Bocian może - turystyka i podróże

Bocian może - turystyka i podróże Strona poświęcona szeroko pojętej turystyce: górskiej, samochodowej, kamperowej, rowerowej, pieszej.
(3)

Hej, jest szansa pomóc i w tym roku! W zeszłym pokazaliście, jak bardzo Wam zależy i jak wielkie serce macie. Mogliśmy z...
23/08/2024

Hej, jest szansa pomóc i w tym roku! W zeszłym pokazaliście, jak bardzo Wam zależy i jak wielkie serce macie. Mogliśmy zrobić fajną imprezę w Pieninach'2023 i zebrać wsparcie dla dzieciaków i młodzieży dorastającej.

I bardzo Wam za to dziękuję.

Cześć, w dniach 6-8 września 2024 r. nasz Automobilklub Rzeszowski organizuje piątą już edycję Charytatywnego Rajdu Malucha, tym razem rejonem działania będzie Beskid Niski.
W imprezie zwanej 5 Łemkowski Charytatywny Rajd Malucha wezmą udział pasjonaci, posiadacze kultowego Fiata 126.

Najważniejszym jednak przesłaniem i celem wydarzenia jest zebranie wsparcia finansowego dla potrzeb dzieci i młodzieży ze strzyżowskich Domów Dziecka im. J. Korczaka. Całość kwoty zebranej ze sprzedaży gadżetów tj. koszulek, kubków i podobnych rzeczy oraz z licytacji darów - części do malucha, sprzętu sportowego i rękodzieła trafi bezpośrednio do Domów Dziecka przez fundację „Bo jak nie my to kto”.

Teraz, na kilkanaście dni przed Rajdem zwracamy się do Was, drodzy członkowie Automobilklubu, przyjaciele i wszyscy, którzy pasjonujecie się motoryzacją, sportem motorowym, turystyką samochodową, pojazdami zabytkowymi czy bezpieczeństwem ruchu drogowego.

Pomóżcie!

Wesprzyjcie nas w zbiórce rzeczy, które można by przekazać wychowankom Domów Dziecka. Są to małe dzieci, ale także i młodzież dorastająca zbliżająca się do progu dorosłego życia. Potrzebujemy słodyczy, materiałów do kolorowania - kredek, flamastrów, bloków, zeszytów, koszulek, drobnego sprzętu sportowego, wyposażenia turystycznego - plecaków, nereczek, gadżetów, butelek na wodę, książek, drobnej elektroniki - pendrivów, powerbanków itp., kosmetyków i wielu innych rzeczy, które ciężko tu wymienić.

Może ktoś z Was prowadzi firmę, która mogłaby wesprzeć nas takimi darami? Ew. posiadacie stare i niepotrzebne przedmioty, które o ile nie do paczek, to można przekazać na licytację dla zawodników Rajdu. Na pewno znajdą koneserów, a licytacja będzie zażarta 😊

Może jesteście w stanie udostępnić ten post, by informacja rozlała się szeroko?
Będziemy wdzięczni za każdą aktywność, pomoc i najmniejsze nawet dary.

Dziękujemy Wam! Wspólnie czynimy dobro!

Zainteresowanych prosimy o informację do: Radosław Mikuła, który szefuje zespołowi organizującemu 5. Rajd Malucha lub tu, pod postem. Przekażemy!

Beskid Niski, Regetów. Pojechałem z Olchowca ulubionym moich szlakiem przez Polany, Krempną, Świątkową Małą i Wyszowatkę...
27/05/2024

Beskid Niski, Regetów. Pojechałem z Olchowca ulubionym moich szlakiem przez Polany, Krempną, Świątkową Małą i Wyszowatkę. Tu, na Przełęcz Długie dociera się świeżutkim asfaltem, aż dziwnie. Od przełęczy asfalt zanika, ale droga jest podniesiona i utwardzona. Wszystko na potrzeby Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego Lasów Państwowych "Radocyna".

Zjeżdżam ku Wisłoce, skoro przebudowa drogi już zakończona to liczę na to, że drogowcy „posprzątali po sobie” i doprowadzili do stanu poprzedniego polankę przy brodzie. Gdzież tam, koleiny po ciężkim sprzęcie, trawa zryta, płyty wjeżdżają do wody. Nieco tylko wyżej kawałek utwardzonego miejsca po dawnym wypale. Nie staniesz…

Spać zatem będę w okolicy Żdyni. Tak, Żdyni, bo to jest prawidłowa nazwa tej miejscowości. Pochodzi od słowa ждать, czyli czekać. Wieś powstała bowiem nieopodal przejścia granicznego na Węgry, gdzie czekało się do uregulowania dokumentów celnych i opłacenia myta. Po latach kartografowie austriaccy przygotowujący mapy tych terenów przeoczyli literę Ż i zapisali nazwę jako Zdynia. W okresie międzywojennym polscy już kartografowie utrwalili tę nieprawidłową nazwę. I taką właśnie mamy na współczesnych mapach, ale warto wiedzieć jaka nazwa jest umocowana w historii regionu. Wystarczy zresztą spojrzeć na tablicę z nazwą miejscowości, gdzie w języku łemkowskim jak b*k jest Ждыня.

