19/09/2023
Dziś sto jedenasta rocznica urodzin Ireny Kwiatkowskiej, jednej z najwybitniejszych i najbardziej lubianych polskich aktorek, niezapomnianej poetki hermetyczno-sympatycznej z Teatrzyku Zielona Gęś (a co wyczyniała w Kabarecie Starszych Panów!). W teatrze zagrała ponad sto wybitnych ról. W filmie dużo mniej i najczęściej na drugim planie, jednak to zawsze były kreacje niezapomniane. Kto nie pamięta Kobiety pracującej, co to żadnej pracy się nie boi ("Czterdziestolatek"), Makosi z roztańczonymi nogami ("Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy") czy Zofii Jankowskiej z "Wojny Domowej"? Nikt też tak jak ona nie interpretował wierszy ("Ptasiego radia" nie da się już lepiej powiedzieć). Bardzo mi jej brakuje...
Irena Kwiatkowska marzyła w dzieciństwie, by zostać "artystką", choć nie była pewna, czy o aktorstwo jej dokładnie chodzi. Pierwsze publiczne deklamacje w szkole utwierdziły ją w wyborze drogi życiowej. Egzamin do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej zdawała jako pierwsza i jako pierwsza się do niego dostała! Z egzaminu zapamiętała m.in. że Aleksander Zelwerowicz miał wybite dwa zęby i pytał ją o "stan cywilny", że pytano, czy potrafi tańczyć rumbę, foxtrota, poloneza, mazura, oberka, a ona odpowiedziała twierdząco, choć to nie była prawda. Musiała też miauczeć, płakać i śmiać się na zawołanie, oraz pokazać malarkę przedstawiającą 'bohaterstwo". Nosiła wyimaginowane szklanki z herbatą i zbierała rozsypane ziemniaki. Opowiadać musiała ulubioną scenę z "wesela", porównywała dramat Wyspiańskiego z "Balladyną" Słowackiego, wyłożyła się koncertowo dopiero spytana o dramaty Zapolskiej, oznajmiając, że czytała co prawda "Kaśkę Kariatydę", ale jako powieść, nie dramat...
W swoim pamiętniku napisała kiedyś, że ma świadomość, iż jej warunki zewnętrzne na scenie niczyich wrażeń estetycznych nie zaspokoją. W pracy wymagała profesjonalizmu, uważała, że wszystko, co ważne, zapisane jest w tekście. To jego zrozumienie "szyje" kostium. Bali się jej współpracownicy, a ona robiła, co chciała: zmieniała sceny, przepisywała teksty - zawsze miała rację. Uwielbiała de Funesa. Miała zwyczaj podpuszczać dziennikarzy opowiadając im nieprawdziwe historie. Ojciec mówił o niej "szubiela". Kto chce wiedzieć, co to oznacza, musi przeczytać książkę Marcina Wilka "Kwiatkowska. Żarty się skończyły".
fot. ze spektaklu Teatru Nowego w Warszawie "Staroświecka komedia" Aleksieja Arbuzowa w reżyserii Mariusza Dmochowskiego (z 1976 r.) - Archiwum Fotograficzne Edwarda Hartwiga, Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygnatura: 3/42/0/2/247/11