25/08/2024
Witam Was mocno, za chwilę rozpoczyna się powakacyjny sezon regatowy a ja jestem winny relację z regat samotników o Puchar Poloneza. Tak mnie obowiązki służbowe wciągnęły po rejsie że nie mogłem wcześniej się z Wami podzielić moimi wrażeniami. To były moje czwarte regaty samotnicze. Pierwsze to oczywiście już historyczna Bitwa o Gotland następnie w poprzednim roku Polonez a w tym roku Teliga na zatoce Gdańskiej i ponownie Polonez 2024, który był zorganizowany łącznie z Mistrzostwami Polski Samotników.
Zacznę o deliwerki z Gdańska do Świnoujścia, w której pomagali mi Jacek, Paweł i Emilia. Rejs był spokojny aczkolwiek trudny gdyż albo nie było wiatru a jak już był w przeciwnym kierunku do kursu właściwego. Zdecydowaną większość trasy więc, przepłynęliśmy korzystając z napędu mechanicznego, tylko na trasie w wysokości Łeby i Ustki płynęliśmy na żaglach co potem odczytaliśmy jako błąd gdyż halsówka wcale nam się nie opłaciła i przeszliśmy ponownie na napęd mechaniczny lub hybrydowy bo czasami pomagaliśmy sobie żaglami. Część trasy to też fala, która nas spowalniała i powodowała że zużycie paliwa było większe. Spaliliśmy w sumie 90 litrów diesla i w odległości ok 4 Nm od główek portu Świnoujście paliwa zabrakło w ogóle. Całe szczęście zerwał się wiatr i choć było go nawet za dużo bo dochodziło do 30 kt to byłem szczęśliwy, że był bo umożliwił nam płynięcie. Całą trasę pokonaliśmy w 52 godziny, to naprawdę długo ☹. Mieliśmy też burzę ale Neptun był w miarę łaskawy i obyło się bez niespodzianek. Halsowaliśmy aby wejść w tor wodny a po zgłoszeniu się do portu oficer dyżurny poinformował nas bardzo dokładnie o warunkach i prądzie, który się w kanale podjeściowym pojawił i był o prędkości 1 kt w kierunku przeciwnym do nurtu więc pomagał nam wejść na żaglach do portu. Niestety ten prąd spowodował że z Mariny Porębskiego był prąd przeciwny po lewej stronie a po prawej nie można płynąć gdyż jest południowy znak kardynalny więc po czterech próbach podejścia zdecydowaliśmy się przycumować przy nabrzeżu straży granicznej i czuliśmy się tak bezpiecznie 👍, oficer dyżurny sprawdził moje dane osobowe i pozwolił nam zostać do rana. Rano szybka akcja z tankowaniem i odpowietrzeniem silnika, śniadanie, szifting do mariny, pożegnanie załogi, rejestracja, inspekcja, przygotowanie jachtu, odprawa i bez odpoczynku start do biegu krótkiego, któremu towarzyszył silny wiatr jeszcze z wczorajszej nocy więc zarefowałem grota i podobnie uczyniła część innych zawodników. Ta część była mega i choć moja pozycja była słaba to wyścig oceniam bardzo dobrze i świetnie się bawiłem ale czułem bardzo zmęczenie.