Rozkładam się ze swym majdanem na zewnątrz busa przy stoliku, już robi się szarawo, jestem w trakcie kolacji, gdy oto staje przede mną trzech ubranych w moro młodych chłopaków. Zaczyna się pytaniem o sklep w okolicy, a że ten nie jest zbyt blisko i raczej jest zamknięty, bo już prawie noc, to pada kolejne pytanie: „A pola, są tu jakieś pola? Takie z ziemniakami, by kilka sobie wyrwać bo strasznie głodni jesteśmy, to byśmy upiekli”. Hmm, myślę, nieco wcześnie na ziemniaki, zresztą w okolicy znam tylko pastwiska i lasy, cieki wodne, łąki, cmentarze, z polami ciężej, no nie kojarzę! Zaciekawiony pytam dlaczego wychodzą z lasu i czemu nie pojedli. Odpowiadają, że są w takcie obozu wojskowo-harcerskiego i mają różne tam zadania do wykonania. Nie wnikam, ale stwierdzam, że chętnie się podzielę z nimi tym co mam. Dostają pół chleba, puszkę brzoskwiń, szynkę konserwową w plastrach i słoik dżemu. Zestaw może mało wyszukany, ale zupek chińskich nie przygotują… Widzę, że są wdzięczni, ściskają wielokrotnie mą dłoń, życzą udanej nocy i znikają w mroku.

Wyobrażam sobie jak siedzą w koło i wyjadają dżem z brzoskwiniami. Nie mam deseru, ale mam dobry uczynek zaliczony.

Ranek budzi mnie słoneczny, szybko ogarniam i siebie i wóz i rozpoczynam weryfikację trasy 5. Charytatywnego Rajdu Malucha. Mija mi na tym kilka godzin, jadę, mierzę, czytam, układam pytania, robię fotografie obiektów do odnalezienia na imprezie. Podjeżdżam pod Regietów, z daleka widzę, że w stadninie koni huculskich trwa impreza. I mnie tam nie ma? Miły strażak ustawia mnie na jednym z wielu trawiastych parkingów, idę obejrzeć skaczące konie i może coś ciekawego uda się znaleźć na straganach?

Przegryzam kiełbaską z rożna i idę pogadać z leśnikami do ich namiotu. Na wystawie kilka ciekawych płazów. Wszystkie spotkam w Niskim? - zapytuję. Naturalnie, pada odpowiedź. Te niebieskie też? Oczywiście. Stwierdzam, że nigdy nie widziałem takich cudaków. Okazuje się, że to samce traszki górskiej i żaby moczarowej przebarwiają się na niedługi czas podczas godów na błękitno. Warto zatem wybrać się w tym okresie podpatrzeć, jak się kochają żabki. Może smerfa takiego się spotka?

Otrzymuję także odpowiedź na odwiecznie nurtujące mnie pytanie: dlaczego ropucha szara ma kolor zielonkawy z czarnymi kropkami? To jaka ona szara? A szara jest, bo… nosi szare spodenki, rękawiczki i skarpety. Wystarczy ją odwrócić!

Beskid Niski. Olchowiec. Udaję się tym razem sam na kolejny 34 Łemkowski Kermesz do Olchowca. Staram się być tu co roku....
26/05/2024

Beskid Niski. Olchowiec. Udaję się tym razem sam na kolejny 34 Łemkowski Kermesz do Olchowca. Staram się być tu co roku. A cóż to takiego ten kermesz? Nie, nie jest to kiermasz, bardziej święto patrona cerkwi, czyli odpust. Wiąże się z dniem Św. Mikołaja, przypadającym 22 maja. Kermesze w Olchowcu obecnie przesunięte są na czas soboty i niedzieli najbliższej tej dacie. Cerkiew jest pod wezwaniem Przeniesienia Relikwii Św. Mikołaja z Myr Licejskich do Bari. Kermesze takie odbywały się od wieków, gdy tylko w miejscowości była cerkiew. Były to uroczystości religijne, podczas których rodziny i sąsiedzi odprawiali nabożeństwo, a później spotykali się, gawędzili i bawili.

Wojna przerwała tu tę tradycję. Powrócono do niej dopiero w latach 90, gdy obchody kermeszów wznowiono z inicjatywy Towarzystwa Karpackiego z Warszawy i mieszkańców Olchowca. Spotykają się podczas tego święta mieszkańcy, Łemkowie mieszkający w okolicy, sporo jest przyjeżdżających z Polski, a nawet z zagranicy. Są mieszkańcy Podkarpacia i przypadkowi turyści. Na kermesz zjeżdżają też wszyscy zainteresowani kulturą i tradycją łemkowską. Podczas imprezy odbywają się warsztaty, koncerty, pokazywane są wystawy, a także otwierają się liczne stragany z dobrem wszelakim. Można tu nabyć mydło i powidło. I rzeźby drewniane, i krywulki, chleby od chłopa, jaja od baby, lokalne sery, książki, mapy, figurki, biżuterię i wiele innych ciekawych rzeczy. Do tego działa i lokalna gastronomia.

Niebo dziwnie zasnuwa się granatowymi chmurami, ale deszcz przechodzi chyba gdzieś bokiem, wieczór jest b. ciepły. Znajduję sobie spokojne miejsce na popas nad brzegiem potoku Olchowczyk, przygotowuje wieczorną strawę. Z gór, a właściwie to pewnie z najbliższego Baraniego schodzą ostatni turyści - pozdrawiają i życzą dobrej nocy. A ta jest rewelacyjna, szumi potok i ptaki usypiają przeciągłym u-chuuuu.

