Typowy weekend w Berlinie

  • Home
  • Typowy weekend w Berlinie

Typowy weekend w Berlinie Typowy imprezowy weekend w Berlinie zaczyna się w czwartek, a kończy we wtorek.
(1)

W związku z tym, że każdy Typowy weekend w Berlinie kończy się w Berghain, rozważania nt. lineupu w moim przypadku mijaj...
10/11/2017

W związku z tym, że każdy Typowy weekend w Berlinie kończy się w Berghain, rozważania nt. lineupu w moim przypadku mijają się z celem. Może gdyby na wzór imprezy wytwórni Drumcode była WIXAPOL S.A. Night, to pewnie zacząłbym poważnie się zastanawiać, czy tym razem jednak sobie nie odpuścić, ale np. słynny z występu na Audioriver Festival DJ Czarek w ogóle by mnie nie zniechęcił. Pomijając, że DJ Czarek to nie Klock i nie grałby osiem (albo i więcej) godzin, i że jak nie Berghain, to Panorama, jak nie Panorama, to latem ogródek, a jak nie ogródek, to zawsze można zwyczajnie posiedzieć na dupsku i gapiąc się na ludzi zastanowić się nad sensem istnienia, to coś jest w tym miejscu, że dje grają tu tak, jak tylko potrafią najlepiej. Jasne, że jedne sety podobały się bardziej, inne mniej, a w przypadku niektórych pamięć o mentalnych orgazmach wówczas doświadczonych do dziś powoduje gęsią skórkę, lecz nie przypominam sobie jakiegoś kiksu. A musiałbym pamiętać, bo te zazwyczaj bardzo nieprzyjemnie wytrącają z tanecznego transu. Raz w Panoramie, właśnie podczas Drumcode Night, Ida Engberg, wtedy jeszcze narzeczona Adama Beyera, wmiksowała „I Wanna Dance With Somebody” Whitney Houston powodując u wielu tańczących (i u mnie) co najmniej konfuzję, lecz w tym wypadku to była kwestia chwilowej (na szczęście) utraty wyczucia miejsca i świadomości tańczących, a nie techniki.
O ile za deckami w Panoramie można jeszcze wyczuć jakiś luz, o tyle w Berghain pełna powaga i skupienie. Zero tanich gestów pod publiczkę, czy nawet jakichkolwiek gestów w jej kierunku. Dje tam nawet się nie uśmiechają (z czym osobiście nie mam żadnego problemu, bo nie cierpię, kiedy robi się „show” za deckami – no cóż, może czasami brak mi dystansu do techno). W sumie to im się nie dziwię, bo powodów do śmiechu raczej nie mają – grać w Berghain i nie dać rady w takim miejscu, przed tak wyselekcjonowanymi tancerzami…
Potwierdza to w książce "Zagubieni w dźwięku. Berlin, techno i technoturyści.” Len Faki: „Kontakt z publiką sięga tu nowych wyżyn. Tutaj ludzie, którzy gdzie indziej byli uważani za gwiazdy i grali w najlepszych porach, muszą zaczynać od nowa. Berghain wymaga od didżeja sto procent zaangażowania, ale wynagradza to w dwustu procentach.”

Co mam więc napisać o lineupie, w którym już na samym początku jest DJ Nobu, TR-101, Fiedel (pierwszy z rezydentów), Jay Clarke, a później prawdziwe The Best of Berghain: Boris, Dettmann, Faki i Klock? Że sorry Edward, The Black Madonna i Steffi - Wy w Panoramie to marzenie, ale niestety, nie tym razem? Że do ogródka to w ogóle nie ma po co i światła słonecznego szybko się nie zobaczy? Że nabyta z wiekiem i coraz bardziej uciążliwa tolerancja na używki tu przestaje mieć znaczenie i po przerzuceniu się z chemii na jagery, podwójne esspresso i banany (błogosławiony Ice Bar…) w nocy z niedzieli na poniedziałek dochodzi się do wniosku, że nie tylko można jeszcze tańczyć, ale można tańczyć jak nigdy do tej pory, chociaż 21-godzinną „życiówkę” poprawiło się jakieś dwie godziny temu? Że Klock nigdzie i nigdy nie zagra tak jak tu? Że całkowicie traci się poczucie czasu i że bardzo dobrze, że tym razem nikt coraz bardziej zdenerwowany nie czeka w hostelu? Że nie-wiadomo-dokładnie-kiedy grupa lokalsów, swoistych domowników tego miejsca, zacznie traktować jak swojego, a jej nieformalna przywódczyni od czasu do czasu łaskawie pozwoli wchodzić na podest pod warunkiem, że będzie tańczyć się ściśle wg jej wskazówek? Że owszem, można zorientować się, kiedy Klock zacznie kończyć set, ale nie można spodziewać się, że będzie go kończył jeszcze przez kolejne trzy godziny? Że kiedy wreszcie skończy, to będzie się przekonanym, że jest 6, maks. 7 rano, a okaże się, że właśnie wybija południe? W poniedziałek? Że spędziło się w tym miejscu 33 godziny i 3 kwadranse? Że „zamknęło się” Berghain?

