Piotr w Podróży

Piotr w Podróży Podobno całkiem ciekawie opisuje swoje podróże te małe i te duże więc postanowiłem podzielić się tym.

Dziś zapraszam was na wyjątkową dla mnie podróż. Zbierałem się do tego od dość dawna i nadszedł czas by oprowadzić was p...
23/05/2024

Dziś zapraszam was na wyjątkową dla mnie podróż. Zbierałem się do tego od dość dawna i nadszedł czas by oprowadzić was po moim rodzinnym mieście Łowiczu jak ja to mówię kraina mlekiem i dżemem płynąca. Wielu mieszkańców pewnie zaraz powie, że tu przecież nie ma co robić, bo to dziura zabita dechami więc tym bardziej czytajcie 😉 Postaram się wam przybliżyć najciekawsze miejsca jak i kilka legend związanych z miastem, które w tym roku obchodzi swoje 888-lecie. Pierwsza z legend związana jest już z samą nazwą jest kilka wersji, ale przedstawię swoją ulubioną a mianowicie: opowiada ona o pewnym księciu mazowieckim, który upodobał sobie nasze ziemie jako idealne do polowań, ponieważ Łowicz niegdyś leżał na terenie bagnistym i był bardzo urodzajny w zwierzynę. Legenda głosi, że książę goniąc za wyjątkowo dorodnym jeleniem odłączył się od swoich towarzyszy i zgubił się. Błądząc między moczarami bardzo się poranił przez co słabł z dnia na dzień coraz bardziej, trafił wtedy na gniazdo pelikanów. Ptaki wykarmiły myśliwego i wskazały drogę, którą miał podążać, aby dotrzeć do siedlisk ludzkich. Po pewnym czasie książę dotarł do małej osady nad brzegiem rzeki Bzury. Ludzie mieszkający tam opatrzyli jego zadrapania, nakarmili, napoili i wskazali drogę powrotną na dwór. Podobno książę w podziękowaniu za pomoc ofiarował swym dobroczyńcą kufer złota, dzięki któremu mały gród zmienił się w małe miasto nazwane potem Łowiczem (od łowów), a w herbie umieszczone zostały piękne pelikany.
Długo zastanawiałem się od czego zacząć oprowadzania i stwierdziłem, że trzeba zacząć tak jak zaczynam większość miast, czyli tak jakbym wylądował na Dworcu PKP. I tu już oczywiste stało się, iż pierwsze swoje kroki w tym mieście skierowałbym w stronę Baszty gen. Stanisława Klickiego która wraz ze znajdującym się opodal Pałacykiem, który służył kiedyś za mieszkanie gen.Klickiego była kiedyś częścią nieistniejącego już ogrodu w stylu angielskim i Pola Marsowego, miejsca, gdzie odbywały się ćwiczenia i pokazy wojskowe. Sama baszta po II wojnie światowej przez ponad 30 lat była siedzibą Komendy Hufca ZHP, a w latach 90. XX-wieku obiekt przeszedł pod opiekę miasta. Obecnie mieści się w niej Izba Pamięci poświęcona gen. Stanisławowi Klickiemu i historii ZHP w Łowiczu. Stąd kieruję się na ulicę Józefa Piłsudzkiego, gdzie na zakładzie, w którym między innymi produkowane są dżemory znajdziemy największy mural w Polsce, oczywiście to Łowicz więc mural związany z folklorem, w którym osobiście jestem zakochany (w końcu jestem Księżakiem z babki prababki czy tam z dziada pradziada, mniejsza o to 😀). Trochę prywaty, bo po drugiej stronie drogi za jednym z największych marketów w mieście znajduję się jedno z moich ulubionych miejsc, nie zliczę, ile cudownych rozmów o życiu i takich totalnych bez sensu odbyłem na schodkach za tym marketem. Ale dobra trzeba zwiedzać dalej więc kierujemy się do ulicy Stanisławskiego przy której znajdziemy pomnik Wincentego Witosa, dawny kościół św. Bartłomieja i klasztor Bernardynów, kolejne z moich ulubionych miejsc czyli „tunel” turbo miejsce do posiedzenia w nocy 😉oraz najstarszą zachowaną do dzisiaj świątynie w Łowiczu czyli Kościół Świętego Ducha wzmiankowano jego budowę w 1404 roku, ulicą tą dotrzemy do Nowego Rynku tak zwanego Trójkąta, bo rynek jako jeden z trzech w Europie obok Paryża i Bonn został stworzony w kształcie trójkąta a nie jak zazwyczaj bywa kwadratu czy prostokąta. Na samym rynku oprócz pięknych kamienic znajdziemy fontannę, złośliwi powiedzą, że nie działo no może i nie, ale JEST 😀 i muszę tu trochę zjechać z klasyka a mianowicie:
“- Powiedz mi, po co jest ta Fontanna?
- Właśnie, po co?
- Otóż to. Nikt nie wie po co i nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ta Fontanna? Ona odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa To jest Fontanna na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tą Fontanną? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest fontanna społeczna, w oparciu o sześć instytucji, która sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu. I co się wtedy zrobi?
-Protokół zniszczenia.”
Ale dość żartów wróćmy do zwiedzania na Nowym Rynku znajdziemy ułożony z kamienia zarys fundamentów renesansowego Ratusza Miejskiego. Pierwszy w tym miejscu wybudowany w 1443 r. Następnie ten początkowo drewniany ratusz został wymurowany w 1539 r. Istniał do 1648 r. wówczas jak mówi legenda wieża ratuszowa runęła na budynek ratusza, w którym zginęło 12 osób mówiono wtedy, że kilka dni wcześniej spalono na stosie staruszkę podejrzaną o czary, jej skrzyneczkę z drobiazgami dzień wcześniej przeniesiono do wieży ratusza a inne czarownice swoimi mocami sprawiły to zniszczenie. Czy to prawda oceńcie sami 😉 w każdym bądź razie Ratusza nigdy nie odbudowano a Nowy Rynek stracił na znaczeniu. Na Trójkącie znajdziemy jeszcze miejsce stracenia powstańców 1863 a także kamienicę, w której urodził się i mieszkał Jan Wegner zasłużony badacz dziejów Łowicza (Nowy Rynek 4). Stąd proponuje udać się na spacer ulicą Zduńską, gdzie już po kilku krokach znajdziemy sklep mleczarni Łowickiej no i nie może obejść się bez kupna tutaj chociażby kilku krówek (są mega, spróbujcie sami). Na samej zduńskiej znajdziemy jedno z nielicznych miejsc, gdzie warto zjeść a mianowicie Restaurację „Na Poddaszu”, znajdziemy tu także kamienicę, w której mieszkał Stefan Starzyński (były Prezydent Warszawy oraz Patron jednego z osiedli w mieście), czy też barokowy kościół Matki Bożej Łaskawej i św. Wojciecha siedziba Ojców Pijarów. A stąd dojdziemy do Starego Rynku, gdzie oczom naszym ukaże się Bazylika katedralna Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja. I tak tu warto umówić się wcześniej na zwiedzanie krypt chociaż warto wykupić bilet na całość, czyli Katedra, Muzeum, Taras Widokowy w cenie 28zł czas zwiedzania z przewodnikiem to około 1,5h (46 837 66 45) . Osobiście po obejrzeniu Katedry proponowałbym wybrać się na spacer ulicą Podrzeczną, uwielbiam to miejsce ze względu na kocie łby jakie się tu znajdują. A i znajdziemy przy tej ulicy Dawny Kościół Ewangelicki w którym obecnie znajduje się Galeria “Browarna” (jeszcze zobaczycie tu kiedyś moje zdjęcia z wypraw po Polsce). Kawałek dalej znajduje się Kino “Fenix” oraz budynek, w którym w latach 1930-1988 mieściły się szkoły handlowe i ekonomiczne obecnie znajdziemy tu hotel. Spacer Podrzeczną proponuję zakończyć skręcając w ulicę Świętego Floriana, czyli przy OSP. Ulica ta doprowadzi nas do Parku Błonie idealne miejsce na spacer wzdłuż rzeki Bzury. Kierując się w stronę ulicy Mostowej dojdziemy do Muralu “Księżak z książką” gdzie proponuje przejść przez dziedziniec Ratusza by znów znaleźć się na Starym Rynku. W bramie głównej Ratusza znajdziemy kapsułę czasu oraz miasta partnerskie Łowicza. Korzystając z tego miejsca chciałbym przybliżyć legendę o herbie miejskim- “Dawno, dawno temu, gdzie dziś leży moje miasto Łowicz, dawniej rozciągała się niezmierzona puszcza. W tej puszczy mieszkał drwal Łukasz z żoną Oleńką i czworgiem synów: Wacławem, Igorem, Czarkiem i Zygmuntem. Był tak biedny, że aby móc wyżywić rodzinę musiał zaprzestać płacenia dzianiny. Sambor – władca pobliskich zagród, bardzo się rozgniewał i kazał zamknąć Łukasza w lochach. Pewnego dnia król zachorował. Łukasz znał receptę na napar, który uzdrawia umysł i ciało. Poprosił Sambora, aby pozwolił mu pojechać i uzdrowić króla. Lecz Sambor nie puścił drwala, gdyż już od dawna czekał na śmierć władcy, aby go zastąpić. Na szczęście Łukasz przekazał recepturę Oleńce przez okno w lochach. Oleńka, aby zrobić napar zebrała piękny niebieski kwiat i 4 krople krwi pelikana, który obrazuje miłość rodziny. Po wypiciu leku król od razu poczuł się lepiej. Chciał nagrodzić Oleńkę bogactwem, lecz ona chciała tylko uwolnienia męża. Opowiedziała królowi historię pojmania Łukasza i próby jego uwolnienia. Władca bardzo się rozgniewał, że Sambor czyhał na jego śmierć. Kazał wypuścić drwala, a złego wasala skazał na śmierć. Jego dobra przekazano Łukaszowi. Po wielu latach drwal i jego rodzina wybudowali piękny zamek i założyli gród, którego nazwa zbudowana została z pierwszych liter imion członków całej rodziny. Na cześć cudownego ocalenia króla, w herbie rodu dzielnego Łukasza widnieją dwa pelikany, między którymi rosną niebieskie kwiaty na zielonej łodydze.”
Dość tych legend wracajmy do zwiedzania obok ratusza znajdziemy tablicę mówiącą o tym, iż sam Napoleon w drodze do Warszawy zatrzymał się u nas. A po drugiej stronie rynku znajduje się jedyna w swoim rodzaju aleja Gwiozd Łowickich miejsce poświęcone twórcą i propagatorom ludowej kultury. A jeżeli kogoś interesują pamiątki to przy tej alei znajdziemy sklepy “Rzeczludowa” i „Folkstar” tu warto zajrzeć chociażby po to by zobaczyć Muzeum Guzików. Na Starym Rynku znajdziemy także Muzeum warto wstąpić by zobaczyć chociażby dawną makietę miasta, poznać trochę historii i coś co kocham czyli całe drugie piętro na ludowo, znajdziemy tu rzeźby, wycinanki , można zobaczyć jak na przestrzeni lat zmieniał się strój Łowicki, obrazy czy też największą wycinankę jaką do tej pory widziałem. A po przejściu dziedzińca znajdziemy mini Skansen (więcej zdjęć z wizyty tutaj znajdziecie na moim Instagramie, link na końcu). Na samym Starym Rynku znajdziemy też dwa miejsca w których można smacznie zjeść czyli Restaurację „Polonia” oraz „Powroty”. Warto wybrać się jeszcze na spacer w „Glinki” dzisiejsze Aleje Henryka Sienkiewicza oprócz dawki zieleni znajdziemy tutaj Kościół Mariawitów, kolejne moje ulubione miejsce czyli pasaż Władysława Grabskiego, Kościół Bernardynek oraz pomnik Artura Zawiszy Czarnego. Stąd już prosta droga w stronę dworca a po drodze można zobaczyć jeszcze dawny budynek poczty konnej. Ja nie mogę sobie odpuścić jeszcze jednej rzeczy a mianowicie wejścia na wiadukt i poszukania w oddali bańki z łowiczanką z naszej mleczarni 😊
Podsumowując Łowicz to miasto pełne historii, kościołów(tutaj mam wrażenie, że z każdego miejsca w mieście widać chociażby jeden ;p ) i folkloru, jestem dumny z mojej małej Ojczyzny. Zapraszam wszystkich do odwiedzenia bądź ruszenia się z domu na mały spacer po mieście.
Szczególnie zapraszam w Boże Ciało wtedy w pełni można odczuć co te Księżoki mają za kulturę 😀
W okolicach Łowicza warto zajrzeć do Maurzyc,Sromowa,Lipiec Reymontowskich https://www.facebook.com/piotrwpodrozy/posts/pfbid0r7fnHC4xB6uARdBS2AM8UCzKqGeUcA3iM2cs6gPBx7fYfBa7EjZifm596f5zKAzUl
czy też Arkadii
https://www.facebook.com/piotrwpodrozy/posts/pfbid07BgLLN7TMJfyUJMBXZ8jwmuLnTRNLES8HgKEQLHvS8HE2VscN9oQsG26uaVJhEJbl
bądź Nieborowa o którym jeszcze nie pisałem 😉

