15/02/2022
Bielawska Rewolucja
W połowie XIX wieku Bielawa ponownie wstrząsnęła historią świata. Tragiczne wydarzenia, których finał nastąpił w Bielawie zafascynowały Lenina do tego stopnia, że postanowił powtórzyć je w Rosji, tym razem z lepszym skutkiem – i tak powstał ZSRR, a człowiek który pół wieku później opisał co się w Bielawie naprawdę wydarzyło, dostał za to literacką nagrodę Nobla. Powstanie Tkaczy Śląskich, mimo że bardzo lokalne, stało się mitem założycielskim ruchów socjalistycznych w Europie.
Kto zawinił? Przecież jak są ofiary, to zawsze ktoś jest winien. Jak się okazuje winne były ambicje i dobre chęci króla Fryderyka Wielkiego. Przenieśmy się do połowy XVIII wieku. Król postanawia przeorganizować państwo, ludzi z terenów przeludnionych chce przesiedlić w miejsca słabo zaludnione, ma zamiar budować nowe osady, wioski i kolonie. Planuje rozwinąć gospodarczo kraj, chce aby Prusy stały się światową potęgą. Przymusowo przesiedla na Śląsk aż 60 tysięcy osób. W 1748 roku powstaje Kuźnica (nieistniejąca już osada w położona nieco w bok od Potoczku), w 1784 Lasocin (FriedrichsHain – nazwa od króla Fryderyka) – gdzie osiedlono tkaczy z Saksonii, a w 1799 roku zakłada Podolin (FriedrichsGrund – także od imienia króla założyciela). Odnotowano, że w 35 domach w Podolinie pracowały 82 krosna, co oznacza, że wszyscy utrzymywali się tam z tkactwa. Bo też taki był zamysł króla: aby ożywić gospodarczo słabo zaludniony obszar gór, ludzie w nowych osadach będą zarabiali na życie tkactwem, a dodatkowo zajmą się hodowlą bydła i owiec. Dopóki był zbyt na ręcznie wyrabiane tkaniny wszystko działało. Niestety przyszedł wiek XIX, a wraz z nim postęp. I się posypało.
Pojawiły się mechaniczne krosna, zastępujące pracę dziesiątek, wkrótce potem i setek tkaczy. Miejscowi przemysłowcy niechętnie inwestowali w nowinki techniczne, woleli obniżać wynagrodzenie tkaczom, aby tylko utrzymać konkurencyjne ceny. Niestety te, w obliczu masowej produkcji z Anglii i Francji stale spadały i wkrótce doszło do sytuacji, gdy tkacz za utkane płótno dostawał mniej niż za surowiec do jego wyrobu. O ile w Bielawie było źle, ale praca jeszcze była, o tyle w górskich wioskach nie było absolutnie innego źródła utrzymania. Sytuacja była dramatyczna. To były bardzo ciche wioski, bo jak się do nich przychodziło, to w żadnej zagrodzie nie szczekały psy. Zostały dawno zjedzone. Ludzie szaleli z głodu, z tego okresu pochodzą legendy o śmiertelnych bójkach o kromkę chleba.
Sytuacja dojrzewała do przesilenia. Tkacze zbierali się w grupy i coraz bardziej radykalizowali się. Pojawiały się pomysły na siłowe rozwiązania, na zniszczenie maszyn i zemstę na fabrykantach – którzy zamiast uczciwie płacić za pracę, doprowadzili zdaniem głodujących do katastrofy humanitarnej. W miastach rozrzucano ulotki wzywające do walki z wyzyskiem.
3 czerwca 1844 roku pewien zdesperowany robotnik zaśpiewał na pieszyckim rynku popularną socjalistyczną pieśń „Krwawy sąd” z dorobioną zwrotką nawołującą do zemsty na miejscowym fabrykancie Zwanzigerze. Został aresztowany pod zarzutem nawoływania do rozruchów. To podziałało jak zapalona zapałka rzucona na beczkę prochu.
Rankiem następnego dnia zdesperowani tkacze ruszyli na pałac i fabrykę Zwanzingera demolując budynki i rozwalając w drobny mak maszyny i krosna. Zwanziger ledwo uszedł z życiem ratując się ucieczką. Miejscowe władze na czele z pastorem próbowały uspokoić nastroje, ale było za późno. Pewna relacja wspomina nawet, że pastora wrzucono do potoku. Wieści o tych wydarzeniach lotem błyskawicy rozchodzą się po okolicy, do Pieszyc ściągają tłumnie tkacze i robotnicy z sąsiednich miejscowości. Kolejny dzień – 5 czerwca 1844 roku zgromadził tłum około 3 tysięcy ludzi żądnych zemsty. Oni nie mieli żadnych perspektyw. A właściwie tylko jedną – śmierć głodową dla siebie i swoich rodzin.
