Miejsca Pamięci w Grodzisku Maz.

Miejsca Pamięci w Grodzisku Maz. Projekt „Szlakiem miejsc pamięci. Walka i konspiracja. Mieszkańcy Grodziska Maz. w czasie II wojny światowej”.

Pamiętajmy.
20/09/2020

Pamiętajmy.

Dziś mija 81 rocznica pierwszej zbiorowej egzekucji dokonanej 20 września 1939 r. przez okupantów niemieckich na terenie d. garbarni przy ul. Żyrardowskiej. Ofiarami terroru było 11 obywateli Grodziska Maz. W imieniu pracowników Centrum Kultury Grodzisk Mazowiecki i mieszkańców w miejscu pamięci złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze.

22 grudnia 1944 r. był mimo okupacyjnej grozy był dniem pełnym radosnej nadziei. W Grodzisku powtarzano już wieści o tym...
21/12/2017

22 grudnia 1944 r. był mimo okupacyjnej grozy był dniem pełnym radosnej nadziei. W Grodzisku powtarzano już wieści o tym, że zbliża się armia radziecka i koniec panowania Niemców jest bliski. Poza tym nadchodziły święta Bożego Narodzenia i nawet bieda nie była w stanie powstrzymać ludzi od szykowania się do uroczystej wieczerzy wigilijnej, przedświetecznych porządków i wymieniania się życzeniami oraz zdobytymi lub wykonanymi z trudem i poświęceniem upominkami. Tego dnia Stasia Brysiak wyszła ze swojego domu przy ul. Limanowskiego i poszła aż na Przejazdową, gdzie miała posprzątać u znajomej rodziny. O godzinie 18.00, kiedy skończyła pracę i miała wracać do miasta, usłyszała serię wybuchów, które rozdarły wieczorną ciszę. W ciemności, że ściśniętym sercem pobiegła w kierunku kamienicy sąsiadującej z fabryczką sprzętu pożarniczego Pierzchałów. Gdy dotarła na miejsce, straciła czucie w nogach i musiała usiąść na zaśnieżonej ulicy. Ocknęła się dopiero wówczas, gdy jeden z żołnierzy niemieckich trącił ją w ramię. Przed nią, oświetlone latarkami, rozciągało się rumowisko, w którym zostali pogrzebani jej najbliżsi oraz sąsiedzi. W wyniku bombardowania 22 grudnia 1944 r. zginęło 18 osób, w tym kilkoro dzieci, bomby spadły głównie na ulicę LImanowskiego. Do 27 grudnia trwały przesłuchania świadków tragicznego zdarzenia i pogrzeby ofiar nalotu. Sprawców nie udało się ustalić. Na fot. uczestnicy pogrzebu rodziny Pierzchałów na cmentarzu parafialnym (zbiory Willi Radogoszcz).

- Panowie, czerwoni nam nie darują, jeśli teraz niczego nie zrobimy, będziemy sowiecką republiką - wyrwało się trochę na...
14/11/2017

- Panowie, czerwoni nam nie darują, jeśli teraz niczego nie zrobimy, będziemy sowiecką republiką - wyrwało się trochę nazbyt głośno jednemu z grona mężczyzn siedzących przy stole w grodziskiej knajpie "Złoty Róg". Po tych słowach restauracyjny gwar ucichł jak ucięty nożem, kilku gości wymieniło spojrzenia, niektórzy w pośpiechu opuścili lokal, a uśmiechnięta zwykle bufetowa przerwała wycieranie szklanek i z grobową miną stanęła przy drzwiach, wpatrując się w zalegający na ulicy mrok, jakby z niego wyłonić się miało coś czyhającego w ciemności, nieubłaganego w swoim nadejściu, bezlitosnego.
W połowie listopada 1944 r. w Grodzisku spotkali się na krajowej naradzie członkowie kierownictwa politycznego i wojskowego podziemia narodowego. Owocem spotkania, zwołanego w kontekście popowstaniowego kryzysu AK i rychłego wkroczenia Armii Czerwonej, było powołanie podległej władzom Stronnictwa Narodowego organizacji zbrojnej - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, której celem było prowadzenie walki przeciwko sowieckim okupantom i ich polskim kolaborantom.

"Walczyli w Powstaniu Warszawskim, przyjęła ich ziemia grodziska." Taki napis znajduje się na tablicy umieszczonej na zb...
25/10/2017

"Walczyli w Powstaniu Warszawskim, przyjęła ich ziemia grodziska." Taki napis znajduje się na tablicy umieszczonej na zbiorowej mogile powstańców, którą odnaleźć można na grodziskim cmentarzu parafialnym. Zgodnie z pamięcią świadków grób kryje szczątki co najmniej pięciu mężczyzn, którzy zmarli tego samego dnia w miejscowym szpitalu. Ich imiona i nazwiska były początkowo wypisane na tabliczce z krzyżem oznaczającym miejsce pochówku. Z biegiem lat grób stał się anonimowy. Oczywiście nie były to jedyne groby powstańcze - zmarłych mieszkańców stolicy, zarówno żołnierzy, jak i cywili, było tak wielu, że w Grodzisku zabrakło trumien, ciała chowano w torbach po cukrze, a zbiorowe mogiły widoczne były w nowej części cmentarza jeszcze długo po zakończeniu wojny.

