Grecja, czyli tam i z powrotem

  • Home
  • Grecja, czyli tam i z powrotem

Grecja, czyli tam i z powrotem Na tym profilu będziemy w miarę możliwości prezentować zdjęcia i przemyślenia z tripka do Grecji, którego zaczynamy 16.06! W informacjach dłuższy opis! Siema!

Pewnie część z was już mniej więcej wie o naszych planach związanych z wyjazdem, część z was zna nas troszkę albo i wcale, a ktoś może nawet trafił tutaj przez przypadek i zastanawia się "o co chodzi i co to za typki?!". No to już się tłumaczymy! Jesteśmy znajomymi od czasu studiów(haha!), czyli już dobre kilka lat i przez cały czas coś nas fascynowało w podróżowaniu, a szczególnie interesowało n

as podróżowanie autostopem. Problem tylko był taki, że zawsze chcieli, ale nigdy tym stopem nie jechali! No, może oprócz jakiś małych, lokalnych podwózek, ale to się przecież nie liczy. W tym roku stwierdziliśmy w końcu, że jedziemy! No i jedziemy! Na początku plan był taki, żeby jechać na Chorwację, bo ciepło, coś tam można zobaczyć i ogólnie super pomysł. I taki był plan do czasu, kiedy zagłębiając się w odmętach internetów, trafiliśmy na zdjęcia Grecji, a konkretnie wyspy Zakynthos i zatoki wraku, która jest przecież sztucznie stworzona- piasek nawieźli śmieciarką, a statek to jakiś kuter rybacki rozbity na potrzeby turystyki, tak przynajmniej gdzieś wyczytaliśmy! Mniejsza z tym kto, co i jak...wydaje nam się, że jest to naprawdę piękne miejsce i jest to nasz główny cel podróży. Jak jest cel to musi być i jakiś motyw. Pewnie! Jest i motyw. Oprócz prozaicznych powodów takich jak słońce, ciepłe morze, widoki, zabytki, fantastyczne krajobrazy itp. jedziemy tam, żeby odnaleźć to, czego szukamy. Czyli co? Hmm...zdecydowanie szukamy sposobu na wyciszenie się, oderwanie od rzeczywistości i przede wszystkim przełamanie monotonności. Bo życie mamy przecież jedno, a to co przeżyjesz i zobaczysz jest czymś, czego Ci nikt nigdy nie odbierze! Część z was już pewnie na początku pomyślało sobie "no bez wyobraźni, na takiego trip'a, z buta, często z obcymi ludźmi, bez porządnego spania i szamania, tylko tyle kasy biorą?!"
Myślimy, że właśnie to są myśli, które nas na ten wyjazd nakręcają, które nakręciły nas do tego stopnia, że wypad ten jest określony datą wyjazdu, a datą powrotu nie koniecznie. Mamy nadzieję, że stworzenie tego profilu pozwoli Wam wszystkim zdać sobie przede wszystkim sprawę z tego jak dużo nas omija każdego dnia i jak bardzo mało trzeba, żeby spełniać swoje marzenia, realizować cele i cieszyć się tego co mamy...

Kibicujcie nam w docieraniu do każdego celu podróży i co najważniejsze bawcie się razem z nami pomimo dzielącej nas dużej odległości!

26/02/2023

Chyba czas na powtórkę ?

Tak, jesteśmy już w Polsce! Po długim pobycie na Zakynthos stwierdziliśmy, że strasznie brakuje nam komfortu jaki daje w...
30/07/2015

Tak, jesteśmy już w Polsce! Po długim pobycie na Zakynthos stwierdziliśmy, że strasznie brakuje nam komfortu jaki daje własne łóżko i bezproblemowy dostęp do prysznica. Planowaliśmy powrót przez jeszcze kilka państw, ale jesteśmy w pełni zadowoleni z decyzji o skróceniu wakacji, od których musimy teraz trochę odpocząć :D

Łącznie spędziliśmy w podróży 41 dni, zrobiliśmy ponad 6649 km!, złapaliśmy 53x stopa, a na cały wyjazd wydaliśmy ok. 1400zł. Podczas trip'a poznaliśmy setki osób, które swoją bezinteresowną pomocą spowodowały, że ten wyjazd był tak wyjątkowy!
Każda butelka wody (czy czegoś mocniejszego :P), każdy owoc/warzywo z własnego ogródka, czy każdy gest dawały nam siłę do postawienia kolejnego kroku!