Rano budzę się wyspany, szybkie śniadanko, tym razem ptaki świtu drą swe dzioby, jakby brały udział w konkursie, kto kląsknie głośniej. Sałatka z pomidorów i kiszonych ogórków z cebulką smakuje w takich okolicznościach przyrody wybornie. Szybko schodzę do wsi, oglądam cerkiew, snuję się chwilę po cmentarzu. W centrum wsi pusto, nie ma jeszcze gości, gospodarze tu i ówdzie podmiatają miotłą suche liście i koszą trawę. Idę zatem na spacer w kierunku Wilszni, doliną potoku o tej samej nazwie.

Upał zaczyna się lać z nieba, trawy pachną, a pod nogami wcale tak sucho nie jest. Miejscami brnę w niezłym błocie. Mijam pastwisko, na którym wypasane jest bydło białogrzbiete. To fundacja Horb prowadzi tu wypas zachowawczy tej prymitywnej rasy bydełka, obecnego na polskich ziemiach od wieków. Dochodzę po chwili do miejsca, gdzie kiedyś rozciągała się spora wieś. Środkiem wsi, korytem potoku biegła kiedyś droga, odnajduję ślady przyczółków mostowych, idę na cmentarz i dawne cerkwisko. Poszedłbym i dalej, aż do Tylawy, ale o 13:00 zaczyna się warsztat tworzenia krywulek z Anną Dobrowolską, na który jestem już zapisany.

A cóż to ta krywulka? To ozdoba na szyję w formie naszyjnika lub, powiedzmy, kryzy czy kołnierzyka, wykonywana z kolorowych, szklanych koralików. Ozdoby te popularne były wśród Hucułów, ale bardziej Bojków i Łemków właśnie.

Warsztat prowadzi Anna, jest ona mistrzynią wytwarzania krywulek komanieckich w kolejnym pokoleniu, na zajęciach ja oddelegowany zostaję pod wskazania jej córki Moniki. Zamiast krywulki na szyję wybieram na pierwszy raz bransoletkę, wydaje mi się nieco prostsza i bardziej pożądana. Nie wiem, czy Łemkowscy mężczyźni nosili bransoletki, pewnie nie, ale mamy XXI w. i kto odważnemu zabroni. Ja je bardzo lubię, a i wykonawcy poszli też w nowoczesną stronę krywulek i wytwarzają takie cuda. Monika instruuje mnie jak przekładać igłę z nitką przez koraliki. To właściwie czysta matematyka. Trzeba umieć dobrze liczyć, powiedzmy, do 10. Jeden koralik jako stoper, potem mostek z dwóch, utwierdzić, dodać sześć w kółeczko, do środka pomarańczowy, policzyć do czterech, przewlec i kolejny mostek. Proste, ale ja robię stałe błędy w tym, że mylę strony przewlekania „od się” i „do się”. Czasem wychodzi error, ale czy to Anna czy Monika są tak cierpliwe i wyrozumiałe, że wystarczy spruć jeden człon i już jest ok.

Po trzech godzinach wychodzę dumny, nieco na ugiętych nogach, ale z własnoręcznie utkaną czy uplecioną krywulką - bransoletką. Ma nawet zapięcie! Jam tego dokonał! Anna olbrzymie krywulki, które nam pokazała wykonuje w czasie 130 godzin. No to wszystko przede mną…
Posilam się pierogami, są wyborne, żałuję, że nie dla mnie zimniutkie piwerko, które leją pod parasolami.
Żegnam się powoli, kupuję jeszcze Bożce zamówioną wcześniej u Anny przepięknej urody krywulkę, a u Stanisława Krycińskiego ostatnio wydaną książkę „Beskid Niski w fotografii”. Dostaję dedykację od Autora, będzie miła pamiątka tego dnia.

22/05/2024

Freddie Mercury nie żyje, na Zenka nie mieliśmy funduszy, a Luna nam odmówiła... I znowu musiałem zasiąść do klawiatury i sam wszystko ogarnąć.

Wyszedł przebój dekady, tego jestem pewny! A Wam, który wers się podoba najbardziej?

5. Łemkowski Charytatywny Rajd Malucha - 06-08.09.2024 r. - działamy, szczegóły wkrótce! :)

Zbliża się wieczór, po całym dniu wędrowania trzeba zatrzymać się w zacisznym miejscu i odpocząć. Tu, nad Jeziorem Czors...
19/05/2024

Zbliża się wieczór, po całym dniu wędrowania trzeba zatrzymać się w zacisznym miejscu i odpocząć. Tu, nad Jeziorem Czorsztyńskim znam takich miejsc kilka, dzisiaj wybieram jedno z nich. Znajduje się ono w pobliżu Zatoki Kosarzyska, nad samą wodą. Jadę i ciekawie wypatruję ile osób korzysta z akwenu. Na wodzie kilka łódek rybołowów, wzdłuż drogi zaparkowane samochody, poniżej wędkarze rozkładają na noc swe wędki. Sporo ich, dużo też jest rowerzystów, którzy spiesznie wracają z wypraw, by zdążyć przed zachodem słońca zjechać z nowej trasy Velo.