Już niedługo kolejna dawka folkloru Łowickiego 🙂

Z góry dziękuję za wszelkie reakcję i udostępnienia oraz zapraszam na mojego Instagrama https://www.instagram.com/piotr_w_podrozy/

Majówka w tym roku bardzo na ludowo. Cudze chwalicie a swego nie znacie więc postanowiłem pozwiedzać blisko rodzinnego Ł...
05/05/2024

Majówka w tym roku bardzo na ludowo. Cudze chwalicie a swego nie znacie więc postanowiłem pozwiedzać blisko rodzinnego Łowicza. Pierwszym punktem wycieczki został Skansen w Maurzycach. Można tu zobaczyć układ wsi w dawnym Księstwie Łowickim. Obecnie znajduje się tu ponad 40 obiektów, datowanych w większości na II poł. XIX i I poł. XX w. W chałupach znajdziemy wycinanki łowickie, pająki czy też makatki. Obok Skansenu znajduje się pierwszy na świecie drogowy most spawany. Drugim punktem zostaje Sromów a dokładnie Stała Wystawa Prac Rodziny Brzozowskich. Turbo zaskoczenie bo miejsce wydaje się nieduże a skrywa w sobie ogrom eksponatów w tym ruchome ekspozycje. Przez cały czas towarzyszy nam córka założyciela dzięki czemu dodatkowa wiedza i historie z życia Państwa Brzozowskich. Cała rodzina uzdolniona artystycznie jak nie rzeźbią to malują, tworzą wycinanki czy pająki. Przy wyjściu można nabyć rzeczy które sami zrobili. Trochę mało tego folkloru więc kolejnym punktem zostają Lipce Reymontowskie. I tu zwiedzanie zaczynamy od Galerii Staroci i Pamiątek Regionalnych. Na podwórku znajdziemy 8 pawilonów wypełnionych po brzegi. Oczywiście najpiękniejsze stroje ludowe. Ale też wydania książki „Chłopi” czy wozy i sanie. Drugim punktem w Lipcach miało być Muzeum Czynu Zbrojnego niestety w dniu w którym jesteśmy jest zamknięte. Kolejnym przystankiem zostaje Muzeum Regionalne im. Władysława St. Reymonta. I tu trochę wiedzy na temat Reymonta, znajdziemy tu też gliniane jak i wyrzeźbione w drewnie postaci z Chłopów. Dla mnie najciekawszym eksponatem zostają stroje weselne. W Lipcach zostaje jeszcze do zobaczenia Kościół pw. Znalezienia Krzyża Świętego oraz Dom Władysława Reymonta, mieszkał w nim w latach 1889-1891.A o samych Lipcach Reymont pisał tak„…Lipce jawiły się… jakby na dłoni, leżały nieco w dole nad ogromnym stawem, modrzącym się kiej lustro spod białawej a leciuchnej przysłony, obsiadły wodę kręgiem niskich, szerokich chałup, co jak kumy w sobie wielce podufałe, przysiadły w sadach…”
Dziś nad wyraz krótki opis ale postaram się nadrobić zdjęciami.
Dla kogoś kto jak ja uwielbia folklor odwiedzenie tych miejsc to będzie mega doładowanie.
Zapraszam też na mojego Instagrama: https://www.instagram.com/piotr_w_podrozy/
Znajdziecie tam więcej zdjęć i filmików z wyjazdów :)

