30/12/2024
[30 lat temu] - "Ciemności zapadają tu szybko, wracamy więc na jacht pogodzeni z myślą o spędzeniu sylwestra we własnym towarzystwie. Tymczasem od strony wioski słyszymy muzykę i śpiewy, Mariusz idzie sprawdzić. Pół godziny później prowadzi sporą grupę młodych ludzi z instrumentami, głównie gitarami i ukulele. Młodzież rozsiada się na kei i na jachcie. Wyciągamy na pokład słodycze i trochę innych smakołyków. Zabawa rozwija się. Śpiewamy na przemian, my swoje piosenki, oni swoje. (...)
W pewnym momencie, gdy w sam środek zabawy wkracza bosonogi mężczyzna w zielonym uniformie, zapada cisza. Młodym ludziom nakazuje wracać do wioski, nam natomiast mówi, że mamy popłynąć do następnej zatoki, gdzie będzie na nas czekał. Proponuje, by dzisiejszą noc spędzić z jego rodziną i przyjaciółmi.
Jesteśmy zaskoczeni sytuacją, ale czujemy przez skórę, że kroi się coś ciekawego. Pół godziny później stoimy na kotwicy dwadzieścia metrów od brzegu, naprzeciwko rozległego gospodarstwa. Gospodarzem okazuje się ojciec dwóch dziewczynek obdarowanych wcześniej przez Mariusza ciuszkami. Chwilę potem siedzimy na matach na środku niewielkiego podwórka w towarzystwie kilku krajowców. Kobiety krzątają się przy polowej kuchni, spod której bucha ogień. Zarówno gospodarz, jak i jego rodzina wyglądają na typowych Polinezyjczyków, wyraźnie różniących się urodą od mieszkańców Melanezji. Do picia podano cierpkie wino palmowe i zaczęto serwować jedzenie – bardzo smaczne i urozmaicone. Nieopodal nas, w kręgu światła, stoi duży, tajemniczy wór, gorliwie pilnowany przez jedną z kobiet. Dla dzieci mamy trochę słodyczy, a dla reszty gości i dla siebie butlę rumu, popijając go, doczekaliśmy do północy. Po życzeniach i fajerwerkach w wykonaniu Mariusza wytaszczono na środek podwórka ów tajemniczy wór i wyciągnięto zeń piwo w butelkach.
Nieopodal, w otwartych drzwiach chaty widać łóżko z leżącym na nim starcem. Co jakiś czas któraś z dziewczynek lub kobiet wchodzi do chaty poprawić pościel i napoić chorego. To chory na starość nestor rodu, który pewnie niedługo umrze – wyjaśnia gospodarz. W wiosce gwar robi się coraz większy, gdzieniegdzie słychać bójki i awantury. Uznajemy, że pora wracać do domu. Jeszcze tylko zapraszamy gospodarzy na rano na noworoczne śniadanie na pokładzie jachtu."