09/11/2024
Wyprawa do Odessy. Lwów 13. Powoli dobiega końca nasza wizyta na Ukrainie. Czekamy na kijowskim dworcu na pociąg do Lwowa, ten jednak mocno się spóźnia. Zajmujemy więc leżące miejsca na pięterku dworca, wprost na podłodze i racząc się ukradkiem ukraińskim koniaczkiem skracamy sobie męki oczekiwania...
Wreszcie jest, pakujemy się do wagonów i witaj Lwowie. Witaj, ale nie o 4:30 rano! Taka pora jest nieakceptowalna. Powoli wychodzimy z dworca, miasto jeszcze śpi, jest niedziela, tramwaje zaczną jeździć dopiero od 6:00.
Idziemy na kawę poranną, jakąś sałatkę i siku do pobliskiej knajpki. Siedzimy tam chwilę, a gdy jakiś stary, serwisowy tramwaj oczyszcza trasę na rynek wychodzimy w noc. Jest zimno, ciemno i ponuro. Czekamy na przystanku, w końcu przyjeżdża tramwaj jadący na rynek. W tramwaju jest zimno, okna zaparowane, wozem niemiłosiernie trzęsie na rozjazdach. Daleko jeszcze?
Wysiadamy na rynku. Jesteśmy tu sami, nie ma żywego ducha. Snujemy się śpiącymi uliczkami, spoglądamy na prawie zupełnie w mroku nie widoczne XIII i XIX wieczne kamienice okalające centralny plac. Stare, rozklekotane tramwaje, ze zgrzytem, co kilka minut przetaczają się przez jedną z pierzei rynku. Dlaczego robią taki hałas? Czy to noc powoduje z każdy brzęk i zgrzyt słyszalny jest głośniej?
Większość z nas tu już była kilka razy, stąd nikłe zainteresowanie otaczającym nas światem. Leziemy, tak, to dobre słowo, pod gmach opery. To chyba najbardziej znany budynek Lwowa, który widnieje na większości pocztówek i zdjęć. Spoko, jest ładny. Zaprojektowany przez Zygmunta Gorgolewskiego i zbudowany zaledwie w trzy lata, był pokazaniem ówczesnych możliwości technicznych. Tak, został poskładany z prefabrykatów i półproduktów. Jakoś inaczej na niego patrzę, gdy tego się dowiedziałem. Dykta, panie, kit i pakuły...
Janusz ciągnie nas na Wzgórze Zamkowe - jakoś ciężko nam wyobrazić siebie zdobywających tę górę. Nie, nie teraz… Teraz spać. Wzgórze zamkowe we Lwowie to mekka zakochanych i koneserów widoków oraz panoramy Lwowa. Fakt, widoki stąd są przednie. Co widać w dole? Widać kamieniczki i kościoły, tak, przede wszystkim kościoły i cerkwie.
I my przechodzimy podczas swojego spaceru przy kilku kościołach różnych wyznań. Wchodzimy do katedry ormiańskiej, by zobaczyć po raz kolejny jej ciekawe, choć surowe w stosunku do cerkwi wnętrze. Miasto zaczyna się budzić, pojawiają się turyści, przekupki zachwalają swój towar z kramików, otwierane są restauracje, kafejki i piwiarnie. Do Pijanej Wiśni ustawia się potężna kolejka, a taką mieliśmy chrapkę na wiśniową nalewkę.
Łazimy po uliczkach, oglądamy pomnik Mickiewicza, odwiedzamy ze dwa targowiska czy pchle targi, mamy zatarg z aniołem, któremu nie wolno robić zdjęć, przynajmniej za darmo. No dobra, to była anielica, ale miała zły dzień…
Musimy odpocząć, siadamy na ławce, część z nas wprost na murku pod drzewem. Piękno detali architektonicznych schodzi na dalszy plan. Zaczynamy myśleć o jedzeniu. A jak jedzenie to …Puzata Chata. Po niewielkim posiłku ruszamy na dworzec, wcześniej opuszcza nas Janusz, który jedzie do Chełma innym pociągiem.
Łapiemy intercity do Przemyśla, udaje nam się przetrwać w nim odprawę celną i paszportową. Informacja, że wracamy z Odessy ucina wszelkie komentarze i próby grzebania w plecakach. „Wi widpoczywali tam, wirno?” „Zwiczajna!”
Wracamy do Rzeszowa, zadowoleni i spełnieni. To była ciekawa wyprawa.
A teraz jest listopad 2024 r. , na Ukrainie trwa wojna. Wiele przedstawionych w opisie zabytków, budynków nie istnieje, bądź zieją wyrwami w murach po lotniczych czy bombowych nalotach. Nie tak wygląda Odessa, nie tak wygląda Kijów oraz Lwów. Giną zwykli ludzie, żołnierze i cywile.
Zmienia się też kąt postrzegania tej wojny i szukania szans na jej zakończenie. Coraz bardziej względy polityczne i interes gospodarczy różnych krajów przebija się spod otoczki pomocy. A i sama Ukraina inaczej tę pomoc widzi...
Może kiedyś uda się jeszcze odwiedzić te rejony czysto turystycznie, odwiedzić przyjaciół lub po prostu pójść w góry...