20/03/2019
Polecamy książkę Wojciecha Hankiewicza " Zielona Herbata czyli dziwne przypadki z życia Polaka na Sri Lance"
Autor wyjechał na wakacje na Sri Lankę w 2014 i tak mu się tam spodobało, że… został. Książka to zbiór kilkudziesięciu fascynujących historii które przydarzyły mu się przez pięć lat pobytu na wyspie napisany z olbrzymią dawką humoru i odrobiną szaleństwa w sposób bezpretensjonalny i trafiający do każdego. Książkę można zamówić na naszej stronie wysyłając do nas wiadomość, lub na adres mailowy [email protected] . Oto kilka fragmentów „Zielonej Herbaty” :
„Zaczynam płynąć żabką, żeby się nie przemęczać, te dwieście metrów Rangana to w rzeczywistości dziesięć razy więcej, więc muszę oszczędzać siły. Maskę mam na głowie i płynąc obserwuję dno. Coś jest nie tak. Dno w ogóle się nie przesuwa. Tak, jakbym stał w miejscu… No, teraz dopiero zaczyna się jazda. Mimo zimna czuję, jak mnie oblewają gorące poty. Zaczynam płynąć kraulem, żeby było szybciej i też trochę, żeby sprawdzić, czy posunę się naprzód. Cholera jasna, nic. Wręcz przeciwne, jak przestaję machać łapami, to mam wrażenie jakbym się cofał. Płynę jeszcze szybciej i co najgorsze, zaczynam już panikować. W pewnym momencie zachłystuję się wodą. Nie no, trzeba odpocząć. Dramat, utopię się tutaj, nie dopłynę do tego pieprzonego brzegu i zeżrą mnie tutaj te rekiny. Na domiar złego otwiera mi się ta poranna rana na paluchu i zaczyna nieźle krwawić. A co, jeśli te rekiny rzeczywiście wrócą? Czytałem gdzieś, co prawda, że te rafowe czarnopłetwe nie atakują ludzi, ale cholera tam wie? Inaczej się o tym myśli w domu przed komputerem, a inaczej w wodzie, kilka kilometrów od brzegu.”
„Mama myśli, po czym znika i kiedy myślę już, że zapomniał o sprawie, zjawia się z jakimś facetem, siwym jak gołąb, z jednym zębem na przedzie. Gościu ten ogląda moją pęcinę i dyskutuje z mamą po tamilsku, po czym idą do szałasu mamy i wracają po piętnastu minutach z czajnikiem wypełnionym jakąś cieczą. Każą wystawić nogę, a następnie wylewają mi tę ciecz na nią. Jezusie nazareński!!! Zrywam się z tego hamaka na równe nogi ( w tym na tę chorą).
- Stary, pogięło cię, toż to wrzątek w czystej postaci!!!
- Ok, ok problem not, problem not! Mama ma tendencję do przestawiania wyrazów.
- No, jak problem not, jak żeście mi kulasa poparzyli?!!
- Sit down, sit down.
Siadam, a oni wyciągają jakiś olejek o silnym mentolowym zapachu, po czym człowiek z jednym zębem wylewa mi go na nogę i zaczyna mi ją masować tymi swoimi wielkimi łapskami. Gwiazdy pojawiają mi się przed oczami, ból jak cholera, ale trzymam się w nadziei, że oni mi pomogą. Po kilku minutach mama oznajmia, że problem not i obydwaj zwijają się do swoich spraw, a ja leżę dalej na tym hamaku, a noga już mnie nie boli - ona mnie napie..ala!!!
„I właśnie wtedy, kiedy myślę sobie, że pora wracać, w prawej ręce czuję tak potworny ból, że drę paszczę pod wodą. Chryste panie, Maryjo, Józefie i wszyscy świeci!!!! Jaki ból!!! Tak, jakby, ktoś przypalał mnie palnikiem. Patrzę na tę swoja łapę, a tam półmetrowa meduza owinięta od nadgarstka do ramienia!
Wpadam w panikę. Lewą ręką próbuję zerwać tego potwora i oczywiście ta ręka też zaczyna palić jak jasna cholera. Po kilkudziesięciu sekundach zrywam tę francę na chama i zaczynam z całych swoich sił płynąć do brzegu, byle dalej, byle szybciej na bezpieczną plażę wyspy.