Antica

Antica https://www.antica.pl
A boat, an old-timer, a concept of slow sailing.

[30 lat temu] - "Rankiem przypływa wpław jeden z synów gospodarzy z wiadomością, że dziadek nad ranem połączył się z prz...
01/01/2025

[30 lat temu] - "Rankiem przypływa wpław jeden z synów gospodarzy z wiadomością, że dziadek nad ranem połączył się z przodkami i nasi gospodarze niestety nie mogą przyjść, są zajęci przygotowaniem pogrzebu. No cóż, taka kolej rzeczy. Podnosimy kotwicę i wychodzimy na ocean, tutaj stawiamy żagle i płyniemy w rok 1995."

[30 lat temu] - "Ciemności zapadają tu szybko, wracamy więc na jacht pogodzeni z myślą o spędzeniu sylwestra we własnym ...
30/12/2024

[30 lat temu] - "Ciemności zapadają tu szybko, wracamy więc na jacht pogodzeni z myślą o spędzeniu sylwestra we własnym towarzystwie. Tymczasem od strony wioski słyszymy muzykę i śpiewy, Mariusz idzie sprawdzić. Pół godziny później prowadzi sporą grupę młodych ludzi z instrumentami, głównie gitarami i ukulele. Młodzież rozsiada się na kei i na jachcie. Wyciągamy na pokład słodycze i trochę innych smakołyków. Zabawa rozwija się. Śpiewamy na przemian, my swoje piosenki, oni swoje. (...)
W pewnym momencie, gdy w sam środek zabawy wkracza bosonogi mężczyzna w zielonym uniformie, zapada cisza. Młodym ludziom nakazuje wracać do wioski, nam natomiast mówi, że mamy popłynąć do następnej zatoki, gdzie będzie na nas czekał. Proponuje, by dzisiejszą noc spędzić z jego rodziną i przyjaciółmi.
Jesteśmy zaskoczeni sytuacją, ale czujemy przez skórę, że kroi się coś ciekawego. Pół godziny później stoimy na kotwicy dwadzieścia metrów od brzegu, naprzeciwko rozległego gospodarstwa. Gospodarzem okazuje się ojciec dwóch dziewczynek obdarowanych wcześniej przez Mariusza ciuszkami. Chwilę potem siedzimy na matach na środku niewielkiego podwórka w towarzystwie kilku krajowców. Kobiety krzątają się przy polowej kuchni, spod której bucha ogień. Zarówno gospodarz, jak i jego rodzina wyglądają na typowych Polinezyjczyków, wyraźnie różniących się urodą od mieszkańców Melanezji. Do picia podano cierpkie wino palmowe i zaczęto serwować jedzenie – bardzo smaczne i urozmaicone. Nieopodal nas, w kręgu światła, stoi duży, tajemniczy wór, gorliwie pilnowany przez jedną z kobiet. Dla dzieci mamy trochę słodyczy, a dla reszty gości i dla siebie butlę rumu, popijając go, doczekaliśmy do północy. Po życzeniach i fajerwerkach w wykonaniu Mariusza wytaszczono na środek podwórka ów tajemniczy wór i wyciągnięto zeń piwo w butelkach.
Nieopodal, w otwartych drzwiach chaty widać łóżko z leżącym na nim starcem. Co jakiś czas któraś z dziewczynek lub kobiet wchodzi do chaty poprawić pościel i napoić chorego. To chory na starość nestor rodu, który pewnie niedługo umrze – wyjaśnia gospodarz. W wiosce gwar robi się coraz większy, gdzieniegdzie słychać bójki i awantury. Uznajemy, że pora wracać do domu. Jeszcze tylko zapraszamy gospodarzy na rano na noworoczne śniadanie na pokładzie jachtu."

