe co uważam za bardzo dobry deal. Mowa o trasie w tą i z powrotem. Jak to zrobić?
W razie pytań tradycyjnie zapraszamy do kontaktu na priv.
Tymczasem korzystajcie z ostatnich podrygów lata i pozostałego jeszcze czasu wakacji w Polsce.

K.

 Kocham tu wracać, Francja ma w sobie to "coś", pewien czar, naturalną urodę i wdzięk. Coś bliżej nieokreślonego, co tru...
26/06/2019



Kocham tu wracać,

Francja ma w sobie to "coś", pewien czar, naturalną urodę i wdzięk. Coś bliżej nieokreślonego, co trudno mi wytłumaczyć a jednocześnie coś co czuje się tu na każdym kroku. Widać to na ulicach francuskich miasteczek jak i we francuskiej kuchni, którą szczerze uwielbiam. :-)

I mimo że Paryż, jak każda ze światowych metropolii nie
ustrzegła się problemów sterty śmieci, śpiących na ulicach emigrantów, a ostatnio również żółtych kamizelek (które swoją drogą można by zagonić do odbudowy Notre Dame co rozwiązałoby zarówno temat bezrobocia jak i odbudowy katedry) czy problemów politycznych (co doskonale widać po "pajączkach" na szybach sklepów słynnej Champ Elysees, to na prowincji wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Jakby czas się zatrzymał, a gdzieś za zakrętem schował się chichoczący radośnie pod nosem Louis de Finne :-)

Wyruszamy więc na wycieczkę po zamkach położonych w dolinie Loary, jest to trochę powrót do przeszłości, dla Nas również podróż dość sentymantalna. Podróż śladami Pana Samochodzika, jednej z niezapomnianych książek dzieciństwa, której akcja toczy się właśnie w jednym z zamków położonych nad brzegami największej francuskiej rzeki.

Zaraz po wydostaniu się ze szponów paryskich korków (co wbrew pozorom do łatwych zadań nie należy), niecałe 150 km od stolicy Francji docieramy do pierwszego zamku na naszej liście. Jest ich w sumie aż 32. Kto by się spodziewał, prawda? Niektóre wciąż zakurzone i zaniedabane, innym przywrócono dawny blask i są wizytówkami kolejnych epok tak barwnej historii tego kraju. Warto z pewnością odwiedzić je wszystkie :-)

Pierwszy przystankiem jest średniowieczny Sully Sur. Położony nieco na uboczu, w małej sennej miejscowości o tej samej nazwie robi na nas duże wrażenie. Potężny donżon, zwieńczony strzelistymi basztami oraz szare surowe mury sprawiają wrażenie niedostępnej twierdzy. Miasto jest do tego stopnia zatopione w melancholi że w godzinach popołudniowej sjesty nie uda Nam się znalezc żadnej otwartej restauracji, czy choćby sklepu spożywczego.. Z burczącym brzuchem ruszamy w kierunku Blois.

Blois liczy sobie niemal 50 tys. mieszkańców, położone mniej więcej po środku doliny Loary idealnie nadaje się na punkt wypadowy do okolicznych warowni. Wieczorny spektakl strugami światła wyświetlanymi na murach opowiada historie kraju, miasta Blois i tego zamku. I szkoda tylko tego że nie można jej wysłuchać również w języku polskim... Co ciekawe w koreańskim jak najbardziej :) Samo przedstawienie światło + dzwięk jest jednak jak najbardziej warte zobaczenia :)

Zwiedzamy Chambord - który przez pewien czas był nawet w polskich rękach. Jeden ze zbiegłych królów polski dostał go w prezencie od swojego zięcia - króla Francji Ludwika XV. Jest to chyba największy i najdostojniejszy z zamków. Liczy dobrze ponad 1000 pokoi. W tych czasach nie znano pojęcia kawalerki, bynajmniej w kręgach
arystokracji. Co ciekawe istnieje możliwość zwiedzania go z polskim audioprzewodnikiem. (WARTO :-) )

Kolejnym przystankiem i jednocześnie "gwiazdą programu" jest Chanoncenaux. Położony na uboczu przy odnodze Loary - rzece Cher jest tutejszą perełką. Piękne ogrody Diany de Pointers i Katarzyny Medycejskiej przypominają o rywalizacji obu pań. Zdecydowanie najlepiej zadbany i utrzymany z wszystkich pałac robi niesamowite wrażenie. Wciąż znajduję się w prywatnych rękach.
Oprócz samego zamku na terenie posiadłości znajduję się też niemała wystawa karoc oraz dość dobra restuaracja w której spróbujemy min. lokalnych ryb.