Jeśli ktoś z Was zastanawia się nad podobnym tripem i nie wie od czego zacząć, czy jak się do tego zabrać, to mamy tylko jedną radę: SPAKUJ PLECAK I RUSZ PRZED SIEBIE!

"Co­kol­wiek za­mie­rzasz zro­bić, o czym­kolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość za­wiera w so­bie ge­niusz, siłę i magię"
Bojan i Frenki

Nie wiem czy już zdążyliście zauważyć ale bardzo lubimy się przemieszczać. Ostatni wieczór, o którym pisaliśmy zakończył...
17/07/2015

Nie wiem czy już zdążyliście zauważyć ale bardzo lubimy się przemieszczać. Ostatni wieczór, o którym pisaliśmy zakończył się piwkiem, jednak nie w Atenach, a w Koryncie! Dotarliśmy tam późną nocą i rozłożyliśmy się z namiotem na plaży, więc kolejny dzień rozpoczęliśmy od opalanka i kąpieli. Po całym dniu leżenia na słońcu ruszyliśmy dalej, nocując przy autostradzie, a następnego dnia mieliśmy ogromne problemy żeby pokonać jakąś większą odległość, ze względu na ogromną liczbę wczasowiczów zjeżdżających do okolicznych miejscowości i na kolejną noc utknęliśmy pod Kiato. Po pobudce udało nam się przemieścić do miejscowości Patra, w której zgodnie z planem wykupiliśmy przejazd autokarem na prom w Kyllini i wieczorem znaleźliśmy się na wyspie Zakynthos, kierując się z buta do miejscowości, którą polecił nam przypadkowy pasażer. Rozkładając się na nocleg na plaży trafiliśmy na grupę Polaków, którzy po usłyszeniu naszej historii oddali nam swoje opaski all inclusive do jednego z pobliskich hoteli. Następnego dnia, po konkretnym śniadaniu, zostaliśmy przypadkowo zgarnięci z ulicy przez Marka, mieszkającego tutaj już kilka lat, do pubu Green Frog, gdzie zostaliśmy zatrudnieni do przetłumaczenia menu na nasz język, w zamian za trochę kasy i obiad. Po skończeniu tłumaczenia poszliśmy podziękować Markowi za ogarnięcie nam pracy, co skonczylo się kolejnym obiadem, lokalną flaszką i propozycją noclegu, z ktorej oczywiście skorzystaliśmy. Przez kolejny dzień uzywaliśmy naszych magicznych opasek, gwarantujących nam dostęp do baru, a dzień następny wykorzystaliśmy na rejs dookoła wyspy, pozwalający nam zobaczyc jej najpiękniejsze miejsca, z postojami na kąpiel w lazurowych zatokach morza Jońskiego i w Zatoce Wraku, gdzie staraliśmy się odnaleźć zakopany skarb, co niestety pomimo 45m walki zakończyło się fiaskiem (Daliśmy z siebie wszystko Pani Gosiu, ale jakiś kret musial nas ubiec). Pieniądze zarobione w Green Frogu pozwoliły nam na wynajęcie skuterów, którymi wieczorem dojechaliśmy do Portu Limnionas, gdzie spędziliśmy noc, pod ekstremalnie gwiezdzistym niebem. Przez kolejny dzień zwiedzaliśmy całą wyspę, robiąc naszymi skuterkami ponad 250km i po raz kolejny odwiedzając Zatokę Wraku!