[30 lat temu] - "Jest sobota, 24 grudnia 1994 roku, dzień pogodny i upalny, kolejny raz nie możemy wyzwolić w sobie wraż...
24/12/2024

[30 lat temu] - "Jest sobota, 24 grudnia 1994 roku, dzień pogodny i upalny, kolejny raz nie możemy wyzwolić w sobie wrażenia, jakie towarzyszy Wigilii w kraju. Trudno nam stworzyć świąteczny nastrój. Odbieram z urzędu celnego przesyłkę od Ani i Zbyszka z Nowej Zelandii – maleńką sztuczną choinkę, to ona uświetni nasze święta. Andrzej przywozi z rosyjskiego statku osiem mrożonych tuńczyków, rosyjską tuszonkę i trochę kiszonych ogórków. Tuńczykami dzielimy się z załogą niemieckiego jachtu i personelem klubu. Dalej cała energia załogi koncentruje się na tym, aby na wigilijnym stole znalazły się potrawy najbardziej przypominające swojskie. Wymyślaniom nie ma końca, ale przecież trudno z bananów zrobić bigos. (...) Na Antice w kambuzie ruch. Króluje tu Andrzej, przygotowuje tuńczyka à la śledź, à la karp i à la dorsz po grecku... Będą też racuchy, kapusta z grochem, specjalnie dla Mariusza, i barszczyk z grzybami. Na pokładzie instalujemy przenośny agregat prądotwórczy i rozwieszamy światełka choinkowe. Wieczorem, kiedy upał już jest mniejszy, zapalamy światełka i ubrani odświętnie zasiadamy do wigilii. Stół wygląda naprawdę okazale, wyciągam jeszcze opłatek z domu, od Wandzi, i rozpoczynamy wieczerzę."

[30 lat temu] - "Płyniemy na Malaitę, a dokładniej do lagun Are-Are, ciągnących się wzdłuż zachodniego wybrzeża prawie p...
19/12/2024

[30 lat temu] - "Płyniemy na Malaitę, a dokładniej do lagun Are-Are, ciągnących się wzdłuż zachodniego wybrzeża prawie przez całą wyspę. Przy podejściu do Kerami Passage, gdzie jest wejście do laguny, łapiemy na wędkę błękitnego marlina. Pierwszy raz na wędce taka ryba! Podniecenie na jachcie ogromne, każdy ma inną koncepcję, jak wyciągnąć ją na pokład. Po półgodzinnym holowaniu robimy pierwszą i jedyną taką próbę. Ryba wygląda na zmęczoną. Andrzej podciąga ją do burty, a Mariusz wbija hak do wyciągania ryb w grzbiet, próbując poderwać ją z wody. W tym momencie marlin z niesamowitą energią wyskakuje ponad wodę, uderza dziobem w falszburtę, wyrywając Mariuszowi hak z ręki i jednocześnie zrywając wędkę. I tyle go widzimy, tracimy marlina i hak.
Na jachcie dzień żałoby, każdy na swój sposób przeżywa tę klęskę. Przez następne kilka godzin nikt się do nikogo nie odzywa, trawimy gorycz porażki."

[30 lat temu] - "14 grudnia o świcie wchodzimy do niewielkiej zatoczki na wyspie Santa Ana, położonej u wybrzeży znaczni...
13/12/2024

[30 lat temu] - "14 grudnia o świcie wchodzimy do niewielkiej zatoczki na wyspie Santa Ana, położonej u wybrzeży znacznie większej wyspy Makira. Rzucamy kotwicę naprzeciwko uśpionej wioski, na razie nie widać ze strony lądu żadnej reakcji. Po śniadaniu udajemy się na brzeg. Jesteśmy mile zaskoczeni. Wioska jest wprost idealnie zorganizowana i czysta, tak jakby przed chwilą została zamieciona. Wszystkie hodowle trzody są poza wioską, a mieszkańców zastajemy przy pracy, każdy jest czymś zajęty.
Jak się później okazało, jest to zasługa pewnej Amerykanki, której syn tutaj się ożenił i sprowadził matkę. Po atolu Palmerston jest to druga tak czysta wioska na Pacyfiku. Zdziwieni jesteśmy sporą ilością flag, którymi udekorowane są domy, drzewa. Maszty z flagami wstawione są nawet w rafy. Jest to już świąteczne przybranie na przywitanie statku, którym nocą mają przypłynąć mieszkańcy wioski zatrudnieni na innych wyspach, by wspólnie rozpocząć przygotowania do świąt."