Zwieńczeniem dnia pełnego wrażeń jest Chaumont, zamek rodem z Asterixa i Obelixa. Niesamowita bryła zadziwia swoim kunsztem. Wznosi się na wysokiej skarpie w małej wiosce nad samym brzegiem rwącej tu rzeki. W środku znajduję się raczej mało interesująca galeria sztuki, warto za to podziwiać widoki siedząc w jednym z wielu wiklinianych koszy wystawionych na terenie otaczającego zamek parku.

Następny dzień wita Nas w Angers. Miasto w którym pod koniec życia mieszkał Leonardo da Vinci zachwyca wąskimi, brukowanymi uliczkami. Jeśli uda Wam się dobrze wsłuchać wciąż słychać tu tętniące kopyta koni i dzwięk trzeszczącej na rycerzach zbroi. Jeśliby zaś na chwilę zmrużyć oczy można wyobrazić sobie Leonarda Da Vinci testującego jeden ze swoich najnowszych wynalazków. Warto przespacerować się zakamarkami miasta, poczuć lokalny klimat, usiąść na kawie w jednej z kafejek i chłonąć to miejsce wszystkimi zmysłami:) Takich miejsc nie ma wiele, dlatego uczę się je doceniać.


Nad Loarą znajdziemy więcej polskich akcentów. Zamek Montresor został kupiony przez jedną z polskich rodzin szlacheckich w 17 wieku i wciąż znajduje się w ich posiadaniu. Można go zwiedzać, położony nieco na uboczu wymaga jednak nadłożenia drogi :)

Będąc w dolinie Loary z pewnością warto zawitać do jednej z wielu zlokalizowanych tu winnic. Usytuowane na brzegach rzeki winne krzewy hojnie owocują, czego efektem są najlepsze francuskie wina. My również dajemy się skusić. Po małej degustacji powiększamy domowe zbiory o doskonałe Chardoney. Otworzymy na jedną z tych specjalnych
okazji :) (albo i bez :-) )

I tak o to przygoda ta powoli dobiega już końca. Chciałoby się tu zostać na jeszcze jeden dzień, jeden wieczór, albo choć jedną chwilę, by w spokoju raz jeszcze przejść się korytarzami jednego z rozrzuconych po dolinie Loary zamków. A może uda się tu jeszcze wrócić?

K.

W dzisiejszym poście wracamy do malowniczej Pugli, jednego z najbardziej autentycznych regionów Włoch.W tą niesamowitą p...
29/05/2019

W dzisiejszym poście wracamy do malowniczej Pugli, jednego z najbardziej autentycznych regionów Włoch.
W tą niesamowitą podróż zabierze nas po raz kolejny .thy_ który we Włoszech poleca wszystko co najlepsze! Przeczytajcie zresztą sami. :-)

Monopoli to miejsce w którym czas płynie powoli, miasto z marmuru, miasto niebieskich okiennic i małego portu, pełnego oczywiście niebieskich łódek, a do tego … miasto w którym niepodzielnie rządzą mężczyzni. Kilku lokalnych rybaków gromadzi się każdego ranka na kutrze, rozpoczynając dzień od lampki wina przed wyjściem w morze. Podczas gdy oni zajmują się połowem, przedstawiciele starszego pokolenia rodziny pozostali na lądzie poświęcają znaczną część dnia na szyciu i naprawie sieci rybackich.
W oddali słychać dzwony kilkunastowiecznej katedry, a uliczki i okoliczne domy starego miasta zachęcają do długich spacerów.

W labiryncie tych niekończących się ulic znajdziemy lokalne sklepy, oferujące wina, piwa, nalewki i makarony wyrabiane w obrębie kilku kilometrów stąd. Wartym uwagi jest finochietto - czyli domowa nalewka z dzikiego kopru włoskiego lub o wiele bardziej znane i sprawdzone limoncello - czyli domowa nalewka z cytryn. Spróbować trzeba też panzerotti - czyli apulijskiej przekąski w formie (wybaczcie mi Włosi) „naszego dużego pieroga” wypełnionego dla przykładu nadzieniem : z anchois, zieleniny, mozzarelli, pomidorów i crudo. Na placu Garibaldi - miejscu spotkań lokalnych mieszkańców odnajdziemy lodziarnie serwującą niesamowite gelato (koszt ok. 2 euro )- włoskie lody w smakach pistacjowym, cytrynowym, truskawkowym, czekoladowym i każdym jakim tylko dusza zapragnie 

Po południu, wygrzewając się beztrosko w słońcu dostrzegamy grupkę zbierających się w pobliżu portu mężczyzn.
W Polsce tego typu sytuacje nie wróżą nic dobrego. Tutaj okazuje się to spotkaniem znajomych, sąsiadów i przyjaciół w celu upolowania „zwierzyny” na obiad. Dokładniej tej złowionej i przywiezionej przez lokalnych rybaków. Po kilku chwilach rozpoczyna się sprzedaż, negocjacje, niekończąca się dyskusja oraz wybór najlepszych egzemplarzy. Kuter obok pozuje właśnie do zdjęć, bo przywiózł dziś … rekina. Wracając obserwujemy idących dumnie włoskich „macho”, z siatkami wypełnionymi rybami i owocami morza, idących do swoich domów, czekających w nich żon,gotowych do przygotowywania kolacji. Szowinizm? Tradycyjny podział obowiązków? To już oceńcie sami.

