Wszyscy, którzy jesteście w Sewilli: idźcie do Palacio de las Dueñas!
Spieszcie się, idźcie już. Potem mi podziękujecie.
Oczywiście mogę oprowadzić 🙃.
Kwiat pomarańczy to najwspanialszy z sewilskich zabytków, powiedział pewien sewilczyk i dobrze powiedział, mimo że kwiat pomarańczy nie jest zabytkiem, a niezwykłym piątym elementem, quinta esencja, który sprawia, że zabytki pięknieją, miękną, zlewają się ze sobą, z powietrzem i z nami w ulotne, zjawiskowe doświadczenie miasta. Przez tę chwilę, kiedy kwitną pomarańcze, Sewilla jest cała, kompletna, dokładnie taka, jaka powinna być.
Na ulicach Sewilli rośnie około 40 tysięcy drzewek pomarańczowych z gatunku Citrus aurantium (gorzka pomarańcza), co czyni z miasta największy sad pomarańczowy na świecie. Mimo że gatunek uprawiano w ogrodach i patiach od czasów islamskiego średniowiecza, Sewilla stała się miastem pomarańczy dopiero podczas przygotowań do wielkich targów międzynarodowych, które zapisały się w historii jako Wystawa Iberoamerykańska, w latach 20. XX wieku, kiedy główny architekt wystawy Aníbal González zaproponował, aby upiększyć miasto masowymi nasadzeniami drzewek. Szpalery gorzkich pomarańczy zacieniają wiele ulic Sewilli, ich wiecznie zielone skórzaste liście zachwycają drogocennym malachitowym odcieniem, od listopada skontrastowanym z jaskrawymi kulami dojrzewających owoców. W marcu wśród liści pojawiają się bielutkie gwiazdki kwiatów, czasem tak liczne jakby zebrane w gęste bukieciki, czasem rozproszone w koronie drzewa jak konstelacje na niebie.
Pytałam ludzi, których oprowadzałam w marcu, czy wybierali datę wiedząc, że to sezon kwiatu pomarańczy - nikt o tym nie pomyślał, trafił im się zupełnie niezamierzenie. Byłam zdziwiona, bo w kalendarzach w przewodnikach kwitnienie pomarańczy powinno być zaznaczone wyraźnie, wręcz jako powód, żeby przyjechać do Sewilli. 40 tysięcy drzewek w okresie miesiąca wyrzuca miliony milionów białych gwiazdek azahar (z arabskiego: biały kwiat, oznaczające we współczesnym hiszpańskim kwiat drzewka cytrusowego), każda z nich
Andaluzja ze swoimi żyznymi równinami i złożami surowców w górach od tysiącleci była dla historycznych ludów utopijną krainą mlekiem i miodem płynącą.
W ponad tysiącletnim meczecie na szczycie wzgórza w Almonaster la Real, można, jak mało gdzie, doświadczyć tej sztafety kultur, które konkurowały o andaluzyjskie ziemie.
To nieprawdopodobne, że budynek zachował się i to tak wspaniale. "Stary kościół Maurów" - jak opisuje go dokument z 1583 roku - został przekształcony na kościół chrześcijan po rekonkwiście, ale tak subtelnie, że zachowano wszystkie elementy meczetu: jego sahn (patio ablucji) i mihrab (niszę wskazującą kierunek modlitwy) i minaret.
Meczet został wzniesiony pomiędzy IX a X wiekiem, a przy jego budowie wykorzystano elementy z rozebranego wizygockiego klasztoru (który przetrwał do dziś w nazwie miejscowości: Al Munastyr arabski i Almonaster - po średniowiecznej rekonkwiście) i pozostałości budowli rzymskich (może też już wcześniej zresztą wtórnie wykorzystanych przez Wizygotów). Niezwykła jest ta kolekcja kawałków starożytności złożona na nowo przez muzułmanów z cegłami, blokami granitu, panelami z suszonej na słońcu gliny wymieszanej ze słomą. Mieszanka tak wspaniale niedoskonała i chropowata: każda kolumna jest inna, a finezyjny kapitel rzymski podpiera ten sam łuk co toporny granitowy kamulec! A mimo wszystko całość zachowuje niemożliwą elegancję, czysty rytm i harmonię.
