Antica

Antica https://www.antica.pl
A boat, an old-timer, a concept of slow sailing.

03/02/2025
Ostatnie pożegnanie kapitana Jerzego Wąsowicza odbędzie się w poniedziałek, 3 lutego na Cmentarzu Srebrzysko o godz. 12:...
31/01/2025

Ostatnie pożegnanie kapitana Jerzego Wąsowicza odbędzie się w poniedziałek, 3 lutego na Cmentarzu Srebrzysko o godz. 12:00 w starej kaplicy.

Msza Św. żałobna odbędzie się o godz. 10:00 w kościele pw. NMP Królowej Różańca Świętego na Przymorzu (Okrąglak).

Ze względu na spodziewaną dużą liczbę uczestników, rodzina bardzo prosi o nieskładanie kondolencji.

Wczoraj, w otoczeniu najbliższych i z wielkim spokojem Jurek odszedł na swoją ostatnią wachtę. Pozostawił po sobie dzied...
29/01/2025

Wczoraj, w otoczeniu najbliższych i z wielkim spokojem Jurek odszedł na swoją ostatnią wachtę. Pozostawił po sobie dziedzictwo, które pozwoli na zainspirowanie wielu kolejnych pokoleń żeglarzy.

Ceremonia pogrzebowa odbędzie się w poniedziałek 3 lutego o godz. 12:00 w starej kaplicy przy cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku.

[Osoby zainteresowane udziałem w kameralnej ceremonii pożegnania przed kremacją prosimy o kontakt z rodziną]

[30 lat temu] - "Antica płynie samosterownie, tak że nie absorbuje nas specjalnie. O piętnastej Andrzej prosi na dół na ...
20/01/2025

[30 lat temu] - "Antica płynie samosterownie, tak że nie absorbuje nas specjalnie. O piętnastej Andrzej prosi na dół na obiad, ponieważ wszystko jest pod kontrolą, schodzimy spokojnie na posiłek. Gdy pół godziny później, po skończonym obiedzie, wychodzę na pokład – trwoga! Rafy, które powinny być pół mili po lewej burcie, są kilkadziesiąt metrów po prawej, a także przed nami. Błyskawicznie Mariusz z Andrzejem chwytają się za żagle, ja staram się na silniku utrzymać jacht w miejscu. Po dziesięciu minutach ostrożnie ruszamy do przodu i za chwilę jesteśmy już na czystej wodzie. Powodem naszych kłopotów prawdopodobnie był któryś z silnych prądów, lokalnie tu występujących, który przeniósł nas pomiędzy rafy. Są i zyski, gdy byliśmy pomiędzy rafami, na wędkę, ciągnioną za rufą, złapała się dorodna barakuda."

[30 lat temu] - "Przed nami do pokonania około 300 mil morskich. Wiatr albo przeciwny, albo wcale go nie ma, płyniemy wi...
13/01/2025

[30 lat temu] - "Przed nami do pokonania około 300 mil morskich. Wiatr albo przeciwny, albo wcale go nie ma, płyniemy więc na silniku i 13 stycznia nocą wchodzimy w gardziel cieśniny St. George. (…)
Kokopo jest bardzo nędzną mieściną położoną u stóp wzgórza, na którym królują potężne zabudowania jakiejś misji. Miasteczko na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie olbrzymiego obozu uchodźców. Duże grupy ludzi snują się bez celu wzdłuż jedynej głównej drogi w wiosce. Na jej poboczach leżą wielkie ilości tobołów z dobytkiem i sprzęt ocalały z kataklizmu. Na zaimprowizowanym targowisku jest wyprzedaż różnych przedmiotów wykopanych z popiołu, wszystko za trzydzieści procent ich pierwotnej ceny.
W pobliżu portu, który stanowi tutaj jeden drewniany pirs wysunięty na dwieście metrów w morze, siedzą wśród własnego dobytku tłumy ludzi. Czekają na statek, który ma ich porozwozić na inne wyspy archipelagu. Jak na ludzi, którzy z dnia na dzień stracili prawie wszystko, nie wyglądają na przygnębionych. Żartują, śmieją się i żują orzechy bettelu z wapnem."

Nagroda "Rejs Roku 2024" Za Całokształt Osiągnięć Żeglarskich w Żeglarstwie Morskim dla Jerzego Wąsowicza!Uzasadnienie -...
10/01/2025

Nagroda "Rejs Roku 2024" Za Całokształt Osiągnięć Żeglarskich w Żeglarstwie Morskim dla Jerzego Wąsowicza!