Jedno jest pewne. Nieskazitelny wygląd, idealna fryzura, piękna opalenizna,wszechobecny luz, powolne życie, garstka tak samo dobrze wyglądających przyjaciół do towarzystwa czy kultura picia – te właśnie cechy opisują włoską … emeryturę. Tak, dokładnie - co jak co, ale tu zdecydowanie można się zestarzeć.

Wieczorem Osteria "Perrici" serwuje makarony oraz owoce morza złowione tego samego dnia przez lokalnych rybaków. Zadziwiająca jest tu prostota przygotowania, przypraw nie używa się wcale, ponieważ jakość obroni się sama. W ramach coperto dostajemy chleb, oliwę, bruschette, oliwki. W cenie 5 euro zamawiamy też litrowy dzban domowego białego wina. Na danie główne wybieramy natomiast makaron z owocami morza, zaserwowany w formie wielkości patelni! A na deser panna cotta lub tiramisu. Całość to wydatek ok. 30 euro. Nic tylko - La dolce vita!
Monopoli jest jednym z najciekawszych i najpiękniejszych miast środkowej Apulii. Oddalone o ok. 30 minut jazdy pociągiem liniami Trenitalia od Bari Centrale. Jest to świetna baza wypadowa do zwiedzania całego regionu i okolicznych miasteczek.
Więcej inspiracji na insta .thy_

W szafie wiosenne porządki,a za oknem pogoda rozkręca się na całego :-)Już dzisiaj mamy dla Was kolejną garść POMYSŁÓW N...
27/04/2019

W szafie wiosenne porządki,a za oknem pogoda rozkręca się na całego :-)

Już dzisiaj mamy dla Was kolejną garść POMYSŁÓW NA PODRÓŻ.

Kilka kierunków, które naszym zdaniem warto odwiedzić w sezonie wiosna/lato 2019. Niektóre pewnie dobrze Wam znane, inne mogą być małym zaskoczeniem.
Propozycje na krótsze i na dłuższe wyjazdy. Znajdziecie tu parodniowe citybreaki, jak i miejsca w które fajnie wybrać się na dłużej niż weekend.
Jak już mamy w zwyczaju, w razie jakichkolwiek pytań zapraszamy do kontaktu na www.pomyslnapodroz.com lub bezpośrednio na naszym blogu :-)

Polecamy !

Numer 1. Kerry, Irlandia
Surowy klimat półwyspu Di**le, wysuniętego nad samo wybrzeże Oceanu Atlantyckiego. Piękne, długie i piaszczyste plaże oraz zapierające dech widoki wprost ze 100-metrowych klifów. Wieczory w stylowych pubach przy kuflu Guinessa. :) Polecane dla miłośników przyrody i tych co chcieliby odpocząć od zgiełku miasta. Długość wyjazdu: 4-5 dni.

Numer 2. Sycylia, Włochy
Śladem Ojca Chrzestnego :) Już teraz jest tam bardzo przyjemnie. Dużo słońca, dobre jedzenie i kąpiele w Morzu Śródziemnym. Polecane dla tych, co lubią zarówno odpocząć jak i trochę pozwiedzać. Długość wyjazdu 5-7 dni.

Numer 3. Carcassone, Francja
Coś dla zapaleńców średniowiecznych klimatów oraz tych co lubią zwiedzać spacerując. Miasto położone na wzgórzach we francuskiej Oksytani. Doskonałe widoki, dobre francuskie winko i przechadzki po krętych uliczkach XIV wiecznego miasta. Poczuj ten klimat :) Długość wyjazdu: 4-5 dni.

Numer 4. Zamki nad Loarą, Francja
Gratka dla miłośników architektury, fanów zabytków albo.. rodzin z dziećmi. Fantastyczna przygoda w jednym z zamków nad malowniczą Loarą dobra dla ludzi w każdym wieku. Sugerowany czas wyjazdu to 5-7 dni. Można połączyć to z 1-2 dniowym zwiedzaniem Paryża.

Numer 5. Porto, Portugalia
Naszym zdaniem najbardziej klimatyczne miasto w Europie. Gratka dla smakoszy wina i fanów ryb. Wizyta w jednej z winiarni lub rejs statkiem po oceanie:) Spodoba się parom i tym którzy lubią zagubić się w nastrojowych uliczkach starych miast. Romantycznie! Czas wyjazdu: weekend.

Numer 6. Gruzja
Jeśli jesteście fanami trekingów, aktywności fizycznej każdego rodzaju to zdecydowanie dobry wybór. Piękne górskie widoki, całodzienne eskapady i czas na łonie natury. To tutaj ! Długość wyjazdu : 7-8 dni.

