26/10/2018
Dziś o części „jeżdżonej” po SARDYNII. Plan na drugą część pobytu był taki, by wybrać się do agroturystyk, poobcować z naturą i spróbować tradycyjnej kuchni. Udało nam się odwiedzić 3 agroturystyki i zwiedzić zachodnie wybrzeże do połowy, dojeżdżając nieco ponad Oristano.
Jadąc do pierwszej agroturystyki zwiedziliśmy Pulę, plażę w Chia (piękna!) i drogę widokową wiodącą z Chia do Teulada (polecam!). Droga wiedzie wysoko w górach półkami skalnymi zawieszonymi nad morzem.
Pierwsza agroturystyka, Sa Tanca, znajdowała się wysoko w górach w okolicy nieczynnej już kopalni, która stanowiła atrakcję turystyczną miasteczka Montevecchio. Przyjechaliśmy na kolację. Kolacja prawdziwie włoska składała się z 10 dań: przystawki, primi – czyli pasta/makaron z sosem pomidorowym, secondi – mięso z sałatą. Do tego wino, woda. Potem ciasteczka migdałowe, tiramisu i na koniec digestivo – likier z borówek na trawienie – oj, był potrzebny!
Śniadanie również pozytywnie nas zaskoczyło, chociaż w całości było na słodko, a ja za tym nie przepadam. Ciasteczka, biszkopty, domowej roboty marmolady, bułka i torta di ricotta, czyli ciasto z wytwarzanej przez nich ricotty – pyyyszności. Do tego włoska kawa z mlekiem od krów, które widzieliśmy za oknem.
Gotowali tylko dla nas, gdyż było już poza sezonem. Dużą zaletą podróżowania poza mainstream’em jest to, że gdy nagle zdecydowaliśmy, że chcemy jechać dalej na północ, to bez problemu nawet tego samego dnia udało się znaleźć kolejną agroturystykę, która z otwartymi ramionami nas przyjęła i tylko dla nas gotowała posiłki.
Oto miejsca, które zobaczyliśmy:
- Piscinas – park krajobrazowy z wydmami, „na końcu świata”, bo jedzie się tam przez ponad 20 minut drogą jak na Camel Trophy, a na końcu znajduje się plażę, ładne piaszczyste widoki, 2 bary i sporo camperów, które zostają tam nawet na kilka dni.
- Oritsano – małe średniowieczne miasteczko z niską zabudową, 2 placami i katedrą. Mnie szczególnie nie urzekło, ale niektórym się bardziej podobało.
- Agriturismo S’Ispiga – tu zatrzymaliśmy się na jedną noc. Położone dość wysoko z pięknym widokiem z oddali na morze. Akurat przywitał nas zachód słońca, przepiękny widok.
- Tharros – ruiny starożytnego miasta założonego już w VIII w.p.n.e. Do zwiedzenia jest wieża hiszpańska nad brzegiem morza oraz dość duży teren z pozostałościami po mieście. I tu duże zaskoczenie, jeśli ktoś myślał (ja), że zwiedzanie starożytnych ruin z małymi dziećmi się nie powiedzie, to był w błędzie. Dzieci bawiły się znakomicie np. wrzucając starożytne (?) kamyczki do studzienki
- Is Aruttas – białe plaże z kwarcowymi kamyczkami, których wywożenie jest karalne. Krystaliczna woda i mało ludzi, skałki wokół których można nurkować i oglądać kolorowe rybki.
- La Sorgente – agroturystyka na wschodnim wybrzeżu. Miejsce z domkami i basenem, zwierzętami i dobrą kuchnią, jedliśmy m.in. grillowane mięsa i ryby, owoce morza. Najbliższe plaże znajdują się w Costa Rei, jednak największe wrażanie zrobiła na mnie:
- Cala Sinzias – plaża, która przypomniała mi wakacje w Tajlandii. Drewniany beach bar, duża, piaszczysta plaża, skały z obu stron – idealne miejsce na relaks i zakończenie sardyńskich wakacji.