29/01/2025
Za wolną Palestynę
Zawieszenie broni w Gazie ujawnia kruchość Izraela i transformacyjną moc oporu
Wobec zawieszenia broni, wielu będzie próbowało przekierować dyskurs na binarny podział na zwycięstwo i porażkę. Jednak gdy opadnie pył, pojawi się prawdziwy obraz: kruchości izraelskiej kolonii i transformacyjnej mocy oporu.
[zdjęcie: Palestyńczycy reagują na wieść o zawieszeniu broni z Izraelem, w Deir al-Balah w centrum Strefy Gazy, 15 stycznia 2025 r. Według urzędników USA i Hamasu, Izrael i Hamas zgodzili się na wymianę zakładników i zawieszenie broni, które ma wejść w życie w najbliższych dniach. zdj. Omar Ashtawy/APA images]
Katarski minister spraw zagranicznych, w kluczowym obwieszczeniu w środowy wieczór, potwierdził że Izrael i islamski ruch oporu (Hamas) sfinalizowali umowę, zaprojektowaną by zatrzymać izraelską ludobójczą i niszczycielską wojnę w Strefie Gazy na co najmniej 42 dni. To porozumienie jest zasadniczo modyfikacją wcześniejszego projektu zaproponowanego w maju przez administrację Bidena, kiedy to Hamas przystał na warunki zawieszenia broni, podczas gdy Izrael wycofał się z nich i kontynuował wojnę. Okazało się, że Izrael pragnął więcej czasu zarówno po to, by sprowadzić na Gazę większe zniszczenie, więcej śmierci, i użyć swoich kart do podporządkowania Hezbollahu w Libanie. W tym kontekście Katar jawi się po raz kolejny jako jeden z największych wygranych tej umowy, potwierdzając swoją rolę krytycznego węzła w architekturze dyplomatycznej regionu. Mały zatokowy kraj zdobył mistrzostwo w sztuce lawirowania między wrogimi stronami, wykorzystując swoje relacje z pozornie niemożliwymi do pogodzenia aktorami aby pośredniczyć tam, gdzie inni zawiedli. To czyniąc, Doha potwierdza swoje miejsce jako stolicy interesów, i może przekazać Trumpowi prosty sygnał: jeśli twoją grą są interesy, wiedz że dzieją się one właśnie tu.
Dla Donalda Trumpa to porozumienie jest nie tyle przełomem dyplomatycznym, ile starannie zapakowanym narracyjnym prezentem. Daje mu czystą opowieść o zwycięstwie – powrocie izraelskich zakładników, zaniechaniu konfliktu – wykonaną perfekcyjnie tak, aby wpasować się w jego populistyczny odcień polityki. Gładko wpisuje się w mitologię jego prezydencji: wytrawny człowiek interesu, lider zwyciężający tam, gdzie inni ponosili porażki, który zakłóca i wstrząsa podstawami zasiedziałych patów i śmiertelnego status quo.
Natomiast dla Joe Bidena i jego zespołu spraw zagranicznych, umowa służy za ponury epilog ich kadencji – ulotny cień na czele potęgi, odchodzący z ociąganiem, lecz pozbawiony władzy. Odchodzą jako wierni synowie politycznego dziedzictwa, które wymaga nieprzejednanej lojalności wobec Izraela, historii, która wymogła ich posłuszeństwo, jednocześnie ich rozbrajając. Są liberałami tragicznymi, nie tylko współpracującymi, lecz tragicznie przymuszonymi, świadkami i uczestnikami w machinie destrukcji, która poprzedza i która jeszcze przeżyje ich czasy. Ich obrona, kiedy nadejdzie, nie oprze się na aktywności, lecz na konieczności, tak jakby byli kontrolowani przez siły poza ich kontrolą. A jednak mieli wybór. Wybrali potworność i opuszczają urząd w pełni świadomi, że mogło być inaczej.
Połamana narracja Izraela
W Izraelu, umowa punktuje rozbiórkę jednej narracji i niepewną konstrukcję innej – wątpliwą próbę przejścia od fantazji o totalnym zwycięstwie do pragmatyzmu zadowalającego zwycięstwa. Izrael staje teraz wobec granicy swoich aspiracji, zmuszony pocieszać się swoimi geopolitycznymi zdobyczami. Wśród nich: sukces jego służb w infiltracji libańskiego oporu i zdolność do władania niesamowitą niszczycielską mocą w Gazie i Libanie. Jednak te celebrowane osiągnięcia pozostają w cieniu nierozwiązanych sprzeczności. Pod płaszczykiem triumfalistycznej retoryki leży fundamentalne pytanie: co, w wymiernych terminach, Izrael osiągnął?