„Moje” miejsce jest zajęte, pytam, czy mogę się wcisnąć pomiędzy inne kampery. Sąsiad zwija markizę, więc bez problemu wjeżdżam między dużo większe kampery. Teraz dopiero widzę, jak miniaturowy jest nasz kamperek. Takie małe, rude nic. Zanim zapadnie zmrok zmieszczą się tu jeszcze dodatkowe dwa wozy.

Przygotowuję kolację, jakieś napitki. Siedzę długo w noc wpatrując się w wodę i dwa zamki, jeden ciemny, drugi rzęsiście oświetlony. Jezioro Czorsztyńskie to zaporowy zbiornik na Dunajcu, położny pomiędzy Pieninami a Gorcami. Powstał przez zbudowanie w Niedzicy zapory wodnej pomiędzy Pieninami Spiskimi a Właściwymi. Poniżej znajduje się znacznie mniejszy Zbiornik Sromowiecki, który pełni rolę zbiornika wyrównawczego dla zbiornika Czorsztyńskiego.

Najważniejszą funkcją zbiornika, poza znaczeniem przyrodniczym i krajobrazowym jest ochrona przeciwpowodziowa doliny Dunajca. Zbiornik Czorsztyński poprawia również warunki spływu przełomem pienińskim, gdyż jest w stanie podwyższyć przepływ minimalny podczas suchszych okresów. My go lubimy, gdyż jest świetnym miejscem do wypoczynku, kąpieli, żeglowania i nurkowania. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze produkcja energii elektrycznej przez elektrownię szczytowo-pompową.

Ten pierwszy, pogrążony w ciemnościach zamek to Czorsztyn, ruiny gotyckiego zamku z XIV w. Zamek za czasów Kazimierza Wielkiego był jedną z ważniejszych budowli obronnych kraju, strzegł ważnej drogi handlowej i dyplomatycznej na Węgry. Usytuowanie go na wyniosłej skale pozwalało na kontrolę prawie całej doliny Dunajca. Obecnie zamek jest pod opieką Pienińskiego Parku Narodowego, leży w jednym z dwóch uroczysk należących do parku - Uroczysku Zamek Czorsztyn. Drugim uroczyskiem są Zielone Skałki, również włączone do terenu parkowego.

Zamek oświetlony to zamek Niedzica, inaczej zwany Dunajcem. Wzniesiony został podobno już w XIV w. przez Kokosza Berzeviczego, na miejscu wcześniejszej budowli obronnej.
Zasłynął jednak z tego, że odnaleziono tu, tuż po II wojnie światowej, inkaskie kipu - rodzaj pisma węzełkowego, które zawierało podobno dane o ukrytym skarbie. Według legendy pod koniec XVIII w. na zamku i w jego okolicy rezydowali Inkowie - potomkowie Tupaca Amaru oraz część arystokracji, uciekający przed hiszpańskimi prześladowaniami. Na terenie zamku Inkowie ukryli podobno część skarbu przeznaczonego, jak mówią historycy, na sfinansowanie powstania przeciw Hiszpanii. Złoto ukryli podobno w jeziorze Titicaca, część w zatoce Vigo u wybrzeży Hiszpanii, zaś resztę właśnie na zamku w Niedzicy lub w jego pobliżu nad rzeką Dunajec.

W 1946 r. na zamek przyjechał w asyście milicji, straży granicznej i miejscowego sołtysa - Andrzej Benesz. Miał być on potomkiem Tupaca Amaru adoptowanego przez rodzinę Wacława Benesza, kuzyna Sebastiana Berzeviczego, który wyemigrował w XVIII w. do Peru i tam ożenił się z inkaską kobietą szlacheckiego pochodzenia. W progu wrót zamkowych odnaleziono ołowianą tubę, a w niej owe kipu - inkaskie pismo węzełkowe. Na trzech złotych blaszkach splecionych z rzemieniami widniały napisy: "Vigo", "Titicaca", "Dunajecz". Podczas wydobycia tuby z pismem milicja spisała protokół, który przechowywany był na posterunku milicji w Niedzicy. Jednak pewnej nocy na posterunku wybuchł pożar, spłonęły meble, szafy z aktami, a wraz z nimi owy dokument. Kipu także zaginęło.

Od czasu odnalezienia kipu Benesz podejmował próby odnalezienia skarbu, poszukiwania nie dawały jednak rezultatów. Legenda mówi, że każdy, kto spróbuje odnaleźć skarb zginie. Ginie i Benesz w wypadku samochodowym w 1976 r. Czy świadczy to o klątwie inkaskich kapłanów? Czy targnięcie się na kipu i skarb bez zgody rady emisariuszy Inków spowodowało to nieszczęście? Pewnie nie dowiemy się, być może tajemnicę kryją spiętrzone na prawie 50 metrów wody Dunajca.

Rano zatoczka jest naprawdę pełna. Nie bardzo lubię taki tłok, wstaję wcześnie, spotykam kierowcę blokującego mnie kampera na porannym spacerze z psem. Proszę, by mnie wypuścił, ruchem koników szachowych przemieszczamy się nieco, on zajmuje moje miejsce.