Numer 7. Jordania
Wciąż świeży temat ze względu na bezpośrednie loty z Polski. Historyczna Petra - miasto wykute w skale nigdy jeszcze nie była tak łatwo dostępna. Warto połączyć to z wizytą w stolicy Jordani, Ammanie. Biblijna rzeka jordan i góra Nebo znajdują się własnie tu :) Jeśli jechać to przed wakacjami, nim temperatury zmienią Was w skwarki :) Długość wyjazdu: 3-4 dni.

Numer 8. Riva del Garda
Niezmiennie najlepsze jezioro Europy :) Położona pomiędzy górami zachęca do wycieczek rowerowych,żeglowania i sportów wodnych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mała odległość do Wenecji i Werony pozwala połączyć to z całodzienną wycieczką autem:) Czas wyjazdu : 5 dni.

Numer 9. Bari i malownicza Puglia, Włochy
Prawdziwe, autentyczne Włochy. Świeże owoce morza,dobra kawa, kawał porządnej histori i doskonałe lokalne jedzonko. Kto by nie chciał spędzić tu paru dni? Czas wyjazdu: 7-10 dni

Numer 10. Lefkada
Jedna z wciąż mniej odkrytych greckich wysp. Spokój, cisza, piękne plaże. Czy potrzeba coś więcej? Jeśli jesteście fanami słodkiego lenistwa na piasku, zapraszamy tutaj! Czas wyjazdu : 7 dni.

Numer 11. Carvoeiro, Portugalia
Małe miasteczko położone na jednym z klifów portugalskiego Algarve. Jeśli chcecie nacieszyć się kąpielami w oceanie i słońcem a wieczorem wyjść potańczyć na główny rynek miasta to to miejsce przypadnie Wam do gustu :) Czas wyjazdu: 5-6 dni.

Numer 12. Czarnogóra
Zestawienie zamyka kraj wcale nie najmniej ciekawy. Wręcz przeciwnie. Kraina Jamesa Bonda i Casino Royal jest marzeniem każdego właściciela czterech kółek. Tu nie jezdzi się dla szybkości, ale dla przyjemności :) Kraj trzeba przemierzyć wzdłuż i wszerz, zatrzymując się by podziwiać coraz to lepsze widoki:) Bałkany zawsze w modzie!

To i wiele więcej na www.pomyslnapodroz.com

Dzisiaj mamy dla Was coś naprawdę specjalnego :-)W lany poniedziałek POMYSŁ NA PODRÓŻ  ma przyjemność gościć .thy_ który...
22/04/2019

Dzisiaj mamy dla Was coś naprawdę specjalnego :-)

W lany poniedziałek POMYSŁ NA PODRÓŻ ma przyjemność gościć .thy_ który podzieli się z Nami swoją pasją do podróżowania , gotowania oraz porwie Nas na wyjątkową wyprawę do ojczyzny makaronu, pokazując jeden z najbardziej malowniczych regionów Włoch. Przekona Was że tam gdzie kończy się turystyczna komercja zaczyna się prawdziwa i autentyczna Italia. Ciekawi?

Zapraszamy!!!

BARI cz.1

Największe miasto nad Adriatykiem, ważny port i kolebka rzymskiej cywilizacji. Tak wiele razy w swojej długiej historii doświadczyło podbojów i najazdów, że jego stare miasto zostało zaprojektowane umyślnie w sposób tak by się tu … zgubić - i to dosłownie! Po kilku dniach spędzonych w tym mieście wciąż nie jesteśmy w stanie odnaleźć się w labiryncie uliczek pełnych świeżego prania, zamkniętych podczas sjesty okiennic i zapachu przygotowywanej wieczorem kolacji. GPS nie pomoże, miejscowi już tak, ale kto z nich przejmowałby się znajomością języka angielskiego? Pozostaje więc najbardziej barwne rozwiązanie - rozłożyć ręce i pierwszego lepszego spotkanego miejscowego zapytać: Basilica? poczym pójść za chętnie prowadzącym cię, pomocnym nieznajomym.