[30 lat temu] - "Przez dwa dni prowadzimy handel wymienny. Za rzeźbione wiosła, muszle, owoce, warzywa, łuki chcą jak zw...
09/12/2024

[30 lat temu] - "Przez dwa dni prowadzimy handel wymienny. Za rzeźbione wiosła, muszle, owoce, warzywa, łuki chcą jak zwykle odzież, nie interesują ich pieniądze. W końcu mamy całą rufę załadowaną papajami, orzechami, miejscowymi ogórkami i ananasami. Chociaż dziękujemy już, to łodzie z zaopatrzeniem napływają nadal. Ludzie wiosłowali przez całą zatokę na nasze kotwicowisko, aby coś sprzedać i jest nam wyjątkowo przykro odmawiać – ale ilość odzieży też mamy ograniczoną.
Nieopodal jachtu w czółnie, w pełnym słońcu, przez kilka godzin czekał stary krajowiec z dwójką nagich chłopców i gdy już wszystkie łodzie odpłynęły, dopływa do burty i mówi, że on też chce z nami pohandlować.
– Co chciałbyś sprzedać? – zdziwiłem się głośno, widząc, że łódź jest pusta.
Na to starzec wyciąga w moją stronę ściśniętą dłoń i pokazuje starą ozdobę wykonaną ze skorupy żółwia, niegdyś noszoną przez krajowców w nosie. Za to chciałby ubrać swoich dwóch wnuków – wyjaśnia. Transakcja dochodzi do skutku i chłopcy ubrani jak na bal przebierańców – w zbyt duże szorty i koszulki – wracają do wioski."

[30 lat temu] - "Rano jesteśmy u wybrzeży Malakuli, słynnej wyspy ludożerców. Kotwicę rzucamy na środku urokliwej zatoki...
03/12/2024

[30 lat temu] - "Rano jesteśmy u wybrzeży Malakuli, słynnej wyspy ludożerców. Kotwicę rzucamy na środku urokliwej zatoki Sandwich. Wita nas duży napis na zdewastowanym pomoście, ostrzegający przed atakami rekinów. Traktujemy ostrzeżenie poważnie i nici z kąpieli. (...)
Następnego dnia robimy rekonesans po okolicy. Otoczenie wygląda na bezludne, Maciek z Andrzejem wybierają się na wycieczkę na ląd. Mariusz natomiast bierze dinghy i płynie spenetrować zachodnią część zatoki. Po dwóch godzinach wraca podekscytowany i mówi, że koniecznie musimy coś zobaczyć. Wybieramy się więc z nim na koniec zatoki, gdzie jest wejście w autentyczną mangrową dżunglę. Płyniemy wśród mangrowców, jak w zaczarowanym świecie Disneya. Zachwycające miejsce. W drodze powrotnej oglądamy wrak statku handlowego, ma stalowy nitowany kadłub, a w środku kotły parowe. Bóg wie, ile lat to tu już tkwi."

[30 lat temu] - "Następną noc spędzamy u wybrzeża wyspy Nguma. W nocy Mariusz łapie półtorametrowego rekina. Rano wiesza...
25/11/2024

[30 lat temu] - "Następną noc spędzamy u wybrzeża wyspy Nguma. W nocy Mariusz łapie półtorametrowego rekina. Rano wieszamy go za ogon na fale kliwra, wysoko nad pokładem. Po godzinie z wioski, przy której kotwiczymy, przypływa dwóch krajowców na dużym czółnie z przeciwwagą i zadowoleni z podarunku zabierają rekina. Pewnie będzie obiad dla całej wioski.
Dzień za dniem przemieszczamy się niespiesznie od wyspy do wyspy, nurkujemy, polujemy na ryby. W wioskach prowadzimy handel wymienny. Za owoce, muszle i rzeźby krajowcy chcą koszulki, szorty i czapki, czasami ryż, cukier lub naftę.
Odwiedzamy kolejno Mataso, Makura, Emae, Tongoa, Epi. Płyniemy wzdłuż wybrzeża od wioski do wioski."