Ciekawych wnętrza Berghain odsyłam do opisu w Zagubieni w dźwięku. Berlin, techno i technoturyści. Od wydania książki ni...
26/10/2017

Ciekawych wnętrza Berghain odsyłam do opisu w Zagubieni w dźwięku. Berlin, techno i technoturyści. Od wydania książki niewiele się zmieniło: na parterze wygospodarowano dodatkową przestrzeń Säule (i z tego powodu w tej części parteru niestety nie już tak hmm…. „zacisznie" - stojące tam kiedyś betonowe sofy często skłaniały do romantycznych zachowań 😉), w Panorama Bar doskonały system Meyer Sound zamieniono tego lata na jeszcze lepszy małej drezdeńskiej firmy Studt-Akustik, zaś na ścianie z tyłu za barem już jakiś czas temu podmieniono pracę autorstwa Wolfganga Tillmansa na inną tego samego artysty, ale moim zdaniem nieco słabszą (kto pamięta, co przedstawiała poprzednia praca? 😉).

Ciekawostki: 1. Tillmans jest chyba jedynym fotografem, któremu oficjalnie pozwolono zrobić zdjęcie podczas imprezy w Panorama Bar - praca nosi tytuł „Sweaty Window” i można ją obejrzeć tu: http://www.db-artmag.com/archiv/2005/e/4/1/341.html; 2. wnętrza nie tylko Berghain i Panorama Bar, lecz również mieszczącego się w tym samym budynku i dostępnego tylko dla gejów bezkompromisowego klubu Lab.Oratory można obejrzeć na stronie Studia Karhard odpowiedzialnego za adaptację przestrzeni i wystrój wnętrz: http://www.karhard.de/architektur/barclub.html; 3. tajemniczość miejsca sprawiła, że w sieci (np. tu: http://travelalatendelle.com/berghain-floor-plan/) krąży kilka rysunków przedstawiających plan klubu; niemiecki tabloid Bild pokusił się nawet o przygotowanie stosownej infografiki.

Nadal na bramce przechodzi się najbardziej drobiazgową kontrolę w Berlinie. Z jednej strony może to dziwić, z drugiej - wymusza pomysłowość i jest niczym memento: „Żyjesz w opresyjnym systemie prawnym, więc bądź ostrożny” (chociaż akurat obywatele Niemiec w porównaniu z nami mają naprawdę lajtowo). Podobno tak dokładne kontrole wytrącają policji z ręki przynajmniej jeden argument – zarzut pobłażliwości ze strony zarządzających klubami.
Jeszcze tylko krótka kolejka do szatni (numerek dostaje się na gumowym sznurku, który w formie wisiorka - jak kiedyś klucze do domu - można zawiesić na szyi albo przewiązać przez szlufkę w spodniach i dopiero wtedy schować do kieszeni – 100% pewności, że po kilku/nastu godzinach tańczenia z szansą zgubienia nie tylko własnej świadomości, lecz i ważnych drobiazgów wyjdzie się z klubu z tym wszystkim, co w szatni zostało) i już można wchodzić po schodach prowadzących do głównej sali swojego ulubionego kościoła na tym ziemskim łez padole.

