07/09/2024
7 września 1943 roku miała miejsce Specjalna Operacja Bojowa Bürkl przeprowadzona przez Oddział Agat - (od lutego 1944 Pegaz) -(późniejszy batalion Parasol).
Akcja była pierwszą przeprowadzoną przez ten oddział.
Franz Bürkl był od 22 września 1941 roku funkcjonariuszem Sipo w więzieniu na Pawiaku w Warszawie, gdzie pełnił funkcję dowódcy zmiany i zastępcy komendanta więzienia.
Na oddziale III Pawiaka niejednokrotnie strzelał do więźniów dla samej przyjemności zabijania i trafienia w uprzednio wybrane miejsce, na przykład w tył głowy czy podstawę czaszki.
Mordując ludzi Bürkl występował sam, z pistoletem czy powrozem w ręku. Do maltretowania i torturowania więźniów miał pomocnika, którym był wilczur Kastor. Stanowił z nim nierozłączną parę. Kastor jedynie Bürkla rozumiał, rzucając się nawet na innych gestapowców. Razem przeprowadzali "zabawę" zwaną przez więźniów "udziwnieniem". Chodziło tu o robienie "porządku" w celach. Zabawa polegała na wyrzucaniu z cel na korytarz rzeczy osobistych więźniów, sienników i innego wyposażenia, które należało w ciągu minuty z powrotem ustawić na swoich miejscach. Rzecz z góry niewykonalna w tak krótkim czasie odbywała się przy wrzaskach Bürkla, waleniu bykowcem i kopaniu, szczuciu Kastora, który gryząc więźniów powodował u nich ciężkie obrażenia, a kończyła się karną gimnastyką za złe wykonanie zadania.
Na podstawie otrzymanego rozkazu dowódca oddziału »Agat« przystąpił do organizowania pierwszej specjalnej operacji bojowej. Wykształcone w niej metody postępowania były stosowane w ogólnych zarysach we wszystkich specjalnych operacjach bojowych, z operacją »Kutschera« włącznie.
Po trwających wiele dni niebezpiecznych działaniach rozpoznawczych, prowadzonych przez zespół Aleksandra Kunickiego („Rayski”), udało się zidentyfikować Bürkla, ustalić jego miejsce zamieszkania oraz rozkład dnia.
Dom, w którym mieszkał Bürkl, znajdował się w dzielnicy niemieckiej, na rogu ulic Polnej i Oleandrów. Stamtąd codziennie ok. 10 rano udawał się do położonej w pobliżu siedziby gestapo w Alei Szucha, a następnie wyjeżdżał o 12.45 samochodem na Pawiak.
Analizując posiadane informacje podjęto decyzję, iż akcja przeprowadzona zostanie na rogu ulic Litewskiej i Marszałkowskiej, nieopodal domu Bürkla.
Akcję mieli wykonać:
Jerzy Zborowski 'Jeremi',
Bronisław Pietraszewicz 'Lot',
Eugeniusz Schielberg 'Dietrich',
Henryk Migdalski 'Kędzior'
oraz kierowca, którego nazwiska nie udało się ustalić.
Na ewentualnych rannych czekał dr Maks.
W dniu akcji, jeszcze przed jej rozpoczęciem, z powodów technicznych nie stawił się na czas umówiony kierowca. W związku z tym postanowiono skorzystać z rezerwowego auta, wypożyczonego wcześniej z batalionu „Zoska”, którym kierował Józef Nowocień „Konrad”. Inny problem pojawił się tuż po wyjściu Bürkla z domu i jego rozpoznaniu. Otóż okazało się, iż idzie on w towarzystwie kobiety prowadzącej wózek.
Cała akcja trwała około 90 sekund i zakończyła się sukcesem. Bürkl został zlikwidowany, a oprócz niego, nie licząc rannych, zginęło prawdopodobnie 4-5 Niemców. Strat własnych nie było.