Uzasadnienie - "żeglarz, kapitan, wielka postać polskiego żeglarstwa. Odbudowując stary kuter rybacki stworzył dzielny żaglowiec wyprawowy Antica. W ciągu 6 lat zamknął wokółziemską pętlę, w rejsie do obu Ameryk opłynął Horn, podążał śladami Polaków, zorganizował ekspedycję do korzeni cywilizacji po wodach i portach Europy i Ameryki. Żeglarz, człowiek klasycznej romantyczno-pionierskiej legendy odkrywców gnanych ciekawością świata, ludzi i oceanów. Zapisał wyrazistą kartę w historii polskich żagli."

[30 lat temu] - "Po dwóch godzinach rejsu przed naszymi oczami powoli odsłania się scena, na której rozegrał się spektak...
08/01/2025

[30 lat temu] - "Po dwóch godzinach rejsu przed naszymi oczami powoli odsłania się scena, na której rozegrał się spektakl 'Zagłada miasta'. Wyłania się pierwszy z bohaterów, wulkan o nazwie Vulcan, położony na zachodnim brzegu zatoki. Olbrzymia brunatna góra z pumeksu i popiołu, już wystudzona i cicha, straszy oczodołami kraterów: głównego i kilku bocznych. W tle, na drugim planie widać zielone wzgórza i bujną papuaską dżunglę. Cała ta olbrzymia góra powstała w niecałe dwa tygodnie. (…)

Powoli, zachowując największą ostrożność, wsuwamy się do portu. Wrażenie jest wstrząsające, zniszczone małe stocznie, fabryczki, nabrzeża, wszędzie szaro, popiół, olbrzymie tumany kurzu i przerażająca cisza. Miasto, podobno jedno z najpiękniejszych na Pacyfiku, wygląda jak po ataku nuklearnym. Jest zupełnie zniszczone. (…)

Cumujemy do nabrzeża pokrytego ponad metrową warstwą zbitego popiołu i dzielimy się na dwie grupy. Jedna pozostaje na jachcie ze względów bezpieczeństwa, druga, pod przewodnictwem ojca Vincenta, idzie do miasta. Po godzinie wracają wstrząśnięci i zaniepokojeni. W pustym mieście, pomimo stanu wyjątkowego, jest sporo ciemnych typów, którzy najwyraźniej rabują to, co zostało."

[30 lat temu] - "Nieopodal widzimy czółno, w którym siedzi bardzo ciemny krajowiec. Widać, że czeka, aż dopłyniemy. Gdy ...
04/01/2025

[30 lat temu] - "Nieopodal widzimy czółno, w którym siedzi bardzo ciemny krajowiec. Widać, że czeka, aż dopłyniemy. Gdy jesteśmy już blisko, wyprzedza nas, pokazując drogę, gdzie mamy płynąć. W pewnym momencie zatrzymuje się i głośno mówi: – Tutaj pozwalam rzucić kotwicę.

Widocznie jakiś naczelnik, skoro tak się zachowuje – myślę. We wskazanym miejscu kotwica dobrze chwyta. Teraz bierzemy się za klarowanie jachtu i przygotowanie obiadu. Człowiek z czółna tymczasem wiąże je do drabinki, wchodzi na pokład i przykucnąwszy, przygląda się ciekawie, co robimy.
Zupełnie nie zwracamy na niego uwagi, nie zaczepiamy. Wiemy, że tak trzeba. (…) Mniej więcej po godzinie podchodzę do naszego dziwnego gościa.
– Jestem kapitanem – przedstawiam się. – Dziękuję za pomoc w znalezieniu miejsca do kotwiczenia. Czy mogę ci w czymś pomóc? – pytam.
– Nie – odpowiada, kieruje się do czółna i odpływa.
Wiedzieliśmy, że pozostawiając go tak długo w spokoju, okazaliśmy mu respekt i szacunek. Dało się to odczuć niebawem. Już po zmroku jest ponownie na Antice i ma dla nas zawinięte w bananowe liście kawałki upieczonej kury i ryż. Zawiniątko rozkłada na pokładzie. Kucamy wokół i palcami jemy z tego zaimprowizowanego stołu aż do wyczerpania dania. Dowiadujemy się potem, że nazywa się Peter, jest naczelnikiem wyspy Keto-Keto i zaprasza nas jutro do wioski.

[30 lat temu] - "Rankiem przypływa wpław jeden z synów gospodarzy z wiadomością, że dziadek nad ranem połączył się z prz...
01/01/2025

[30 lat temu] - "Rankiem przypływa wpław jeden z synów gospodarzy z wiadomością, że dziadek nad ranem połączył się z przodkami i nasi gospodarze niestety nie mogą przyjść, są zajęci przygotowaniem pogrzebu. No cóż, taka kolej rzeczy. Podnosimy kotwicę i wychodzimy na ocean, tutaj stawiamy żagle i płyniemy w rok 1995."