Pomimo twierdzeń o strategicznych sukcesach – osłabiony Hezbollah, skurczony Iran, pobity Hamas – Izrael nie zabezpieczył totalnego zwycięstwa, którego szukał. Hezbollah pozostaje liczącą się siłą, regionalne wpływy Iranu trwają, a Hamas przetrwał jako przypomnienie o limitach izraelskich kampanii wojskowych, podczas gdy Jemen wykazał swoją zdolność do zakłócania światowego transportu. Media głównego nurtu nagłaśniają tezy o strategicznym triumfie, choć rzeczywistość maluje bardziej otrzeźwiający obraz: niegdyś mitologizowana izraelska armia przedstawia się jako brutalna i wielce nieefektywna, a jej aura niezwyciężoności została rozbita na oczach świata.
Ta rachuba rozciąga się poza pole bitwy. Porażki wojska – jego niezdolność do przewidzenia zagrożeń, a także do dostarczenia rozstrzygających wyników – powoli będą docierać do izraelskiego społeczeństwa, ujawniając długo narastające napięcia. Opóźnienia w sfinalizowaniu zawieszenia broni, nadanie priorytetu rozrostowi projektu osadniczego ponad odzyskanie więźniów przez wiele sił prawicowych, odmówienie przez Haredimów służby, pogłębiły wewnętrzne rozłamy. Te napięcia są dalej wzmacniane przez próby nakreślenia na nowo legalnej struktury państwa i przez gospodarcze i społeczne skutki wojny. Dla kraju, który wiąże swoje przetrwanie z militarną dominacją, te pęknięcia ujawniają granice jedności po wojnie. W miarę, jak izraelskie społeczeństwo będzie zmuszone stanąć twarzą w twarz ze swoimi zbrodniami, swoimi sukcesami, a także ze swoim nowym wizerunkiem na świecie.
Najbardziej wyjątkowe osiągnięcie Izraela nie leży w osiągnięciu zwycięstwa, lecz w zademonstrowaniu nieprzejednanej dewastacji – zdolności do siania zniszczenia na niesamowitą skalę. Ta wytrwałość w destrukcji, zamiast doprowadzić do bezpieczeństwa, podkreśla jakie środki Izrael jest skłonny zastosować – i na jakie mu się pozwala. W tym paradoksie leży jego najdonioślejsza porażka: upadek jego etycznej narracji i erozja moralnej wiarygodności w oczach świata.
Zawieszenie broni jeszcze bardziej obnaża narastającą nieufność wobec obietnicy bezpieczeństwa wzdłuż zmilitaryzowanych obrzeży Izraela, tak na północy, jak na południu. Iluzja niezdobytej twierdzy kruszeje, gdy granice pozostają niestabilne, a nieprzyjaciele trwają. Izraelczycy żyjący na przedmurzu są zmuszeni stawić czoło niepokojącej prawdzie, że mechanizmy zaprojektowane by zapewnić im bezpieczeństwo nie są już wystarczające, po tym jak ich wydolność została podważona przez stałe realia oporu i okupacji.
Nie mogąc wyplenić Palestyńczyków ani ich politycznych dążeń, nie chcąc wejść w gramatykę rozpoznania, Izrael skazał się na ciągłą wojnę. Ten stan, daleki od ukazywania siły, podkreśla ostrą zależność Izraela od jego imperialnego patrona, którego nieugięte wsparcie stało się kwestią zasadniczą bardziej niż kiedykolwiek dla jego dalszej supremacji, powiązanej z rasowym dyskursem w regionie. Uzależnienie od wolny czyni Izrael podążającym ścieżką, która nie oferuje ani rozwikłania, ani pogodzenia – tylko dalsze trwanie sprzeczności i jego rolę w definiowaniu granic potworności w XXI wieku. Izrael wychodzi z tej wojny w zmienionym środowisku strategicznym; niektóre z tych zmian grają na jego korzyść i pozwolą mu zdobyć nieco czasu. Wychodzi też jednak z wielkimi stratami moralnymi, politycznymi i istotnie umotany w społeczne i polityczne walki wewnętrzne.
Opór a pytania o daremność i skuteczność
Palestyński dyskurs wokół Tufan al-Aqsa (Powódź al-Aqsa) wpada w pułapkę fiksacji na binarnym podziale na zwycięstwo i porażkę, sprowadzając przekroczenie murów Gazy 7 października do chłodnego rachunku pożyteczności i skutków.
Ten przeważający system, zanurzony w logice instrumentalnego rozumu, rekonfiguruje opór w sterylny schemat środków i celów, odcinając go od historycznych i egzystencjalnych korzeni. Ujęcie pytania jako taktycznego – czy Tufan osiągnął swoje cele? – ukrywa głębszą dialektykę potrzeby i daremności, która prześladuje palestyńskie rozważania. Ta dialektyka nie tylko oscyluje wokół działalności i desperacji, ale ukazuje systemowe sidła: opór pojawia się jako sprzeciw wobec kolonializmu, lecz pozostaje uwikłany w te same struktury, które pragnie rozmontować.
