Bali bez cenzury, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Wyspie Bogów

  • Home
  • Bali bez cenzury, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Wyspie Bogów

Bali bez cenzury, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Wyspie Bogów Bali to unikalna wyspa i nie wystarczy tu tylko mieszkać, aby poznać jej sekrety. My ją kochamy dokładnie taką JAKA ONA JEST. Astungkara!

Bali bez cenzury, czyli wszystko co chcielibyście wiedzieć o Wyspie Bogów, ale boicie się zapytać...Opowiadamy o tym osobliwym miejscu rzetelnie, uczciwie i bez owijania w bawełnę:) Pokazujemy Bali taką, jaka jest naprawdę... Aby ją autentycznie zrozumieć, należy stać się jej częścią, dopiero wtedy odkrywa swoje prawdziwe, niezwykłe oblicze... Obie mamy to szczęście, że nie tylko mieszkamy tu od d

ługiego czasu, ale również stałyśmy się członkiniami balijskich rodzin i balijskiej społeczności. Nie straszne nam długie, balijskie ceremonie ani, czasami prawdziwie dramatyczne rytuały, będące nieodłącznym elementem tej magicznej spuścizny. Bali to nasz prawdziwy dom, nasza druga ojczyzna, nasza nauczycielka i uzdrowicielka. Dlatego nasze spojrzenie i wgląd na to, co dzieje się na wyspie jest odmienne od zwykłego ekspaty, który choć pochwalić się może nawet wieloletnią obecnością na wyspie, nie ma jednak dostępu do tego jej bogactwa, które zastrzeżone jest tylko dla lokalesów, albo osób przez nich w pełni zaakceptowanych... My nie pokażemy Wam tej wyspy przez pryzmat kolorowych folderów, tak popularnej tutaj, turystyki duchowej, ani oczami instagramera czy influencera. My pokażemy Wam jej unikalność, prawdziwość, czasami piękno, czasami brzydotę i okrucieństwo. Ale taka właśnie jest Wyspa Tysiąca Świątyń, dzika, choć cywilizowana, pełna prawdziwej magii, choć nowoczesna, brudna, choć również luksusowa. Gdy jesteś zainteresowany uzyskaniem dodatkowych informacji na temat Bali, chciałbyś tu zamieszkać czasowo, albo na stałe, a może tylko chcesz Wyspę zwiedzić, zapraszamy do kontaktu na messengera. Na pewno uzyskasz od nas pełen zakres pomocy.

Co musisz wiedzieć zanim przyjedziesz na Bali, aby nie zostać niechcący deportowanym,  znaleźć się w Kerobokan, lub inny...
02/06/2021