Mam to ogromne szczęście w życiu, że nie muszę stać w kolejce do Berghain. Nie ma sensu opisywać teraz, jak do tego dosz...
22/09/2017

Mam to ogromne szczęście w życiu, że nie muszę stać w kolejce do Berghain. Nie ma sensu opisywać teraz, jak do tego doszło (to wszystko kwestia tylko i wyłącznie przypadku oraz właśnie szczęścia, chociaż zaczęło się od fatalnego pecha – długa historia), w każdym razie mam taką możliwość i mam nadzieję, że ją będę miał dopóty klub będzie istniał, a ja będę miał ochotę w nim się zatracać. Nie piszę o tym dlatego, żeby się chwalić, tylko żeby usprawiedliwić, że nie opiszę emocji, jakie wiążą się ze staniem po 3-4 godziny w tej słynnej kolejce z prostej przyczyny – nie mam o tym pojęcia. Dwa razy stanąłem w kolejce "dla sportu" w niedzielne poranki, wszedłem, lecz emocje z tym związane były letnie: to nie były moje „pierwsze razy” w Berghain, na bramce nie było pracującego tylko nocami Svena (chociaż jego nieobecność podobno nie sprawia, że łatwiej wejść), a kolejki były króciutkie, tak na kwadrans stania, więc ewentualna odmowa aż tak bardzo by nie bolała. Czekając na swoją kolej nawet czułem już ambiwalentną ulgę, że jeśli nie wejdę, to w końcu z czystym sumieniem będę mógł pójść gdzieś indziej, bo przecież świetnych imprez i dobrych klubów w Berlinie nie brakuje.
Problem polega na tym, że w Berghain jest po prostu najlepiej. Absolutnie pod każdym względem. BEZDYSKUSYJNIE. Kiedy więc przyszła na mnie kolej spojrzałem bramkarzowi prosto w oczy, moje z widocznymi śladami trzech ostatnich nocy spędzonych w innych klubach wytrzymały jego świdrujące spojrzenie, uśmiechnęliśmy się lekko do siebie… i znów byłem w środku. Na pewno pomogło, że stałem sam (towarzyszącą mi tym razem grupę podzieliłem na pary – niektórzy weszli, inni nie) i nie zaszkodziła nonszalancja w ubiorze. Co śmieszne, czarnego koloru były tylko buty – znoszone, sprawdzone na niejednym dancefloorze tanie adidasy. W dostaniu się do środka nie przeszkodziła poprzecierana niebieska ortalionówka w zielone pasy i pospolite granatowe dżinsy. Jak widać wiara w zbawienną moc czerni na berghainowskiej bramce to zwykły przesąd. Może pomogło, że wyglądałem nie jak wystylizowany wręcz do śmieszności technoturysta z Rzymu, Barcelony czy Lizbony, tylko jakbym był kumplem tego selekcjonera z jego post-NRDowskiego osiedla? (Marquardt, jak wyznaje w Sven Marquardt "Noc jest życiem" zazwyczaj na swoich pomocników wybiera „Wschodniaków”, którzy tak jak on urodzili się w NRD). W sumie z berghainowskiej bramki tylko Marquardt stylizuje się, jakby właśnie wybierał się na czarny odpust. Jego pomocnicy to z wyglądu zwyczajne berlińskie chłopy.

Tym razem, w tę sobotnią czerwcową noc, na stanie w przeraźliwie długiej kolejce nie miałem najmniejszej ochoty – chciałem jak najszybciej znaleźć się w środku. I po krótkiej chwili tam byłem.

Typowy weekend w Berlinie jest schematyczny, jednak czasami ten schematyzm poddawany jest pewnym modyfikacjom. Na przykł...
22/09/2017

Typowy weekend w Berlinie jest schematyczny, jednak czasami ten schematyzm poddawany jest pewnym modyfikacjom. Na przykład wtedy, gdy serdeczna warszawska przyjaciółka pisze, że też jest w Berlinie i że z kolei ze swoją przyjaciółką z chęcią dołączą do mnie tej nocy, tylko później, bo najpierw chcą wybrać się do Anomalie Art Club, nowego miejsca o tyle ciekawego, bo zlokalizowanego na „grzecznym i drobnomieszczańskim” Prenzlauer Bergu, tym bardziej, że mieszkają po sąsiedzku. Jasne, nie ma problemu. Zrobimy sobie delikatny bifor z sektem i w podgrupach rozejdziemy się w swoje strony, bo ja będąc w sobotnią noc w Berlinie mam tylko jeden klubowy priorytet. Kilka razy próbowałem to zmienić – kończyło się tak samo, czyli wychodzeniem nad ranem z klubów i przemieszczaniem się u-bahnami w stanie mocno wskazującym, w dodatku na granicy cierpliwości, bo podróż, jak zwykle w tego typu stanach świadomości odbywała się pod hasłem „daleko jeszcze?” (o zwiększonym ryzyku pomylenia numeru kolejki, a nawet peronu i co za tym idzie kierunku podróży i w związku z tym jej dodatkowym wydłużeniu już nie wspominając).
Po delikatnym biforze wsiadłem więc w tramwaj nr 10 i przyjemnie nastrojony bąbelkami sekta pojechałem z „grzecznego i drobnomieszczańskiego” Prenzlauer Bergu w kierunku Friedrichshain. Gdy dojeżdżałem do przystanku Grünberger Strasse dochodziła 1-a w nocy. Kiedyś byłbym poirytowany, że jestem już „spóźniony” (natręctwo klubowego raptusa, który nie może spokojnie usiedzieć na tyłku, „bo przecież już jest impreza, a mnie tam jeszcze nie ma!”), jednak teraz latały mi tylko w brzuchu znajome przedimprezowe motylki. To nie będzie mój pierwszy raz i dobrze wiedziałem, co mnie czeka.