Podjeżdżam pod rezerwat Przełom Białki. Na parkingu sporo samochodów, dzień jest bowiem ładny i wiele osób przyjechało t...
16/05/2024

Podjeżdżam pod rezerwat Przełom Białki. Na parkingu sporo samochodów, dzień jest bowiem ładny i wiele osób przyjechało tu odpocząć. Tuż przy parkingu wznosi się pierwsza skała - Obłazowa. Leży na lewym brzegu Białki i formalnie znajduje się na granicy Kotliny Orawsko-Nowotarskiej, należy jednak do tego samego masywu skalnego co leżąca już bardzo formalnie w Pieninach Spiskich Kramnica, która rozłożyła się po drugiej stronie rzeki.

Masyw ten bowiem przecięty został przez Białkę, która zmieniała swe koryto wielokrotnie. Co ciekawsze, nawet dwie odleglejsze skałki, leżące jeszcze bardziej na zachód: Cisowa i Grzebieniowa to fragmenty tego samego masywu. Są nawet dowody, że kiedyś Białka opływała Cisową od zachodu. Są ślady dawnego koryta oraz wskazuje na to roślinność przywleczona tu wodami Białki z Tatr. Izolowana, występuje na tych wszystkich skałach.

Idę ścieżką pod ścianę Obłazowej. Zbudowana jest z białych i czerwonych wapieni wymieszanymi z marglami. Widzę, że woda opadowa wypłukała tu część marglowo-ziemną i nastąpiły małe osuwiska i zapadliska. Obserwuję próby ratowania jednej z jaskiń workami z ziemią, stemplami i wprowadzonymi w skałę odciągami śrubowymi. Jaskinia uzyskała okno, którego kiedyś z pewnością nie było. Obserwuję też, że wykonano nową kratę na wejściu.

W zboczu skały znajdują się jaskinie, zwane Schroniskami w Obłazowej oraz Jaskinia Obłazowa, w której odkryto ślady prehistorycznych ludzi. Najstarsze z nich pochodzą sprzed 40 tys. lat. Znaleziono w niej m in. szczątki lwa jaskiniowego, nosorożca włochatego, niedźwiedzia, hieny jaskiniowej i innych zwierząt żyjących w plejstocenie. No i prawdziwy ewenement - najstarszy na świecie bumerang wykonany z ciosu mamuta liczący ponad 30 tys. lat.

Schodzę niżej, nad potoczek, wokół pełno kaczeńców, w kałużach wrze - tyle tu kijanek, że nie mieszczą się w przestrzeni wodnej tych zbiorników! Wykorzystują każde zagłębienie wypełnione wodą, każdą koleinę i kałużę. Będą małe żabki, może kumaki?

Dochodzę do Białki, dwie skały Obłazowa i Kramnica tworzą tu swoistą bramę, przez którą przepływa rzeka. Ten rezerwat jest zresztą bardzo dziwny. Miejsce i jego uroda powoduje, że zawsze tu jest sporo ludzi. Siedzą na kamieniach, pływają w rzece, budują zapory z kamieni, leżą na kocach, palą ogniska. Picnic point! Obie skały są eksplorowane przez wspinaczy skałkowych. Jest tu kilkadziesiąt tras, na wielu zapięte są karabińczyki do asekuracji. To wszystko jest takie mało rezerwatowe.

Po drugiej stronie rzeki widać Kramnicę, skałę zbudowaną z wapieni krynoidowych i bulastych. Skała ma pionowe ściany, obrywające się ku rzece. Pod Kramnicą znajduje się wypływ wody z odnogi Białki, który kończy swój bieg w ponorze kilkaset metrów od skały.
Białka to jedna z najczystszych i najzimniejszych rzek w Polsce, podczas upałów daje ochłodę.

Teren otaczający obie skały, pięknie szumiąca rzeka ma w sobie to coś, zwabiła nawet scenarzystów, by tu robić zdjęcia do filmów. Kręcono tu sceny do filmów Janosik, Trzecia granica oraz Karol - człowiek, który został papieżem. I my lubimy tu przyjeżdżać, to nasz stały punkt podczas podróży np. w Tatry.

Nieco zgłodniałem, wyciągam grilla i przygotowuję smaczne danie - suszone śliwki owijane cieniutkimi plasterkami boczku. Ech, ten zapach i smak, do tego owocowy radler, 0% alko oczywiście i jest moc!

Pieniński Pas Skałkowy. W pobliżu Przełomu Białki i dwóch sztandarowych skałek Kramnicy i Obłazowej na tym terenie znajd...
15/05/2024

Pieniński Pas Skałkowy. W pobliżu Przełomu Białki i dwóch sztandarowych skałek Kramnicy i Obłazowej na tym terenie znajdziemy także tzw. Dursztyńskie Skałki. Biegną one pasem od Kramnicy na wschód, aż po Czerwoną Skałę oraz skałki leżące na zachodnim brzegu Białki - Cisową i Grzebieniową. Tych ostatnich nie znamy, jedziemy zatem w ich kierunku.

Wszystkie te skały łączy fakt, że są częścią tzw. Pienińskiego Pasa Skałkowego. To dość wąski pas skał, zbudowany głównie z mało odpornych na wietrzenie wapieni, margli i łupków oraz wapieni jurajskich. Wyznacza granicę między Karpatami Zewnętrznymi a Karpatami Wewnętrznymi, ma postać łuku wygiętego ku północy o długości ok. 600 km i szerokości od kilkuset metrów do 20 km. Ciągnie się od okolic Wiednia aż po Karpaty Marmaroskie w Rumunii. Nie tworzy jednak ciągłego masywu, skałki wyskakują na powierzchnię to tu to tam. Tylko na terenie Słowacji i Polski tworzy on niewielki łańcuch górski - Pieniny. Polski pas ma ok 50 km długości, tworzą go Skalice Nowotarskie, Pieniny Spiskie, Pieniny Czorsztyńskie, Pieniny Właściwe i Małe Pieniny.