[30 lat temu] - "Ciemności zapadają tu szybko, wracamy więc na jacht pogodzeni z myślą o spędzeniu sylwestra we własnym ...
30/12/2024

[30 lat temu] - "Ciemności zapadają tu szybko, wracamy więc na jacht pogodzeni z myślą o spędzeniu sylwestra we własnym towarzystwie. Tymczasem od strony wioski słyszymy muzykę i śpiewy, Mariusz idzie sprawdzić. Pół godziny później prowadzi sporą grupę młodych ludzi z instrumentami, głównie gitarami i ukulele. Młodzież rozsiada się na kei i na jachcie. Wyciągamy na pokład słodycze i trochę innych smakołyków. Zabawa rozwija się. Śpiewamy na przemian, my swoje piosenki, oni swoje. (...)
W pewnym momencie, gdy w sam środek zabawy wkracza bosonogi mężczyzna w zielonym uniformie, zapada cisza. Młodym ludziom nakazuje wracać do wioski, nam natomiast mówi, że mamy popłynąć do następnej zatoki, gdzie będzie na nas czekał. Proponuje, by dzisiejszą noc spędzić z jego rodziną i przyjaciółmi.
Jesteśmy zaskoczeni sytuacją, ale czujemy przez skórę, że kroi się coś ciekawego. Pół godziny później stoimy na kotwicy dwadzieścia metrów od brzegu, naprzeciwko rozległego gospodarstwa. Gospodarzem okazuje się ojciec dwóch dziewczynek obdarowanych wcześniej przez Mariusza ciuszkami. Chwilę potem siedzimy na matach na środku niewielkiego podwórka w towarzystwie kilku krajowców. Kobiety krzątają się przy polowej kuchni, spod której bucha ogień. Zarówno gospodarz, jak i jego rodzina wyglądają na typowych Polinezyjczyków, wyraźnie różniących się urodą od mieszkańców Melanezji. Do picia podano cierpkie wino palmowe i zaczęto serwować jedzenie – bardzo smaczne i urozmaicone. Nieopodal nas, w kręgu światła, stoi duży, tajemniczy wór, gorliwie pilnowany przez jedną z kobiet. Dla dzieci mamy trochę słodyczy, a dla reszty gości i dla siebie butlę rumu, popijając go, doczekaliśmy do północy. Po życzeniach i fajerwerkach w wykonaniu Mariusza wytaszczono na środek podwórka ów tajemniczy wór i wyciągnięto zeń piwo w butelkach.
Nieopodal, w otwartych drzwiach chaty widać łóżko z leżącym na nim starcem. Co jakiś czas któraś z dziewczynek lub kobiet wchodzi do chaty poprawić pościel i napoić chorego. To chory na starość nestor rodu, który pewnie niedługo umrze – wyjaśnia gospodarz. W wiosce gwar robi się coraz większy, gdzieniegdzie słychać bójki i awantury. Uznajemy, że pora wracać do domu. Jeszcze tylko zapraszamy gospodarzy na rano na noworoczne śniadanie na pokładzie jachtu."

[30 lat temu] - "Jest sobota, 24 grudnia 1994 roku, dzień pogodny i upalny, kolejny raz nie możemy wyzwolić w sobie wraż...
24/12/2024

[30 lat temu] - "Jest sobota, 24 grudnia 1994 roku, dzień pogodny i upalny, kolejny raz nie możemy wyzwolić w sobie wrażenia, jakie towarzyszy Wigilii w kraju. Trudno nam stworzyć świąteczny nastrój. Odbieram z urzędu celnego przesyłkę od Ani i Zbyszka z Nowej Zelandii – maleńką sztuczną choinkę, to ona uświetni nasze święta. Andrzej przywozi z rosyjskiego statku osiem mrożonych tuńczyków, rosyjską tuszonkę i trochę kiszonych ogórków. Tuńczykami dzielimy się z załogą niemieckiego jachtu i personelem klubu. Dalej cała energia załogi koncentruje się na tym, aby na wigilijnym stole znalazły się potrawy najbardziej przypominające swojskie. Wymyślaniom nie ma końca, ale przecież trudno z bananów zrobić bigos. (...) Na Antice w kambuzie ruch. Króluje tu Andrzej, przygotowuje tuńczyka à la śledź, à la karp i à la dorsz po grecku... Będą też racuchy, kapusta z grochem, specjalnie dla Mariusza, i barszczyk z grzybami. Na pokładzie instalujemy przenośny agregat prądotwórczy i rozwieszamy światełka choinkowe. Wieczorem, kiedy upał już jest mniejszy, zapalamy światełka i ubrani odświętnie zasiadamy do wigilii. Stół wygląda naprawdę okazale, wyciągam jeszcze opłatek z domu, od Wandzi, i rozpoczynamy wieczerzę."