Arena Club, ARENA BERLIN Hotel Die Fabrik
10/09/2017

Arena Club, ARENA BERLIN Hotel Die Fabrik

W IPSE czas płynie miło, jednak wieczorem trudno tu o jakieś specjalne uniesienia przy co prawda przyjemnych, jednak nie...
01/09/2017

W IPSE czas płynie miło, jednak wieczorem trudno tu o jakieś specjalne uniesienia przy co prawda przyjemnych, jednak niezbyt angażujących hałsach. Absolutnie nie jest to powód do narzekań, w końcu to początek imprezy, a dla mnie tylko bifor przed głównym piątkowym punktem programu – nocy OECUS w Arena Club. Nie żebym był jakimś specjalnym fanem tego kolektywu, nawet wcześniej o nich nie słyszałem, po prostu przeglądając klubowy rozkład jazdy zaciekawił mnie opis („OECUS is a project that captures the art of dark techno music in all its shades. Born with the new experimental techno scene, it became a real underground party defined by its gloomy theme.”), a ponieważ w Arenie jeszcze nie byłem, to ta opcja przeważyła. Brałem jeszcze pod uwagę wyprawę do Griessmuehle, kolejnego klubu na liście „must see” (dziś w line-upie m.in. Antigone, Ed Davenport, Cassegrain), jednak górę wzięło wygodnictwo: z ipse do Areny jest ze 200-300 m, do hostelu niewiele dalej, a do Griessmuehle z pół godziny komunikacją albo 40 min. na piechotę. Poza tym koniec imprezy w Griessmuehle był planowany na 22-gą w sobotę, co oznaczało wysokie ryzyko poniesienia przez melanż. A tego wolałem uniknąć, bo co prawda spokojnie zdążyłbym dotrzeć z Neukölln na Friedrichshain po drodze zaliczając wizytę w hostelu (albo i nie – też czasami tak bywało😉), lecz byłbym zapewne już „lekko” zmęczony, a przecież czekał mnie jeszcze główny punkt programu tego jakże typowego weekendu w Berlinie. Dziś więc – biorąc pod uwagę odległości – opcja emerycka. I bezpieczna, bo jak OECUS nie przypadnie do gustu, to zawsze mogę wrócić do ipse (pieczątka na łapie zachowana) po drodze wpadając do Wizjonerów. A może nawet i do Chalet Club "Official", jeśli przyjdzie mi ochota. Cztery dobre kluby na odcinku długości niespełna 500 m. No i jeszcze coś miało się dziać w Birgit&Bier… Berlin potrafi rozleniwić. Jest w pół do pierwszej w nocy, może nie będę sam na parkiecie w Arenie (bo tu przed 1-ą, to tak jak u nas przed 23-cią).

Przeczekanie całkiem ulewnego wczesnopopołudniowego deszczu w przyjemnych warunkach oferowanych przez bar Eastern Comfor...
04/08/2017