Chrześcijanie dodali do meczetu otwarty na zachód portyk wejściowy, który jest chyba, razem z tą całością jakimś potężnym czakramem. Roztacza się stąd głęboki na dziesiątki kilometrów widok głaszczący wzgórza Sierra de Aracena. Można przesiedzieć tu godziny, czekając aż osuwające się za góry słońce zajrzy pod łuki meczetu, na chwilę przed godziną zachodu.
Informacje praktyczne:
Spacerując przez piękne ulice malutkiego Almonaster la Real cały czas spotykamy strzałki w
Na wideo widzicie jeden z najstarszych i najpiękniejszych domów w Sewilli. Mój dom, przez prawie dwa lata. Corral del Conde.
To było tak: kiedy przeniosłam się do Sewilli, zamieszkałam w pokoju w służbowym mieszkaniu. Moje dwa wspomnienia to: autentyczny strach przed duchami, zanim zorientowałam się, że po prostu ściany są grubości kilku centymetrów i to, co słyszę tuż obok siebie, to sąsiedzi z mieszkania lewej (budziłam się potem na dźwięk budzika zza ściany) oraz przeraźliwe zimno przez kilka miesięcy z powodu powszechnego zresztą w Andaluzji braku ogrzewania.
Pewnego dnia zakopana pod wszystkimi kocami, jakie znalazłam, czytałam o Sewilli. Internetowa droga doprowadziła mnie na trop corrales de vecinos, czyli tradycyjnych sewilskich domów komunalnych, których niegdyś było w mieście zatrzęsienie, ale że były to domy biedne, większość z nich uległa rozbiórce. Część jednak uratowano, odremontowano i dalej były tam mieszkania.
Corrales de vecinos to był, prawdę mówiąc, najgłębszy dół miejskiej drabiny społecznej. Mieszkali w nich najubożsi, w maleńkich pokojach gnieździły się całe rodziny. Tak ograniczone warunki lokalowe zmuszały mieszkańców do prowadzenia życia na wspólnym dziedzińcu (skąd nazwa corral czyli podwórze). W dużych corralach na patio stawały piece chlebowe, murowane tary do prania, kapliczki, w mniejszych przynajmniej studnie i poidła dla zwierząt. Dziedziniec obiegały wąskie galerie podtrzymywane drewnianymi słupami: dziś w tych corralach, które się zachowały, te konstrukcje, malowane odważnie różnymi kolorami farby olejnej są źródłem uroku całości. Na corralach rosły też drzewa: cytryny i pomarańcze. Kwaśnym sokiem owoców zaprawiano papki z czerstwego chleba, czosnku i oliwy, żeby dodać im odrobinę smaku. Szybko rosnące pnące winorośle puszczano po skleconych z drewnianych słupków pergolach, żeby dawały cień w upalne dni. Andaluzyjska skł
Nie kryję się z moim uzależnieniem. Raz w tygodniu, we wtorek wieczorem dawkuję sobie Jerez de la Frontera. Ozdobiona modernistyczną ceramiką stacja, kilkaset metrów do przejścia (po drodze mijam bodegę Diez Merito, która łasi się zapachem dębowych deczek przesiąkniętych bursztynowymi jerezami). Rzucam lekką torbę na łóżko w hostelu, który w sezonie turystycznym jest moim drugim mieszkaniem (pozdrowienia dla @viviansguesthouse) i ruszam w drogę.
Czasem bez celu (czyli: przejdę się ożywionymi ulicami i przysiądę przy jakimś stoliku z widokiem na zrelaksowanych ludzi), czasem z jasno określonym programem: dziś chcę zobaczyć właśnie to! Nie czuję presji, wiem, że wrócę za tydzień, czekam na dobry moment, żeby odwiedzić to, czy inne miejsce.
Dziś w drodze z Sewilli do Jerez bardzo mocno padało, nieba nie było, tylko chmury, woda i błoto na polach. Kiedy dojeżdżałam do Jerez wciąż grzmiało, ale już czułam, że zapowiada się przejrzysty poburzowy wieczór podbity zimnymi kolorami granatowych chmur. Poszłam więc do średniowiecznych krużganków dominikańskich, bo jak wiadomo w średniowieczu zawsze przechodzą burze i światło jest dramatyczne. Miejsce przerosło moje oczekiwania.
Niby maswerki (te kamienne firaneczki w łukach) trzymają jakąś ponadreligijną sztamę z arabskimi zazdroskami muxarabi, ale miałam wrażenie, jakbym nagle znalazła się gdzieś na północy Półwyspu, w wielkich starych klasztorach przy Drodze do Composteli. I jeszcze ta cisza!