Gęsty, duszący całun mgły owijał ciasno grupę siedmiu mężczyzn idących bladym świtem od strony miasta w kierunku osiedla...
23/10/2017

Gęsty, duszący całun mgły owijał ciasno grupę siedmiu mężczyzn idących bladym świtem od strony miasta w kierunku osiedla Łąki. Powietrze przesycone słodkawym zapachem uschniętych liści i ziemi nie zdążyło jeszcze nagrzać się po nocy, wdzierając się pod ubrania i powodując, że z ust piechurów raz po raz wydobywały się obłoczki białej pary, jakby prowadzili ze sobą bezgłośną rozmowę. Mężczyźni minęli przejazd kolejowy, przeszli obok mleczarni i skierowali się ulicą Traugutta do bramy nieczynnego już cmentarza żydowskiego. Gdyby nie karabiny na plecach czwórki ubranej w zielone mundury, można by sądzić, że to grupa robotników idących rankiem do pracy. Gnani jakimś niezrozumiałym nakazem otworzyli furtkę zwieńczoną szpicami w kształcie grotów strzał i podążyli ścieżką pośród strzaskanych nagrobków do najdalszej, zarośniętej części nekropolii. Jeden z idących, ukrywający twarz pod głęboko nasuniętą czapką, tuż po wejściu na cmentarz przerwał milczenie i zaczął recytować cicho modlitwę "El Male Rachamim". Po dłuższej chwili, gdy cała grupa zniknęła za drzewami, słychać było tylko szelest liści rozsuwanych nogami, a następnie serię strzałów i stłumiony przez miękką ziemię odgłos padających ciał. 30 września 1944 r. na cmentarzu żydowskim w Grodzisku rozstrzelano trzy osoby, w tym przynajmniej jedną pochodzenia żydowskiego. Zamordowanych najpewniej pochowano w miejscu kaźni w zbiorowej mogile.

Kim był wychudzony starzec, który zmarł na zapalenie płuc w Grodzisku 11 października 1944 r. jako uchodźca ze stolicy? ...
20/10/2017

Kim był wychudzony starzec, który zmarł na zapalenie płuc w Grodzisku 11 października 1944 r. jako uchodźca ze stolicy? Tego nie wiedzieli ani gospodarze domu przy ul. Radońskiej, w którym się zatrzymał, ani towarzyszący mu - podobni doń wygnańcy ocaleni z Powstania, ani grabarze, którzy przygotowali mogiłę w nowej, zajętej tylko przez kilka kopczyków części cmentarza, ani ksiądz, który odprawiał egzekwie, ani też nieliczni uczestnicy pogrzebu, który przypadł w słotną środę, dzień imienin Aldony i Brunona.Tajemnicę życia i dokonań oraz skalę talentu tego człowieka znał jedynie pracownik kolejki EKD Szczepan Brozych, nieustannie doskonalący swój warsztat malarza amatora, postępujący teraz za trumną. Po krótkiej ceremonii świeży grób przysypano ziemią i opatrzono krzyżem z tabliczką, na której znalazł się napis: Miłosz Kotarbiński (25.I.1854-11. X. 1944). Po latach mogiłę przykryła płyta z kutymi literami, a gdy i te się zatarły - granitowa tabliczka, istniejącą do dziś, choć przysypana zeschłymi liśćmi i otoczona wykwitami mchu.
Miłosz Kotarbiński (1854-1944) - malarz, artysta plastyk, poeta, śpiewak, kompozytor i krytyk literacki. Kształcił się w Warszawie u Wojciecha Gersona, później wyjechał do Petersburga, gdzie kontynuował naukę. Po powrocie do stolicy był nauczycielem rysunku i malarstwa m.in. w Miejskiej Szkole Rysunkowej. Przez kilka lat sprawował nadzór artystyczny nad "Tygodnikiem Ilustrowanym", w 1892 r. założył prywatną szkołę malarską dla kobiet. W 1905 r. związał się z Warszawską Szkołą Sztuk Pięknych, od 1923 r. pełniąc obowiązki jej dyrektora. Jego żoną była Ewa Koskowska (1857-1923) - pianistka, z którą miał czterech synów: Tadeusza (filozofa), Mieczysława (malarza), Janusza i Kazimierza. Po wojnie wystawę jego prac malarskich przygotowało Muzeum Regionalne PTTK w Grodzisku Maz., a honorowym gościem na wernisażu był syn artysty, prof. Tadeusz Kotarbiński, logik i etyk, prezes PAN.

Razem z pacjentami stołecznych szpitali przybyli do Grodziska członkowie personelu medycznego ewakuowanych placówek, w t...
18/10/2017

Razem z pacjentami stołecznych szpitali przybyli do Grodziska członkowie personelu medycznego ewakuowanych placówek, w tym znakomici lekarze specjaliści: Władysław Melanowski, prof. okulistyki, dyrektor Instytutu Oftalmicznego, prof. Witold E. Orłowski, internista, Lesław Węgrzynowski, dr wszech nauk lekarskich, powstaniec warszawski, mjr służby medycznej WP, pionier walki z gruźlicą, Alfred F.S. Meissner, chirurg-stomatolog, mieszkaniec wsi Mościska, który podjął pracę w grodziskim szpitalu oraz prof. Andrzej Biernacki, internista, mąż skrzypaczki i kompozytorki Grażyny Bacewicz, która wraz z mężem i córką Aliną także stała się na krótko mieszkanką Grodziska.

