19/01/2025
Tu nie będzie chronologii, bo chaos panował cały czas.
22 z groszem, a my siedzimy na pace samochodu wojskowego razem z irakijskim żołnierzem wtuleni w siebie. Dobrze, że zdjął płaszcz i przykryliśmy się oboje. Z zimna bolą mnie żebra, bo jestem cały napięty i jednoczesnie drżę. Temperatura 4°, a my zapierdzielamy ponad 100 na godzinę, więc wydaję się jakby było -10. Mimo, że powinienem zdychać to w głowie myślę, że to najbardziej pojebany dzień w życiu. Rano granica, później transport wojskowy, ja trochę posrany, a teraz to. Przed chwilą siedziałem w Hummerze z dwoma żołnierzami i grzaliśmy się butlą gazową. Tylko oni co chwilę łapali za broń i wybiegali sprawdzić kto nadjeżdża, może to w końcu mój konwój? Ogólnie to sporo czasu się traci na konwoje, bo jedziesz kilka kilometrów i zmiana samochodu. Hummer, UAZ, różne pickupy, a nawet wóz opancerzony.
Zaczęło się od wojskowego, co o 16 mówił, że jest już późno i mnie zawiozą do miasta za 25km. Na nic tłumaczenie, że spokojnie zrobię ten dystans, na początku jechałem za nim, ale nadjechał inny samochód i niemal siłą zrzucili mnie z roweru. Rower na pakę, ja do auta. Kiedy mijaliśmy owe miasto i pojechaliśmy dalej w głowie od razu obraz, że może zostałem uprowadzony po angielsku. Każdy mówi co innego, zaraz do następnego i następnego. Pokazuje im, że chce spać na posterunku i rano ruszyć, a słyszę "ok, ok", ale nic takiego się nie dzieje. Gorzej jak zabierają mnie do Hummerów, bo tam nie ma miejsca na rower. Jeden to chciał rower na wierzyczce powiesić, ale wybiłem mu ten pomysł, więc z Humvee jeżdżę trzymając się klamek po 40-50km/h. Na początku się obsrałem, ale bardzo szybko przywykłem do tej "wojennej" codzienności i przy 20 konwoju już wszystko jedno mi było i sporo żartowaliśmy z żołnierzami. Trochę dziwiło mnie czy na pewno bezpieczniejsze jest jak zatrzymujemy się na środku pustyni w nocy i stoimy przed autem czekając na następny samochod niż jazda w dzień, ale co ja się tam znam. Papierosy to drugie imie irackich żołnierzy, palą faję od faji i yalla lecimy dalej. Denerwowało mnie też, że czasami źle obchodzili się z rowerem rzucając nim jak workiem ziemniaków. No i to czekanie na konwój, bo wiadomo, że to nie taksówka, więc jak zbiera żołnierzy ze zniany to zabiera mnie. Reasumując to w konwoju przemieszczałem się dużo wolniej niż samemu. Raz nawet przyjechał sobowtór Makłowicza swoim Hummerem. Zaliczyłem wiele komsownikow, najczęściej palących śmieci, ale ciepło jest ciepło i trzeba wytrzymać ten dym gryzący w gardło i oczy. Po ok 30 konwojach zacząłem prosić by dali mi spać i pojedziemy rano. Jaka była odpowiedź? "Ok, ok", a nagle znowu czekalismy ma jakimś zadupiu na kolejnych żołnierzy. Tą historię bardzl skracam, ale finalnie o 3:30 wylądowałem w koszarach na dalekich przedmieściach Bagdadu jak już zmęczony zacząłem drzeć morde polglishem na nich, że każdy mi obiecuje nocleg, a zaraz to my do Kuwejtu dojedziemy. Jest 4:30, ja dalej zbieram myśli, a pobudka o 7, żeby jakiś pułkownik rano nie zobaczył, że cywil śpi w koszarach. Kilka historii , konwoju nie można upublicznić teraz, ale jeśli kiedyś napiszę książkę to rozdział "Konwój" będzie najdłuższy.