Dzisiejszego posta wrzucamy szybciej niż zwykle ze względu na intensywne i ciekawe 2 dni, którymi chcemy się z wami podz...
10/07/2015

Dzisiejszego posta wrzucamy szybciej niż zwykle ze względu na intensywne i ciekawe 2 dni, którymi chcemy się z wami podzielić. Po wyjeździe z Saloniki i nocy spędzonej na polu przy autostradzie zostaliśmy obudzeni przez kierowcę ciężarówki, który podarował nam słoik oliwek. Dalej było już tylko coraz lepiej! Po bardzo krótkim oczekiwaniu, trafiliśmy na Albańczyka importującego polskie pieczary, który zaoferował nam podwózkę do Larisa. Razem z nim rozwoziliśmy grzyby po lokalnych pizzeriach i zostaliśmy zaproszeni na lody. Pomimo dużych chęci na zdobywanie Olimpu, musieliśmy porzucić nasze plany ze względu na zapowiadane opady deszczu i spore zachmurzenie. Krążąc po obrzeżach Larisy zostaliśmy zaproszeni na typowy Grecki posiłek- sałatkę, oraz jajka w oliwie. Niedługo później byliśmy zmuszeni maszerować wzdłuż autostrady, wzbudzając zainteresowanie policji, która podrzuciła nas do najbliższego parkingu, skąd pomimo zbliżającego się zmroku udało nam się złapać najdłuższego stopa w historii naszego wyjazdu! Naszym wybawicielem okazał się 62 letni wojskowy, jadący akurat do Aten. Podczas wspólnej podróży Zahariasz był bardzo zmęczony i momentami przysypiał. Mimo ogromnej bariery językowej zaproponowaliśmy mu kawę na stacji, co w rezultacie doprowadziło do zamiany miejsc za kierownicą- ostatnie 200km do Aten przejechaliśmy sami, ale mamy nadzieję, że liczy się to dalej jako autostop;] Po nocy w namiocie na przedmieściach Aten, ogarneliśmy upragniony prysznic w Hotelu Zeus i zabraliśmy się za zwiedzanie zabytków. W tej chwili wybieramy się na piwo i ogarniamy co dalej! Do usłyszenia!;)

Kalispera! Znaczy się "dzień dobry!" Jesteśmy już w Grecji! Ale może po kolei- od ostatniego wpisu minął prawie tydzień ...
08/07/2015