Tłum rusza do Bielawy, niszczyć kolejne fabryki. Rozwalają farbiarnię i tkalnię Christiana Dieriga i zakłady „Hilbert und Andretzky". Władze obawiając się linczów, pilnie ściągają do pomocy oddziały wojska ze Świdnicy. I tutaj jest pewna niespodzianka, przemilczana w późniejszych opisach powstania. Wywiązuje się walka pomiędzy zbuntowanymi tkaczami z Pieszyc, Lasocina i Potoczka, a robotnikami fabrycznymi Dieriga z Bielawy, którzy chcą bronić swoich miejsc pracy. Niestety w porównaniu do wściekłego tłumu jest ich garstka i muszą się wycofać. Bohaterem staje się mistrz Menzel, który wpadł na pomysł puszczenia gorącej pary do środka zakładów. Rozkręca zawory i wkrótce kłęby białego, parzącego dymu skutecznie odstraszają tłum demolujący krosna. Desperaci wygonieni z fabryki rozpoczynają za to szturm na dom Christiana Dieriga.
W tym momencie do tłumu wychodzi sam Christian, podejmuje negocjacje, płaci gotówkę protestującym i obiecuje znaczące podwyżki skupu materiału. Nie wiadomo dokładnie dlaczego, czy to była prowokacja, czy głupi wybryk, ale w momencie gdy wydawałoby się, że sytuacja jest opanowana, ktoś z tłumu rzuca w zgromadzone w pobliżu wojsko kamieniem. Żołnierze w odpowiedzi oddają salwę do tłumu. Ginie 11 tkaczy, 24 jest ciężko rannych, ludzie teraz pragną wziąć odwet na wojskowych, rzucają brukiem, ale szans nie mają żadnych. Wojsko aresztuje część powstańców i osadza w więzieniu w Świdnicy. Przekazy mówią o kilkuset aresztowanych.
Wydawać by się mogło, że to koniec tematu. Ale historia zaczęła żyć własnym życiem, bo ten zryw robotników zszokował opinię publiczną w Europie. We Wrocławiu zorganizowano demonstrację solidarnościową, a jak Europa długa i szeroka gazety rozpisywały się o powstaniu tkaczy. Ten zryw desperatów zaczęto podziwiać, tkacze pokazali że walka o swoje prawa ma sens i już 4 lata później przez Europę przewala się seria zrywów rewolucyjnych znanych szerzej pod nazwą „Wiosna Ludów”.
Z czasem nasze bielawskie powstanie stało się mitem założycielskim rodzących się ruchów socjalistycznych w Europie. Karol Marks wkrótce napisze w Paryskich manuskryptach: „Ani jedno z francuskich i angielskich powstań robotniczych w XIX w. nie nosiło takiego teoretycznego i świadomego charakteru, jak powstanie tkaczy śląskich (1844 roku w Bielawie)” oraz że „jest to pierwsze świadome wystąpienie niemieckich robotników”. Fryderyk Engels postrzega to powstanie w kategorii „pierwszej rewolucji niemieckiego proletariatu”. Twierdzi, że „wpłynęło na przebudzenie proletariatu z letargicznego snu”.
Tematem powstania zajął się około 1888 roku 26-letni wówczas Gerhart Hauptmann. Zatrzymał się w Bielawie, zajął początkowo pokój w hotelu „Pruski dwór” na Piastowskiej 2, a następnie wynajął sobie mieszkanie na Waryńskiego. Zafascynowany tematem powstania szukał świadków, odwiedzał miejsca dramatycznych wydarzeń, rozmawiał z mieszkańcami Potoczka, Kuźnicy i Lasocina. Zamierzał w planowanej sztuce zawrzeć maksimum dokumentalności. Skończył pisać w 1891, natomiast wersja finalna nosi podpis z datą 2 marca 1892 roku. Poświęcił jej 4 lata. Dramat „Tkacze” zdobył szturmem niemieckie sceny, a w 1912 roku przyniósł mu literacką nagrodę Nobla.
Największym fanem dramatu okazał się jednak Lenin. Tak, to ten sam od rewolucji październikowej i powstania ZSRR. Jak się okazuje był zafascynowany historią powstania tkaczy w Bielawie i nawiązał listowną znajomość z Hauptmannem, wypytując go różne szczegóły. To bardzo przydało się Hauptmannowi w czasie przejścia frontu w 1945 roku. W rozmowie z radzieckim oficerem Sokołowem zestarzały i wystraszony Hauptmann podkreśla swoje uwielbienie dla Rosji i Związku Radzieckiego, prezentuje rosyjskie wydanie „Takczy”, pokazuje oficerowi listy od Gorkiego i Lenina. Zdumiony Sokołow przeprasza, że nie docenił wkładu pisarza w międzynarodową walkę klas i deklaruje osobiste bezpieczeństwo dla pisarza.
Wygląda na to, że Lenin naprawdę zainspirował się naszym powstaniem tkaczy i postanowił zrobić u siebie w Rosji większe i lepsze. Niestety to mu się udało.
Na zdjęciach fotosy z filmu „Tkacze” (Die Weber) z 1927 roku.