Dla krytyków oporu wobec Izraela, to uwikłanie pozostaje ciągłym oskarżeniem. W myśl ich logiki, opór stanowi część kolonialnej maszynerii, której się sprzeciwia, jest więc zredukowany do tragicznej nieuniknioności pozbawionej transformatywnej mocy. Z tego punktu widzenia, opór zapewnia jedynie siłę i okoliczności do rozszerzenia się i potwierdzenia. W tym ujęciu Tufan, dla części Palestyńczyków, staje się gimnastyką daremności.
W ciągu 15 miesięcy wojny głosy tych, którzy argumentowali przeciwko konieczności oporu i kwestionowali jego skuteczność, wzywały Hamas do poddania się, złożenia broni i błagania o litość. Wielu z głoszących takie apele twierdziło, że Izrael nie ulegnie, nie uwolni palestyńskich więźniów, że będzie przeciągał wojnę tak długo, aż wypędzi Palestyńczyków z Gazy albo zaanektuje terytorium aby zbudować osiedla osadników. Choć umowa o zawieszeniu broni nie wyklucza powrotu do wojny i tego właśnie procesu, powrót Palestyńczyków z południa na północ Gazy i częściowe wycofanie się izraelskich żołnierzy odzwierciedla rozmiar i szerokość izraelskich ustępstw. Te koncesje przyszły w ciągu tygodnia szczególnie trudnego dla izraelskich żołnierzy, gdy aż 15 zostało zabitych w całej Strefie, w tym na północy Gazy.
Innymi słowy, sam fakt osiągnięcia porozumienia o zawieszeniu broni – które łagodzi najgorsze obawy obecne wśród Palestyńczyków – zakłóca logikę tych, którzy głoszą daremność oporu, choć nie w zupełności. Pokazuje że Izrael, mimo swoich planów czystek etnicznych w Gazie, był zmuszony pójść na ustępstwa. Opór przetrwał, Hamas pozostaje stabilnie u władzy, a nawet gdyby musiał się jej zrzec, to byłaby to decyzja jego samego.
Podczas gdy przyszłość pozostaje niejasna – krucha, wobec możliwości zerwania porozumienia w dowolnym momencie i wobec wiszącej w powietrzu groźby ponowienia wojny – jej samo istnienie łamie pewność Palestyńczyków obstających przy poglądzie o daremności oporu. W nadchodzących tygodniach palestyńscy więźniowie opuszczą izraelskie więzienia, a ludzie wysiedleni na południe Gazy powrócą na północ. Izrael wykonał karzącą wojnę, ale i ona osiągnęła kres, pokazując że kwestia palestyńska pozostaje otwarta, mimo potwornej siły woli użytej przez Izrael w tej wojnie.
Projekt wyzwolenia i egzystencjalne pogodzenie
Odkąd rozpoczęła się wojna, fala palestyńskich i arabskich intelektualistów przywoływała tradycję samokrytyki, tradycję głęboko zakorzenioną w arabskim doświadczeniu intelektualnym, szczególnie w obliczu Nakby 1948 r. i później Naksy 1967 r. Ten moment refleksji, wyłaniający się z niemal naglącą prędkością, czerpie z genealogii krytyki ukutej w cieniu przegranej.
A jednak zdaje się ona nieść w sobie nieodłączny paradoks: przegrana, tak w swojej materialnej rzeczywistości jak i w symbolicznej wadze, nie jest już dłużej jedynie wynikiem, lecz wyznacza ramy, stanowi samo spojrzenie przez które zbiorowa tożsamość postrzega swoje istnienie.
Zbiorowa tożsamość staje się więc zarówno podmiotem jak i przedmiotem nieustannego wypytywania – wypytywania które twierdzi, jakoby odkrywało “iluzje” przesłaniające rzeczywistość lub utrudniające osiągnięcie bardziej “pragmatycznej” możliwości. Rozpoczyna się, pozornie, jako działalność terapeutyczna, środek do pogodzenia się z ciężarem błędnie umiejscowionych aspiracji. A jednak nawracanie stwierdzeń takich jak “wszystko, w co wierzyliśmy, upadło; wszystkie nasze nadzieje zawiodły; wszystkie nasze sny przepadły”, ujawnia że to dążenie nie tylko zdestabilizowało strategie i taktyki, ale wdarło się głębiej, w samo sedno oporu jako takiego. Innymi słowy, przekształciło się z samokrytyki w samookaleczenie.