[30 lat temu] - “Ranek wita nas scenerią jeszcze bardziej ponurą. Chmury nisko nad głową, deszcz już prawie ciągły, a na...
15/11/2024

[30 lat temu] - “Ranek wita nas scenerią jeszcze bardziej ponurą. Chmury nisko nad głową, deszcz już prawie ciągły, a nad szczytami nadbrzeżnych wzgórz wyje i zawodzi wiatr. Cały pokład mamy w płatach tłustej sadzy. Stoimy dokładnie na drodze dymów z wulkanu Yasur. (…)

Na rafie z potwornym hukiem łamie się fala wchodząca z morza, za nią jest w miarę spokojnie. Głębokość 6 metrów, stoimy na łańcuchu o długości 60 metrów plus linowe amortyzatory. Tymczasem rozpętało się na dobre, zdejmujemy wszystko z pokładówki i układamy niżej, aby zmniejszyć opór wiatru. Na pokładzie nie można rozmawiać, nic nie słychać, taki jest huk od załamującej się na rafie fali. Aby sprawdzić na dziobie amortyzatory linowe i łańcuch, musimy iść na czworaka.
Wachta na okrągło, gdyż następne rafy mamy za rufą w odległości około 150 metrów, a w tej kipieli dokładnie nic nie widać. Sytuacja trzyma nas w napięciu: może puścić kotwica, pęknąć łańcuch... (…)�

Cały następny dzień i noc zostajemy na jachcie, bez możliwości kontaktu z lądem. Dopiero po dwóch dniach, gdy zaczyna się powoli wyciszać, podpływa do nas wysłana przez klub duża gumowa dinghy z potężnym silnikiem. Zapytano, czy nie potrzebujemy jakiejś pomocy, są też dobre wiadomości – jeszcze dziś radio obiecuje poprawę pogody. Przy tej okazji dowiadujemy się też, że 14 listopada wieczorem nad Eromangą, właśnie przez Dillon Bay [gdzie wcześniej kotwiczyliśmy] przeszło oko cyklonu Vania.”

[30 lat temu] - "Pogoda pogarsza się z godziny na godzinę. Czuję, że szykuje się coś niedobrego. Naczelnik, jakby od nie...
14/11/2024

[30 lat temu] - "Pogoda pogarsza się z godziny na godzinę. Czuję, że szykuje się coś niedobrego. Naczelnik, jakby od niechcenia, pokazuje nam chatę, specjalnie skonstruowaną na czas cyklonu. (...) Chmury wiszą nad samą wodą, zaczyna padać, barometr stale idzie w dół. Nasze kotwicowisko jest bardzo odsłonięte i przy zmianie wiatru, który już nieźle sobie poczyna, możemy znaleźć się w pułapce. Postanawiamy ruszać dalej. W poniedziałek, 14 listopada o świcie podnosimy kotwicę i wychodzimy w morze. (...)
Momentami widzialność spada do kilkunastu metrów. Nie wiadomo, gdzie kończy się woda, a zaczyna powietrze. Fala coraz częściej załamuje się na pokładzie, żegluga z każdą godziną jest coraz cięższa. Przed wieczorem wchodzimy pod osłonę wyspy Tanna i w jakiejś małej zatoczce, bardzo ponurym miejscu, rzucamy kotwicę. To dzień moich urodzin i scenerię do ich świętowania można nazwać tylko paskudną. Niezawodny Andrzej organizuje w miarę uroczystą kolację z okolicznościowym ciastem. Wszyscy jesteśmy wymęczeni kołysaniem i deszczem, a na dodatek czekają nas jeszcze wachty kotwiczne przez całą noc."