Kalispera! Znaczy się "dzień dobry!" Jesteśmy już w Grecji! Ale może po kolei- od ostatniego wpisu minął prawie tydzień i przez ten czas oczywiście dużo się działo. Noc w Skopje spędziliśmy rozbijając swój namiot przed rządowym budynkiem, gdzie Macedończycy (w pokojowy sposób) protestowali przeciwko obecnie wybranej partii. Cały wieczór rozmawialiśmy z protestantami, a Frenki ogrywał chętnych w tenisa stołowego. Następnego dnia ruszyliśmy na szybkie zwiedzanie kanionu Matka i postanowiliśmy, że w końcu należy nam się trochę odpoczynku, a idealnym miejscem będzie Ohrid. Nie udało nam się niestety tam dotrzeć tego samego dnia, lecz dopiero następnego dnia po poludniu. Od razu po dotarciu na miejsce rozłożyliśmy się na plaży i korzystaliśmy ze wspaniałej pogody. Wieczorem zostawiliśmy plecaki w recepcji jakiegoś hotelu i ruszyliśmy na szczyt wzgórza górującego nad miastem, na którym znajdował się stary zamek. Na sam zamek oczywiście nie dotarliśmy- podczas wspinania się trafiliśmy na Czecha o imieniu Honza, który podobnie jak my podróżował stopem, tylko w jeszcze troche bardziej hardkorowej wersji bo bez kasy. Koleś okazał się artystą, poszukującym po świecie inspiracji. Wieczorem poszliśmy do lokalnego pubu, gdzie trafiliśmy na kapelę odgrywającą świetne kawałki, oraz na 18 urodzinową imprezę. Po imprezie namiot rozbiliśmy na plaży. Następnego dnia korzystaliśmy jeszcze z pogody, leczyliśmy kaca sałatką warzywną i zrobiliśmy pranie, a wieczorem postanowiliśmy zwinąć obóz i przenieść się w pobliże wylotówki z miasta. Po spokojnej nocy przy drodze dosyć szybko udało nam się przemieścić kilkoma stopami pod granicę z Grecją w miejscowości Niki. Dalej już nie bylo zbyt łatwo, zrobiliśmy jakieś 15km z buta pod sam koniec łapiąc stopa do Floriny, gdzie spędziliśmy noc. Następnego dnia kilkoma stopami dostaliśmy się do Edessa, gdzie uratowaliśmy przed słońcem kundelka (którego przez chwilę chcieliśmy przygarnąć i nawet nadaliśmy mu imię Leo), a następnie do Skidra i co ciekawe kazdy spotkany Grek starał się nas podwieźć na dworzec autobusowy informując, że po ich kraju poruszanie się autostopem graniczy z cudem. Po drodze ogarneliśmy jeszcze brzoskwinie z pobliskiego sadu i trafiliśmy na kolejną wspaniałą osobę- Vasilisa, który zabrał nas na chwilę do siebie do domu w Giannitsa, gdzie pogadaliśmy trochę z jego papugą, a następnie ruszyliśmy na miasto. Wieczór spędziliśmy w knajpce, smakując lokalne alkohole i dania, które po 3 tygodniowym poście smakowały najlepiej na świecie. Późno w nocy pojechaliśmy z Vasilisem do Saloniki, po drodze smakując lokalną kostkę "czekolady", którą dostaliśmy później w prezencie. Namiot rozbiliśmy blisko centrum, praktycznie na samym nabrzeżu. Dzisiaj pokręciliśmy się chwilę po mieście i niedługo zamierzamy wystartować w stronę Olimpu! Przez cały czas mamy słońce nad głowami i pogoda jest wspaniała, więc zastanawiamy się nad zdobywaniem szczytu Góry Bogów! Trzymajcie kciuki i do usłyszenia! Pozdro!

Ostatnie 6 dni minęło nam bardzo szybko. Po deszczowym dniu w Belgradzie zdecydowaliśmy się rozbić na obrzeżach miasta, ...
02/07/2015