Co musisz wiedzieć zanim przyjedziesz na Bali, aby nie zostać niechcący deportowanym, znaleźć się w Kerobokan, lub innym wymiarze… (cz.2)
Kolejnym obszarem bardzo, bardzo skrupulatnie kontrolowanym i żwawo karanym wysiedleniem, jest praca bez zezwolenia, czyli bez tzw. kitas. Wjeżdżając na Bali, o ile nie jesteś tu oficjalnie zatrudniony, posiadasz wizę, która nie obejmuje swym zakresem pozyskiwania jakiegokolwiek dochodu na terenie Republiki Indonezji. Miej więc świadomość, że ryzykujesz natychmiastową deportacją w przypadku złapania na dowolnej formie zarobkowania.
Może to być zupełnie banalna odsprzedaż ciucha, który już nie pasuje do twojego ciała bądź duszy, handel własnymi e-bookami, lub prowadzenie za drobną opłatą zajęć jogi dla przyjaciół.
A może czujesz się już tak wielkim ekspertem w temacie tej wyspy, że chcesz pokazać swoim przybywającym tu rodakom jaki jesteś kozak-etnograf i zaczynasz robić w turystyce jako przewodnik? Tu ryzyko jest jeszcze większe. Wiedzieć raczej powinieneś w takim przypadku, że legalnymi przewodnikami na Bali mogą być rodowici Balijczycy i tylko oni dostają specjalne licencje od indonezyjskiego rządu. Ty, o ile nie dostałeś właśnie takiej certyfikacji, możesz być jedynie kierowcą i ewentualnie tłumaczem dla swoich gości. Jedynie Balijczycy, urodzeni i wychowani w tej kulturze i religii, znający swoją wyspę na wylot, przekażą pełnię wartościowych informacji o tym unikatowym miejscu i pokażą cuda znane tylko dla nich. Wyobrażasz sobie Indonezyjczyka oprowadzającego Cię po Krakowie i opowiadającego o polskiej historii? Czy taki przewodnik po Polsce byłby dla Ciebie wiarygodny?
Jeśli natomiast przyjeżdżasz na Bali jako turysta i zatrudniasz mieszkającego tu rodaka do tej roli, zastanów się po co tu jesteś? Czy rzeczywiście chcesz zrozumieć tą wyspę, czy tylko pochwalić się w social mediach, że tu właśnie byłeś? Wtedy po co ci w ogóle przewodnik? Tym bardziej, że cenowo też nic nie zyskujesz zatrudniając takiego eksperta, wręcz przeciwnie. W końcu nie po to ten blef, aby biegły znawca znad Wisły miał zarobek na poziomie azjatyckim, prawda? Ty natomiast wspierając tego typu działania przyczyniasz się do przestępstwa, jednocześnie odbierasz źródło zarobku, czasami jedyne, tubylcom. Zwłaszcza teraz, kiedy najbardziej tego potrzebują.
Nie masz chyba wątpliwości, że ujęcie takiego pilota wycieczek-uzurpatora gwarantuje mu dożywotnie pożegnanie z tematem jego specjalizacji w postaci one-way ticket, a korzystający z jego usług mogą się cieszyć, jeśli skończy się tylko na mandacie (albo znowu na dużej kopercie pod stołem).
Jeśli Twoim problemem jako turysty jest brak znajomości języka angielskiego, który jest tu najpopularniejszym, możesz znaleźć przewodników posługujących się innymi, z japońskim włącznie. W ostateczności zawsze możesz poprosić kogoś z zamieszkującej tu grupy polonijnej o towarzystwo i tłumaczenie. Na pewno znajdą się chętni do pomocy.

Konkludując ten temat, o ile nie jesteś na Bali tylko przejazdem, podjęcie decyzji o długoterminowej przeprowadzce, jeśli nie masz zasobów finansowych w postaci sporych oszczędności, lepiej wcześniej zabezpieczyć jakimkolwiek dochodem pasywnym. Chyba, że jesteś bogatym emerytem, pracownikiem zdalnym, tak jak większość ekspatów, albo założysz tu własną działalność gospodarczą, ale to już zupełnie inna bajka.