Przeczekanie całkiem ulewnego wczesnopopołudniowego deszczu w przyjemnych warunkach oferowanych przez bar Eastern Comfort Hostelboat Berlin równało się z niespiesznym opróżnieniem dwóch butelek Rothausa. Wypite piwo wzmogło ochotę na drzemkę, z czego bardzo się ucieszyłem - cała czwartkowa noc w klubie, później tylko niecałe cztery godziny snu, a przecież dziś kolejna noc w opcji „no sleep” (pół biedy z piątkiem - od dawna miałem też zaplanowaną noc z soboty na niedzielę i wiedziałem, że na nocy się nie skończy...). Po przyjściu do hostelu (10 min. spacerkiem ze statku) okazało się, że i o tej porze rozkład dnia technoturysty ma swoje zalety - w wieloosobowym pokoju znów nie było nikogo. W związku z czym mogłem zasnąć w zupełnej ciszy, chociaż na wszelki wypadek (wrodzona nadwrażliwość na niektóre dźwięki) włożyłem zatyczki do uszu odcinając się w ten sposób prawie całkowicie od świata.
Po 18-tej znów na nogach. W głowie pomysł na samotny bifor do północy taki sam, co wczoraj: najpierw Wizjonerzy, później IPSE. Idąc do Wizjonerów, na wysokości Chalet Club "Official" (kolejny klub warty uwagi - nie tylko z powodu urokliwego ogrodu; preferowany styl to house, ale oczywiście w berlińskim stylu), w głębi Schleuesenufer zamajaczył szyld, którego wcześniej nie zauważyłem. No proszę! Girlandy świateł, kolorowe parasolki, wstęgi, obowiązkowe kule dyskotekowe... Klimat trochę z wesołego miasteczka (jest karuzela), trochę z cyrku, trochę z graciarni - czyli to, co berlińczycy lubią najbardziej. Jest openairowy parkiet, który właśnie zamieniał się w plenerowe kino (z fanpejdża dowiedziałem się, że mają też wewnętrzny dance floor zwany Bunkrem z soundystemem renomowanej firmy Lambda Labs oraz regularnie organizowane imprezy z lokalnymi DJ-ami, a nawet własny festiwal Hundred Fahrenheit Festival). Można zjeść całkiem smaczną jak na tego typu miejsce pizzę, a haczykiem na piwoszy jest… świeży czeski Pilsner z tanka. Dla krakusa atrakcja średnia (na szczęście są i niemieckie piwa), fakt, że sprzedawany w ten piątek Pilsner liczył raptem dwa dni od opuszczenia browaru, więc bardziej świeże mógł pić tylko piwowar, który je warzył. Zaczęło zmierzchać, pozapalało się mnóstwo żarówek i lamp – zrobiło się urokliwie. Siedząc nad dobrą pizzą i pysznym pilznerem coś mi jednak w tym miejscu nie pasowało. Niby wszystko jak należy, kolorowo, miło i przyjemnie, ale… tu jest po prostu za grzecznie. Nie wiem, co tam wyrabia się w weekendowe noce, ale miejsce nie nosiło śladów imprezowych szaleństw. Jest nowe (działa od wiosny 2015 r.), ale tylko o rok młodsze od ipse, a tam po wejściu od razu czuje się całkiem inną atmosferę. To prawda, że przeznaczenie obu miejscówek jest nieco inne, bo Birgit&Bier za dnia robi za przyjemny ogródek piwny (co ma swoje zalety: jest otwarte już od 14-tej), no i do Birgit&Bier spokojnie mógłbym przyprowadzić rodziców. A do IPSE już raczej nie 😉. Właśnie! Jest po 20-tej, mogę już tam iść.

fot. Birgit&Bier

Jeszcze w kiosku zakup piwa na drogę, przyjemny spacer mostami Warschauer i Oberbaumbrücke (z pierwszego, od  wschodniej...
17/07/2017

Jeszcze w kiosku zakup piwa na drogę, przyjemny spacer mostami Warschauer i Oberbaumbrücke (z pierwszego, od wschodniej strony i nieco po prawej można dostrzec górną część pewnego charakterystycznego budynku ;-); po przejściu drugiego po lewej stronie zamknięte dziś watergate club "official"; w wakacje to się zmieniło – klub wystartował z czwartkowym cyklem Thursdate, co wypełniło lukę między środą, a weekendem). Na hostelowym dziedzińcu jeszcze jeden browar na sen. Piątek, 8-a z minutami, można iść spać.

Czwartkowego biforu cd. Jest po 20-tej, można zbierać się do IPSE. Daleko nie mam – klub znajduje się po drugiej stronie...
13/07/2017

Czwartkowego biforu cd. Jest po 20-tej, można zbierać się do IPSE. Daleko nie mam – klub znajduje się po drugiej stronie tego samego kanału, przy którym są Wizjonerzy, tylko nieco głębiej od Schlesische Str. Trzy lata temu ipse zaczynało tylko z openairowym dance floorem (co miało i nadal ma urok); kiedy rok temu byłem tu po raz drugi, działała już wewnętrzna, całkiem spora sala. O tej porze jeszcze jest zamknięta, ale na zewnątrz można już tańczyć – muzyka płynąca ze świetnego soundsystemu Kirsch nie jest tylko tłem, jak w Wizjonerach. Leci przyjemny house, nawet nie wiem kto gra, teraz nie ma to znaczenia (większość berlińskich klubów bazuje na lokalnych DJ-ach, często mało znanych zagranicą – zazwyczaj nie ma to wpływu na jakość imprez; tu zdecydowanie częściej chodzi się „do klubu”, niż „na DJ-a”; oczywiście są też lokalne gwiazdy przyciągające prawdziwe tłumy).