Ostatnie 6 dni minęło nam bardzo szybko. Po deszczowym dniu w Belgradzie zdecydowaliśmy się rozbić na obrzeżach miasta, na wyspie Ada Ciganlija, gdzie wieczorem zaliczyliśmy jeszcze rockowy koncert. Następny dzien zaczęliśmy bardzo szybko dzięki wizycie pana ochroniarza- okazało się, że rozbiliśmy się na polu golfowym. Tego dnia poszliśmy na uliczkę sławnych poetów i malarzy, zwiedziliśmy największy w europie monastyr Sava i odwiedziliśmy twierdzę Kalemegdan skąd mieliśmy świetny widok na panoramę miasta. Wyjazd z Belgradu okazał się bardzo uciążliwy, nawet Dumbledore miał więcej szczęścia od nas. Początkowo chcieliśmy jechać na północny wschód, ale idąc z duchem przygody, po bardzo długim czekaniu, zabraliśmy się do górskiej miejscowości Zlatibor na południowym zachodzie. Zlatibor okazał się pełną turystyczną komerchą i zostaliśmy stamtąd znowu przegonieni przez masakryczną pogodę. Następnego dnia udało nam się złapać 4 stopy, ktorymi dojechaliśmy do wioski Mrcajevci, gdzie nastąpiło oberwanie chmury trwające do późnego wieczora i dzięki uprzejmości kogoś z lokalnych mieszkańców zostaliśmy przenocowani na pace samochodu dostawczego. Złapanie stopa następnego dnia zajęło nam ok 7h. Czekanie osłodziła nam miła staruszka przynosząc torebkę gruszek zebranych we własnym sadzie. Jedynynym tego dnia transportem dojechaliśmy do Krusevaca, zwiedzając po drodze Vrnecka Banja. W Krusevacu w nocy znowu nas zmoczylo, a w dodatku nasz namiot zoatał zaatakowany przez miejscowe dzieciaki jabłkami. Kolejnego dnia trafiliśmy na wspaniałą parę -Misze i Sladjane( gorąco pozdrawiamy!), ktora spontanicznie postanowiła odwiedzić z nami Miasto Diabła. Podróż zajęła nam praktycznie cały dzien, a wieczorem mieliśmy w końcu trochę czasu, żeby uzupełnić dzienniki wyprawy. Dzięki informacji lokalnych mieszkańców wybraliśmy szlak górski, który miał ciągnąć się do kolejnej wioski przez 12km, ale okazało się, że ma jakieś 30km. Po drodze zostaliśmy na szczęście podwiezieni na pace terenowego samochodu. Dowieziono nas do gospodarstwa, w którym zostaliśmy ugoszczeni o 10 rano Serbską rakiją. Wypuszczono nas stamtąd dopiero po kilku kieliszkach. W trakcie dalszej wędrówki zaproszono nas do kolejnego gospodarstwa...zgadnijcie na co:p Na wieczór dotarliśmy do miasta Leskovac, gdzie dobiliśmy się kolejnym 10km marszem. Noc spędziliśmy na polu obok wylotówki, a od rana wznowiliśmy marsz aby dostać się do drogi ekspresowej prowadzącej w kierunku Macedonii. Kolejny stop był dla nas zaskoczeniem, ale chętnie z niego skorzystaliśmy, a 2 kolejne były również bardzo udane bo trafiliśmy na polaków jadących do Grecji. Kusiło nas, aby pojechać z nimi dalej, ale w końcu zdecydowaliśmy się zobaczyć Skopje. Jutro planujemy zobaczyć resztę miasta i skierować się Ohrid. Po drodze oczywiście spotyka nas jeszcze milion innych ciekawych rzeczy, ale staramy się streścić wam te najważniejsze i najlepsze. Na więcej niestety nie mamy czasu;) Pozdrawiamy!

Nad Balaton dostaliśmy się bez większego problemu, łapiąc stopa ze stacji przy autostradzie, wraz z dwójką Węgierskich a...
26/06/2015