Teraz siedzę przy stoliku, mój ukochany wieczorny gwar Jerez - i usiłuję sobie tę ciszę przypomnieć. Niemożliwe.
To patio należało w XII wieku do arabskiego pałacu. Pałac został wchłonięty przez ściany i posadzki innego budynku gdzieś między XIV a XVI stuleciem. Zarósł cegłą kastylijskiego urzędu zawiadującego handlem z Ameryką: La Casa de la Contratación. Z czasem budynek popadł w ruinę i w latach 60. XX wieku został częściowo wyburzony. Wśród gruzu znaleziono fragmenty ażurowych paneli oddzielających ogród od tarasów. Zaczęto wykopaliska, rekonstrukcję. Złożono fragmenty w całość. Arabskie patio wróciło.
To patio z wielopoziomowym ogrodem, typowym dla muzułmańskich pałaców. Drzewka pomarańczy i mandarynek rosną prawie dwa metry poniżej poziomu posadzki i ramp, którymi chodzę. Spaceruję wśród koron drzew. Owoce wiszą na wyciągnięcie ręki.
Mam gęsią skórkę: znałam to patio ze zdjęć, ale nie spodziewałam się, jak wielkie zrobi na mnie wrażenie. Błądzę wśród gałęzi pomarańczy. Cień jest gęstszy niż to sobie wyobrażałam i mimo że układ ogrodu jest prosty i geometryczny, na wysokości mojego wzroku wszystko jest skomplikowaną plątaniną gałązek, dopiero z tej plątaniny wyłania się uporządkowana ażurowa sebka - arabska dekoracja w formie ornamentalnych oczek sieci. Nigdy wcześniej nie odczułam tak wyraźnie, że w kulturze arabskiej architektura i roślinność to być może nie dwa światy, które się tylko czasem łączą, ale jeden, w którym porządek umysłu i żywotny chaos natury to dwie strony tej samej monety.
Miejsce w Sewilli, gdzie kupuję kwiaty i sadzonki. Bujny, miejscami zdziczały ogród cytrusów, palm, żakarand, przylegający do średniowiecznych murów miejskich. Zamieszkany przez koty, ptaki i starszą panią Dolores, która włada nad tymi gąszczami.
#sewilla #nieturystycznie #ogrodyandaluzji #ogrody #zyciewsewilli
901 osób lubi moją stronę!!!! Casi ná - “tyle co nic” - mówią Andaluzyjczycy na liczby tak duże, że paraliżują!
Dla wszystkich zatem 13 sekund z dzisiejszego poranka w Kadyksie! Widzimy się na facebooku, na instagramie @mw.przewodnikpoandaluzji i w Andaluzji ❤️.
Dziękuję!
Buenos días! Sewilla w niedziele rano głęboko śpi. Podoba Wam się w takiej pochmurnej wersji?
Moment z dziś, o 8:20. Pola słoneczników pod Sewillą, bez dźwięku. Żółto jak okiem sięgnąć.
#andaluzja #lato #przewodnikpoandaluzji #słoneczniki
Zabieram Was na mini-zwiedzanko łaźni arabskich przy Alkazarze w Jerez de la Frontera.
Przy okazji: Alkazar w Jerez jest niesamowity, koniecznie go odwiedzcie podczas wizyty w Andaluzji. Naga konstrukcja arabskiego pałacu, odarta z ceramicznych kolorowych mozaik, błyszczących tynków i wyrafinowanych arabesek, za to z ogromną ilością zachowanych budynków: pałacowy malutki meczet, cysterny na wodę w ogrodach, przepiękne łaźnie, pawilon dla gości, wieże i obwarowania. Jest nawet, późniejsza, tłocznia oliwy. Łatwo wyobrazić sobie, że pałac był nigdyś mikro-światem, samowystarczalną wyspą zatopioną w luksusowych (bo opływających wodą i chłodnych) ogrodach. Brak tu dziś przepychu, za to jest niewyobrażalny spokój, przepyszne linie podkowiastych łuków i zimne strumyczki tnące ogrody od fontanienki do fontanienki.
Przespacerujmy się po placu Świętego Krzyża w Sewilli 🍊
Andaluzyjsko-ornitologiczne życzenia noworoczne. Pięknego roku 2021!