Dokładny opis akcji:
"Przebieg akcji według raportu „Jeremiego” jest następujący:
„Zasadnicze trudności wstępne spowodowały pewne zmiany w stosunku do planu. Ze
względów technicznych zamówiony szofer z autem, które miało wziąć udział w akcji, nie stawił się na czas. Przeto w ostatniej chwili zdecydowano się użyć tylko jeden wóz (rezerwowy, czekający na rogu Wspólnej i Emilii Plater). Sytuacja własna i nieprzyjaciela przedstawiała się przy tym w sposób następujący: przy zbiegu ulic Piłsudskiego (obecnie Trasa Łazienkowska — przyp. P.S.) i Marszałkowskiej zatrzymały się dwa motocykle patrolowe policji niemieckiej w białych czapkach. Na przystanku przy Litewskiej »urzędował« patrol policji niemieckiej w sile trzech osób w hełmach oraz kilku uzbrojonych policjantów niemieckich czekających na tramwaj. Poza tym, w chwili ukazania się pana B., na przystanek zajeżdżał od strony placu U nii Lubelskiej tramwaj linii »1« z wielu Niemcami na platformie. T
Tuż za nim stało »0« z kilkoma Niemcami.
Mimo tak silnego npla postanowiłem akcję przeprowadzić, gdyż:
1) liczyłem się, że w tym miejscu -nie może obejść się bez takiej czy innej potyczki i na to przygotowaliśmy cały zespół,
2) nie zauważyłem u npla broni maszynowej — co nam dało dużą przewagę ogniową,
3) liczyłem się z ewentualnością rewiizji mego auta przez wyżej wzmiankowaną streifę motocyklową, co wywołałoby niepotrzebną potyczkę uniemożliwiającą powtórzenie akcji w najbliższym czasie w tym samym miejscu,
4) wykonanie akcji przewidywałem na
tak krótko, że zmobilizowana pomoc z alei Szucha nie zdążyłaby przybyć.
„Jeremi” wraz z „Żarem” przechadzali się ulicą Oleandrów, wymyślając coraz to nowe
pozory dla swobodnego i przypadkowego przebywania na ulicy. O godzinie 9.58 wyszedł
z bramy domu Burki. „Żar” wskazał go „Jeremiemu”. „Jeremi” nie chciał wierzyć, że to
Burki, „Żar” jednak po uważnym przyjrzeniu się potwierdził indentyfikację Burkla, po
czym odszedł szybko Marszałkowską do placu Zbawiciela, z którego tramwajem odjechał
dalej od miejsca akcji. Okazało się, że na skutek jakiejś pomyłki — trudnej dziś do ustalenia — przy wielokrotnym przekazywaniu Burkla raz przez wywiad oddziałowi, później w ramach oddziału przez poszczególnych obserwatorów nawzajem sobie, w ostatnim stadium prowadzenia obserwacji obserwowano omyłkowo innego Niemca. Tym razem jednak omyłki nie było, był natomiast inny problem. Burkl szedł trasą nie sam, a wraz z towarzyszącą mu kobietą, która prowadziła wózek z dzieckiem.
Jakie myśli nurtowały w tej sytuacji „Jeremiego”, trudno dziś powiedzieć. Rozkaz był wydany i trzeba było go wykonać. „Jerem i” pisał w raporcie: „Po chwili zastanowienia się nad decyzją przeszedłem wg planu na drugą stronę ulicy Marszałkowskiej, co było hasłem rozpoczęcia akcji. W tym samym czasie »Ryś« (»Lot«) przechodził na drugą stronę
ulicy Litewskiej. Padły pierwsze strzały. Pan B. zwalił się na ziemię. Nieprzyjaciel już
organizował obronę, która miała zasadniczo trzy swoje pozycje:
1) policja niemiecka na przystanku przy Litewskiej,
2) Niemcy ostrzeliwujący się zza zatrzymanych tramwajów,
3) streifa motocyklowa, która zsiadła z motocykli i zajęła stanowiska za narożnikiem ulic Piłsudskiego i Marszałkowskiej.
