22/07/2024
Dzień drugi w Pirynie. Bufet schroniska Sinanitsa czynny jest już od 6:30. My jednak zdecydowaliśmy się nie zajmować głowy gospodarzom tak wcześnie i na śniadanie zeszliśmy o 8:00. ;) Zamówiliśmy mekitsi, czyli bułgarskie placki drożdżowe na jogurcie smażone na tłuszczu jak nasze pączki. Bardzo przypominały mi drożdżowy i puchaty chrust, który robiła moja babcia w okolicach Radymna. Bułgarzy mekitsi jedzą z dżemem, albo cukrem pudrem.
Dziś kierowaliśmy się do schroniska Tevno Ezero, położonego nad jeziorem o tej samej nazwie. Do przejścia mieliśmy 14 km, co miało nam według map zająć 5 godz. 30 min. Zajęło jednak 8 godz. z dużą ilością przerw, które robiliśmy po drodze. Pełne słońce i dobre 35 stopni kierowały nas co pół godziny w niewielkie placki cienia, którzy rzucała niewysoka kosodrzewina. W trakcie samej drogi każdy z nas wypił ponad 3 litry wody.
Co do wody, to choć w ciągu dnia mijaliśmy wiele górskich strumieni i jezior, to nie zdecydowałbym się pić z nich wody. Więcej jak jezior i turystów jest tu krów i owiec, które odpoczywają przy źródłach wody i wszędzie zostawiają po sobie większe i mniejsze placki. Poza porannym napełnieniem butelek wodą w schronisku, kolejne pewne źródełko mieliśmy po 3 godz. drogi przy mijanym schronisku Spano Pole.
Spano Pole to miejsce, gdzie można przespać się w maleńkich, drewnianych domkach z pięknym widokiem, których dachy przypominają kapelusze muchomora. Jest ich tu z dziesięć. Wesoło prezentują się na tle wysokich gór. W schronisku działa bufet, w którym zjedliśmy zupę grochową (4 lewy) z kromką chleba (0,2 lewa). W trakcie posiłku można w środku podładować telefon. Na miejsce od rana prowadził nas szlak koloru brązowego. Łatwo zapamiętać jego kolor, bo prowadzi przez miejsca, bogate w ślady obecności chillujących krów o podobnym odcieniu.
Z brązowego szlaku odbiliśmy na zielony, który nie wszędzie był dobrze oznaczony. Co ciekawe, bułgarscy turyści, wszędzie tam, gdzie szlak zdaje się błądzić, stawiają z kamieni niewysokie kopczyki. Wystarczy więc ich wypatrywać i jesteśmy tam, gdzie należy.
Miejscem wyjątkowo widokowym, choć cała trasa była równie urzekająca, jest Cairska Porta (2430). Uroku miejscu dodaje głaz, wychodzący w przestrzeń, niczym skała z filmu o Królu Lwie z 1995 r. (zerknij na moje zdjęcie). Nie wpisuj nazwy tej przełęczy na google grafika. Ukarze Ci się turystyczny klozet. W każdym razie, piękne miejsce! Z przełęczy czerwonym szlakiem ruszyliśmy do miejsca noclegu.
Do celu doszliśmy już bez wody, więc szybko uzupełniliśmy ją przy schronisku Tevno Ezero. Przy źródełku stroi polowy prysznic (zerknij na zdjęcie) pod który od razu wskoczyliśmy. Każdy kąpię się w nim na golasa i nikomu nie przeszkadza, że ktoś obok może nabierać wodę do butelki. Spod prysznica rozciąga się panorama, którą do teraz widzę, gdy zamykam oczy (już chcę tam wrócić!). Powyżej prysznica znajduje się jezioro, które zasila prysznicową słuchawkę.
Choć wydawało się nam, że nie spotka nas już dziś nic lepszego jak chłodna woda pod prysznicem, to nadszedł czas na przywitanie sie ze wspaniałymi gospodarzami. Piękni ludzie, którzy wkładają wiele serca w to miejsce. Zjedliśmy pyszne zupy, sałatkę szopską i domową kiełbasę. Na deser było słodkie ciacho na kaszy mannie i karmelu.
W środku znajduje się niewielka jadalnia z której można przyglądać się jak powstają wybrane z karty frykasy. Do schroniska wchodzi się bez butów, ponieważ całe wnętrze wyłożone jest czyściutką i miękką wykładziną. Przyzwyczajony do drewnianych i kamiennych podłóg w naszych schroniskach, od razu zwróciłem na nią uwagę.
Wieczór minął nam na rozmowach z Bułgarami i Szwajcarką, która opowiedziała nam wiele ciekawych rzeczy o swoim rodzimym języku - retoromańskim, którego używa tylko 0,5% mieszkańców tego kraju.
Przy zachodzie słońca, gospodarz miejsca jak co dzień, zwołał z gór pasące się wysoko dzikie konie. Przybiegły w cztery, zjadły z jego ręki co dla nich miał i ruszyły galopem z powrotem do siebie. Nie napisałem jeszcze, że gospodarz stał w tej chwili przy nas, a konie obiegły całą naszą trójkę. Nad jeziorem właśnie zachodziło słońce. Ach!
Namiot rozbiliśmy powyżej schroniska. Jeszcze długo patrzyliśmy w gwiazdy, które choć bardzo się starały, nie były w stanie przebić blasku księżyca będącego prawie w pełni.
A rano?
Napiszę Ci już jutro!
Martin