Pochód widm. Takie wrażenie można było odnieść patrząc na kondukt ludzi, czy raczej duchów ciągnący ulicą Sienkiewicza o...
18/10/2017

Pochód widm. Takie wrażenie można było odnieść patrząc na kondukt ludzi, czy raczej duchów ciągnący ulicą Sienkiewicza od strony Warszawy. Okutani w szmaty, słaniający się na nogach, chudzi jak szkielety, niektórzy z kończynami w prowizorycznych łubkach, inni z przesączającymi się bandażami zakrywającymi głowy, oczy, tułów, najsłabsi o kulach, prowadzeni za rękę lub podtrzymywani na ramionach, leżący na zasłanych sianem i prześcieradłami wozach. Na przedzie pochodu szedł człowiek - równie wynędzniały i blady jak pozostali - trzymający w ręku biały sztandar z wymalowanym czerwonym krzyżem, może dla ochrony (Boskiej i ludzkiej), może dla wskazania na szczególną kondycję tych, którzy posuwali się za nim.Trwała ewakuacja warszawskich szpitali, przenoszonych ze zniszczonej w powstaniu stolicy do Pruszkowa, Tworek, Podkowy Leśnej, Milanówka i Grodziska. W ten sposób do naszego miasta ewakuowano Klinikę Chorób Wewnętrznych Szpitala Dzieciątka Jezus, Szpital Warszawski dla Dzieci oraz Instytut Oftalmiczny.

Była już późna jesień 1944 r. Powstanie Warszawskie budzące tak wielkie nadzieje zostało stłumione, stolica zniszczona, ...
17/10/2017

Była już późna jesień 1944 r. Powstanie Warszawskie budzące tak wielkie nadzieje zostało stłumione, stolica zniszczona, a warszawiacy wywiezieni do obozów przejściowych. Grodzisk wypełnił się uciekinierami, którzy wciskali się w każdy wolny kąt, anektując na kwatery zarówno gościnne pokoje, jak i strychy, komórki i przygórki. Bieda, głód i choroby zbierały śmiertelne żniwo, co dnia umierali najsłabsi - starcy i dzieci. Od sierpnia do listopada zmarło w Grodzisku 179 mieszkańców Warszawy, którzy spoczęli na cmentarzu parafialnym. Pozostali przy życiu z wiarą w lepsze jutro walczyli o przetrwanie.
Na grodziskiej plebanii tłum obdartych i brudnych ludzi. Siedzą przy stole w obecności gospodarza, proboszcza Grabowskiego, który zaangażował w pomoc uchodźcom ze stolicy także rodzinę organisty Bartosika. W miskach paruje kartoflanka, wyjadana łapczywie łyżkami, wygarniana kawałkami czarnego chleba. Między jedzącymi uwagę zwracają dwie urodziwe kobiety, obie milczące, obserwujące się bacznie spod uniesionych brwi. Ksiądz, mimo że nie interesuje się teatrem, rozpoznaje w nich Ninę Andrycz i Wierę Gran, ale zachowuję tę wiedzę dla siebie. Po co wzbudzać sensację, wszak w obliczu Boga i wojennej nędzy wszyscy są równi. Wiera Gran, dotąd przebywająca w Starych Babicach, ostrzeżona przez tamtejszego proboszcza, uciekła przed planowanym niemieckim najazdem i wozem konnym dotarła do Grodziska, gdzie znalazła schronienie u ks. Grabowskiego. Tam spotkała Ninę Andrycz, która udała, że jej nie rozpoznaje, aby ukrywający się ludzie nie zorientowali się o obecności wśród nich Żydówki. Gdy niebezpieczeństwo minęło, Wiera powróciła do Babic.

Wiesia Gradówna nie miała już nóg. Tak się jej przynajmniej wydawało, gdy patrzyła na swoje stopy w sandałach jakby nale...
04/08/2017