W następnym dniu czyli we wtorek 6 sierpnia o godzinie 11.00, po odprawie porannej i wspólnym śniadaniu, odbył się start do wyścigu długiego, który dla mnie był mega słaby gdyż mój jacht nie radzi sobie dobrze w słabym wietrze. Po tym biegu podjąłem decyzję i poczyniłem już pierwsze kroki aby uszyć przedni żagiel na lekkie wiatry w żegludze na wiatr. Sam przebieg regat był spokojny i bez niespodzianek dla mnie. Płynąc kursem na wiatr w słabym wietrze straciłem tak dużo że zdecydowałem się tylko raz postawić genakera zbliżając się do archipelagu Christianso. W zasadzie po minięciu Bornholmu miałem prawie połówkę więc mogłem postawić genakera ponownie ale byłem tak sfrustrowany startą do pozostałych zawodników że tego nie uczyniłem. Ok. godziny 19.00 nastąpiła odkrędka wiatru, który też stężał co dało mi więcej powera, jacht odzyskał wigor i na ostatnim odcinku objechałem jacht Sokole Oko, który miał nade mną sporą przewagę ale najwyraźniej czuł się lepiej w słabszym wietrze a ten silniejszy był moją domeną. Na metę wpłynąłem o godzinie 04.19 w czwartek 8 sierpnia zyskując dwugodzinną przewagę nad Sokolim Okiem.
W trakcie rejsu gdy była odkrętka jacht zrobił niekontrolowany zwrot przez rufę a ja w tym czasie odpoczywałem i gdy pouczyłem, że autopilot sobie nie radzi, wyskoczyłem do kokpitu i szoty talii grota przeszorowały mi poważnie szyję. Nasz kochany Zespół Brzegowy przygotował zawodnikom apteczki, z której skorzystałem i użyłem opatrunku na obtarcia, który okazał się genialny gdyż rana się szybko zagoiła i nie tylko ta gdyż wózek talii grota też kilkukrotnie zaatakował moje golenie i tu też opatrunek był pomocny. Otrzymaliśmy też pyszne bajgle na drogę, które pozwoliły ładować nasze akumulatory aby sprawnie trymować żagle.
Po regatach oczywiście była wspólna kolacja z muzyką i rozmowami do późnych godzin – mega atmosfera…
W drogę powrotną ruszyłem wraz z Emilią i Judytą w piątek wieczorem. Pogoda zapowiadała się bardzo rześka i wiele jachtów dołożyło plany na żeglowanie w tych warunkach. My dzielnie skierowaliśmy dziób IRS CHALLENGER w kierunku Jastrowia i żeglowaliśmy z dużą prędkością początkowo po prawie płaskiej wodzie. Po kilku godzinach fala się rozbudowała i kierunek wiatru wymuszał halsowanie. Autopilot dawał radę płynąc pod grotem na drugim refie i pełnym foku marszowym do wysokości Ustki i tam przejąłem sterowanie z małymi przerwami na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Przed Łębą już mieliśmy takie wywózki a fale wyrastały prawie do 4 metrów za ryfą, więc zarefowaliśmy z dziewczynami grotżagiel na 3 ref co zdecydowanie pomogło panować nad kursem i poprawiło komfort żeglugi ale prędkości nadal mieliśmy mega duże. Do Rozewia dopłynęliśmy w ok. dobę a średnia prędkość od początku trasy była ponad 7 kt zaś na odcinku Ustka Rozewie prędkość 9-11 kt to był standard. Maksymalna zarejestrowana prędkość była 16,2 kt. To był świetny surfing na falach. Po drodze nie spotkaliśmy żadnego jachtu, pytanie dla czego 😉.
Postanowiliśmy zatrzymać się na odpoczynek we Władysławowie skąd popłynęliśmy prosto do Górek a po drodze lewy szot foka zakończył żywot przy szkwale ponad 30 kt. Teraz IRS ma nowe szoty a stare poszły na zasłużony odpoczynek.
Te regaty to następna fajna przygoda, super relacje z moją załogą oraz z zawodnikami regat i organizatorami. Atmosfera, która panuje w wiosce żeglarskiej jest tak fajna, że już snuję plany o starcie w następnym roku i kombinuję jak się przygotować aby wypaść lepiej. Chyba się już w ten rodzaj regat nieźle wkręciłem i uzależniłem.
Dziękuję organizatorom, rywalom oraz mojej załodze za wspólną zabawę.
Pozostaję z żeglarskim ahoj i do zobaczenia na wodzie, Robert