Bifor w czwartek. Nie wszyscy mają ten luksus, że mogą spać, ile wlezie. Poobiednia drzemka, mimo nocy spędzonej w autob...
13/07/2017

Bifor w czwartek. Nie wszyscy mają ten luksus, że mogą spać, ile wlezie. Poobiednia drzemka, mimo nocy spędzonej w autobusie i kilkugodzinnym łażeniu po mieście nie trwa długo – po 18-tej znów na nogach, prysznic i można iść w miasto, bo leżenie w hostelu i czytanie książki ma tzw. sens ukryty. Trzeba w dobrym nastroju dotrwać do północy (o tej godzinie berlińskie kluby otwierają swoje podwoje). I tu z pomocą przychodzą dwie miejscówki: Club der Visionaere "official" i IPSE. Pierwsza otwiera się już o 15-tej (zazwyczaj z ok. godzinną obsuwą; wjazd 3 euro), druga – o 20-tej.
"Wizjonerzy" to kultowe miejsce, bardzo zasłużone dla berlińskiej sceny i opisywane w przewodnikach (może dlatego obecnie nabrało nieco zbyt turystycznego charakteru). Nie jest to również miejsce do tańczenia w czwartkowe popołudnia i wieczory: domowej roboty soundsystem zawieszony nad tarasem gra cicho, trochę głośniej jest przed samą djką umiejscowioną naprzeciw baru, które dzieli malutki dance floor. Zresztą o tej porze nikt nie ma ochoty tańczyć – pije się piwo, pali i przyjemnie spędza czas na rozmowach w międzynarodowym towarzystwie. Ze względu na historię miejsce obowiązkowe do odwiedzenia chociaż raz (odwiedzający je 1-go maja mogą trafić na Ricardo Villalobosa) .

12/07/2017

Prawo. Posiadanie jest zabronione, ale… Niemcy są cywilizowanym krajem, w którym ustawodawca zdefiniował trzy pojęcia (w luźnym tłumaczeniu): „nieznaczna ilość”, „normalna ilość” i „niemała ilość”. Posiadanie (lecz nie sprzedawanie!) „nieznacznej ilości” z reguły nie wiąże się z jakimikolwiek przykrymi konsekwencjami, za „normalną ilość” grozi wykroczenie, a „niemała ilość” to kryminał. W tym ostatnim przypadku ilości zostały dokładnie określone dla całego kraju i w dodatku przeliczone na „jednostki konsumenckie” w oparciu o ilość danej substancji bazowej zawartej w używce (ta niemiecka precyzja) i są to ilości hurtowe (np. 200 "jednostek konsumenckich" amfetaminy, 250 M**A, 120 L*D). Szkopuł w tym, że poszczególne landy różnie określiły wartości graniczne „nieznacznej” i „normalnej” ilości. W Berlinie można posiadać do 10 g marihuany (w niektórych przypadkach nawet 15), natomiast brak info, co do „nieznacznych ilości” innych używek (w otaczającej Berlin i graniczącej z Polską Branderburgii limit „nieznacznej ilości” to 3 „jednostki konsumenckie” czegokolwiek).
Jeszcze trzy-cztery lata temu byłem święcie przekonany, że mam wygląd dilera, bo nie było imprezy, na której nie byłbym pytany przez imprezujących turystów „czy wiem, co i gdzie”. Ten dosyć uciążliwy problem zniknął, gdy berlińskie gazety zaczęły rozpisywać się o Görlitzer Park, w którym oferty zrobienia zakupów padają prawie na każdym kroku (rok temu berliński artysta rzucił pomysł, by postawić tam pomnik afrykańskiego dilera). Od ponad roku takie oferty można usłyszeć także w pobliżu klubów.

