Przewodnik warszawski i świętokrzyski

Przewodnik warszawski i świętokrzyski Robię to co lubię i lubię to co robię, a to jest najważniejsze :)

03/08/2022

Tu Niemcy ponieśli największe straty. Pałacyk Michla - reduta ze słynnej powstańczej piosenki 🎶

➡️ Powstańczą piosenkę zaczynającą się od słów „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola...„ znają wszyscy. Na początku sierpnia 1944 r. w pałacyku dzielnie odpierała Niemców grupa żołnierzy „Parasola”, dowodzona przez Janusza Brochwicz-Lewińskiego, legendarnego „Gryfa".

🏛️ Pałacyk Michla, a dokładnie Michlera znajdował się pod adresem Wolska 40. Tak naprawdę nie był żadnym pałacykiem, chociaż dzięki eleganckiej fasadzie, na tle fabrycznej zabudowy Woli mógł za taki uchodzić. Była to solidna piętrowa kamienica zbudowana w secesyjnym stylu. Jej właścicielem był Karol Michler, przedsiębiorca z branży zbożowo-piekarskiej. W tyle posesji znajdowały się budynki gospodarcze - młyn parowy, makaroniarnia, krochmalnia i piekarnia. Dzisiaj w miejscu lokalizacji kamienicy znajduje się pamiątkowy kamień.

➡️ Podczas Powstania Warszawskiego grupa żołnierzy „Parasola” ☂️ dowodzona przez Janusza Brochwicz-Lewińskiego „Gryfa", zajęła pałacyk wraz z resztą zabudowań gospodarczych w celu przygotowania zasadzki na Niemców. Niemcy nacierali wzdłuż ulicy Wolskiej w kierunku Wisły i Placu Piłsudskiego. Chcieli czym prędzej „odbić” dowódcę garnizonu w Warszawie, generała Reinera Stahela, odciętego w Pałacu Saskim. Jednak na Woli musieli najpierw przebić się przez punkty oporu – jedną z nich była właśnie kamienica Michlera.

➡️ Walki w okolicy pałacyku wspominał Janusz Brochwicz-Lewiński „Gryf”: - Ten pierwszy szturm, który był piątego rano – gdzieś godzina szósta trzydzieści była – skończył się dla nich [Niemców] katastrofalnie. Było dużo zabitych Niemców, wielu rannych; paru uciekło, ale niedużo. Niestety, sukcesy były coraz trudniejsze, bo wobec takiego obrotu sprawy zostały ściągnięte przez nich jednostki pancerne, które wspierały kolejne szturmy. Drugi szturm powtórzył się godzinę później, czy półtorej godziny – precyzyjnie nie mogę czasu dać, ale nie było długiej przerwy – wsparty czołgiem, panterą, która waliła dosłownie w nasze okna i niszczyła bardzo dotkliwie budynek, mur i bramę rozwaliła. Za każdym razem więcej wojska było i już było trudniej, ale jeszcze odparliśmy drugi szturm i trzeci tak samo. […] Czwarty to już było wjeżdżanie czołgów na teren młynów parowych, które były z tyłu, gdzie była część moich ludzi. Było bardzo dobrze walczyć stamtąd, bo były worki z mąką, które dawały protekcję przeciw kulom; niestety, okrążenie było wkrótce z obu stron - relacjonował po latach ostatni dzień walki w Pałacyku Brochwicz-Lewiński.

Po kolejnych atakach i przewadze Niemców powstańcy wycofali się z pałacyku, który został zniszczony przez Niemców.

➡️ Słynną piosenkę napisał Józef Szczepański ps. „Ziutek. „Pałacyk Michla” stał się jednym z powstańczych hymnów. Autor piosenki nie przeżył powstania. Ranny w walkach na Starym Mieście, został przeniesiony kanałami do Śródmieścia, gdzie zmarł 10 września 1944 r.

📺 Obejrzyj teledysk do piosenki „Pałacyk Michla”:
https://bit.ly/3fsd4f7

📖 Poczytaj o miejscach pamięci na warszawskiej Woli:
https://bit.ly/3jk0TSG

Zapraszam na spacer w moim towarzystwie 07.08. niedziela godz.11:00
26/07/2022

Zapraszam na spacer w moim towarzystwie 07.08. niedziela godz.11:00

Jak co roku zapraszamy ...

01/07/2022

📜 Dokładnie 453 lata temu Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie zawarło unię lubelską. 300 lat później uwiecznił to Jan Matejko, upamiętniając okrągłą rocznicę tego wydarzenia.