Wiesia Gradówna nie miała już nóg. Tak się jej przynajmniej wydawało, gdy patrzyła na swoje stopy w sandałach jakby należały do jakiejś innej ośmioletniej, chudej dziewczynki. Na pewno nie były to jej nogi, bo wówczas mogłaby nimi poruszać. Na szczęście miała jeszcze ręce, w których trzymała metalowy garnuszek z wodą, no i twarz, z którą było coraz gorzej, bo oczy zmęczone wypatrywaniem kobiet z małymi dziećmi zachodziły już mgłą i sklejały się od potu, a suche usta poruszały się jak u mechanicznej lalki wypowiadając ciągle te same pytania: czy potrzebuje pani pomocy? czy chcecie się umyć? czy macie co jeść? Mijał kolejny dzień, od kiedy matka kazała jej stanąć przed domem przy szosie błońskiej, na wprost przejazdu, przy studni i wołać do ludzi, którzy szli i szli drogą z walizkami, tobołkami, wózkami, samotnie i w grupach, czasami czarni od sadzy i kurzu, nieraz pokrwawieni, słaniający się. Mama mówiła, że to nasi, z Warszawy wypędzeni, Warszawa walczy, Niemcy ją palą, tych ludzi z domów powyrzucali i kazali iść do Dulagów, obozów znaczy się, co dla tych wyrzuconych są zrobione. U nas w kuchni na ogniu dwa sagany całe dnie stoją, jeden z zupą, a drugi z wodą gorącą. Kobiety z dziećmi w domu się oporządzają, a dla reszty porobiło się specjalne umywalnie na podwórku - między komórkami są rozpięte sznury, a na nich koce. Pomiędzy nimi ludzie się myją, osobno kobiety, osobno mężczyźni, przebierają się i idą dalej, do magazynów naszej "octówki", gdzie mają teraz mieszkać. Karmimy ich i dajemy ubrania, a z miasta przychodzi do nich lekarz i pielęgniarki. I tak dzień w dzień, końca nie widać. 6 sierpnia 1944 r. w magazynach Zakładów Chemicznych "Grodzisk" przy ul. Traugutta 1 (ob. Gedeon Rihcter, d. GZF Polfa) Niemcy zorganizowali obóz przejściowy, do którego kierowano cywilnych uchodźców wypędzonych z Warszawy oraz osoby zatrzymane w czasie łapanek ulicznych w podwarszawskich miejscowościach. Przez obóz grodziski przeszło ok. 4000 ludzi wykorzystywanych do robót fizycznych poza terenem obozu. Na fot. fragment nieistniejącej juz bramy zakładowej, przez którą "przeszła Warszawa".

Żar lejący się z nieba mimo wczesnej pory sprawiał, że Bolesław Kopp-Kowalski ps. Piechur pełniący wartę przy magazynie ...
03/08/2017

Żar lejący się z nieba mimo wczesnej pory sprawiał, że Bolesław Kopp-Kowalski ps. Piechur pełniący wartę przy magazynie broni AK nie mógł właściwie ocenić sił przeciwnika. W ostrym słońcu, poprzez krople potu spływające do oczu widział tylko ciemne sylwetki coraz gęściej zapełniające ulicę Lutnianą wokół posesji Wiktora Goliana. Właśnie tam, u starego działacza POW, który pełnił służbę kwatermistrzowską, zlokalizowany został magazyn broni, ktory 31 lipca 1944 r., na skutek zdrady, został odkryty przez wroga. Piechur wiedział już, że z tej opresji nie wyjdzie cało, ruch na ulicy zamarł, co oznaczało, że Niemcy rozkazali mieszkańcom ukryć się w domach. Postanowił, że tanio nie sprzeda skóry. Położył dłoń na kolbie pistoletu, pożegnał się w myślach z rodziną, wciągnął powietrze, którego nagle zaczęło mu brakować i otworzył ogień do zbliżających się żołnierzy. Huk wystrzałów sprawił, że napastnicy rozpierzchli się i przypadli do ścian kamienic. Dwóch czy trzech skuliło się i zawróciło, padły komendy po niemiecku, odezwały się karabiny i wokół Piechura niczym natrętne osy zaczęły bzyczeć pociski. Nagle jedna z os użądliła chłopca, który poczuł piekący ból i zobaczył, że chodnik podnosi się i uderza go w twarz. Potem zgasło słońce.
Pchor Bolesław Kopp-Kowalski, ranny w walce, oraz 11 innych żołnierzy oddziału zrzutowego i służb liniowych Ośrodka AK - aresztowanych tego samego dnia na podstawie donosu, zostało przewiezionych do lasów młochowskich w okolicy Podkowy Leśnej i tam rozstrzelanych przez żandarmerię 2 sierpnia. Zginęli wówczas: Bolesław Kopp-Kowalski, Tadeusz Alwast, Józef Grefkowicz, Bronisław Jedwabny, Mieczysław Jurga-Szczygielski i jego siedemnastoletni syn Jan, Ryszard Olechowski, Stanisław Heiden-Piotrowski, Julian Tuszyński, Stefan Zapała, Józefa Nosecka i jej piętnastoletnia siostra Jadwiga Godlewska. Ciała rozstrzelanych ekshumowano po wojnie i przeniesiono do grobów rodzinnych na cmentarzu parafialnym w Grodzisku Maz. Na miejscu kaźni znajduje się płyta z nazwiskami ofiar.

W dniach od 2 do 4 sierpnia 1944 r. oddziały Ośrodka AK "Gąbka"-"Osa" zostały skoncentrowane w lasach skulskich, w rejon...
02/08/2017

W dniach od 2 do 4 sierpnia 1944 r. oddziały Ośrodka AK "Gąbka"-"Osa" zostały skoncentrowane w lasach skulskich, w rejonie wsi Grzegorzewice, czekając na rozkaz dotyczący wsparcia Powstania Warszawskiego. W tym samym czasie żołnierze plutonów 34 i 49 czekali na podobny rozkaz w domach przy ul. Sokoła (dziś róg Kopernika i Szkolnej, siedziba przedszkola niepublicznego) i Słowackiego. Rozkaz o wyruszeniu do Warszawy nie został jednak wydany. Powtórna koncentracja odbyła się 16 i 17 sierpnia, grupy zebrane w Kadach i w Kraśniczej Woli (Rozłogi) w sile ok. 60 ludzi wyruszyły nocą do obozu wojennego AK w Puszczy Kampinoskiej i wzięły udział w walkach. Nie brakowało także osób spoza struktur grodziskiego ośrodka, które jako żołnierze AK uczestniczyły w zmaganiach o stolicę. Niektórzy, jak Antoni Siwiec ps. Moszyński, polegli już pierwszego dnia Powstania. Na zdjęciu młodzi ludzie podczas letniego wypoczynku na stawach Walczewskiego w lipcu 1944 r. Widoczny na fotografii Jerzy Henclewski zginął na Starym Mieście 20 sierpnia. Miał 24 lata.