Nad Balaton dostaliśmy się bez większego problemu, łapiąc stopa ze stacji przy autostradzie, wraz z dwójką Węgierskich autostopowiczów. Do celu dotarliśmy o porze, ktora pozwoliła nam nacieszyć się jeszcze słońcem i myśleliśmy, że zostaniemy tam z 2 dni, niestety następnego dnia nasze plany zepsuła deszczowa pogoda, która zmusiła nas do szybkiej ewakuacji. Tego dnia nie udało nam się złapać żadnego samochodu może ze względu na kilkugodzinne urwanie chmury, lecz odbiliśmy to sobie wieczorem w postaci wspaniałej uczty, którą był makaron z czereśniami skradzionymi z pobliskiego sadu;) Następnego dnia z początku również nie szło gładko, przez dłuższy czas nie mogliśmy nic złapać i zaczęliśmy maszerować w stronę kolejnej miejscowości. W pewnym momencie wszystko sie zmieniło- zatrzymał się przed nami samochod z 3 Rumunami, którzy podwiezli nas do najbliższej stacji benzynowej, skąd ruszyliśmy dalej. Co ciekawe jedyne słowo, które nawzajem rozumieliśmy to "jamba". Niedługo potem znaleźliśmy na poboczu trochę kasy, która pozwoliła nam na zrobienie 2 dniowych zapasów. Łapiąc dwa kolejne stopy dotarliśmy do Szekszardu, gdzie na stacji benzynowej próbując zdobyć kawałek kartonu, natknęliśmy się na sympatycznego gościa, ktory akurat wybierał się do odległej wioski na naszej drodze. Koleś nazywał się Kristian Feketa i okazał się być utytułowanym Węgierskim kieowcą formuły 2. Ten dzień zakończyliśmy rozbijając namiot w krzakach przy drodze, z rekordem 6 stopów. Następny dzien zapowiadał się kiepsko- po ciężkiej i deszczowej nocy nie mogliśmy nic złapać więc znowu maszerowaliśmy. W końcu stwierdziliśmy, że trzeba trochę odpuścic i napić się piwka, ktore okazało się prawdziwym lekarstwem bo po chwili zatrzymał się dla nas miły staruszek, podwożąc nas pod samą granicę z Serbią. Po przekroczeniu granicy w miejscowości Tompa, podjechaliśmy do Suboticy, skąd staraliśmy się złapać okazję do Belgradu. Robiło się już późno i zaczynaliśmy myśleć o odpoczynku, kiedy nieoczekiwanie zatrzymał się przed nami przedstawiciel Serbskiej sieci stacji benzynowych. Okazało się, że ma na imię Bojan i bardziej interesowała go rozmowa z nami w polsko-serbsko-rosyjsko-angielskim języku, niż prowadzenie samochodu. Przez połowę drogi Bojan pokazywał nam interesujące miejsca na telefonie i mapie a my kierowaliśmy autem i informowaliśmy go o czerwonych światłach. Nasz "kierowca" okazał się wspaniałym człowiekiem, zabierając nas po drodze do Nowego Sadu na lokalną imprezę i piwo. Do Belgradu dotarliśmy w nocy i rozbiliśmy namiot pod jedną z jego stacji benzynowych. Przez cały czas dogania nas deszczowa pogoda, która trochę krzyżuje nam plany, mimo to staramy się zobaczyć jak najwięcej praktycznie codziennie się przemieszczając. Przez najbliższe kilka dni zamierzamy zwiedzić kilka miejsc w Serbii, po czym skierować się do Macedonii. Peace & love!

Pierwsze łapanie stopa w Ruzomberku było najgorsze- było zimno, padało i na pierwszy samochód czekaliśmy ponad 2h. Późni...
22/06/2015

Pierwsze łapanie stopa w Ruzomberku było najgorsze- było zimno, padało i na pierwszy samochód czekaliśmy ponad 2h. Później poszło już gładko. Tego dnia udało nam się 3 stopami dotrzeć do miescinki Krupina i dzięki uprzejmości kierowcy zostaliśmy podwiezieni pod zamek Bzovik. Po zwiedzeniu zamku nasz kierowca zawiózł nas na znane tylko lokalnym mieszkańcom miejsce nad jeziorem, gdzie mieliśmy spędzić noc. Okazało się, że jest tam drewniany domek otwarty dla gości, więc zdecydowaliśmy się dla odmiany spać w wygodnych łóżkach. Po kolacji w szawce znaleźliśmy butelke wyśmienitego szampana i długo nie zastanawialiśmy się co z nim zrobić. Rano obudziła nas jakaś kobieta, która była zdziwiona wspólnym spotkaniem w równym stopniu co my, dlatego też ruszyliśmy dalej w drogę. Łapiąc kilka samochodów przebiliśmy się przez Dudince, Sahy i dotarliśmy przekraczając dwa razy granicę do Sturova. Po ciepłej (!!!) kolacji i nocy w namiocie na brzegu Dunaju, ruszyliśmy na Węgierską stronę zwiedzając bazylikę na szczycie Esztergomu i ruszyliśmy dalej stopem na zamek w Visegradzie, ktorego w końcu nie zwiedziliśmy. W Visegradzie pierwszy raz zatrzymała się dziewczyna jadąca sama do Budapesztu. Na miejscu zobaczyliśmy wyspę Margit i pokręciliśmy się trochę nocą po mieście, po czym rozbiliśmy namiot w żydowskim parku. W nocy zostaliśmy obudzeni i solidnie zmoczeni przez natryski... Dzisiejszego dnia planujemy dostać się nad Balaton, odpocząć i wygrzać się tam przez jakieś dwa dni. Do usłyszenia!