[30 lat temu] - "Po wyjściu z Numei żeglujemy na południe wewnątrz wielkiej laguny. Płyniemy tylko dniami, wyszukując pr...
04/11/2024

[30 lat temu] - "Po wyjściu z Numei żeglujemy na południe wewnątrz wielkiej laguny. Płyniemy tylko dniami, wyszukując przejścia pomiędzy rafami, płyciznami i małymi motu. Musimy się przedostać na północną stronę wyspy. (...)
Ostatniego dnia października przed świtem osiągamy Lifou i jeszcze po ciemku wchodzimy do zatoki, która jest wnętrzem krateru wulkanu. O wschodzie słońca cumujemy do nabrzeża w maleńkim porciku, w którym jest kryształowo czysta woda. Mam wrażenie, jakbyśmy stali na dnie."

[30 lat temu] - "Jestem bardzo podekscytowany tym, co może nas czekać w najbliższych miesiącach. Przez skórę czuję, że b...
25/10/2024

[30 lat temu] - "Jestem bardzo podekscytowany tym, co może nas czekać w najbliższych miesiącach. Przez skórę czuję, że będzie to bardzo ciekawa i fascynująca część wyprawy. Obawy dotyczą tylko cyklonów i malarii – wychodzimy im naprzeciw. Jest to duże ryzyko, ale przecież nie ma nic za darmo. Bardzo mało jachtów zapuszcza się w te rejony, a już żaden w okresie od listopada do kwietnia. Mimo to decyduję się podjąć ryzyko, chcę możliwie szybko dostać się na czwarty stopień szerokości południowej, od którego nie występują już cyklony. (...)

Początkowo brakuje wiatru. Dodatkowo prąd płynący wzdłuż australijskiego wybrzeża spycha nas na południe. Później sytuacja się poprawia i przebiegi dobowe Antiki kształtują się w granicach stu mil. Na kursie Nowa Kaledonia. Na pokładzie jest nas czterech. Mariusz z USA, Maciek z Nowej Zelandii i nas dwóch. Portem przeznaczenia jest Numea – stolica wyspy, reklamowana jako Paryż Pacyfiku. 26 października 1994 roku w południe zgłaszamy się przez radio kapitanowi portu Numea, który kieruje nas do mariny dla dokonania wszelkich niezbędnych odpraw."

[30 lat temu] - “Nasz pobyt na Wielkiej Rafie Koralowej powoli dobiega końca. Jest już początek października, kończą się...
04/10/2024

[30 lat temu] - “Nasz pobyt na Wielkiej Rafie Koralowej powoli dobiega końca. Jest już początek października, kończą się australijskie wizy i zbliża się sezon cyklonów. (…) Wychodzimy 4 października po południu i od razu dostajemy się w silną burzę z wyładowaniami. Po burzy mamy dobry wiatr do żeglowania i dobre osiągi w nocy. Przez następne dni jest wspaniała i szybka żegluga, tak że po trzech dobach osiągamy Morton Bay, w samym wejściu do zatoki wita nas buszujący wieloryb. Za kilka godzin cumujemy w Manly. Mamy równo dziesięć dni na przygotowanie prawie sześciomiesięcznej wyprawy. Całe dziesięć dni po brzegi wypełnione jest pracą. Zaopatrzenie w żywność, w narzędzia, materiały, odzież oraz setki, setki drobiazgów, które mogą się okazać niezbędne w tej wyprawie. I znowu przychodzą nam z pomocą starzy, wypróbowani przyjaciele. Wyszukują setki potrzebnych rzeczy, swoimi samochodami zwożą je na jacht, doradzają, pomagają. W ostatnią niedzielę przed wypłynięciem organizujemy dzień otwarty. Przyjeżdża wielu polonusów i spędzamy z nimi miły dzień. Wreszcie siedemnastego października jesteśmy gotowi do drogi. Następnego dnia ruszamy w morze. “