To, co się wyłania, to nie prosta krytyka, ale egzystencjalne porachunki, to dyskurs który przekształca relację między nadzieją a desperacją, między akcją a znaczeniem. To kwestionowanie nie ma na celu ulepszenia taktyk, ale zdestabilizowanie podstawy oporu, podnosząc o wiele bardziej niepokojące widmo: czy projekt wyzwolenia został uwikłany w absurdy własnej walki? Czy jego sprzeczności przekroczyły zdolność historii do ich rozwiązania lub pomieszczenia? Jest to dialektyka, która przywiodła niektórych do udzielenia poparcia dla wycofania się, do mówienia “skupmy się na budowaniu Libanu”, lub “podpiszmy nasze własne porozumienie z Oslo i pójdźmy naprzód”. Te apele, występujące w przebraniu racjonalności, maskują kapitulację, poddanie nie tylko terytorium, lecz samej gramatyki oporu.
W swoim rdzeniu, opór nie może zostać zredukowany do swoich taktycznych lub strategicznych wymiarów. Nie jest on jedynie konfrontacją na polu bitwy, lecz zaburzeniem ontologicznych pewności kolonizatora. Jego esencja tkwi w zmuszeniu kolonizatora do skonfrontowania pytań, których próbował on uniknąć: czy jego siła może istotnie zapewnić rozwiązanie? czy masakry dostarczają zakończenia, czy pogłębiają otchłań?
Siły oporu zmuszają kolonizatora do spotkania się z własną przygodnością, do dostrzeżenia kruchości struktur, które uważa za niezdobyte. W tym sensie pole bitwy jest nie tylko przestrzenią przemocy, ale przestrzenią przesłuchiwania – miejscem, gdzie suwerenność kolonizatora jest podana w wątpliwość. Innymi słowy, celem oporu jest zmuszenie przeciwnika do podważenia siebie.
Częścią spuścizny tej chwili jest to, czy Izrael skonfrontuje się z tymi pytaniami, czy pozostanie odurzony swoją własną mocą. Czy podważy zakres swojej zależności od Stanów Zjednoczonych? Czy rozpozna niewykonalność kontrolowania losu innego narodu? Po wybraniu opcji atomowej i próbie wymazania Palestyńczyków w celu zakończenia konfliktu, czy zadowoli się zaledwie zyskiwaniem na czasie, czy wybierze inną ścieżkę? Gdy to pozostaje, jako takie, otwartym pytaniem, faszyzujące tendencje głównych kierujących nim sił czynią to bardziej prawdopodobnym, że Izrael położy na szali swoją przyszłość, stawiając na świat przypominający dla Palestyńczyków ich obecne położenie: mury, apartheid, deportacje, wyzysk nieudokumentowanych pracowników, etno-religijna supremacja, wreszcie nieprzejednana wola potworności. Ale to nie umniejsza zwykłego faktu, że pragnienie Izraela, by osiągnąć zwycięstwo totalne, osiągnęło limit mimo jego wyjątkowości [oryg. exceptionalism], że dostateczność osiągniętego zwycięstwa oznacza jedynie kontynuację wojny innymi środkami.
Rozpad izraelskiej wyjątkowości
Wojna obnażyła bankructwo moralne Ameryki, izraelską urasowioną supremację, jego potworną zdolność destrukcji, jego głęboko splątaną sieć ideologicznych, psychicznych i politycznych inwestycji w wymazanie i dominację. Nie jest to jedynie konflikt broni, ale odkrycie struktur, które utrzymują i przedłużają maszynerię przemocy. Ta wojna ujawniła wyjątkowość [oryg. exceptionalism] otaczającą Izrael – nie tylko poprzez nadanie temu państwu bezkarności, nie tylko przez uciszanie i tłumienie nieposłuszeństwa na obszarze Europy i Północnej Ameryki, nie tylko w instytucjach akademickich czy mediach głównego nurtu, ale w jego zdolności do bezczelnego popełniania zbrodni w wizji na żywo.
Dla Palestyńczyków, ta zdolność jest widziana przez pryzmat goryczy – postrzega się ją jako izraelską siłę. Koniec końców, Izrael przedstawia się jako państwo, któremu wszystko ujdzie na sucho, realia równie opresywne jak sama przemoc. Jednak to ta sama wyjątkowość, ta chroniona granica dyskursu, jest tym co zwraca uwagę na rozpad Izraela jako państwa supremacji Żydów i kolonializmu osadniczego. Ten rozpad nie jest tylko sprawą palestyńską; jest to pilne wezwanie do radykalnej przemianu – nie tylko w Palestynie, ale na całym świecie. Istotnie pozostanie to trwały horyzont operacji Tufan, na długo po ustaniu walk – a one, co kluczone, nigdy nie ustają w Palestynie.
Źródło: https://mondoweiss.net/2025/01/gaza-ceasefire-reveals-israels-fragility-and-the-transformative-power-of-resistance/