A więc wszystkie te osobne skałki też należą do pasa, i Skałki Dursztyńskie, i Cisowa, Grzebieniowa, Kramnica, Obłazowa, do tego jeszcze Szeligówka czy Skałka Rogoźnicka. Na Słowacji do Pienińskiego Pasa Skałkowego należą Pieniny, Litmanowskie Skałki, Jarzębiński Przełom, Udolskie Skałki, Slatina pri Šarišskom Jastrabí, Okrúhly kopec, Spiací Mních i Zámok.

Idziemy długo przez łąkę, naszym celem Skała Cisowa, która wznosi się na 55 m ponad równinę. Skała oczywiście wapienna, widać odkrywki wapienia, dawniej mieszkańcy pozyskiwali tu kamień do celów budowlanych. Wspinamy się po stromych ścieżkach, oglądamy kwiatki, rozchodniki, co chwilę zaskakuje nas coś ciekawego. Szukamy cisów, ale na Cisowej ich chyba nie ma. Być może nazwa pochodzi od cisawej ("mam ci ja konika cisawego" :) ) barwy skał, takiej czerwonobrązowej?

Ze skały, mimo że nie przytłacza wysokością, rozciąga się świetna panorama Tatr, Pienin, Gorców, widać nawet Babią Górę.

Schodzimy na drugą skałkę - Grzebieniową, ta jest niższa i mniejsza, mocno zarośnięta lasem. Przedzieramy się między kłujokrzewami na szczyt, po drodze odnajdujemy gniazdko z kolorowymi jajkami. Ciekawe jakiego ptaka?

W Zakopanem można prowadzić różne aktywności, np. na Krupówkach, reprezentacyjnej ulicy miasta zamienionej w prawie kilo...
14/05/2024

W Zakopanem można prowadzić różne aktywności, np. na Krupówkach, reprezentacyjnej ulicy miasta zamienionej w prawie kilometrowy deptak: "dać w ryj" misiowi, ale tylko temu przepasanemu czarną szarfą z dumnym napisem Zakopane, odwiedzić Góralskie Praliny, Kino 7D, sklepy Wrangler i Americanos, Góralskie Sukiennice, Cropp Town, knajpę Seta Meta, sklep Pandora, CCC, McDonald’s, Stek Chałupę, Morskie Oko, Sphinxa, Góral Burgera, H@M, Legendę Nietoperza, knajpę Dobra Kasza Nasza, Gattę czy nową, czarną galerię tatrzańską. Ale po co? Skoro znaleźć się tu uda coś znacznie ciekawszego…

Pęksowy Brzyzek, a na nim stary cmentarz. Niezwykłą, tatrzańską nekropolię. Nazwa cmentarza wywodzi się od Jana Pęksy, na którego to ziemi cmentarz został założony oraz słowa „brzyzek” oznaczającego w góralskiej gwarze urwisko nad potokiem. I faktycznie, niewielki cmentarz położony jest w widłach Młyńskiego Potoku i Cichej Wody. Teraz, tuż przy ogrodzeniu biegną szerokie asfaltowe drogi, ale kiedy powstawał w 1851 r. było to niewielkie, zalesione wzgórze na rozległej polanie, na którym stał już kościół św. Klemensa. Wchodzimy przez bramę cmentarną, którą zaprojektował sam Stanisław Witkiewicz, za moment nastąpi spotkanie z wielkimi nazwiskami ludzi związanych z Tatrami, wszelkimi innymi górami i sztuką, ludzi zasłużonych dla Zakopanego i Podhala.

Na tablicy czytamy, że cmentarz od 1928 r. uznany został za zabytek podlegający ochronie prawa. Tuż obok wykuto w kamieniu przesłanie: „Ojczyzna to ziemia i groby. Narody tracąc pamięć tracą życie. Zakopane pamięta”. Cmentarz jest ładnie odrestaurowany i widać, że dba się o niego, fundusze na remonty pochodzą m. in. z datków, które płacą odwiedzający za wejście.

Na Pęksowym Brzyzku znajdziemy ponad pół tysiąca grobów, choć wydaje się, że jest ich tylko kilkadziesiąt. Około połowy to grobowce osób znanych i zasłużonych. Przechadzamy się alejkami cmentarnymi i stwierdzamy, że każdy grób jest inny, nie znajdziemy tu podobnych do siebie grobowców, z granitowych, szlifowanych płyt ze standardowymi tablicami. O nie. Każde miejsce pochówku odznacza się swoim charakterem, tu jest kapliczka, tu góralski, drewniany krzyż, tu kamień z Tatr przywleczony, a tu na szkle malowany obraz. Po drugiej stronie metaloplastyka, pordzewiałe kratownice z motywami góralskich parzenic, a pod murem drewniany słup wyglądający niczym totem.