Ostatni z powodów przymusowych pożegnań z wyspą może wydawać się błahy, a jednak jest niezwykle częsty. To po prostu skrajna arogancja obcokrajowców, zwłaszcza spoza naszej wschodniej granicy, którzy od ponad 2 lat są najliczebniejszą grupą napływową.
Balijczycy, choć z natury bardzo łagodni i gościnni, są niezwykle uwrażliwieni na punkcie swojej tradycji i religii. Dla nich miejsca i rzeczy uznane za święte, są naprawdę święte. Dodatkowo, ze względu na mocno restrykcyjny obyczajowo islam panujący w Indonezji, pewne zachowania są dla nich nie do zaakceptowania.
O ile przyzwyczaili się już na co dzień do widoku mocno odsłoniętych ciał rosyjskojęzycznych krasawic i gołych torsów 'a la california surf' ich towarzyszy w zmanierowanym Canggu i Ubud, o tyle nie zniosą lekceważącego zachowania w świątyniach, albo innych miejscach ich kultu. Tak jak w przypadku pewnej rosyjskiej pary uprawiającej seks na zboczu wulkanu Batur, jednej ze najświętszych gór. Zapewne przeszłoby to niezauważenie, gdyby ów duet nie wrzucił sumiennie nagranego filmu z tego szczególnego w swej wyjątkowości spotkania na szczycie (LOL!) na znany portal pornograficzny. I sprawa się rypła. A raczej hukła, bo oboje w trybie głośnym i przyspieszonym powrócili na łono mateczki Rosji.
Albo Afroamerykanka, która za ostentacyjne deklarowanie swojej przynależności do środowiska LGBT i promowanie swojej e-książki, również wyjechała w świetle jupiterów i w towarzystwie policjantów, z powrotem do USA. Czy też Kanadyjczyk, który chciał poszerzać samoświadomość organizując warsztaty jogi orgazmicznej, jak ją nazywał. Oraz pewna słynna rosyjska instagramerka i milionerka pozująca w stroju Ewy na słoniu w tutejszym zoo, czy też rosyjski insta-boy rzucający się na swoim ekskluzywnym jednośladzie do oceanu. Przykłady mnożą się tu z tygodnia na tydzień, co jest niezwykle przykre.
Nie negując wiedzy, ani wartości reprezentowanych przez powyższe osoby, epatowanie własnym światopoglądem w kraju o skrajnie odmiennym spojrzeniu na obyczajowość, jest nieuzasadnioną bezmyślnością.
Idąc dalej, już zupełnie bezrozumnym zachowaniem ze strony obcokrajowców (niestety, tutaj prym znowu wiodą obywatele rosyjskojęzyczni), ocierającym się o samozagładę, albo co najmniej o podejrzenie choroby psychicznej, jest niezwykle zuchwała, wręcz wyzywająca postawa wobec tutejszej Polisi. A zasada jest prosta jak policyjna pałka: jesteś tu gościem i bule, więc nie targuj się i nie kłóć z tutejszą policją. Tym bardziej, że w większości przypadków, jeśli jesteś miły i grzeczny, dostaniesz jedynie upomnienie. Przy większych przewinieniach dostaniesz niewysoki mandat, albo zapłacisz haracz w postaci kolejnej łapówki. I po problemie. Jeśli natomiast jesteś hardy i bezczelny, ciesz się deportacją, bo możesz być przeszukany i przypadkowo znajdą przy Tobie 1 gram haszyszu, albo innego towaru. Szach mat. I witamy w Raju. Tyle, że w innym wymiarze...➡ (o tym przeczytasz tutaj: https://www.facebook.com/plugins/post.php?href=https%3A%2F%2Fweb.facebook.com%2Fpermalink.php%3Fstory_fbid%3D103992465238129%26id%3D101513712152671&show_text=true&width=500).

Podsumowując, arogancja i ignorancja są w tej chwili na Bali zdecydowanie piętnowane. Natomiast szacunek dla tej wyjątkowej kultury i religii to absolutne minimum, aby błogo spędzić urlop, albo komfortowo i bezpiecznie mieszkać.
Acha, na koniec miej również świadomość, że łapówki, choć tak tu uwielbiane, jednak nie uchronią całkowicie przed odpowiedzialnością za przekraczanie prawa i dobrych obyczajów. Uchronić może jedynie akceptacja faktu, że jesteś na cudzym terytorium, z jego zasadami, więc albo się podporządkujesz, albo zostaniesz stanowczo wydalony. Czasami nawet w trumnie…
W końcu nikt nie lubi, gdy zaproszony gość zachowuje się jak gbur w czyimś własnym domu, prawda? Bądź więc mile widzianym przybyszem na Wyspie Bogów.

Jeśli masz jakieś pytania, wpisz je w komentarzu, lub na powiązanej grupie o takiej samej nazwie "Bali bez cenzury, czyli wszystko co chcielibyście wiedzieć o Wyspie Bogów🕉", której jedynym celem jest udzielanie odpowiedzi na wszelkie Twoje dylematy dotyczące przyjazdu i pobytu tutaj:
➡(https://web.facebook.com/groups/917698439079397)
Zapraszamy Cię również do dalszej dyskusji i kontaktu z nami, jeśli chcesz wiedzieć jeszcze więcej... 📲📧✒️

Co musisz wiedzieć zanim przyjedziesz na Bali, aby nie zostać niechcący deportowanym,  znaleźć się w Kerobokan, lub inny...
01/06/2021