[30 lat temu] - "Drugiej nocy stawiamy przynęty na dużą rybę. Na hak grubości palca zawieszony na stalowej lince, przedł...
11/09/2024

[30 lat temu] - "Drugiej nocy stawiamy przynęty na dużą rybę. Na hak grubości palca zawieszony na stalowej lince, przedłużonej specjalną smołowaną rybacką liną o udźwigu 300 kilogramów nadziewamy kilka rybich łbów po ostatniej kolacji. Rano oceniamy efekt połowu. Na haku wisi zaplątany linką w łańcuch kotwiczny ponad trzymetrowy rekin (white shark), około dwustukilogramowy. Teraz dopiero zaczyna się dla nas problem, jak uwolnić się od niechcianej zdobyczy. Andrzej, jeszcze w piżamie, przez dwie godziny wypycha bosakiem hak z pyska żarłacza, przy 'życzliwych' radach reszty załogi, aby wyjął go własnoręcznie, wchodząc do wody. W końcu jednak udaje się. Rekin jakiś czas po uwolnieniu staje w bezruchu, a później powoli, jakby sam nie chciał uwierzyć, że jest wolny, robi jeden niezdecydowany ruch, później drugi i w końcu odpływa ku naszemu i pewnie swojemu zadowoleniu. Od tej pory już nigdy nie kąpaliśmy się na rafach Fitzroy."

[30 lat temu] - "(…) pod wieczór, docieramy do mariny w Gladstone. Przez następne trzy miesiące będzie to dla nas główna...
02/08/2024

[30 lat temu] - "(…) pod wieczór, docieramy do mariny w Gladstone. Przez następne trzy miesiące będzie to dla nas główna baza wypadowa w rejsach na południową część Wielkiej Rafy.
Antikę musimy zostawić poza barierą koralową, która otacza każdą z wysepek rafy. Na ląd możemy dostać się przy wysokiej wodzie na dinghy lub też przy niskiej wodzie przejść pieszo, brodząc w wodzie.
Wyspa jest niewielka, można ją obejść w dwie godziny. Są na niej piękne, długie plaże z białego koralowego piasku. Dla mnie to miejsce jest trochę smutne, jakby nostalgiczne, być może ze względu na grobowiec, na jaki natykamy się w przybrzeżnych zaroślach. Przed wieloma laty, w 1892 roku u brzegów wyspy zatrzymał się przepływający statek. Załoga i pogrążeni w bólu rodzice pochowali na niej trzyletnią dziewczynkę o imieniu Lla. Napis na białym krzyżu, ogrodzonym również białym płotkiem, głosi: >>In memory of Lla Sundall 3yr old girl daughter of capt and Mrs Sundall of schooner Mary died of convulsions in 1892. R.I.P.

[30 lat temu] - "W pewnym momencie na nabrzeżu pojawiają się mikrobusy z celnikami z czarnej brygady, psami i Bóg wie z ...
07/05/2024