Zagłębiamy się w wąskie alejki, pod pięknie rzeźbionym drewnianym krzyżem z rozetą pochowany jest Sabała - Jan Krzeptowski Gąsienica - honorowy przewodnik tatrzański, gawędziarz i pieśniarz. Mówią, że był kłusownikiem, a podobno także zbójnikiem. Zajmował się gawędziarstwem i muzykowaniem, a dla wielu był symbolem góralszczyzny. Towarzyszył Tytusowi Chałubińskiemu i Stanisławowi Witkiewiczowi w ich górskich wyprawach. A teraz oni obaj leżą w sąsiedniej alejce. Chałubiński spopularyzował Zakopane w Polsce, był współzałożycielem Towarzystwa Tatrzańskiego. Stanisław zaś, Witkiewicz uznawany jest za twórcę stylu zakopiańskiego. Tuż przed Witkiewiczem znajduje się duży, kamienny grobowiec Władysława Orkana. Nie wszyscy wiedzą, że tak naprawdę nazywał się Franciszek Ksawery Szmaciarz - sławny pisarz tworzący w okresie Młodej Polski.

Piękny , drewniany krzyż, nieco przypominający krzyże stojące na cmentarzach I wojny św. projektu Dušana Jurkoviča wieńczy nagrobek Karola Stryjeńskiego. Był znanym architektem, rzeźbiarzem, grafikiem, spod jego ręki wyszedł projekt najbardziej znanej polskiej skoczni narciarskiej - Wielkiej Krokwi. Po drugiej stronie stoi metalowy, dziwnie powyginany krzyż z zębami trójkątnych blach. Przypomina nieco Organy Hasiora z przełęczy Snozka. Oczywiście, gdyż to grób samego autora, rzeźbiarza, metaloplastyka Władysława Hasiora. Jego kontrowersyjne projekty zawsze czerpały z ludowej tradycji niosąc w sobie pierwiastek wariactwa i szaleństwa zwany teraz przez niektórych - nowoczesnym prądem artystycznym. Nie wiemy co autor brał podczas tworzenia, ale nam zawsze się te rzeźby podobały, miały w sobie to coś!

Potężny, tatrzański głaz upamiętnia Stanisława Gąsienicę Byrcyna - legendarnego przewodnika i ratownika tatrzańskiego, pioniera narciarstwa w Polsce, założyciela Pogotowia Górskiego. Najbardziej zaś kolorowy pomnik należy do Kornela Makuszyńskiego - pisarza, poety, krytyka teatralnego. To autor „Panny z mokrą głową”, „Awantury o Basię” i oczywiście przygód Koziołka Matołka. Leży tu mnóstwo misiów, koziołków, tarcz szkolnych i rzeczy przynoszonych przez dzieci i młodzież.

Mogiłę Jana Długosza tworzy okazały kamień przywieziony tu znad Morskiego Oka. Długosz lubił na nim odpoczywać po tatrzańskich wędrówkach. Znany taternik i alpinista zginął na grani Zadniego Kościelca. Jego kamień opasany jest linami do asekuracji, na których przyjaciele i odwiedzający zawieszają haki, przewieszki, szekle, fragmenty splątanych lin.

W końcu cmentarza natrafiamy na pachnący jeszcze żywicą symboliczny grób Macieja Berbeki. Pamiętacie ratownika z Zakopanego, himalaistę, który zaginął na Broad Peak w Karakorum? Zdobył pięć ośmiotysieczników.

Tuż przy nim groby Bartka Olszańskiego - ratownika, muzyka, fotografa. Zginął podczas akcji TOPR w lawinie pod Szpiglasową Przełęczą, miał 25 lat oraz Marka Łabunowicza – także ratownika TOPR, który zginął w tej samej lawinie, miał 29 lat.

Znajdziemy tu także mogiły Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Stanisława Marusarza, Heleny Marusarzówny, wiele grobów podhalańskich artystów: Antoniego Kenara, Antoniego Rząsy. Wszystkie stoją w otoczeniu pięknych, starych drzew. Cicho tu i dostojnie. I pomyśleć, że tam, za murem tłum walczy o miejsce w kolejce do gubałowskiej kolejki lub targuje cenę oscypka.

Beskid Niski. Ostra. Wstajemy sobie rankiem, pięknie już świeci słoneczko. Przy drewnianym stole, na polu biwakowym Stas...
27/04/2024

Beskid Niski. Ostra. Wstajemy sobie rankiem, pięknie już świeci słoneczko. Przy drewnianym stole, na polu biwakowym Stasiane przyrządzam pyszne śniadanko - kawka, serek, rybka w pomidorach, garść czosnku niedźwiedziego zerwanego ranną porą, do tego rohliczki za 13 eurocentów z Tesco z Medzilaborców i kawałek słowackiej zwyczajnej, surowej kiełbaski. Na deser łyk zimnej Kofoli przegryzany ananasem z puszki. Znienacka pojawia się przy stole kiciuś i głośnym mruczeniem domaga się swojej doli. Baja siedząca na ławce po drugiej stronie stołu patrzy z wyrzutem, jakby myślała: „ej, stary, a co on robi przy NASZYM stole, dlaczego dajesz mu NASZĄ kiełbasę”?

Po śniadaniu wychodzimy z pola biwakowego, wędrujemy szutrową drogą w górę rzeki Jasiołki, po chwili mijamy szlaban. Wokół na łąkach i w lesie rośnie mnóstwo czosnku niedźwiedziego, cały las ostro nim pachnie.