Skansen w Maurzycach. Idealne miejsce na majówkę. I mają teraz wystawę moich ukochanych makatek 😁
01/05/2024

Skansen w Maurzycach. Idealne miejsce na majówkę. I mają teraz wystawę moich ukochanych makatek 😁

Kalisz/Gołuchów Kwiecień 2024 Wiem, że czekaliście na kolejną wycieczkę więc miłego czytania :D Mógłbym jechać autem ale...
28/04/2024

Kalisz/Gołuchów Kwiecień 2024
Wiem, że czekaliście na kolejną wycieczkę więc miłego czytania :D
Mógłbym jechać autem ale po co skoro ktoś wymyślił pociąg ;p tylko 2,5h ze Skierniewic i o czasie co jest dziwne dla PKP ląduję w Kaliszu, nie będę się bardzo rozpisywał bo już was kiedyś po nim oprowadzałem (https://www.facebook.com/piotrwpodrozy/posts/139182028849603 ). Mimo wszystko i tak musiałem strzelić kilka fotek w mieście bo nie byłbym sobą.
A wpadłem tu nie bez powodu a na parapetówkę do młodszego brata i jego dziewczyny. No wyobraźcie sobie, że dopiero co odbierałem gluta z przedszkola a tu pyk i zaprasza mnie do swojego mieszkania. Te dzieci coś za szybko rosną, dobrze, że chociaż ja się tak szybko nie starzeję ;p
Po imprezowali to na drugi dzień czas coś zobaczyć więc zabierają mnie do Gołuchowa gdzie znajduję się Muzeum Leśnictwa, najpierw na placu oglądamy samochody oraz ciężki sprzęt jaki jest wykorzystywany do pracy w lesie. Mają tu nawet dwa piece w których wypalany jest węgiel drzewny, oczywiście musiałem je obejść dookoła i dokładnie obejrzeć każdą dziurę. Później kierujemy się do Powozowni (wstęp tu oraz do oficyny to jedyne 20zł) w której znajduje się wystawa stała pod tytułem „Spotkanie z lasem” super dawka informacji o mieszkańcach lasu i wszelakiej roślinności a prawdziwym rarytasem na tej wystawie są, eksponowane w osobnej sali, zabytkowe „księgi drzewne”. Kolekcja składa się z 18 ksiąg zrobionych z drewna poszczególnych gatunków drzew i krzewów. Wewnątrz każdej z nich znajdują się liście, pędy, kwiatostany, szyszki, owoce, nasiona, siewka, pyłek kwiatowy, próbka drewna i węgla drzewnego, korzonek oraz, umieszczony w osobnym schowku, opis eksponatu. Każdy grzbiet księgi wykonany jest z kory danego gatunku. Z Powozowni przez przeszklony korytarz w którym umieszczone są rzeźby z drewna przechodzimy do Owczarni gdzie znajdują się narzędzia i maszyny używane w hodowli, ochronie i użytkowaniu lasu. Część ekspozycji poświęcono nasiennictwu i szkółkarstwu leśnemu. Znajdziemy tu zarówno proste narzędzia, maszyny i urządzenia, związane z mechanizacją prac w leśnictwie. Kolejnym punktem wycieczki jest Zamek który został wzniesiony w XVI wieku dla rodu Leszczyńskich. W latach 1875-1885 Izabela z Czartoryskich Działyńska przeprowadziła restaurację zamku a następnie utworzyła w nim Muzeum (wejście tutaj to kolejne 20zł ). Nam trafił się przewodnik który z pasją opowiadał o całej historii Zamku, eksponatach które się w nim znajdują. Człowiek który sam siebie ochrzaniał iż zwiedzanie trwa za długo bo kolejne grupy będą czekać po czym rzucał kolejnymi ciekawostkami. Mnie najbardziej urzekł obraz w jednym z pomieszczeń gdzie spacerując po pokoju ma się wrażenie iż osoba z niego podąża za Tobą wzrokiem. Turbo dawka historii więc czas na coś spokojnego a mianowicie spacer po Parku, mamy tu do dyspozycji prawie 16 hektarów terenu parku. Miejsce wprost magiczne i aż prosi się żeby człowiek się uruchomił artystycznie ;p Spacer alejkami mnie mega wycisza i tak sobie myślę, że fajnie mieć kogoś obok z kim nawet się dobrze milczy. Przez park udajemy się do pokazowej zagrody zwierząt gdzie można zobaczyć dziki, żubry, daniele oraz koniki polskie. Wstęp tutaj jak i do samego parku jest bezpłatny. Wracając przez park wstępujemy do jednej z wiat gdzie można sprawdzić po dacie urodzenia jakim drzewem się jest no i leszczyna to maks co ze mnie może być. Ostatnim punktem wycieczki jest Oficyna obecnie budynek mieszkalny który powstał na bazie gorzelni. Znajdziemy tu dwie stałe ekspozycje: „Kulturotwórcza rola lasu" i „Dzieje leśnictwa w Polsce”. Poroża na ścianach, skóry żubra i coś co mi się najbardziej podoba czyli witraże w oknach . Trochę czas nas goni więc oglądamy wszystko w dość ekspresowym tempie tak to jest jak człowiek uzależniony od pociągu. Mimo wszystko polecam odwiedzić Gołuchów chociażby dla samego spaceru po Parku ja chętnie wrócę tu na jakiś piknik.