Co musisz wiedzieć zanim przyjedziesz na Bali, aby nie zostać niechcący deportowanym, znaleźć się w Kerobokan, lub innym wymiarze… (cz.1)
Zaczniemy od strony ekstremalnej, czyli jak uniknąć darmowych, ale nie koniecznie przyjemnych, wczasów na koszt indonezyjskiego podatnika i polskiej ambasady w Dżakarcie. Gwoli wyjaśnienia: Kerobokan to nazwa dystryktu na południowym zachodzie wyspy, ale też zwyczajowe określenie dla jedynego więzienia na wyspie, znajdującego się właśnie tam. I uwierz lub nie, w takim kraju jak Indonezja, wcale nie jest trudno stać się pensjonariuszem takiego przybytku na długie, długie lata. Albo, co gorsza, pożegnać się z żywotem w wyniku spotkania, niczym legendarna Mata Hari, z plutonem egzekucyjnym. Tak, tak, to nie patos. Kary śmierci na Bali wcale nie były rzadkością i wielu „bule” („białas” – obecnie nazwa dla wszystkich obcokrajowców, nie tylko pochodzenia europejskiego) zakończyło swoje rajskie wakacje właśnie w ten sposób. W sieci można znaleźć wiele udokumentowanych przypadków tego typu. Dlatego musisz wiedzieć czego unikać tu jak ognia, co jest w miarę tolerowane, a co dozwolone.
Może nie wszyscy wiedzą, ale Indonezja jest największym, muzułmańskim krajem świata i tylko maleńka Bali uchowała się jako ostoja hinduizmu. Hinduizm balijski jest jedyną w swoim rodzaju religią na świecie, ale o tym powstanie osobny post. Skoro Indonezja to kraj muzułmański, to chyba nie jest niespodzianką, że wszelkie narkotyki, są tu zabronione pod karą śmierci. I nie ma zmiłuj. Kropka. Jakiekolwiek naruszenie tej zasady to szybka autostrada do nieba...
Co prawda ma*****na jest w miarę łatwa do zdobycia, gdyż jej potajemne plantacje znajdują się na sąsiedniej Jawie i Sumatrze. Wieczorny spacer plażą w Kucie, Seminyak, albo Canggu (czyt. Czangu) wystarczy, aby spotkać po drodze co najmniej kilku usłużnych dealerów. Ty jednak zawsze, ale to zawsze pamiętaj, że ten miły sprzedawca może być po prostu policyjnym tajniakiem, który z uśmiechem niewinnej dziewczynki założy Ci podwójne bransoletki i w asyście uzbrojonych kolegów skieruje na przymusowy urlop od życia. No chyba że, Twoja rodzina i przyjaciele są krezusami, lub ekspresowo rozkręcą narodową kwestę na zebranie gigantycznej łapówki, na przykład w wysokości 1mln USD, 'but only sky is the limit' dla kwoty ostatecznej. Wtedy być może skończy się na dożywotnim więzieniu, w naprawdę skrajnie szczęśliwym przypadku, na deportacji bez powrotu. Jeżeli jednak twój wyczyn wcześniej zdąży trafić do mediów, pożegnaj się z nadzieją na łaskę i możesz już spisać testament, bo będziesz gwiazdą pokazowego procesu sądowego i być może transmitowanego w TV wyroku. O ile więc marzy Ci się wielka sława, oto masz prosty i niezawodny przepis na błyskawiczną i jednorazową karierę we wszelkich mediach, w tym, społecznościowych. Zdecydowanie bezpieczniej jest zapalić sobie shishę przy muzyce na żywo w jakimś barze, niż trafić przed oblicze św. Piotra, albo Siwy, a wcześniej przejść ostatnią lekcję życia w jednym z najcięższych więzień na świecie.