Najpiękniejszą i najbardziej godną uwagi jest już wspomniana część starego miasta - Citta Vecchia. Tu właśnie poczujemy prawdziwy klimat południowych Włoch i zdecydowanie tu warto szukać noclegu.
Na każdym rogu spotkamy lokalnych rolników, oznajmiających każdego poranka okolicznym mieszkańcom o sprzedawanych towarach, głośno wychwalających ich niewątpliwe zalety. Nieszczęśnikom wciąż smacznie śpiącym, zostaje nic innego jak zejść na dół i zakupić skąpane w słońcu świeże warzywa i owoce. Nie bez powodu Apulia określana jest Ogrodem Włoch i stąd właśnie pochodzi znaczna ilość eksportowanych upraw, a aż 40% włoskiej oliwy wytłoczone jest w lokalnych przedsiębiorstwach. Rosną tu drzewa oliwne sadzone jeszcze za czasów starożytnych Rzymian - 2000 lat temu. Miejscem wartym uwagi jest romańska bazylika patrona Bari - św. Mikołaja, gdzie pochowana została Bona Sforza - żona Zygmunta Starego, do której budowy zostały sprytnie wykorzystane materiały z poprzedniego zamku i okolicznych ruin oraz romańsko-gotycka katedra San Sabino. Tu też mieszkańcy Bari wykazali się średniowiecznymi myślami i używając do budowy kolumn z wcześniej stojących na jej miejscu budynków.

W labiryncie uliczek znajdują się liczne panificierie, czyli małe piekarnie oferujące przede wszystkim świeże pieczywo il pane (0,5€), skąpane w oliwie i słodyczy pomidorów foccacie (1€), czy chrupiące taralli (2€). Te ostatnie dostaniemy również u nonn sprzedających swe dobrocie na jednej z ulic, żartobliwe określanej przez nas później The Nonna Street. Nonny, które są odpowiednikami naszych babć lub cioć, siedząc w domu zajmują się "profesjonalnym” wyrobem oriechette - makaronu o charakterystycznym kształcie dla Puglii. Mówiąc profesjonalny, mam na myśli wielki, domowy stół, koleżankę do plotkowania, włączony w tle telewizor, mąkę, sól i gorącą wodę - to tyle! No i jeszcze zgrabne ruchy nożem! Warto spróbować tej sztuki, pomijając kilka gorzkich słów reprymendy. Żonie wyszło świetne cavatelli, mi co najwyżej niezgrabne kopytko. Na koniec słyszymy też ciepłe słowa o ulubionym przez starsze pokolenie Polaku, a dokładnie - Janie Pawle II oraz presto, presto bambini! jako zachętę do szybkiego posiadania potomków i cieszenia się z życia. Musieliśmy pokonać 2000 kilometrów by usłyszeć to samo co przy obiedzie w rodzinnym domu. :-)

Niczym świętość przestrzegana jest tu siesta. W tym czasie dostaniesz … dokładnie nic. Wszystkie sklepy poza turystycznymi miejscami są zamykane i życie wraca dopiero po 17. Z kolei nad bulwarem, niedaleko Bazyliki, po południu rozstawiane są stoiska, które za 2€ oferują smażoną polente - wiem, wiem to nie najzdrowsza opcja, ale c’mon jesteś na wakacjach.

Siedząc nad samym morzem, otrzymujemy papierowy worek pełen „czipsów” z kaszki kukurydzianej, masła i sera, obficie posypanych solą morską. Obserwujemy kolor lazurowego Adriatyku i poławiające w oddali kutry rybaków. Gdy siesta się kończy możesz odwiedzić lokalne salumerie, sprzedające sery i szynki. Spróbuj przede wszystkim prosciutto, pancetty czy salami. Bedą zapewne pytali cię jak to pokroić, ale jedyne co można z siebie wydusić to skromne si, si i oczy pełne wiary w lokalnego sprzedawcę. Broń Boże nie proś o parmigganio czy grana padano - wrong neighbourhood baby! To jak zawołać Arka Gdynia na gdańskiej Orunii. Próbuj provolone, caprino czy cacioricotte. I pamiętaj że najprawdopodobniej wyjdziesz z ciutkę większym kawałkiem niż prosiłeś.

Co do wcześniej wspomnianych kutrów, wczesnym rankiem warto wybrać się na Molo S. Nicola i znajdujący się tam targ rybny. Spotkać tu można przekrzykujących się (istny kabaret!) i sprzedających świeże ryby oraz owoce morza rybaków. W ofercie jest to co udało się złowić i co matka natura dała - czyli kalmary, ośmiornice, krewetki, małże czy labraksy i makrele. Za 8€ kupujemy 8 dużych świeżych krewetek, pan nie miał drobnych by wydać, więc dołożył jeszcze dwie - i już jest okrągła sumka. Nie przeszkadzało nam to, więc i wilk syty i owca cała.

Tyle o jedzeniu, pewnie zapytasz więc co w takim razie do tego pić? No jak to co - oczywiście, że przede wszystkim wino. O szczepie primitivo uprawianego właśnie w Puglii napewno już słyszałeś, warto więc spróbować go w lokalnym wydaniu. Jeśli nie jesteś fanem wytrawnego trunku, godny uwagi jest świetny wachlarz piw - peroni, nastro azzuro, pszeniczne, craftowe - na pewno znajdziesz tu coś co ci posmakuje.
Ciekawostką jest że picie wina (i piwa!) zaczyna się tu już w wczesnych godzinach porannych, śmiem twierdzić że możliwe i przed rozpoczęciem pracy, ale kto by się tym przejmował!