[30 lat temu] - "Płyniemy na Malaitę, a dokładniej do lagun Are-Are, ciągnących się wzdłuż zachodniego wybrzeża prawie p...
19/12/2024

[30 lat temu] - "Płyniemy na Malaitę, a dokładniej do lagun Are-Are, ciągnących się wzdłuż zachodniego wybrzeża prawie przez całą wyspę. Przy podejściu do Kerami Passage, gdzie jest wejście do laguny, łapiemy na wędkę błękitnego marlina. Pierwszy raz na wędce taka ryba! Podniecenie na jachcie ogromne, każdy ma inną koncepcję, jak wyciągnąć ją na pokład. Po półgodzinnym holowaniu robimy pierwszą i jedyną taką próbę. Ryba wygląda na zmęczoną. Andrzej podciąga ją do burty, a Mariusz wbija hak do wyciągania ryb w grzbiet, próbując poderwać ją z wody. W tym momencie marlin z niesamowitą energią wyskakuje ponad wodę, uderza dziobem w falszburtę, wyrywając Mariuszowi hak z ręki i jednocześnie zrywając wędkę. I tyle go widzimy, tracimy marlina i hak.
Na jachcie dzień żałoby, każdy na swój sposób przeżywa tę klęskę. Przez następne kilka godzin nikt się do nikogo nie odzywa, trawimy gorycz porażki."

[30 lat temu] - "14 grudnia o świcie wchodzimy do niewielkiej zatoczki na wyspie Santa Ana, położonej u wybrzeży znaczni...
13/12/2024

[30 lat temu] - "14 grudnia o świcie wchodzimy do niewielkiej zatoczki na wyspie Santa Ana, położonej u wybrzeży znacznie większej wyspy Makira. Rzucamy kotwicę naprzeciwko uśpionej wioski, na razie nie widać ze strony lądu żadnej reakcji. Po śniadaniu udajemy się na brzeg. Jesteśmy mile zaskoczeni. Wioska jest wprost idealnie zorganizowana i czysta, tak jakby przed chwilą została zamieciona. Wszystkie hodowle trzody są poza wioską, a mieszkańców zastajemy przy pracy, każdy jest czymś zajęty.
Jak się później okazało, jest to zasługa pewnej Amerykanki, której syn tutaj się ożenił i sprowadził matkę. Po atolu Palmerston jest to druga tak czysta wioska na Pacyfiku. Zdziwieni jesteśmy sporą ilością flag, którymi udekorowane są domy, drzewa. Maszty z flagami wstawione są nawet w rafy. Jest to już świąteczne przybranie na przywitanie statku, którym nocą mają przypłynąć mieszkańcy wioski zatrudnieni na innych wyspach, by wspólnie rozpocząć przygotowania do świąt."

[30 lat temu] - "Przez dwa dni prowadzimy handel wymienny. Za rzeźbione wiosła, muszle, owoce, warzywa, łuki chcą jak zw...
09/12/2024

[30 lat temu] - "Przez dwa dni prowadzimy handel wymienny. Za rzeźbione wiosła, muszle, owoce, warzywa, łuki chcą jak zwykle odzież, nie interesują ich pieniądze. W końcu mamy całą rufę załadowaną papajami, orzechami, miejscowymi ogórkami i ananasami. Chociaż dziękujemy już, to łodzie z zaopatrzeniem napływają nadal. Ludzie wiosłowali przez całą zatokę na nasze kotwicowisko, aby coś sprzedać i jest nam wyjątkowo przykro odmawiać – ale ilość odzieży też mamy ograniczoną.
Nieopodal jachtu w czółnie, w pełnym słońcu, przez kilka godzin czekał stary krajowiec z dwójką nagich chłopców i gdy już wszystkie łodzie odpłynęły, dopływa do burty i mówi, że on też chce z nami pohandlować.
– Co chciałbyś sprzedać? – zdziwiłem się głośno, widząc, że łódź jest pusta.
Na to starzec wyciąga w moją stronę ściśniętą dłoń i pokazuje starą ozdobę wykonaną ze skorupy żółwia, niegdyś noszoną przez krajowców w nosie. Za to chciałby ubrać swoich dwóch wnuków – wyjaśnia. Transakcja dochodzi do skutku i chłopcy ubrani jak na bal przebierańców – w zbyt duże szorty i koszulki – wracają do wioski."