Zegarek na ręku oficera zrzutowego Ośrodka AK "Osa" Stanisława Osuchowskiego ps. Tissot wskazywał kilka minut po północy...
31/07/2017

Zegarek na ręku oficera zrzutowego Ośrodka AK "Osa" Stanisława Osuchowskiego ps. Tissot wskazywał kilka minut po północy, zwiastując ostatni dzień lipca 1944 r. Ciemne niebo przeszył zbliżający się warkot samolotu. Na polanie błysnęły światła latarek, wyznaczające obszar placówki odbiorczej Solnica. Rozpoczął się zrzut. Od kadłuba maszyny, teraz już wyraźnie widocznej na tle letniego nieba, zaczęły odrywać się pojedyncze sylwetki, jedna, dwie... sześć. Nad łąką zabujały zasobniki. Szelest spadochronów, łopot zrywanych liści, głuchy odgłos zetknięcia z ziemią. Potem już szybka ewakuacja ludzi i materiałów. Ptaszki - jak nazywano spadochroniarzy AK - do meliny, zasobniki do skrytek. Akcja zakończona powodzeniem. Na znak Tissota żołnierze oddziałów ochronnych i technicznych rozpływają się w mroku, cień połyka także członków grupy dywersyjnej Wilka, Zdzisława Wolskiego, gotowych do walki o ludzi i sprzęt. Po kilku chwilach polana, na której powstało zrzutowisko, jest już pusta. Lipcowa, parna noc tchnie spokojem.
30/31 lipca 1944 miała miejsce operacja lotnicza "Jacek I". Na placówce "Solnica" odebrano 12 zasobników z uzbrojeniem, 8 paczek oraz 6 skoczków, dostarczono 444 900 USD w banknotach, 14 400 dolarów w złocie i 260 000 RM. Do kraju przedostało się sześciu spadochroniarzy: ppłk. Jacek Bętkowski, ps. "Topór 2", kpt. Franciszek Malik, ps. "Piorun 2", por. Stanisław Ossowski, ps. "Jastrzębiec 2", por. Julian Piotrowski, ps. "Rewera 2", kpt. Zbigniew Specylak, ps. "Tur 2", ppor. Władysław Śmietanko, ps. "Cypr". Skoczkowie przybyli do Warszawy w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego i zasilili szeregi walczących powstańców. Na fot. kaplica w Radoniach upamiętniająca placówkę odbiorczą "Solnica".

30 lipca 1944 r. przy moście kolejowym w Milanówku w walce z niemieckim patrolem polegli żołnierze Szarych Szeregów: Lud...
28/07/2017

30 lipca 1944 r. przy moście kolejowym w Milanówku w walce z niemieckim patrolem polegli żołnierze Szarych Szeregów: Ludwik Kubiak ps. Konar i Witold Życiński ps. Kmicic (obaj spoczywają na grodziskim cmentarzu parafialnym). Ze starcia wyszedł cało dowódca Janusz Zabłocki ps. Pionier, który tak wspominał swój "chrzest bojowy": "Była niedziela 30 lipca 1944 r., słychać już było, zwłaszcza nocą, pomruk zbliżającego się frontu, w Warszawie pachniało powstaniem. (...) Tego wieczora wraz z dwoma chłopakami z Szarych Szeregów powracałem z Milanówka do Grodziska. Byliśmy uzbrojeni w pistolety: ja miałem visa, „Konar” (Ludwik Kubiak) – parabellum, najmłodszy z nas szesnastoletni „Kmicic” (Witold Życiński) – mały pistolecik kalibru 6,35. Było już po dziewiątej, zapadała szarówka i trzeba było się spieszyć, by do domu dotrzeć przed godziną policyjną, która wówczas ustalona była na 22. To sprawiło, że na usilną prośbę chłopców, którzy chcieli oszczędzić swoim rodzicom niepokoju, zgodziłem się wyjątkowo od mojej pierwszej decyzji odstąpić i zamiast okrężnymi dróżkami, iść do Grodziska trasą najprostszą, to jest wzdłuż toru. (Tę chwilę słabości do tej pory sobie nieustannie wyrzucam)". Otoczeni przez Niemców harcerze podjęli nierówną walkę z patrolem Wehrmachtu. W oczekiwaniu na znak do otwarcia ognia - strzał dowódcy dwaj chłopcy zostali ścięci salwą. Ostatecznie niemieccy żołnierze zostali pokonani, ale ceną za wygraną potyczkę było życie Kmicica i Konara. Więcej na temat tego wydarzenia można przeczytać tutaj: http://www.januszzablocki.pl/2012/07/30-lipca-1964.html

Fragment „ Dzienników 1956 - 1985 ”, których pierwszy tom został wydany przez Instytut Pamięci Narodowej: Dzienniki 1956-1965 t.1 (IPN...