»Ryś« (»Lot«) natychmiast po wykończeniu p. B. ostrzeliwał się chwilę sam, dopóki nie złożyłem stena w kierunku strzelających z przystanku policjantów. Heniek (»Kędzior«), czekający w bramie na odgłos pierwszych strzałów, został zablokowany przez uciekającą do bram publiczność i wyszedł z bramy z opóźnieniem, wtedy gdy Niemcy na przystanku zajęli już pozycje ogniowe i ostrzeliwali się w naszym kierunku. Mimo to zręcznym ogniem flankowym położył natychmiast po wyjściu z bramy dwóch — trzech Niemców do nas celujących (z grupy Niemców na przystanku), w tym samym czasie drugi nasz sten (»Dietricha«) zaraz po pierwszych strzałach był uruchomiony na kilku Niemców ostrzeliwującyh się zza tramwaju. Mój sten, tak jak przewidywałem, pracował w obu kierunkach, zależnie od sytuacji i nasilenia ognia npla w danej chwili. Zwalczał on główną grupę npla na przystanku oraz streifę motocyklową, prowadzącą nieustanny ogień zza narożnika”. Osłona ogniowa, stworzona przez „Jeremiego”, „Dietricha” i „Kędziora”, pozwoliła „Lotowi” zrewidować leżącego Burkla. A rewidując go
w poszukiwaniu dokumentów tożsamości, których dostarczenie do Kedywu K G AK było
zasadniczym wymogiem przy każdej przeprowadzonej akcji, musiał staczać dodatkową „walkę” (polegającą głównie na unikach) z towarzyszką Burkla, która pozostawiając wózek swemu losowi rzuciła się z pięściami na „Lota”. Szczęściem wszystkie dokumenty były tam, gdzie być powinny: w portfelu, w górnej kieszeni kurtki munduru SS. „Lot” schował je do własnej kieszeni i zaczął odwrót w kierunku samochodu. Z opresji tej nie wyszedł jednak bez szwanku. Ładnych kilka dni goiły się podrapania twarzy i rąk. Nagrodą za to
było trofeum, które powróciło do niego na pamiątkę: czarny skórzany portfel ze srebrnym
wizerunkiem głowy konia.
„Jeremi” dał rozkaz odwrotu i tak opisał jego przebieg:
„Tuż przed wycofaniem się, gdy ogień zza tramwajów wzrastał, »Gruby« (»Dietrich«)
rzucił przed pierwszą platformę tramwaju filipinkę, co stworzyło doskonałą osłonę przy pierwszych metrach jazdy wozem. W chwili wsiadania do auta z ulicy Litewskiej przebiegł dość blisko z pistoletem gestapowiec strzelając w naszą stronę, którego zmusiła do wycofania krótka seria z naszego stena. Jednym z najniebezpieczniejszych momentów była chwila skręcania w ulicę Piłsudskiego. Streifa motocyklowa zaczęła nas bardzo silnie i stosunkowo skutecznie (dziury w aucie) ostrzeliwać. Wóz lekko zakołysał się — myślałem, że szofer jest ranny. Ale i tu natychmiastowa seria z naszego stena całkowicie unieszkodliwiła npla”. (...)
W dwa dni później „Jeremi” złożył pisemny raport, którego zakończenie brzmiało:
„Akcja trwała ok. 90 sekund. Wystrzelono w walce z przewagą liczebną npla, bez strat własnych, ok. 80 szt. amunicji. Straty npla nic licząc rannych, prawdopodobnie 4— 5 zabitych prócz ip. B. (— ) Jeremi phm ”. (...)
Wiadomość o jej pomyślnym przeprowadzeniu dotarła do Pawiaka. Więźniowie odetchnęli, że najgorszego sadysty nie ma, a jednocześnie ich postawa wobec straży -niemieckiej zaczęła zmieniać się wraz z uświadomieniem sobie faktu, że posiadają teraz opiekunów poza murami więzienia. Niemcy rozstrzelali w dniu 8 września 1943 r. około 30 osób, oświadczając, że jest to odwet za usunięcie Burkla. Nie wspominali naturalnie, dlaczego i za kogo ginęły w dniach poprzednich z ich rąk dziesiątki więźniów. "
Źródła: http://dzieje.pl/node/4371
http://www.info-pc.home.pl/Whatfor/baza/akcja_burkl.htm
http://4slo.ath.cx/~batalionparasol/burkl.html
Książka 'Parasol" Piotra Stachiewicza