[30 lat temu] - "Rano jesteśmy u wybrzeży Malakuli, słynnej wyspy ludożerców. Kotwicę rzucamy na środku urokliwej zatoki...
03/12/2024

[30 lat temu] - "Rano jesteśmy u wybrzeży Malakuli, słynnej wyspy ludożerców. Kotwicę rzucamy na środku urokliwej zatoki Sandwich. Wita nas duży napis na zdewastowanym pomoście, ostrzegający przed atakami rekinów. Traktujemy ostrzeżenie poważnie i nici z kąpieli. (...)
Następnego dnia robimy rekonesans po okolicy. Otoczenie wygląda na bezludne, Maciek z Andrzejem wybierają się na wycieczkę na ląd. Mariusz natomiast bierze dinghy i płynie spenetrować zachodnią część zatoki. Po dwóch godzinach wraca podekscytowany i mówi, że koniecznie musimy coś zobaczyć. Wybieramy się więc z nim na koniec zatoki, gdzie jest wejście w autentyczną mangrową dżunglę. Płyniemy wśród mangrowców, jak w zaczarowanym świecie Disneya. Zachwycające miejsce. W drodze powrotnej oglądamy wrak statku handlowego, ma stalowy nitowany kadłub, a w środku kotły parowe. Bóg wie, ile lat to tu już tkwi."

[30 lat temu] - "Następną noc spędzamy u wybrzeża wyspy Nguma. W nocy Mariusz łapie półtorametrowego rekina. Rano wiesza...
25/11/2024

[30 lat temu] - "Następną noc spędzamy u wybrzeża wyspy Nguma. W nocy Mariusz łapie półtorametrowego rekina. Rano wieszamy go za ogon na fale kliwra, wysoko nad pokładem. Po godzinie z wioski, przy której kotwiczymy, przypływa dwóch krajowców na dużym czółnie z przeciwwagą i zadowoleni z podarunku zabierają rekina. Pewnie będzie obiad dla całej wioski.
Dzień za dniem przemieszczamy się niespiesznie od wyspy do wyspy, nurkujemy, polujemy na ryby. W wioskach prowadzimy handel wymienny. Za owoce, muszle i rzeźby krajowcy chcą koszulki, szorty i czapki, czasami ryż, cukier lub naftę.
Odwiedzamy kolejno Mataso, Makura, Emae, Tongoa, Epi. Płyniemy wzdłuż wybrzeża od wioski do wioski."

[30 lat temu] - “Ranek wita nas scenerią jeszcze bardziej ponurą. Chmury nisko nad głową, deszcz już prawie ciągły, a na...
15/11/2024

[30 lat temu] - “Ranek wita nas scenerią jeszcze bardziej ponurą. Chmury nisko nad głową, deszcz już prawie ciągły, a nad szczytami nadbrzeżnych wzgórz wyje i zawodzi wiatr. Cały pokład mamy w płatach tłustej sadzy. Stoimy dokładnie na drodze dymów z wulkanu Yasur. (…)

Na rafie z potwornym hukiem łamie się fala wchodząca z morza, za nią jest w miarę spokojnie. Głębokość 6 metrów, stoimy na łańcuchu o długości 60 metrów plus linowe amortyzatory. Tymczasem rozpętało się na dobre, zdejmujemy wszystko z pokładówki i układamy niżej, aby zmniejszyć opór wiatru. Na pokładzie nie można rozmawiać, nic nie słychać, taki jest huk od załamującej się na rafie fali. Aby sprawdzić na dziobie amortyzatory linowe i łańcuch, musimy iść na czworaka.
Wachta na okrągło, gdyż następne rafy mamy za rufą w odległości około 150 metrów, a w tej kipieli dokładnie nic nie widać. Sytuacja trzyma nas w napięciu: może puścić kotwica, pęknąć łańcuch... (…)�

Cały następny dzień i noc zostajemy na jachcie, bez możliwości kontaktu z lądem. Dopiero po dwóch dniach, gdy zaczyna się powoli wyciszać, podpływa do nas wysłana przez klub duża gumowa dinghy z potężnym silnikiem. Zapytano, czy nie potrzebujemy jakiejś pomocy, są też dobre wiadomości – jeszcze dziś radio obiecuje poprawę pogody. Przy tej okazji dowiadujemy się też, że 14 listopada wieczorem nad Eromangą, właśnie przez Dillon Bay [gdzie wcześniej kotwiczyliśmy] przeszło oko cyklonu Vania.”

Adres

Szafarnia 6
Gdansk
80775

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Antica umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Antica:

Udostępnij

Kategoria