[30 lat temu] - "W pewnym momencie na nabrzeżu pojawiają się mikrobusy z celnikami z czarnej brygady, psami i Bóg wie z czym jeszcze. Przez skórę czuję, że idą do nas. Przez następne cztery godziny ośmiu celników i dwa psy na zmianę przeszukują każdy zakamarek jachtu. Szukają oczywiście narkotyków, chcą nawet podnosić jacht z wody, aby sprawdzić dno, ale ostatecznie dają spokój i schodzą z jachtu. Nie wiemy, czemu zawdzięczamy taką akcję. Wszystko wyjaśnia się pół godziny później, kiedy przychodzi kapitan portu z dziennikiem i mapą. Rozkłada naszą główną mapę na pokładzie, tę, na której przypłynęliśmy, i prosi, abym pokazał mu naszą drogę z Nowej Zelandii. Wszystko staje się jasne. Mapa-generalka obejmuje północną część Morza Tasmana, od nieco niżej położonej linii pomiędzy Cape Reinga a Sydney. Oba te punkty zlokalizowane są przy dolnej ramce mapy. Natomiast aby poprawnie żeglować na trasie Cape Reinga – Sydney, należało zejść na południe około dwustu mil. Na ten akwen brakowało nam mapy. Nasze pozycje wykreślone na zasadniczej stronie mapy znajdowały się sześćdziesiąt mil od Cape Reinga i około stu dwudziestu mil przed Sydney. Reszta pozycji wykreślona była na odwrotnej stronie mapy, gdzie sami narysowaliśmy siatkę Merkatora dla tej szerokości i prowadziliśmy na niej nawigację jak na mapie poltingowej. Tę praktykę stosowaliśmy wielokrotnie w czasie naszego żeglowania. Mapę tę dostaliśmy od szwedzkich żeglarzy drogą wymiany jeszcze w Panamie. Były na niej naniesione pozycje żeglowania Szwedów z rejonu wyspy Norfolk. Ponieważ stamtąd pochodzi główny przemyt narkotyków, kapitan portu podejrzewał, że przypłynęliśmy właśnie stamtąd, a nie z Nowej Zelandii. Pytam go wprost, czy to jemu zawdzięczamy wizytę czarnej brygady i dlaczego, jeśli miał wątpliwości, nie zapytał nas o to. Jest na tyle w porządku, że przyznaje się do błędu i przeprasza, pokazując na swoje usprawiedliwienie dwa jachty przy kei portu celnego, które w ostatnich dwóch miesiącach zostały skonfiskowane za przemyt narkotyków. "

[30 lat temu] - "Kilka dni później kolejny sztorm [na Morzu Tasmana], tym razem wieje dziewiątka. Idziemy baksztagami. F...
22/04/2024

[30 lat temu] - "Kilka dni później kolejny sztorm [na Morzu Tasmana], tym razem wieje dziewiątka. Idziemy baksztagami. Fale nadbiegają z rufy. Są olbrzymie, jeszcze takich wielkich fal na morzu nie widziałem. Gdy taka nadbiega od rufy, aż się cały kurczę przy sterze, wyobrażam sobie, co by było, gdyby załamała się na pokładzie. Szczęśliwie idziemy sucho, Antica świetnie sobie radzi. Wygląda na to, że lepiej żegluje bez bezana. Ma lżejszą rufę i łatwiej podnosi się na fali. Przy zjeździe z fali to istny surfing. Coś wspaniałego! Nasze trzydzieści ton zachowuje się, jakby to była zabawka."

[30 lat temu] - "Kilka dni później ubezpieczenie wypłaca nam pieniądze. Po tygodniu ostrej pracy wyglądamy znowu przyzwo...
07/03/2024

[30 lat temu] - "Kilka dni później ubezpieczenie wypłaca nam pieniądze. Po tygodniu ostrej pracy wyglądamy znowu przyzwoicie. Pora ruszać dalej. W sobotę, piątego marca, w klubie polskim mamy bardzo serdeczne spotkanie pożegnalne z przyjaciółmi. Od Iwana Jugosłowianina dostajemy paczkę jego własnych wyrobów masarskich, a od państwa Kresów niezwykle dla nas cenny GPS. (...) Przez resztę dnia żegnamy się z gośćmi na Antice. Nasze pożegnania trwają kilka dni, ale w ciągu tych kilku miesięcy pobytu w Auckland zyskaliśmy wielu przyjaciół i głęboko wrośliśmy w polonijne, i nie tylko, środowisko. Wychodzimy z Auckland w poniedziałek."

Adres

Szafarnia 6
Gdansk
80775

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Antica umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Antica:

Udostępnij

Kategoria