Jak zwykle będę wdzięczny za udostępnienia i zapraszam na mojego instagrama (https://www.instagram.com/piotr_w_podrozy/ ) gdzie często pojawiają się zdjęcia czy filmy na bieżąco z wyprawy 😊

Z podróży narazie zostały te kulinarne. Polecam wszystkim  w Nieborowie. Miejsce z klimatem, świetnym jedzeniem i przemi...
23/04/2024

Z podróży narazie zostały te kulinarne. Polecam wszystkim w Nieborowie. Miejsce z klimatem, świetnym jedzeniem i przemiłą obsługą :)

Chorzów, marzec 2024  Zabierałem się od tego wyjazdu jak pies do jeża ;p nie mogłem się zdecydować, gdzie jechać, jak ni...
27/03/2024

Chorzów, marzec 2024

Zabierałem się od tego wyjazdu jak pies do jeża ;p nie mogłem się zdecydować, gdzie jechać, jak nigdy sprawdzałem prognozy pogody i nie zachęcały mnie one do ruszenia się gdziekolwiek, a to za długi dojazd a to, że zmęczony po pracy no totalnie jakbym miał znów zostać w domu. I jak na mnie przystało ogarniałem wszystko po 22 na dzień przed wyjazdem a nocleg to nawet ogarniałem już jadąc. Podróże pociągiem ostatnio są mega spokojne i bez atrakcji docieram do Katowic, gdzie wita mnie słońce i muzyka na ulicy. Zgodnie z planem ruszam na miejski autobus by dostać się do Chorzowa i jak tylko wsiadłem pogoda zmieniła się diametralnie, bo zaczęło lać. Szybka zmiana planów i zamiast do zoo ruszam prosto na hotel, melduje się, zostawiam graty w pokoju i ze słuchawkami w uszach ruszam na miasto, bo akurat nie pada. W drodze do centrum mijam teatr rozrywki, pomnik Hrabiego Redena, tężnie solankową i odnajduję rondo, na którym znajduje się młot z Huty Zygmunt. Spacer wokół Rynku w poszukiwaniu murali przy okazji mogę podziwiać kamienice, to stare budownictwo ma coś w sobie jednak. Zaczyna kropić więc uciekam coś zjeść niestety w restauracji, którą wybrałem wcześniej jest tłum oraz jakaś imprezka rodzinna na pół lokalu więc szybko znajduję alternatywę w postaci restauracji “Pod drewnianym bocianem” co zjem wiem już dawno, bo nie może się tu obejść bez rolady 😀 najedzony to czas się trochę poszlajać po mieście i popodziwiać te kamienice a wszystko w kierunku Parku Róż. Przy okazji rozmyślam jak wielkie przywiązanie tutaj jest do tradycji, bo co chwila gdzieś słychać jak ludzie godają po Śląsku. Osobiście uważam, że to coś wspaniałego i szczerze zazdraszam. Oczywiście w Parku złapała mnie ulewa do hotelu wracam dość dobrze zmoczony i już bez chęci na dalsze atrakcje w dniu dzisiejszym. Trzeba też skorzystać z tych luksusów które tu mam.
Dzień drugi zaczynam od stworzenia nawet nie planu a zarysu planu zwiedzania, w końcu stwierdzam, że wszystko i tak może zweryfikować pogoda i zamiast się zastanawiać ruszam w drogę. Pierwszym punktem zostaje Stadion Śląski, człowiek nawet dobrze zdjęcia nie zrobi a tu znów pada. Z racji, że lubię pod prąd to kolejną atrakcją jaką wybieram jest coś na świeżym powietrzu, czyli Górnośląski Park Etnograficzny (wcale nie jest tak, że uwielbiam skanseny i wcale a wcale akurat z tego miejsca nie mam najwięcej zdjęć). Już przy pierwszej chałupie zapominam o wszelkich niedogodnościach, a zapach i dotyk drewna przenosi mnie w inny wymiar. W wielu chałupach widać wystój typowo Wielkanocny, a makaty w kuchniach jak zwykle wygrywają (Uwaga ogłoszenie parafialne, gdyby ktoś posiadał to chętnie odkupię Makaty Haftowane). Przy okazji zwiedzania przy jednej z chałup mała lekcja jak kiedyś zdobiono jajka na Wielkanoc. Jedyne co mnie tu wkurzyło to food tracki no pasują one tu jak świni siodło. Dochodząc do Kościoła na terenie Skansenu