14/06/2022
Już jesienią ubiegłego roku, podczas kończących w październiku sezon Regat o Puchar Rektora zapowiedzieliśmy, że spotkamy się w czerwcu na regatach jubileuszowych. No i nim się obejrzeliśmy, już trzeba było się spieszyć z organizowaniem. Jak zwykle, mimo wystarczającej ilości czasu, pod koniec i tak człowiek się spieszy i zdążyć nie może. Zdążyliśmy. Można powiedzieć, że zaczęliśmy jeszcze wiosną, porządkując klubową salkę. Wśród pożółkłych szpargałów znalazły się bardzo ciekawe rzeczy. Czyż nie było niezwykłe niektórym przypomnieć, a niektórym uświadomić, że by być członkiem Yacht Clubu, należało złożyć szczegółowy kwestionariusz osobowy oraz podanie wraz z życiorysem? Albo czyż nie warto było uświadomić sobie, z jakimi biurokratycznymi barierami trzeba było się zmagać, by zorganizować zagraniczny rejs? Z tych pamiątek zrobiliśmy małą wystawę na ścianach hangaru, która tam jeszcze trochę powisi, dopóki przeciągi jej nie zdmuchną.
Była też inna sentymentalna podróż. W tej samej salce klubowej stał zapomniany projektor na taśmę filmową (analogową, chemiczną, optyczną, "celuloidową"!) 16 mm. Projektor co prawda, nie chodził, ale sam Komandor klubu się zapalił do jego reanimacji. No i "z niewielką pomocą przyjaciół" dokonał tego. Dzięki temu mieliśmy wspaniałą zabawę w przededniu regat obejrzeć sobie na przykład film szkoleniowy z lat siedemdziesiątych "Start w regatach". Projektor terkotał, światło migotało, dźwięk się kołysał, obraz na ekranie niewielki... Pięknie.
W końcu przyszedł dzień regat. Uczestnicy nie zawiedli. Pojawiło się dużo łódek i żeglarzy. Oprócz naszej, lokalnej jamneńskiej floty, pojawiło się dziewięć łódek Hansa 303, specjalnie skonstruowanych dla żeglarzy niepełnosprawnych. Przyjechały dwie ekipy; jedna z GCSIR z Dżwirzyna, a druga z Fundacji Anioły Lubią Żywioły ze Szczecina. Na przystani zrobiło niezwykle kolorowo, bo te łódki i ich żagle są w każdym z kolorów tęczy.
Jak już wszystkie żaglówki spłynęły na wodę, to w licznym gronie stawiliśmy flagę na maszt. Szklanki może nie były wybite jakoś szczególnie równomiernie, ale trema daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach. Prowadzący wspomniał, że to regaty z okazji 50 lecia, ale nie było oficjalnych gości, oficjalnych przemówień, zwyczajowych odznaczeń, specjalnych wyróżnień, listów gratulacyjnych... No bo i po co. Czy to takie ważne? Najważniejsze, że klub żyje, żeglarze żeglują, atmosfera w klubie przyjazna, a na przystań chce się przyjeżdżać. Miło jednak było widzieć i przywitać paru klubowych weteranów.
Zaraz po powitaniu odbyła się odprawa sterników z najważniejszym przesłaniem: (1) ma być bezpiecznie, (2) ma być przyjemnie. I ruszyliśmy na wodę. Wiatru za dużo nie było, ale w sam raz do takich jubileuszowych regat. Zresztą, akurat taki lekki, kręcący wiatr jest przecież niezłym wyzwaniem. Rozegrane zostały trzy wyścigi. Wystarczająco by każdy w razie co mógł jakiś swój błąd naprawić. O piętnastej (zgodnie z planem!) wyścigi się skończyły. Komisja zliczała punkty, wypisywała dyplomy, a żeglarze raczyli się grochówką, piwem lub innymi napojami, i co tam jeszcze kuchnia przygotowała. Potem oczywiście ceremonia.
Jako pierwsze ogłoszone zostały ogłoszone wyniki łódek gościnnie u nas startujących, czyli Hansa 303. Walka w czołówce była zacięta, ale jednak pierwsze miejsce wywalczył z wyraźną przewagą Karol Demucha z Wojtkiem Paluszkiewiczem (POL 3186). Druga i trzecia załoga zdobyła taką samą ilość punktów i o miejscu zadecydowała pozycja w ostatnim wyścigu. Tak więc drugi był Michał Dżugan (nasz reprezentant) z Anią Urtnowską (POL 3177). A trzecie miejsce Zdobyła Patrycja Klakla i Yevhen Hladun (POL 3115).