Trochę inaczej jest traktowana psylocybina, czyli słynne „magic mushroom”. Kiedyś grzybki były zupełnie legalne na Bali, ale od kilku lat, po paru incydentach z nierozgarniętymi Aussie (Australijczycy), są oficjalnie zakazane. Psylocybina jest jednak łatwo dostępna i wielu ekspatów i lokalesów, choć nie przyznają się do tego, regularnie z niej korzysta. W przypadku przyłapania, nie będzie przyjemnie, ale skończy się zapewne na dużej łapówce, w zależności od fantazji np. w okolicy 100 mln rupii indonezyjskich (IDR), czyli około 30 tyś. złotych polskich i deportacji. Ale za to wciąż pozostaniesz mieszkańcem 3 planety od Słońca. Jeśli jednak chciałbyś zupełnie legalnie i bezstresowo skorzystać z tego typu rozrywki, warto pojechać na którąś z sąsiednich wysp Gili, gdzie oprócz grzybkowego tripu, można również zakosztować wspaniałego nurkowania, lub snorkelingu z żółwiami.

Kratom (mitragyna speciosa) zwany tutaj "maengda", rośnie w Indonezji. Konkretnie na Kalimantan, drugiej co do wielkości wyspie świata, dawniej zwanej Borneo i jest oficjalnie dozwolony. Na razie. W Polsce kratom jest zabroniony ze względu na częste występowanie jako jeden ze składników dopalaczy. Tutaj można go kupić w sklepach zielarskich np. w mieście Ubud, które obok tak modnego obecnie Canggu, jest drugą mekką ekspatów. Ze względu na pandemię i problemy z dostawami, coraz trudniej pozyskać go w sklepach, pozostaje natomiast droga kupna on-line w jednym z kilku lokalnych sklepów internetowych, gdzie cena za 1 kg, wynosi około 100 tyś. rupii, czyli mniej więcej 30 złotych. Dla porównania, w lokalnym sklepiku za 100 g trzeba zapłacić od 120 do 180 tyś. rupii . Lol. To się nazywa interes życia.

Alkohol, wiadomo, jest na Bali w pełni legalny z jednym małym, aczkolwiek niezwykle istotnym haczykiem - ceną! Jak na kraj muzułmański przystało, oficjalne ceny alkoholu wymiatają. Dosłownie – miliony monet z kieszeni. Za najtańsze lokalne, sklepowe czerwone wino trzeba zapłacić co najmniej 150 tys. rupii czyli około 50 złotych. Najtańsza, lokalna whisky nie mniej niż 300 tyś. rupii, czyli około 90 złotych. Alkohole markowe zaczynają się w marketach od 1mln rupii, czyli 300 złotych! Zapytasz: czy można tu zostać przymusowym, anonimowym alkoholikiem? Ależ skąd! P***k… przepraszam, Balijczyk potrafi!
*️⃣ Mała dygresja: warto zwrócić uwagę na niezwykłe podobieństwo mentalności Balijczyków do P***ków. Prawdopodobnie, na etapie ludów pierwotnych słowiańskie i balijskie mózgi ukształtowały się na tym samym, wysokim poziomie ewolucji cech sprytu i zaradności. 😉 Wspomnę tu również o takich samych imionach przedchrześcijańskich bóstw słowiańskich i hinduistycznych, albo o bardzo podobnym słownictwie, wskazującym na to samo źródło pochodzenia.
P***k, Balijczyk dwa bratanki… i tym biesiadnym akcentem wracamy do interesującego tematu balijskich trunków.
Tak samo jak Polacy w czasach głębokiego komunizmu w zaciszu własnej piwnicy pędzili „księżycówkę”, aka bimber, Balijczycy mają swój narodowy - made in własna chata i tak samo jak bimber ohydny i robiący z mózgu papkę - napitek, zwany arak. Oryginalnie jest on produkowany z soku palmy kokosowej, ale teraz również z ryżu. I żeby nie było, od 2 lat nazwa arak jest zastrzeżona tylko dla Bali. Arak można kupić właściwie wszędzie. Prawie w każdym domu, w każdym sklepiku, warungu (czyt. łarung - lokalna, najczęściej rodzinna jadłodajnia, lub sklepik z jedzeniem) a jak masz i z tym problem, poproś któregokolwiek napotkanego Balijczyka - on to na 100% załatwi w mniej niż 15 minut. Szybko, sprawnie i z dostawą pod same drzwi. Będziesz tylko z początku zadziwiony, dlaczego dostałeś do ręki butelki wody mineralnej, ale po odkręceniu korka, możesz być pewien, że charakterystyczny zapach szybko wyprowadzi Cię z błędu. Smak zresztą też, że w ogóle chciałeś napić się tej ohydnej cieczy 🥴 Cena za plastikową butelkę o pojemności 600 ml to około 20 tyś. rupii (5PLN), za 1,5 litra – około 100 tyś. rupii (30PLN). Oddając jednak sprawiedliwość, w tej chwili na Bali powstał Związek Producentów Araku, którzy chcą go chronić, jako swoje dziedzictwo narodowe. Równocześnie chcą sprawić, aby wytwórcy zaczęli stawiać na jakość, a nie na ilość, lokując arak na równi z innymi, znanymi markami alkoholu. I trzeba przyznać, że można już kupić całkiem dobrej jakości, w słynnym z jego produkcji dystrykcie Karangasem.
Możesz jednak skusić się na naprawdę pierwszorzędny w smaku i jakości: czysty, bądź sprzedawany w formie nalewki owocowej - z pewnej małej, rodzinnej wytwórni w Denpasar (stolica Bali). Ten jest naprawdę godzien polecenia - otrzymał główną nagrodę za najlepszy arak w całej Indonezji, co w przypadku 300 milionowego społeczeństwa jest prawdziwym wyczynem.
Inną, równie popularną na Bali formą upojenia alkoholowego jest picie czegoś, co nazywa się tuak. To rodzaj bardzo młodego wina palmowego, które wygląda, pachnie i smakuje jakby były w nim rozpuszczone drożdze piekarnicze w bardzo dużej ilości. Tuak jest wczesnym etapem procesu wytwarzania araku i jest równie łatwo dostępny, jak jego późniejsza wersja. Cena jest oczywiście dużo niższa, butelka plastikowa 600 ml kosztuje 10 tyś. rupii (3 PLN). Jego moc sprawcza jest dużo niższa niż araku, jednakże i on potrafi doprowadzić do porządnego kaca.
Niskie ceny domowego alkoholu, jego dostępność oraz obecna, bardzo trudna sytuacja ekonomiczna sprawiają, że alkoholizm staje się na Bali coraz większym i poważniejszym problemem społecznym. Dotyczy to nie tylko samych Balijczyków, ale również ludności napływowej, zarówno z samej Indonezji, jak i spoza jej granic. Niestety.