Rano odwiedzamy lokalne kawiarnie serwujące espresso (już od 80 centów!) i cappuccino (od 1,1€). Kupujemy też ciepłe jeszcze crossainty z nadzieniem crema lub cioccolato. Lekkie śniadanie gotowe! Zwróć uwagę na zupełnie inne ekspresy, te cudeńka aż proszą się byś krzyknął - mamma mia! I najważniejsze pamiętaj o coperto - czyli w skrócie inna cena przy barze, inna przy stoliku.

Do Bari dostaniesz się bezpośrednim lotem, które ruszyły od kwietnia z Krakowa, Warszawy i Wrocławia. Z lotniska im. Jana Pawła II do centrum dostaniesz się między innymi autobusem nr 16, bilet kupisz u kierowcy (1,5 €) i w kiosku hali odlotów na piętrze, dostaniesz się tu również koleją (5€).

Zdjęcia timo.thy_ z tej i nie tylko wyprawy na https://www.instagram.com/timo.thy__/

Po więcej inspiracji z naszych wyjazdów zapraszamy na https://www.instagram.com/pomyslnapodroz/

Dobrze łapać dobre inspiracje !

NOWA ZELANDIA - NA KRAŃCU ŚWIATA cz.4 🥝🥝🥝Pod sam koniec naszego pobytu na wyspie południowej i pokonaniu dobrych 2 tysię...
05/04/2019

NOWA ZELANDIA - NA KRAŃCU ŚWIATA cz.4 🥝🥝🥝

Pod sam koniec naszego pobytu na wyspie południowej i pokonaniu dobrych 2 tysięcy kilometrów dojeżdżamy do CATLINS, urokliwej krainy znanej z tego, że wygląda niczym jeden wielki plan zdjęciowy do adaptacji kolejnej produkcji Petera Jacksona. Mowa rzecz jasna o słynnych już klasykach- Hobbicie i Władcach Pierścieni.

Sceny do obu filmów kręcone były głównie w środkowej części nowozelandzkiego śródziemia, mimo to ciężko oprzeć się złudzeniu, że gdzieś niedaleko znajdziemy dom Bilbo Bagginsa, a w nim przygotowującego podwieczorek Hobbita. Górują tu zielone pagórki z pasącymi się leniwie owieczkami. Na nasz widok podchodzą nieśmiale, zaciekawione natrętnymi intruzami. Kręte szutrowe drogi prowadzą przez pola, górki i doliny kończąc się na jednej z długich oceanicznych plaż Wszystko wygląda tak bajkowo że zdaję się być niemożliwe. Największe miasto regionu to pozostałość po szkockich osadnikach przybyłych tu na początku XX w. Nosi dumną nazwę DUNEDIN.

Catlins jako najbardziej wysunięty na południe przyczółek NZ znany jest z miejsca o nazwie SLOPE POINT. Jest to najbardziej oddalony na południe punkt półkuli południowej. Dalej już tylko błękitny ocean, a za nim zimna kraina lodu - Antarktyda. Stojąc nad brzegiem urwistego klifu cieszymy się tą chwilą :) Co ciekawe drzewa rosną tu nie do góry a w bok. To za sprawą porywistych wiatrów. Pamiętacie jak w szkole uczono Nas o ryczących czterdziestkach? Słychać je głośno i wyraznie :)

Catlins warto zobaczyć też ze względu na szerokie, piaszczyste plaże i koczujące na nich kolonie lwów morskich. Dojeżdżając do jednej z nich trafiamy na osobnika ucinającego sobie właśnie popołudniową drzemkę. Wszędobylskie tablice informują by do kolosów nie podchodzić na bliżej niż 10 metrów. Ale co to dla dzielnych andrzejów z Polski :) ? Przecież musimy zrobić najlepsze zdjęcia ! Lew morski, który wydawał się smacznie spać szybko podrywa się na nogi pokazując kto tu rządzi:)

Po dawce adrenaliny ruszamy dalej w kierunku latarni położonej na NUGGET POINT. Doskonale widać stąd całą zatokę. Następne sto kilometrów przenosi nas do Dunedin. Założone przez Szkotów, zarówno pod względem architektury, jak i mentalności mieszkańców nie wyprze się swojej historii. W okolicach działa rezerwat pingwinów żółtookich. Dobrym pomysłem jest zarezerwowanie jednego z dostępnych terminów i obserwowanie ich w naturalnym środowisku. My niestety nie mamy już na to czasu :( Dzień kończymy leniwie, w jednym z lokalnych pubów. Powoli dociera do nas, że przygoda na wyspie południowej powoli dobiega już końca. Jutro wylatujemy na wyspę północną, pierwszy przystanek - WELLINGTON - stolica kraju. Stamtąd na północ w kierunku słonecznej Bay of Planty. Dobrego dnia !!!:)

Co warto?