mam takie wrażenie, że warto było się ruszyć i w sumie mógłbym znaleźć tysiąc wymówek by w ogóle nie wyjeżdżać lub rzucić to wszystko i wracać, bo zła pogoda (jak to się mówi jak ktoś chce to szuka sposobu, a jak nie to szuka powodu) na potwierdzenie moich myśli nawet słońce zza chmur się wyłoniło i zaczęło dogrzewać. Miejsce to łapie kolejnego plusa za zwierzęta w jednej przydomowej zagrodzie. Ale czas ruszać dalej, bo mam cały Park Śląski do przejścia dziś a naprawdę jest tu co oglądać. Czas na Planetarium, ale zanim do niego dotarłem po drodze natknąłem się na tablice z planetami i tu turbo pomysł, bo są one oddalone w proporcjonalnych odległościach od siebie takich jak faktycznie planety układu słonecznego. Na każdej z tablic znajdziemy opis planety w języku polskim a z drugiej strony w języku Braille”a. Samo Planetarium jest Największym i Najstarszym tego typu obiektem w Polsce, zostało założone w 1955 roku. Jak zwykle nie dostałem się na pokaz, bo bilety trzeba by było ogarnąć wcześniej a ja nie wiedziałem o której tu będę, ale nic ruszam dalej. Kolejnym punktem w Parku do zobaczenia została Hala Wystaw zwana również Kapeluszem i faktycznie kształtem przypomina damski kapelusz. Stąd już ruszam prosto przez Ogród Japoński i Rosarium do ZOO. Obie te części Parku już robią wrażenie i tylko mogę sobie wyobrazić jak tu jest jak wszystko w pełni rozkwita. ZOO to miał być punkt na wczoraj, ale wyszło jak wyszło. Jak na tę porę roku przystało wiele z wybiegów jest pustych, ale i tak udało się miło spędzić czas i zobaczyć część zwierzaków. Teraz czas na ostatnią dla mnie atrakcję tutaj, celowo zostawiłem ją na koniec chociaż przez całą podróż przez park dawała o sobie znać a mowa o Kolejce Linowej “ELKA” ma ona dwie linie jedna od Wesołego miasteczka do Planetarium a druga od Wesołego Miasteczka do Stadionu Śląskiego i tą właśnie wybieram. I to po prostu obowiązkowy punkt wycieczki w Chorzowie przejazd trwa jakieś 15 minut i można podziwiać Park śląski z góry, no wszystko fajnie, dopóki jak u mnie nie zacznie wiać i zamiast się cieszyć walczysz z lękiem, że zaraz spadniesz ;p chociaż daleko bym nie poleciał to ucieszyłem się widząc już koniec tej atrakcji. Znów pada i to tym razem śnieg z deszczem, ale zostaje mi tylko kilka minut spaceru na autobus i wyruszam do atrakcji pod dachem a mianowicie Muzeum Hutnictwa w Chorzowie. I polecam w 1000% to miejsce można w ciekawy sposób dowiedzieć się o historii hutnictwa żelaza i stali, zobaczyć, ale i dotknąć maszyn z Huty Królewskiej, dodatkowo w trakcie zwiedzania zostałem zaproszony na kilkuminutowy film, zdecydowanie zwiedza się to miejsce wszystkimi zmysłami.
Ale nachodziłem się więc czas coś zjeść robię drugie podejście do Restauracji na Winklu i tym razem znajduje się dla mnie miejsce znów wjeżdża rolada, bo nie może być inaczej przecież na co dzień tego nie mam ;p najedzony ruszam jeszcze na Rynek, gdzie trwa coś w rodzaju Jarmarku Wielkanocnego 😊 pozwiedzane to czas wracać, autobusem miejskim udaję się do Katowic skąd tylko z 40 minutowym opóźnieniem docieram do Skierniewic, auto stoi tam, gdzie je zostawiłem więc mogę spokojnie wracać do domu.

Jak zwykle dziękuje za udostępnienia, zapraszam do pisania do mnie oraz odwiedzenia i obserwowania mnie na Instagramie https://www.instagram.com/piotr_w_podrozy/
tu często pojawiają się treści na bieżąco z wypraw 😉

Gorzów Wielkopolski, Luty 2024 r.  I znów odwieczna walka z samym sobą, bo tym razem wymyśliłem sobie wyjazd po 24h w pr...
20/02/2024