Dochodzimy do tablicy oświadczającej, że oto dotarliśmy do granicy Rezerwatu Przyrody Przełom Jasiołki. Tu zaczyna się (i kończy) ścieżka o długości 4 kilometrów, nazwana chyba dla zmylenia przeciwników „W przełomie Jasiołki”. Postanawiam przejść się na krótki spacerek właśnie nią. Nie powinno nam to zająć więcej jak ze 2 godziny. Baja jest bardzo zadowolona, idzie z nosem przy ziemi i z lubością wciąga nowe zapachy. Jest ciepło, słońce grzeje, a my wychodzimy grzbietem wyżej i wyżej.

Idziemy za znakami zielonego kółka, od przystanku do przystanku. Tych jest kilka. Oto Okopy. Las, którym idziemy był areną walk o Przełęcz Dukielską. Dziś w terenie spokojnie odnajduje się okopy na zboczu wzniesienia. Może kiedyś był to punkt obrony, w którym zainstalowany był karabin maszynowy lub nawet ciężkie działo? Patrząc na ślady w terenie widać, że las został tu nieco wycięty, by umożliwić ostrzał drogi. W starszych drzewach można odnaleźć odłamki pocisków lub skaleczenia powstałe w czasie ostrzału. Niższy młodnik i brzózki to już naturalna sukcesja.

Dochodzimy do przystanku zwanego Geologia. Nie ma tu tablic informacyjnych, tylko niewielkie deseczki z nazwą przystanku. Może to i lepiej, tablice nie psują widoku na las, a teksty umieszczono przecież w skróconej formie na tablicach przy drodze. Górę Ostrą pokrywa tu wielkie gołoborze z piaskowców. To rozpadły się warstwy tzw. piaskowca z Mszanki, który tworzy szczyt góry.
Zbocza Ostrej porośnięte są naturalnym drzewostanem, będącym pozostałością dawnej Puszczy Karpackiej. Idziemy przez jaworzynę górską, w podszyciu lasu kwitną wiosenne kwiaty, normalnie sielanka. Rosną tu jawory, buki, jest nieco wiązu górskiego. W runie zaś pełno żywca gruczołowatego, czosnku niedźwiedziego, jest i miesiącznica trwała z jeszcze słabo wykształconymi i nie srebrzystymi płytkami i żywokost sercowaty.

Ścieżka zaczyna wykręcać, zdobyła już przewyższenie ok. 250 m, powoli opuszcza się w dół. Zaraz, zaraz, a szczyt? No, ścieżka go nie osiąga… Patrzę na wskazania GPSu, zostało jedynie 180 m w pionie do osiągnięcia szczytu Ostrej. Zrezygnować teraz? Nigdy! Jest tylko jeden problem. Z tego punktu brak formalnego szlaku lub ścieżki na szczyt. A po rezerwacie nie powinno się chodzić pozaszlakowo. Do zielonego szlaku PTTK jest stąd około 127 m - spoko, chyba nie zniszczymy zbyt wiele lasu, gdy przedrzemy się do niego. Jak widzę, wiele więcej osób wpadło na ten sam pomysł, bo w poszyciu wydeptana jest wyraźna ścieżka. Po minucie osiągamy zielony szlak i już bez bicia serca wspinamy się na Ostrą.

Jesteśmy na wysokości 687 m. n.p.m, na jednym z drzew odnajduję tabliczki wskazujące drogę do dwóch chat - jedna to nasza SKPB-owska Zyndranowa, druga to Zawadka Rymanowska - należąca do zaprzyjaźnionego SKPB Lublin. Do Zyndranowej jest stąd 2 godzinki marszu. Na szczycie odnajduję też „naszą” ławeczkę z akcji „50 ławek na 50-lecie rzeszowskeigo SKPB”. Ma się dobrze, super się na niej odpoczywa. Nieco z boku widzę figurę Matki Boskiej, to leśnicy z Dukli ustawili ją w 2004 r.

Wracamy na Stasiane, w podobny sposób schodzimy ze szczytu, myk i jesteśmy na kursie i ścieżce. Przed nami strome urwisko. Baja drze do przodu na swych krótkich nóżkach, trudno za nią nadążyć. Na szczęście osiągamy fragment zbocza, na którym zachowała się stara łemkowska droga. Idzie się znacznie lepiej, trawersujemy zbocze. Drogę wybudowali Łemkowie, którzy zamieszkiwali te okolice. Droga ta zwana była jako „werchowa put", ułatwiała nie tylko wędrówki, ale i pędzenie bydełka na wypas czy pozyskiwanie drewna z lasu.

Schodzimy nisko nad rzekę, tu Jasiołka przebija się pomiędzy Ostrą a Piotrusiem. Idziemy grądem, pojawia się olsza szara, jesiony, bzy, wawrzynki wilczełyko, leszczyny. Trudno nam się idzie, wiele krzewów i drzew jest położonych przez zimowy śnieg, musimy obchodzić wykroty, a Baja często plącze się długą smyczą w gałęziach.

W końcu stajemy przed busem, no to łyk zimnej wody, bo o tej zapomniałem wyruszając na Ostrą...

Adres

Rzeszów

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Bocian może - turystyka i podróże umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Bocian może - turystyka i podróże:

Widea

Udostępnij


Inne Przewodnicy turystyczni w Rzeszów

Pokaż Wszystkie