Wszystko w tym dniu było dziwne. 26 lipca 1944 r., w czasie odpustu parafialnego w kościele św. Anny, gdy na drodze wiod...
26/07/2017

Wszystko w tym dniu było dziwne. 26 lipca 1944 r., w czasie odpustu parafialnego w kościele św. Anny, gdy na drodze wiodącej w kierunku Żyrardowa kłębiło się od furmanek, a wśród ludności przybyłej na odpust widać było wyraźnie granatowych policjantów, do garbarni Natalin wkroczyło kilku uzbrojonych mężczyzn i zarekwirowało w imieniu AK platformę wyprawionych skór. Co ciekawe, pracownicy garbarni jakby tylko na to czekali, wóz ze skórą stał na brukowanym podwórzu, obyło się bez awantur, a napastnicy byli wręcz uprzejmi dla robotników, którzy oddali wóz bez słowa sprzeciwu. Oddalającego się transportu nikt nie gonił, nikt nie zaalarmował od razu policji, a wyładowaną skórami platformę opuszczającą bramę garbarni widzieli wszyscy. Jak się okazało, akcja miała na celu zakamuflowanie dobrowolnego przekazania skór żołnierzom AK przez właścicieli garbarni. Po wybuchu Powstania Warszawskiego transport dostarczony został oddziałom walczącym w Puszczy Kampinoskiej. Niestety właściciele garbarni nie uniknęli represji ze strony niemieckich okupantów. Po upadku powstania tabory ze skórami "zarekwirowanymi" z garbarni wpadły w ręce wroga. Niemcy powiązali fakty i dokonali krwawej zemsty. 30 września 1944 r. Stanisław Widuliński, ofiarodawca skór, jego syn Jan oraz Anna, Jan, Tadeusz i Stanisław Kamińscy, Jan Witecki, Kazimierz Frycz i Zdzisław Gołębiowski zostali aresztowani i rozstrzelani w lasach młochowskich. Po kilku dniach schwytani zostali pozostali współwłaściciele garbarni Jan Kamiński i Bolesław Witecki, którzy stracili życie w Żyrardowie. Ciała zamordowanych odnaleziono po wojnie, ekshumowano i pogrzebano na cmentarzu parafialnym w Grodzisku Maz. Na fot. pogrzeb zamordowanych garbarzy. (zbiory Willi Radogoszcz)

Aby utrzymać ciągłość nauczania, powstrzymać demoralizację młodzieży, a przede wszystkim ustrzec młodych ludzi przed wyw...
04/07/2017

Aby utrzymać ciągłość nauczania, powstrzymać demoralizację młodzieży, a przede wszystkim ustrzec młodych ludzi przed wywozem na roboty do Niemiec w lutym 1940 uruchomiono w Grodzisku Szkołę Handlową oraz kursy przygotowujące do zawodu - władze niemieckie wydały zgodę na otwieranie szkół średnich zawodowych. W "Handlówce" umieszczono uczniów gimnazjum i I kl. liceum, realizując poza programem zajęć obowiązkowych tajny program szkoły polskiej. Ze względu na brak własnych budynków szkolnych lekcje odbywały się w domu pp. Szrucik przy ul. 3 Maja oraz w Dworku Skarbka,gdzie odbywały się kursy zawodowe. Warto przypomnieć, że w pałacyku Skarbka, późniejszej siedzibie Muzeum Regionalnego PTTK już w grudniu 1939 r. ulokowano rodziny wysiedlone z woj. poznańskiego.

Wobec wprowadzonego przez okupacyjne władze niemieckie zakazu nauczania na poziomie szkoły średniej i dopuszczenia jedyn...
03/07/2017

Wobec wprowadzonego przez okupacyjne władze niemieckie zakazu nauczania na poziomie szkoły średniej i dopuszczenia jedynie kształcenia zawodowego grodziska młodzież zdobywała wykształcenie na tzw. tajnych kompletach. Tajne nauczanie na poziomie gimnazjum i liceum, którym w latach 1940-45 objęto 545 uczniów, odbywało się w domach prywatnych skupiając w centrum miasta grupy liczące 5-6 osób, na peryferiach - 8 do 10. Komplety miały miejsce m.in. w domach pp. Pieśko przy ul. Szkolnej, Dąbrowskich przy ul. Konopnickiej, Badowskich przy ul. Ziemiańskiej, Kałagate przy ul. Montwiłła, Gąszczołowskich, Kierlańczyków i Potyńskich przy ul. Kilińskiego, Ryglewiczów przy ul. Moniuszki, Szpakowskich przy ul. Więziennej, Widulińskich przy ul. Żyrardowskiej, Redlów przy ul. Lutnianej, Pobiedzińskich przy ul.Kościuszki. Koordynacją akcji tajnego nauczania zajął się ZNP, który w konspiracji przyjął nazwę TON (Tajnej Organizacji Nauczycielskiej). Pracami tajnych kompletów kierował na terenie Grodziska przedwojenny dyrektor Prywatnego Gimnazjum i Liceum Koedukacyjnego Witold Westfal. Ponadto utworzono dla gimnazjalistów i uczniów liceum Szkołę Handlową, stanowiącą tzw. zamaskowane tajne komplety. Na fot. ostatni przedwojenni maturzyści (11 czerwca 1939 r.), w środku Witold Westfal (ze zbiorów ZS nr 1 w Grodzisku Maz.).