Niespodzianki nie było w klasie jachtów kabinowych poniżej 7 m długości. Tu niepodzielnie króluje Marian Turowski na Monie. I on zdobył pierwsze miejsce w tej klasie, choć trzeba przyznać, że tym razem uległ w jednym wyścigu Robertowi Karasiewiczowi na W***ym. Może dlatego, że dodatkowy załogant mimo czterech łap bardziej przeszkadzał, niż pomagał? Drugi był Wspomniany W***y, a na trzecim miejscu uplasował się Zbyszek Świnka na Chince.
Najliczniej obsadzoną kategorią była klasa jachtów powyżej 7 m. I w tej klasie najbardziej zacięta była walka, bo każdy z jachtów z pierwszej trójki zaliczył zwycięstwo w którymś z wyścigów. W końcowym rozrachunku najlepszym okazał się Andrzej Bacławski na Borysie. Drugim natomiast był Kuba Gronek na Zwracie II, a trzecim Darek Golec na Młodym.
Zawsze cieszy pojedynek dezet. Pojawiły się wszystkie trzy z pływających po Jamnie. Czwarta, ta najbardziej klasyczna, bo drewniana przechodzi w tym roku remont, cz też renowację. W rywalizacji tych trzech zwyciężył bezapelacyjnie nasz Akademik z Maćkiem Stefaniakiem za sterem. O drugie miejsce walczyły Nowa Przygoda i Korweta, ale ta pierwsza z Leszkiem Lenarcikiem za sterem, będąc w każdym wyścigu druga, zdobyła także drugie miejsce w regatach. Trzecia była Korweta ze Zbyszkiem Bobińskim jako sternikiem.
W klasie otwartopokładowej ścigały się tylko dwie łódki, ale za to dopiero ostatni wyścig dał rozstrzygnięcie, bo łódki (a były to nasze omegi) szły dziób w dziób. Zwyciężył Emil Paczkowski na Czerwonym Świstunie a za nim Krzysiek Śliwiński na Białym Tupocie. Obydwaj oczywiście z załogami.
Przyznana została też nagroda specjalna. Otrzymał ją Jurek Olejarz, sternik Skorpiona, jako najstarszy żeglarz w regatach. Nie będziemy wieku Jurkowi wypominać, ale służył jeszcze na Błyskawicy!
Nagrody fair play nie przyznano, bo wszyscy byli fair, aczkolwiek sędziego kusiło, by sobie tę nagrodę przyznać. Bo zwrócić należy uwagę, że sędzia, będąc prawą boją startową, trzy razy został "rozjechany" przez jachty i ani razu nikogo nie zdyskwalifikował!
Wymieniam i wymieniam zwycięzców i medalistów w poszczególnych klasach, ale co z głównym trofeum, Pucharem Rektora? Komisja sędziowska, po namyśle uznała, że Puchar należy się zwycięzcy najliczniej obsadzonej, i najbardziej wyrównanej w walce o zwycięstwo w klasie. Zdobył go więc Andrzej Bacławski na Borysie.
Warto wspomnieć, że oprócz pamiątkowych szekli i statuetek zwycięzcy w poszczególnych klasach otrzymali nagrody w stylu lat, w których klub powstał. A były to tak zwane "kryształy". Może nie były to te kryształy osiągające zawrotne ceny na aukcjach, ale na pewno STYLOWE.
Po grochówce i ogłoszeniu wyników przyszedł czas na koncert. Zagrali nam The Nierobbers, zespół który już u nas gościł. I oczywiście koncert był znakomity, bo to profesjonaliści pierwszej wody. Było i rytmicznie, i lirycznie. Niektóre kawałki poderwały nawet do tańca, a piosenka "49,50" ładnie pasowała do naszego jubileuszu, bo okrągłe 50 minie dopiero w październiku. Mamy przed sobą jeszcze kilka miesięcy świętowania. Po koncercie biesiadowaliśmy przy muzyce jeszcze do późna, wspominając po raz kolejny klubowe wydarzenia spod hasła "Znacie. Znamy. To posłuchajcie".
Dziękujemy serdecznie uczestnikom! Zabawa była przednia. I do zobaczenia na następnych regatach.
PS. A zamieszczone tu zdjęcia są autorstwa A. Paczkowskiego