Jeśli ktoś ma ochotę na tradycyjny porządny berliński obiad, nadal jest w okolicach Potsdamer Platz i nie jest jeszcze b...
12/07/2017

Jeśli ktoś ma ochotę na tradycyjny porządny berliński obiad, nadal jest w okolicach Potsdamer Platz i nie jest jeszcze bardzo głodny, to… Z Potsdamer Platz powinien iść Leipziger Str. w kierunku wschodnim, skręcić w prawo we Friedrichstraße, dojść do skrzyżowania z Zimmerstraße, gdzie znajduje się Checkpoint Charlie (chyba najbardziej znane z czasów zimnej wojny przejście graniczne - można dostać odcisk pieczątki granicznej; obecnie to również Mauermuseum - Museum Haus am Checkpoint Charlie - Muzeum Muru Berlińskiego), wrócić tą samą Friedrichstraße i dalej iść nią w kierunku północnym do Unter der Linden (alei-wizytówki starego Berlina); będąc na Unter der Linden za punkt orientacyjny obrać wieżę telewizyjną i skierować się na Wschód; po lewej stronie minąć Wyspa Muzeów i za chwilę wbić z prawej strony na Alexanderplatz Berlin; tam odstać swoje w kolejce do Berliner Fernsehturm - wieży telewizyjnej; można też kupić bilety w automacie i czekając na swoją godzinę wjazdu iść za Alexanderplatz Bahnhof, by obejrzeć Urania-Weltzeituhr (symboliczny zegar pokazujący aktualny czas w 24 strefach czasowych świata) i Brunnen der Völkerfreundschaft - Fontannę Przyjaźni (nazywana przez berlińczyków „broszą kurw”, jak wspomina autor w Sven Marquardt "Noc jest życiem"), wrócić do wieży, cieszyć się panoramą miasta i okolic (uważając, co mówi się w windzie – jeden ze starych windziarzy zna polski); po wyjściu z wieży idąc Rathausstraße zrobić pamiątkową fotę w automacie ustawionym przy sklepie z suwenirami przy centrum handlowym RathausPassagen (czytając ze zrozumieniem, że automat nie wydaje reszty, dzięki czemu uniknie się wykonania najdroższej fotopocztówki ever), minąć po lewej stronie ratusz zwany Czerwonym (nie od przeważającej w berlińskich władzach miejskich opcji politycznej, lecz od koloru fasady), szybciutko (bo to bardzo małe jest) przejść przez Nikolaiviertel, najstarszą część Berlina z kościołem św. Mikołaja w roli głównej, dojść do Szprewy, skręcić w prawo, minąć pomnik rycerza na koniu walczącego ze smokiem (tak, to św. Jerzy; mieszkańcy Tychów obowiązkowo wykonują pamiątkową fotę - autor pomnika urodził się w Paprocanach) i zasiąść w Brauhaus Georgbræu do wspomnianego na początku tradycyjnego porządnego berlińskiego obiadu złożonego z: golonki, puree z grochu, zasmażanej kapusty, gotowanych ziemniaków, kufelka warzonego na miejscu piwa i schnapsa (a to wszystko za jedyne 11 euro). A potem z poczuciem w pełni spełnionego obowiązku normalnego turysty (bo w centrum Berlina, biorąc pod uwagę pierwszą część spaceru z Berlin Hauptbahnhof do Potsdamer Platz, zobaczyło się już wszystko, a wciąż jest dopiero czwartek) udać się na drzemkę do hostelu, łamiąc sobie po drodze głowę, od którego klubu rozpocząć główną część programu swojej wycieczki.

Łażenie po mieście i zwiedzanie muzeów zazwyczaj kończą się tym samym uczuciem – uczuciem głodu. Jeśli głód zacznie być ...
12/07/2017

Łażenie po mieście i zwiedzanie muzeów zazwyczaj kończą się tym samym uczuciem – uczuciem głodu. Jeśli głód zacznie być odczuwany dopiero w drodze do hostelu (a więc w okolicach Friedrichshain albo Kreuzbergu, bo z punktu widzenia technoturysty w innych częściach Berlina nie ma sensu się zatrzymywać), to sporo różnego rodzaju knajp jest w okolicach stacji Schlesisches Tor; przy stacji jedno z berlińskich must-eat: frytki z sosem serowym w Burger-Meister Berlin Kreuzberg, barze z burgerami urządzonym w starym miejskim kiblu; dalej po lewej stronie Schlesische Str. mój ulubiony w okolicy arabski imbiss Sanabel, gdzie brak alko w ofercie („sorry, to lokal muzułmański!”) wynagradza jakość jedzenia za małe pieniądze. Mieszkający w centrum Xbrgu z pewnością znajdą coś dla siebie na Oranienstraße, a ci, którzy zatrzymali się we Friedrichshain, prawdziwe gastro-zagłębie odkryją na Simon-Dach-Straße (z pół kilometra knajp po obu stronach ulicy) i w jej okolicach.
Mięsożerni miłośnicy fast foodu powinni skusić się na dostępny wszędzie tradycyjny berliński (i w ogóle niemiecki) specjał – currywurst. Z bułą albo frytami, czasami serwowany w wersji de luxe z kartoffelsalat, popijany Berlinerem czy Berliner Kindlem wystarczy za pełnoprawny posiłek dla mniej wymagających (potrawa ma nawet swoje Deutsches Currywurst Museum Berlin).