03/07/2017

Dzięki Wam nasza strona zanotowała już 400 polubień. Jest nam niezmiernie miło, że tematy historyczne znajdują swoich miłośników w tak "niepoważnym" medium jak FB, a historia Grodziska Maz. warta jest tego, aby poświęcić jej kilka chwil podczas lektury postów. Mamy nadzieję, że informacje, które znajdujecie na tej stronie nie tylko uzupełniają wiedzę, ale także przyczyniają się do budowania dumy czerpanej z przeszłości naszego miasta i utrwalają w Waszej świadomości obraz miejsca, w którym działo się dużo i ciekawie. Dziękujemy wszystkim, którzy czytają, komentują, udostępniają, przekazują informacje i przyczyniają się do budowy tej strony.

Projekt „Szlakiem miejsc pamięci. Walka i konspiracja. Mieszkańcy Grodziska Maz. w czasie II woj

Gefreiter Shulze mierzył już dłuższy czas ze swojego mauzera ponaglany głosami i śmiechem kolegów. Cel był nieruchomy, w...
30/06/2017

Gefreiter Shulze mierzył już dłuższy czas ze swojego mauzera ponaglany głosami i śmiechem kolegów. Cel był nieruchomy, w dodatku dobrze widoczny i znajdujący się zbyt blisko, by chybić. Wreszcie muszka zgodziła się ze szczerbinką, rozległ się suchy trzask i głowa, do której mierzył rozprysnęła się na kilkanaście kawałków. Celny strzał został skwitowany oklaskami pozostałych członków patrolu, który pomaszerował dalej ulicą Kolejową. Na miejscu pozostały fragmenty roztrzaskanej pociskiem główki, z których trudno byłoby już cokolwiek złożyć. O pochodzeniu tej mieniącej się na różowo i niebiesko mozaiki zawiadamiał tylko nierówny kikut szyi sterczący z korpusu figurki Matki Boskiej umieszczonej między filarami kapliczki. Już po wojnie inicjator wzniesienia kapliczki Franciszek Tarczyński udał się na Jasną Górę, skąd przywiózł nową figurą i umieścił ją na miejscu tej rozbitej. Kapliczka znajdująca się do dziś przy ulicy 1 Maja, naprzeciwko dawnego przejazdu kolejowego, została wybudowana w 1922 r. przez mieszkańców ulicy. Jej powstanie poprzedziła straszliwa burza, podczas której piorun przepołowił potężną topolę, na której wisiał obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Gdy rano zjawili się drwale, by usunąć zwalone drzewo, okazało się, że obrazek pozostał nietknięty. Odczytując ten fakt jako znak Opatrzoności, w miejscu drzewa za zgodą księdza proboszcza, przy pomocy władz miasta oraz właścicieli majątków Chlewnia i Izdebno wystawiono kapliczkę, wmurowując w nią ocalały obraz. Kapliczka została poświęcona podczas uroczystej procesji i odtąd miała witać każdego wjeżdżającego do miasta od strony północnej i gromadzić mieszkańców ulicy na modlitwie. Powiadano, że niemiecki żołnierz, który strącił głowę figury, niedługo potem zginął od zabłąkanej kuli. Kapliczka przetrwała do dnia dzisiejszego, jednak figura przywieziona z Częstochowy przez członka Akcji Katolickiej, Franciszka Tarczyńskiego, zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...

Czerwcowy upał sprawił, że czas zwolnił i na stacji kolejki EKD Jordanowice wszystko działo się jak na scenie. Alois Wal...
27/06/2017

Czerwcowy upał sprawił, że czas zwolnił i na stacji kolejki EKD Jordanowice wszystko działo się jak na scenie. Alois Walche, w dokumentach występujący jako Alojzy Kazimierz Walcha, Wallha lub Walhe, który został zapamiętany przez mieszkańców miasta jako ten, który zastrzelił na ulicy brzemienną dziewczynę pochodzenia żydowskiego, wysiadł z wagonu, podszedł do kiosku na peronie i nachylił się nad ladą. Usłyszał wówczas, ku swojemu zdziwieniu, jak stojący obok niego mężczyzna z letnim płaszczem przewieszonym przez ramię, recytuje mu wyrok śmierci. Potem był już huk wystrzału i krzyki gapiów, z grona których wyrwało się dwóch chłopaków, dosiadło rowerów i co sił w nogach pomknęło w nieznanym kierunku. Żołnierze plutonu dywersyjnego grodziskiego Ośrodka AK, znajdujący się na stacji razem ze swoim dowódcą Tadeuszem Bronowskim, którzy wcześniej prowadzili rozpoznanie ofiary, mogli przekazać informację o tym, że 21 czerwca 1943 r. żołnierze 13 Plutonu Ośrodka AK "Żaba" z Żyrardowa Jan Skrowaczewski „Klamanio” i Henryk Garbarski „Jur”, wykonało wyrok śmierci wydany przez dowództwo AK na folksdojcza Alojzego Kazimierza Walche. "Jur" i "Klamanio" dotarli do majątku Szczygielskich w Kraśniczej Woli i tam zostali ukryci w studni, gdzie przeczekali obławę. Na fot. Jur i Klamanio po wykonaniu wyroku (arch. Janiny Soporek).