1. Odwiedzić jedną z plaż w poszukiwaniu lwów morskich
2. Dotrzeć na slope point - najbardziej wysunięty punkt stałego lądu na półkuli południowej
3. Odwiedzić Niagara Falls Cafe - serwują tu doskonałą kawę i przepyszne, obfite śniadanka !!!
4. Wybrać się na spacer po Dunedin, na piechotę, po najważniejszych zabytkach miasta.
5. Obserować pingiwny żółtookie w jednym z paru naturalnych rezerwatów

🥝🥝🥝

Krótki urlop z dala od miejskiego zgiełku? A może zwyczajny weekendowy wypad gdzieś, gdzie naładujecie baterie?:) Uwaga ...
30/03/2019

Krótki urlop z dala od miejskiego zgiełku? A może zwyczajny weekendowy wypad gdzieś, gdzie naładujecie baterie?:)

Uwaga uwaga!!!

Miejsce które zdecydowanie nie występuje w ofercie biur podróży, ani na pierwszych stronach kolorowych gazet. Podróż do Hrabstwa Kerry, jednego z malowniczych regionów Irlandii to uczta dla prawdziwych koneserów.

Lądując na malutkim lotnisku, pośrodku zielonych pastwisk momentalnie czujemy że to właśnie miejsce, gdzie przez kilka kolejnych dni zdecydowanie zapomnimy o szarej codzienności. Nie ma tłumów, nie ma hałaśliwych i zatłoczonych ulic. Jest za to cisza i spokój. Lotnisko Kerry obsługuje tylko 4 połączenia dziennie a wielkością nie różni się od standardowego Mc Donalda. To wszystko sprawia że wciąż nie widać tu masowej turystyki. Wyjeżdzając z lotniska jedyne o czym musimy teraz pamiętać to by jechać po właściwej, lewej stronie drogi. Ruch w Irlandii, tak jak w Wielkiej Brytanii odbywa się bowiem przeciwnie do wszelkich zasad logiki :)

Kraina zielonej koniczyny oprócz wspaniałych krajobrazów, na które można by patrzeć bez końca, ma do zaoferowania znacznie więcej. Jeśli jesteście fanami leniuchowania i chcecie zwyczajnie odpocząć, warto zatrzymać się w okolicach INCH BEACH. Stamtąd już tylko rzut beretem na ciągnącą się przez dobre kilkanaście kilometrów piaszczystą plaże. Można surfować, można spacerować, można nawet wjechać na nią własnym autem, znalezc swoje własne zacisze i najzwyczajniej w świecie się zrelaksować. Dla bardziej aktywnych osobników polecamy wypożyczenie auta (Już na lotnisku KERRY) i całodniową wyprawę dookoła półwyspu drogą SLEA HEAD DRIVE. Na trasie zobaczycie min. stare irlandzkie zamki, malowniczo położone na klifach miasteczka takie jak DUNQUIN a nawet farme owiec na której można pobawić się ze słodkimi maluchami. A wieczorem? Wieczorem polecamy miejscowość DI**LE, klimatyczne miasteczko, wraz ze starymi, kultowymi pubami, irlandzkimi tańcami i lokalnymi przysmakami. Warto spróbować CHOWDER - lokalna odmiana zupy rybnej z owocami morza. Pycha! Pełnie szczęścia zapewni szklanka Guinessa, Irlandia jest w końcu ojczyzną tego trunku, a samo piwo najlepszym towarem eksportowym kraju. Dla fanów whisky, w mieście działa destylarnia produkująca doskonałej jakości trunki. Codziennie organizowane degustacje na które zdecydowanie lepiej przyjść pieszo :)

Co warto?

1. Wypożyczyć auto. Inaczej nie da się objechać całego półwyspu. Sieć komunikacji jest raczej mizerna.
2.Odwiedzić Sammy's Restaurant. Położona nad samym brzegiem morza zachwyca zarówno nasze kubki smakowe jak i wzrok. Obłędne widoki na całą zatoke. Dobre jedzenie w dobrej cenie.
3.Hold a baby lamb. Mała farma na której można poznać milusińskie owieczki. :)

Więcej pytań? Piszcie do Nas na www.pomyslnapodroz.com

Byliśmy, sprawdziliśmy i polecamy !!!