Jak to po alkoholu bywa, niektórzy, cudzoziemscy degustatorzy zamieniają się w prawdziwie zacietrzewione, agresywne koguty, jak te na balijskim ringu, bądź zaczynają siać destrukcję wokół, niczym tornado klasy piątej. Wezwani wtedy funkcjonariusze Polisi (policja) zapakują takiego zagranicznego junaka do aresztu, gdzie wytrzeźwieje szybciej niż mu się wydaje. Już się domyślasz zakończenia tej historii? Zgadłeś: obfity wykup, lub bilet samolotowy w jedną stronę.

Będąc już pod wpływem - razem, albo osobno wyżej wymienionych substancji psychoaktywnych - prowadzenie motocykla, czy samochodu jest tutaj rzeczą całkowicie naturalną i zwyczajowo dozwoloną. Dopóki nie zdarzy się wypadek drogowy z Twoim udziałem. Jeśli jesteś bule, a przecież jesteś, pamiętaj: wina zawsze jest po Twojej stronie, choćbyś nie wiem jak bardzo przekonywał policjanta, że jest inaczej. Zwłaszcza jeśli jesteś w stanie wskazującym na spożycie wody ognistej. Balijczyk będzie krył Balijczyka, a ty możesz się szykować na kolejny bakszysz. Jeśli jednak będą ranni, lub ofiary śmiertelne - niestety, Kerobokan wita, a potem ewentualna wywózka. Prosta zasada: „Piłeś? Nie jedź!” może uratować od niepotrzebnego stresu i dużych kłopotów.

Ciąg dalszy w części 2...

30/05/2021

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Bali bez cenzury, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Wyspie Bogów posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Travel Agency?

Share