Gorzów Wielkopolski, Luty 2024 r.
I znów odwieczna walka z samym sobą, bo tym razem wymyśliłem sobie wyjazd po 24h w pracy, wcale nie jest tak, że jestem przed 7 w domu a o 7:51 mam pociąg ;p ale przez to nie mam czasu się zastanawiać, bo trzeba się spinać, żeby się odświeżyć i zdążyć na pociąg, dobra organizacji pracy własnej pozwala nawet podładować baterie w aparacie w tak zwanym międzyczasie. Koniec końców mam jeszcze parę minut by pospacerować po peronie. Przede mną już tylko 5h w pociągu w ciągu których zdążyłem się przespać, przygotować plan zwiedzania, poczytać książkę i zwyczajnie podziwiać co tam mi miga za oknem. Ląduje na miejscu i już po wyjściu z dworca mam taki szok, bo ostatnio, gdzie nie pojadę to remonty przy dworcu a dodatkowo nie spodziewałem się, że mają tutaj trambambaje 😀 ale nic trzeba się przedostać przez te wykopki, bo przecież przygoda czeka. Pierwszym punktem jest spacer Bulwarem Zachodnim, znajdziemy tu Pomnik Pawła Zacharka, zasłynął tym, że przewoził łodzią ludzi na drugi brzeg, gdy po wojnie przeprawa mostowa nie była odbudowana. Przepiękny widok na Wartę oraz Pomnik Pionierów Gorzowa, pomnik poświęcony – pierwszym osadnikom, którzy pojawili się w mieście po zakończeniu wojny – kolejarzom, urzędnikom, zdemobilizowanym żołnierzom i repatriantom z Polski Wschodniej. Aż dochodzę do Mostu Staromiejskiego i tu podobają mi się takie małe zatoczki na latarnię w których można przystanąć i podziwiać Wartę. A po drugiej stronie rzeki czeka na nas niesamowity stwór architektoniczny na środku Ronda Świętego Jerzego, czyli Wieża Widokowa toż to trzeba zobaczyć na własne oczy ;p obok ronda znajduję się Spichlerz a w nim Filia Muzeum Lubuskiego im. Jana Dekerta. I polecam to miejsce, bo ma ciekawy klimat oraz kilka interesujących ekspozycji a w dodatku ja tu jestem w piątek więc zwiedzam w uczciwej cenie a mianowicie za darmo :d Stąd uciekam znów na drugą stronę Warty do centrum miasta, w którym pierwszym punktem jest górująca nad okolicznymi budynkami Katedra, najstarsza świątynia w mieście wzniesiona pod koniec XIIIw. Uwielbiam budynki z czerwonej cegły więc mega mi się tu podoba aż nie chce się wychodzić, ale przecież przygoda nadal czeka. Czas na spacer po Starym Rynku, na środku którego znajduję się Fontanna Pauckscha i tu głód wygrał z chęcią zwiedzania więc kieruje się do Restauracji Hospudka, powiem szczerze, że dawno mój nos do jedzenia mnie tak nie zawiódł, ogólnie smak potraw poprawny, ale kotlet rozbity jak zelówka prawie się można przejrzeć przez niego. Sytuację ratuje tylko przesympatyczna kelnerka, która po chwili rozmowy udziela mi obszernych informacji, gdzie tu można wyjść wieczorem. Gdyby nie obsługa to wrażenia byłyby tragiczne. No nic pierwszy głód zaspokojony więc znów kicam na drugą stronę rzeki by zameldować się w swoim hotelu. I jak większość budynków w centrum hotel z zewnątrz nie porywa brakuje nawet literki w nazwie, ale w środku cytując klasyka “tu jest jakby luksusowo”. Ogólnie zaczynam się utożsamiać z tym miastem, bo z wierzchu niby takie obdrapane i nieciekawe, a jak zechcesz wejrzeć w głąb to okazuje się mieć mega urok i charakter. Bagaż zrzucony więc wracam do zwiedzania i znowu hop hop hop na drugą stronę rzeki, nawet zaczyna mi się podobać to takie bieganie przez most. Czas zobaczyć studnię czarownic, niestety ogrodzona płotem, bo remont i brak informacji a szkoda, bo związana z nią jest ciekawa legenda “Mówi o trzech niezwykle urodziwych siostrach korzystających w ówczesnych czasach ze studni, które odrzuciły zaloty jednego z bogatych mieszczan. W efekcie czego ten rozniósł plotki o kobietach, że zajmują się czarami. Na skutek tego w 1565 r. kobiety spalono na stosie. W rozpaczy po stracie córek, ich matka rzuciła się do studni.” Kolejnym punktem są mury miejskie a obok nich żeliwna rzeźba śfiństera. Aż w końcu udaje się dotrzeć na Plac Nieznanego Żołnierza a przyszedłem tu tylko po to by zobaczyć wejście do schronu przeciwlotniczego z ciekawych ciekawostek został on odkryty dopiero w lipcu 2017 r podczas prac przy rewitalizacji Placu Nieznanego Żołnierza. Stąd wracam już na Stary Rynek, Traktem Królewskim podziwiając mijane kamienice. Czas wrócić do Hotelu by trochę odetchnąć. I jak zwykle odpoczynek miał trwać do 20, ale trochę mi się przysnęło i wstałem o 22, zmiętolony jakby mnie kto z pralki wyciągnął trochę przez siłę szykuję się by wyjść na miasto zobaczyć, czy żyje nocą. Idąc na drugi brzeg trochę się już rozbudziłem, pierwsze kroki kieruję do polecanego przez kelnerkę baru ósemka, nie powiem