MILFORD SOUND - czyli kilka słów o miejscu gdzie deszcz pada ZAWSZE:)Wyjeżdżając z Queenstown zostawiamy w tyle malownic...
01/03/2019

MILFORD SOUND - czyli kilka słów o miejscu gdzie deszcz pada ZAWSZE:)

Wyjeżdżając z Queenstown zostawiamy w tyle malownicze jezioro Wakatipu, zostawiamy za Nami również piękną pogodę. Parę dni spędzonych w tym najpopularniejszym kurorcie Nowej Zelandii z pewnością pozostanie na długo w pamięci i mimo, że pod względem cenowym do najtańszych nie należy, zdecydowanie czułbym się niespełniony jeśli ominęlibyśmy je w naszej podróży. Rejs prawdziwym oldschollowym parowcem (jednym z dwóch wciąż pływających jednostek opalanych węglem), to prawdziwa gratka. Przed nami kolejny etap dwutygodniowego rajdu dookoła NZ. Tym razem do pokonania 287km odcinek specjalny. Już na rogatkach miasta mijamy pomarańczowy znak ostrzegający, że kolejna stacja benzynowa znajduję się w odległości 180km. Po zatankowaniu „pod korek” ruszamy przed siebie. Przy okazji warto wspomnieć o stanie dróg i cenach paliwa. Co do zasady autostrada jest tu jedna i to na wyspie Północnej. Prowadzi z Wellington (stolicy kraju) do Auckland (największego miasta i ośrodka biznesowego). Jeśli chodzi o mniej zamieszkałą i bardziej dziką Wyspę Południową, przeważają tu drogi jednopasmowe, zazwyczaj w dobrej kondycji choć i tu zdarzają się wyjątki. Ograniczenie prędkości występuje też jedno i jest to 100 km/h. :-) Kontroli policji raczej brak, bo i co tu kontrolować. Posterunkowy zanudziłby się na śmierć, a i kasa żadna bo poza zagubionymi turystami ruch tu niewielki. Litr benzyny to koszt ok. 6 zł. Po drodze zatrzymujemy się na nocleg w Mossburn, kolejna możliwość to Te Anau. Nadarza się okazja do spróbowania najprawdziwszego steka lokalnej produkcji. Odkrywam na nowo smak mięsa. Nigdy nie wiedziałem że może smakować tak genialnie ( po odjęciu wszystkich E widocznie jest taka możliwość). Kraj znany jest z najlepszej jakości wołowiny, eksportowanej na cały świat. Co innego, że z połączenia nieskazitelnie czystego powietrza, zielonych pastwisk i swobodnie pasących się krówek innego efektu być po prostu nie może. Mniam! :-)

Niecałe 50 km od Milford Sound pogoda zaczyna się zmieniać, tak jakby za którąś wyznaczoną górą władze przejmował inny, lokalny mikroklimat. Wjeżdżamy w tereny górskie, na drodze pojawia się mgła, trasa pełna jest krętych zakrętów. Deszcz nie odpuszcza do samego celu. Zrezygnowani, ubrani od stóp do głów w stroje przeciwdeszczowe docieramy do portu, skąd w rejs wypływają statki wycieczkowe. Przekonani, że z powodu pogody wycieczka zostanie odwołana (jak już raz się zdarzyło) dowiadujemy się, że nic podobnego bo taka pogoda występuje tu przez 360 dni w roku!!!
Z kubkiem ciepłej kawy wyruszamy więc na 3 godzinną przygodę po fiordach Milford Sound. Zaraz po odbiciu witają nas stada zaciekawionych delfinów. W oddali widać wylegujące się na skałach foki. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć wieloryba. Podziwiamy dziesiątki wodospadów wypływających ze skał wprost do wód zatoki. Szyper podpływa do najciekawszych na „wyciągnięcie dłoni”. Zalewani litrami wody turyści z radością mokną na pokładzie próbując zrobić co lepsze selfie. Padający deszcz nie jest już dla nikogo problemem ;)

Uderza mnie niesamowity profesjonalizm organizacji atrakcji w NZ, przez cały rejs do naszej dyspozycji jest przewodnik opowiadający o każdym zakątku zatoki, odpowiada na wszystkie nasze pytania i raczy ciekawymi historiami. Kapitanowie nie mają nic przeciwko wizycie na mostku, chętnie opowiadają o swojej pracy pozując wraz z nami do pamiątkowego zdjęcia.
Wycieczka warta każdego wydanego dolara i tego by przyjechać tu chociażby na jeden dzień!

W powrotnej drodze odwiedzamy Te Anau, miasto słynące ze znakomitej kuchni, opartej na lokalnej dziczyźnie.
Dzień chyli się ku zachodowi, obieramy kurs na malowniczą krainę Catlins, do której zostało nam jeszcze ponad 300km…Mamy nadzieję, że zobaczyć tam występujące o tej porze roku lwy morskie.

I jak tu nie kochać Nowej Zelandii ?

Co warto?

1. Skorzystać w Queenstown z wykupienia wycieczki Real Journeys. Przy wykupie rejsu parowcem i wycieczki na Milford Sound zyskujemy pokaźną zniżke. Sam rejs po Milford kosztował 99$.
2. Zaklepać wcześniej nocleg, na trasie nie ma wielu miejsc gdzie można się zatrzymać.

Powodzenia!

K

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Pomysł na podróż posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share