Ze względu na bardzo napięty imprezowy terminarz, czwartek zazwyczaj jest jedynym dniem, który można ze spokojnym sumien...
12/07/2017

Ze względu na bardzo napięty imprezowy terminarz, czwartek zazwyczaj jest jedynym dniem, który można ze spokojnym sumieniem technoturysty poświęcić na łażenie po mieście (bagaż można zostawić albo w hostelu albo w jednej ze skrytek bagażowych, które znajdują się nie tylko na dworcach, ale również przy większych stacjach S-Bahn). Tym, którzy będą w Berlinie po raz pierwszy, polecam trasę z Berlin Hauptbahnhof (dworzec został oddany do użytku w 2006 r. i nadal robi wrażenie swoją wielopoziomową, tzw. wieżową konstrukcją), przez Szprewę w kierunku siedziby Bundeskanzleramt (Berlin) - Urzędu Kanclerskiego, potem Reichstag, Brandenburger Tor - Brama Brandenburska; przy niej, idąc od strony Tiergarten (210 hektarów zieleni w centrum miasta) i spoglądając w prawo w głąb Straße des 17. Juni dostrzeże się Siegessäule - Kolumnę Zwycięstwa (kinomani znają ją z filmu Wima Wendersa „Niebo nad Berlinem”, Bono w jednym z klipów U2 nawiązującym zresztą do filmu Wendersa także na niej przycupnął, no i last but not least - tam było centrum Love Parade); następnie powalający rozmachem Pomnik Pomordowanych Żydów Europy (2711 betonowych bloków na 19 tys. m kw.) i Potsdamer Platz (wielu berlińczyków narzeka na jego układ architektoniczny zawłaszczony przez korpo).
W pobliżu placu, pod adresem Köthener Str. 38/D, mieści się legendarne Hansa Tonstudio – to tu nagrywali David Bowie, Iggy Pop, Depeche Mode, Nick Cave, U2, Pixies. Studia nie można zwiedzać, bo normalnie pracuje, jednak samo przejście się ulicą, po której dzień w dzień paradowali Bowie z Popem, mnie osobiście za każdym razem przyprawia o gęsią skórkę - wiem, że w 100% psychofanowską, ale nie mam z tym problemu.

Ale co robić, gdy pada, a hostelowe łóżko będzie wolne dopiero po 15-tej? Można siedzieć w knajpie i pić piwo (co jest n...
10/07/2017

Ale co robić, gdy pada, a hostelowe łóżko będzie wolne dopiero po 15-tej? Można siedzieć w knajpie i pić piwo (co jest najlepszą drogą do popełnienia tzw. falstartu, a przecież przed nami co najmniej 4 imprezowe noce), można też skorzystać z okazji, aby trochę się odchamić i iść do muzem. A w Berlinie jest z czego wybierać. Wielbiciele archeologicznych skorup znajdą swój raj na Wyspa Muzeów (po drodze z Potsdamer Platz w kierunku Alexanderplatz Berlin); sztos to popiersie królowej Nefertiti w Neues Museum), fani designu i architektury powinni zajrzeć do bauhausarchiv (25 min. spacerkiem na zachód od Potsdamer Platz), a miłośnicy malarstwa zwiedzić Gemäldegalerie (tuż za Potsdamer Platz - w tym samym kierunku co Bauhas Archive; po sąsiedzku z Gemäldegalerie w budynku projektu Ludwiga Miesa van der Rohe znajduje się moja ulubiona Neue Nationalgalerie ze świetną kolekcją niemieckich ekspresjonistów - niestety, od 2015 r. galeria jest zamknięta, bo budynek przechodzi generalny remont).
Lista muzeów np. tu:

Top Museums in Berlin ➤ Berlins Top Museums you must-see! Info, addresses, opening hours & prices ➤ Buy Museum Pass & tickets online

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Typowy weekend w Berlinie posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share