bo klimacik taki nowoczesny, bilard, dart ale ludzi tyle, że nawet komar by się nie wcisnął zaczynam się czuć mega nieswojo (no może bym został gdybym nie był sam ale na dzień dzisiejszy czuję, że to miejsce nie jest dla mnie) wychodzę więc i postanawiam pospacerować po rynku, za sobą słyszę grupkę młodych ludzi którzy na mój widok śpiewają “kto ma najlepszy skuter w mieście Sidney Ty Sidney Ty....” ale nie specjalnie mam ochotę na interakcję. Szkoda wracać do hotelu więc udaję się do baru, który ma ostatnio trochę gorsze oceny, ale moje czarne serduszko od razu po przekroczeniu zaczyna bić mocniej. Rozsiadam się przy barze i już wiem, że się stąd nie ruszę przez kilka godzin. Brakuje mi słów by opisać to miejsce, więc sprawdźcie sami “Bulwar Sport & Music Pub” nawet Pani barmanka, która ma niezbyt pochlebne opinie w necie jest mega uprzejma dla mnie. Idealne miejsce, zimne piwko, pyszne drinki, klimat, bo znajdujemy się pod torami kolejowymi, mecz w tv no czego chcieć więcej. Jak zwykle czas mija mi na słuchaniu ludzi, bądź rozmowach z przypadkowymi osobami a na koniec zapoznaje się z barmanem, z którym przegaduje temat podróży dostaję mega dawkę info co warto jeszcze zobaczyć i sprzedaje mi ciekawą ciekawostkę a mianowicie miejsce to znajduje się pod dwoma sklepieniami Estakady kolejowej, a ta jest najdłuższym zabytkiem techniki w Polsce, długość estakady wynosi 2116 metrów. Budowla posiada około 70 sklepień o parabolicznym kształcie łuków, rozdzielonych pięcioma stalowymi wiaduktami. Znowu mi rozwala głowę, że zupełnie nieświadomie trafiłem na kolejne wyjątkowe miejsce. Wracam do hotelu koło 3 tylko po to by się ogarnąć i trochę przespać, bo już o 8 dzwoni budzik. Nie ma lekko przyjechałem w końcu zwiedzać a nie leżeć w łóżku. Czas na śniadanko, które mam wliczone w cenę jak to się mówi za darmo to i ocet słodki, później pakowanie się i w drogę ku przygodzie. I znów spacer przy Warcie, jak to bywa często w moim życiu kolejny raz idę pod prąd, bo to przecież większa satysfakcja jak się już gdzieś dojdzie. Ale zróbmy jak urolodzy podczas operacji i odłóżmy na chwilę jaja na bok 😀 stan rzeki jest wysoki, bo jak udaje mi się dostrzec to 4,4m a od 4,7 jest już na czerwono wskaźnik. Ale tuptam dalej by zobaczyć Willę Pauckscha tak to jest ten Pan, który był fundatorem fontanny w centrum. Ale to tylko miły dodatek po drodze, bo w sumie jestem tu by zobaczyć “Filary Sztuki” nie wiem od czego zacząć fotografowanie, kilkanaście filarów które z obu stron ozdobione są graffiti na których znajdziemy między innymi Korę, Tedego, Krzysia Krawczyka czy najważniejszego dla mnie Pana Makłowicza z memem nad głową (bo jak się nazywa McDonald’s w łowiczu ???
MakŁowicz) ale żeby nie było tu zbyt miło mam na miejscu pana żula, któremu strasznie patrzy z oczu. Nie to, żeby coś, ale jestem daleko od ludzi koło wiaduktu są krzaki i rzeka i zapotkałem dziwnego typa więc trochę się boję, wyciągam więc gaz pieprzowy i staję na moment w miejscu aż w końcu pan żul, którego wzrok ewidentnie tęskni za rozumem zbiera swoje graty i odchodzi. Na wszelki wypadek odzywam się do rodzeństwa na grupie, żeby wiedzieli, gdzie jak coś szukać zwłok 😀 Kolejny punkt wycieczki jest nie gdzie indziej jak po drugiej stronie wielkiej wody a jest nim Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta- Zespół-Willowo-Ogrodowy i tak jak same ogrody już wprawiają w zachwyt tak przejście przez Willę z Panią przewodnik która opowiada o tym jak w ogóle willa trafiła w ręce miasta poprzez całą historię rodziny która tu kiedyś mieszkała przez jakieś ciekawostki jak te odnośnie okien w jednym pomieszczeniu, podobno istnieje mechanizm pozwalający w całości opuścić je do piwnicy. Polecam odwiedzenie tego miejsca. Stąd udaje się już na ostatni spacer po Gorzowie obok Filharmonii do Parku Siemiradzkiego, w którym odnajduję punkt widokowy na Stare Miasto oraz Amfiteatr. Pozostało mi już tylko udać się po raz ostatni na Stary Rynek, gdzie korzystając z ostatniej godziny udaję się do Restauracji “W Muzycznym” dostaje tu najlepsze spaghetti jakie kiedykolwiek jadłem, zapach jest tak nieziemski, że aż szkoda wbić widelec w to danie. Najedzony i zadowolony z spędzonego tu czasu uciekam na pociąg by tuż przed 20 zameldować się u siebie w Łowiczu.

Jak zwykle zachęcam do komentowania czy też pisania do mnie, jestem wdzięczny za każdą wiadomość oraz udostępnienie ;)

Adres

Łowicz

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Piotr w Podróży umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Widea

Udostępnij