Tadeusz Bronowski ps. Konrad, dowódca grupy łącznikowej osłaniającej zamach na Walchego, dotnął daszka czapki dając w te...
27/06/2017

Tadeusz Bronowski ps. Konrad, dowódca grupy łącznikowej osłaniającej zamach na Walchego, dotnął daszka czapki dając w ten sposób znak do rozpoczęcia akcji. Wytaczający się z kolejki EKD otyły mężczyzna w mokrej od potu koszuli był niewątpliwie tym, na który władze podziemne wydały wyrok śmierci. Bronowski, tak jak łącznicy z 34 plutonu dywersyjnego i likwidatorzy czekający na stacji Jordanowice, wiedzieli o nim prawie wszystko: dokąd jeździ, z kim się spotyka, znali jego rozkład dnia i miejsca, do których może się udać. Na kilka dni przez wykonaniem wyroku cała akcja została zaplanowana w mieszkaniu Lissowskich przy ul. Dworskiej, gdzie dostarczono broń, której mieli użyć egzekutorzy. Wiadomo było, że Walche dojedzie kolejką do stacji Jordanowice ok. godz. 14.00, być może, jak to miał w zwyczaju, zatrzyma się przy kiosku znajdującym się na peronie, kupi papierosy lub gazety. Właśnie tam ustawili się wyznaczeni do akcji likwidatorzy "Klamanio" i "Jur" - żołnierze z Ośrodka AK "Żaba". Bronowski lubił ich i podziwiał, bo na każdą akcję szli jak na zabawę, pokrywając śmiechem, żartami i wzajemnymi uszczypliwościami napięcie towarzyszące ich zadaniom. "Jur" czekał z rowerami, które miały posłużyć do ucieczki, "Klamanio" z letnim płaszczem na ręcę opierał się o róg drewnianego kiosku. Gdyby Walche zwąchał spisek i zaczął uciekać, wpadłby w ręce któregoś z czterech żołnierzy z plutonu Bronowskiego, którzy na jego znak zastygli w oczekiwaniu. Nic takiego jednak nie nastąpiło, Walche wysiadł z kolejki i ruszył w kierunku kiosku...

Alois Walche, tłumacz niemieckiej  żandarmerii, przed wojną znany jako Kazimierz Walcha, chciał się tylko napić czegoś c...
26/06/2017

Alois Walche, tłumacz niemieckiej żandarmerii, przed wojną znany jako Kazimierz Walcha, chciał się tylko napić czegoś chłodnego, marzył o pienistym, chłodnym piwie, ale pamiętał, że po dojechaniu do Grodziska musi się jeszcze zameldować w biurze niemieckiego landrata. Zdecydował się zatem na oranżadę i gdy tylko skład kolejki EKD zatrzymał się na stacji Jordanowice wysiadł z wagonu i pośpieszył do stojącego na peronie kiosku. Wyminął chłopaka z rowerem i podszedł do okienka, przy którym stał już jakiś mężczyzna z płaszczem przewieszonym przez ramię. Żar lał się z nieba, czerwcowe słońce nie miało litości ani dla ludzi, ani dla roślin czy zwierząt. Walche zanotował więc ów płaszcz jako element, który nie pasował do reszty otoczenia. Był jednak zbyt pochłonięty wizją otwieranej z sykiem butelki landrynkowego napoju, by zagłębiać się w takie szczegóły. Poza tym mniemał o sobie, że jest nieformalnym władcą miasteczka, panem życia i śmierci, ponieważ jego nazwisko, pozycja wśród folksdojczów, a przede wszystkim pistolet, który zawsze nosił przy sobie i używał zgodnie z wyobrażonymi winami ofiar wzbudzały respekt, a nawet grozę. Władczym gestem odsunął zagapionego widać młodzieńca od lady, przy której dość już się naczekał i wsadził głowę do kiosku, ponad stertą gazet. Wówczas chłopak jakby w poczuciu winy pochylił się i wyjął spod płaszcza pistolet, który powędrował tuż za ucho Walchego. Huk wystrzału zlał się z gwizdem kolejki, a gazety, szybę kiosku i chodnik pokryła rosa szkarłatnych kropelek. Krzyki świadków zdarzenia, którzy zgromadzili się nad zastrzelonym, nie mogły już dosięgnąć zamachowców, którzy uciekali na rowerach. Alois Walche zginął od kul egzekutorów AK 21 czerwca 1943 r. na podstawie wyroku sądu podziemnego, który skazał go na śmierć za wyjątkowo wrogi stosunek do ludności Polskie i akty okrucieństwa wobec cywili. Walche został wcześniej szczegółowo "rozpracowany", znany był jego rozkład dnia i miejsca, w których bywał. Jego śmierć odbiła się szerokim echem po Grodzisku, odbierana jako dowód na to, że winy prędzej czy później doczekają się kary. Fot. arch. Izby Tradycji EKD/WKD.

Adres

Grodzisk Mazowiecki
05-825

Telefon

22 755 51 45

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Miejsca Pamięci w Grodzisku Maz. umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij