22/11/2015
7 dzień wyprawy- 26.06.2015- Bratysława-Wiedeń-Stassdorf 150km Wstałem po 6tej pogoda była ładna,tylko wiatr niestety niekorzystny i dosyć mocno wiało,ale cóż raz musi być tak a raz inaczej. Poszedłem się umyć a pózniej coś zjadłem i tak minął czas do 8mej,podładowałem jeszcze aparat i komórkę.Ruszyłem parę minut po 8mej, w przyszłości raczej ominę ten kemping. Znów tarabaniłem się przez Bratysławę tym razem omijając centrum dojechałem do mostu Ufo,po przejechaniu trafiłem na ścieżkę na początku nosiła nazwę Videnska Stezka i w miarę oddalania się od miasta była już Donau Radweg. Wiało dośc mocno bo wjechałem na otwarty teren, po 8km byłem już w Austrii w miejscowości Berg, Stanąłem na chwilę aby napić się wody,bo było już gorąco. W końcu byłem w rowerowym raju,super ścieżki równe drogi czegóż chcieć więcej,dojechałem do Heinburga,gdzie zrobiłem zakupy, na koniec kobieta w kasie powiedziała gruss gott. Po wyjściu jakaś cyganka mówi gib iuro i tak 2 razy zrozumiałem że chce euro, a ja udawałem że nie rozumiem. Zapakowałewm sie i ruszyłem dalej w trasę,oczywiście po Donauradweg, W pewnym miejscu odpoczywałem, jem sobie ciastka kucając, a jechał młody rowerzysta i zapytał czy wszystko ok i to 2 razy! było gorąco i myślał że mi słabo albo coś, u nas to nie do pomyślenia, powiedziałem że keine angst, alles klar, bez obawy,wszystko ok. Podjadłem i ruszyłem dalej do następnej miejscowości Bad Deutsch Altenburg, tu zwątpiłem bo były 2 ścieżki jedna prosto a na drugą żeby trafić trza było przejechać mostem przez Dunaj i tak też zrobiłem, bo pewien młody miły Szwajcar mi podpowiedział, ale ten Dunaj szeroki a most dłuuugi. Za mostem ścieżka biegła dalej, zobaczyłem stolik i ławki i postanowiłem usiąść i coś zjeść, nakupywałem bułek to musiałem zjeść z serkiem Philadelfia pycha! do tego jogurt i byłem pełny a bułek zjadłem sztuk 5. Mogłem ruszyć dalej,dłuuugi odcinek bez samochodów tylko las dookoła i świeże powietrze a ścieżka prowadziła po wale no i dalej było gorąco i jechałem pod nieznośny wiatr, Co zauważyłem to multum sakwiarzy jechało z Wiednia do Bratysławy naliczyłem z 40 osób w pół godziny a tam gdzie ja jechałem to minąłem jeszcze Anglika i jeszcze jedną osobę, dziwne to było,ale zauważyłem że do Bratysławy było lekko w dół. A ten Anglik pózniej się pytał gdzie można wziąść prysznic lub gdzie jest restauracja, a ja mu że pewnie w pobliskiej miejscowości. Jechałem przez Park Narodowy Donau Auen, oznakowania szlaku extra, tylko w niektórych miejscach ktoś połamał tabliczki z kilometrażem do Wiednia, nawet tam są wandale, minus tej ścieżki to, ławki i stoliki były ok, tylko w razie ulewy nie ma gdzie się schować i to był ten minus,ja na szczęście jechałem w upale. Jechałem tak szlakiem i dojechałem koło miejscowości Orth nad Dunajem po 35km zobaczyłem asfalt, byłem już blisko Wiednia bo samoloty nisko latały,fajne wrażenie jak tak nisko leci,Pojechałem w lewo bo myślałem że wyjadę w dzielnicy Schwechat gdzie jest lotnisko,ale gdzie tam bo zobaczyłem Dunaj i wiatraki po drugiej stronie, a obok restauracje i pełno ludzi, musiałem zawrócić i pózniej pojechałem prosto już asfaltem pod górę, tu już miałem trochę dość i odpoczywałem z 2 razy, bo wiało masakrycznie,przegoniłem pózniej paru rowerzystów, to znaczy wyścignąłem ich, bo po odpoczynku nabrałem trochę sił. W końcu dojechałem do miasta byłem w jakiejś dzielnicy przemysłowej, jakieś zbiorniki i oczyszczalnie Zentralanklager Lobau, pózniej wjechałem na taką tamę i tam też odpocząłem z pół godzinki,następnie wjechałem do parku Donau Insel, była tam miejscówka nudystów tak zwane fkk, przejechałem szybko przez park, nawet fajny i byłem prawie w mieście tu myślałem że zgubiłem kluczyki od zapięcia na szczęście wieczorem się znalazły. Widok na wieżowce w centrum extra, musiałem wyrzucic dżem bo sie sfermentował, byłem juz prawie na Praterze to taki rozległy park w Wiedniu,tam to sobie odpoczywają, pojezdziłem trochę po alejkach i trafiłem na bramę wjazdową z napisem Wiener Prater. Nad parkiem górowała karuzela o nazwie Riesenrad, było też tam wesołe miasteczko,ale nie jechałem tam tylko zaszedłem kupić jakieś pamiątki do sklepu niedaleko,wybór wielki. Po zakupie pojechałem dalej, między innymi koło stadionu Ernst Happel stadion gdzie mecze rozgrywa Austriacka reprezentacja,w środku nie byłem tylko na zewnątrz, pojeżdziłem po mieście, Bratysława to się chowa, pełno ścieżek rowerowych nie było wysokich krawężników, jak już to na starówce, pozwiedzałem co było do zwiedzenia,pełno ludzi na każdym kroku i wspaniałe zabytki, warto było przyjechać, po jakimś czasie pojechałem do pałacu Schoenbrunn, po drodze pytałem się gdzie on jest, szkoda tylko że nie można tam wchodzić z rowerami a szkoda, zrobiłem tzw selfie i pojechałem z myślą że może z tyłu gdzieś wejdę ale to samo było,troche się bałem rower zostawiać z dobytkiem, kawałek tylko poszedłem i zawróciłem. Miałem w planach odwiedzić grób piosenkarza Falco,ale nie wiedziałem gdzie jest Central Friedhof a okazało się że był w dzielnicy Siemering całkiem niedaleko Schoenbrunn, dalej już nie szukałem bo robiło się pózno i popadywało cosik, ale tylko parę minut. Dalej jechałem do centrum, koło bahnhofu czyli dworca kolejowego, w Dreżnie widziałem lepszy no chyba że nie byłem na tym głównym dworcu, pytałem się o drogę do Klosterneuburg, każdy inaczej tłumaczył, jedna miła kobieta mi tłumaczyła jak wyjechać z dzielnicy domków jednorodzinnych bo wjechałem, była bardzo sympatyczna, dopiero ostatni gość mówił żeby pojechać wzdłuż Dunaju po Donauradweg, i tak też pojechałem, nie wiało już tak jak w dzień, ale było chłodno a ja na krótko jechałem, może z tych emocji wielkomiejskich było mi gorąco,super się jechało, na liczniku 123km na drogach pusto mimo że dopiero po 21ej. Jechałem ścieżką i przez 10km miejsce na rozbicie namiotu brak bo z lewej szły tory a z prawej płynęła jakaś rzeczka i zrobiło się zimniej bardziej i jakieś muszki latały upierdliwe,z 3 razy musiałem stawać żeby z oka wyjąć co niektóre, i tak po paru kilosach doturlałem sie do Klosterneuburga, z zameczkiem na górce, miejscowość bardzo ładna. W planach miałem jechać inaczej do Tulln bo przez Konigstetten bardziej górzyście a tu było płasko. Właśnie jechałem na Tulln teraz mijałem wioski St Andra Wondern, Zeiselmauer i dopiero w wiosce Weinwarsthof jadąc trochę naokoło znalazłem miejsce na rozbicie się, tu musiałem trochę odbić w polną drogę, niedaleko jakiegoś wału, najpierw miałem sie rozbić koło jakiegoś płotka i niedaleko jakiejś posesji no ale przeniosłem rower przez płot i się rozbiłem wkońcu,nawet coś zjadłem i nie hałasowałem za bardzo choć domy były oddalone trochę i ciemno było. Etap udany mimo wiatrzyska na początku, w Wiedniu odzyskałem siły,polubiłem to miasto i na pewno jeszcze tam pojadę. Zrobiłem 150km