Po kilkudniowej przerwie w koncu mamy okazje pokazać i opisać wam co się u nas działo. Po pobudce w środę na dworcu PKP ...
19/06/2015

Po kilkudniowej przerwie w koncu mamy okazje pokazać i opisać wam co się u nas działo. Po pobudce w środę na dworcu PKP w Zakopanym ruszyliśmy przez Krupówki drogą do Kuźnic. W Kuźnicach wybraliśmy trasę do Morskiego Oka przez Halę Gąsienicową i Dolinę Pięciu Stawów. Na trasie przed Czarnym Stawem Gąsienicowym poznaliśmy Beatę i od tego momentu zaczeliśmy wędrować razem. Początkowy plan zakładał łatwe przejście niebieskim szlakiem, lecz przez ambicje Beaty (i nasze oczywiście też!) zdecydowaliśmy się na szlak prowadzący przez Kozią Przełęcz, która przy naszym obciążeniu okazała się dużym i momentami przerażającym wyzwaniem. Dalsza droga do Morskiego Oka przebiegła już gładko i przyjemnie w cudownym towarzystwie naszej przewodniczki;) Dziękujemy Ci Beatko za te kilka dobrych godzin spędzonych razem i mamy nadzieję, że ktoś Cię zgarnął z tej asfaltowej drogi. Całą trasę rozpoczęliśmy o 9, a do Morskiego Oka dotarliśmy ok 19. Po nocy spędzonej w starym schronisku, zaatakowaliśmy Rysy, które okazały się sporym wyzwaniem, przez zalegający śnieg, bardzo strome podejścia i osuwające się kamienie. O 15kg na plecach i odciskach na stopach już nawet nie wspominamy. Na szczyt dotarliśmy po ponad 4 godzinach. Zejście na stronę Słowacką było już dużo łatwiejsze, chociaż dojście do Strbskiego Plesa dłużyło się nam okrutnie i na miejscu byliśmy dopiero chwilę przed 20. Po sprawdzeniu pogody w lobby 4 gwiazdkowego hotelu i informacji o bardzo niskiej temperaturze i opadach deszczu, która ma się utrzymywać na terenach, które nas interesowały w Słowacji, podjęliśmy decyzję o jak najszybszym przemieszczeniu się na Węgry. W tej chwili znajdujemy się w Ružomberku i łapiemy stopa. Do usłyszenia! Pozdro!

Welcome sunshine!
17/06/2015

Welcome sunshine!

Godzina w Katowicach nam wystarczyła, nie chcemy już tu dłużej być. Kierunek Zakopane! Btw nie martwcie się, za 2 dni pr...
16/06/2015

Godzina w Katowicach nam wystarczyła, nie chcemy już tu dłużej być. Kierunek Zakopane! Btw nie martwcie się, za 2 dni przkroczymy granicę i skonczymy spamowac;]

No to wystartowali zgodnie z planem! Kierunek Katowice i starzy znajomi!;]
16/06/2015

No to wystartowali zgodnie z planem! Kierunek Katowice i starzy znajomi!;]

Sprzęt gotowy do zapakowania !
14/06/2015

Sprzęt gotowy do zapakowania !

28/05/2015

Zapraszamy do przeczytania informacji na temat naszego wyjazdu!

zostało 27dni! 16czerwca zaczynamy relacje z wyjazdu!
21/05/2015

zostało 27dni! 16czerwca zaczynamy relacje z wyjazdu!

TAKEN FROM 'KONTOR TOP OF THE CLUBS VOL. 59' +++ GERMANY'S NO. 1 DJ MIX COMPILATION FEATURING MANY EXCLUSIVE TRACKS +++ 60 CLUB HITS IN 3 NONSTOP DJ MIXES ++...

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Grecja, czyli tam i z powrotem posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share