Od tamtej pory, aż do rozbiorów Polski „Królestwo polskie i Wielkie Księstwo litewskie jest jedno nierozdzielne i nierożne ciało, a także nierożna, ale jedna a spolna Rzeczpospolita, która się ze dwu państw i narodów w jeden lud zniosła i spoiła”, jak głosił akt potwierdzenia unii, sporządzony przez Zygmunta Augusta kilka dni po zawarciu porozumienia. Wkrótce Rzeczpospolita Obojga Narodów stała się jednym z największych Państw w Europie, osiągając w XVII wieku obszar około 990 tysięcy km².

___

Jan Matejko, „Unia Lubelska”, 1869

14/05/2022

🟥 Bijcie tak, żeby nie było śladów!

14 maja 1983 r., w szpitalu w Warszawie, w wyniku ciężkich obrażeń narządów jamy brzusznej, zmarł Grzegorz Przemyk, syn poetki i działaczki opozycyjnej Barbary Sadowskiej. Za trzy dni obchodziłby swoje 19. urodziny...

„Bijcie tak, żeby nie było śladów!” – krzyczał dyżurny milicjant do oprawców Przemyka. 12 maja uczeń XVII stołecznego LO świętował wraz z kolegami świętował zdaną maturę na Placu Zamkowym w Warszawie. Tam został zatrzymany przez milicję i bestialsko pobity na komisariacie przy ul. Jezuickiej.

W wywiadzie dla amerykańskiej telewizji ABC matka zakatowanego licealisty przypomniała groźbę, jaką usłyszała gdy rok wcześniej przebywała w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej: „Was, Sadowska, nie możemy ruszyć, ale syna wam załatwimy”.

Śmierć Przemyka była jedną z najgłośniejszych zbrodni aparatu bezpieczeństwa PRL i wstrząsnęła opinią publiczną. Jego pogrzeb z 19 maja 1983 r. stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władzy komunistycznej. Wzięło w nim udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Ceremonię na Cmentarzu Powązkowskim poprzedziła msza święta w kościele św. Stanisława Kostki, którą koncelebrował ks. Jerzy Popiełuszko.

🔍 Dowiedz się więcej: https://bit.ly/3tExQMJ

W AGAD możemy zobaczyć oryginał
03/05/2022

W AGAD możemy zobaczyć oryginał

Serdecznie zapraszamy!

Vivat wszystkie stany!Powinien być spacer historyczny a jest łóżko - w zamian filmik mówiący o spacerach organizowanych ...
03/05/2022

Vivat wszystkie stany!
Powinien być spacer historyczny a jest łóżko - w zamian filmik mówiący o spacerach organizowanych przez przewodników warszawskich

Vivat wszystkie stany! - spacer inscenizowany, upamiętniający 229 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 MajaOrganizator:- Warszawskie Koło Przewodników Miejskich...

Historia jednego z trzech wieszczy, których ulice znajdują się na Żoliborzu
23/02/2022

Historia jednego z trzech wieszczy, których ulice znajdują się na Żoliborzu

23 lutego 1859: Ten Trzeci Wieszcz. Umiera Zygmunt Krasiński

„Cierpiałem, cierpię, cierpieć będę”, a do tego „przeżywam szatańskie niepokoje ducha, żądze nieskończone, nieopisane smutki” – pisał o sobie. Dziś trudno powiedzieć na ile był to wyraz prawdziwych chorób, romantycznej postawy, a na ile hipochondrii. Właściwie nazywał się Napoleon Stanisław Adam Feliks Zygmunt Krasiński. Urodził się w Paryżu w 1812 r. Był synem Wincentego Krasińskiego, generała wojsk Księstwa Warszawskiego i szwoleżera oraz Marii z Radziwiłłów. Jego ojcem chrzestnym był sam Napoleon Bonaparte! Po upadku cesarza rodzina wróciła do Polski, a ojciec stał się carskim regalistą. Zygmunt praktycznie całe życie przebywał za granicą. Wyjechał już w wieku 17 lat. Najpierw do Genewy, gdzie poznał Adama Mickiewicza, w późniejszych latach zaprzyjaźnił się natomiast z Juliuszem Słowackim. Ojciec nie zezwolił mu na udział w powstaniu listopadowym. W tym czasie Krasiński zachorował po raz pierwszy. By leczyć oczy wyjechał do Wiedniu, kilka miesięcy spędził w zaciemnionym pokoju – to właśnie tam zaczął pracować nad swoim najbardziej znanym dziełem „Nie-Boską Komedią”. Ukończył ją w wieku zaledwie 21 lat! Słabe zdrowie nie przeszkadzało w nawiązywaniu romansów. Najgorętszy z nich był z piękną Delfiną Potocką – kochanką między innymi bratanka Napoleona. Mimo ślubu z Elizą Branicką – jedną z najbogatszych Polek – nie zerwał kontaktów z kochanką. Spotykał się z nią regularnie, napisał też do niej ponad 600 listów. „W tej epoce bardzo potrzebujemy miłości, a przez to słowo – miłość – rozumiem wszystkie więzy, wszystkie myśli, które mogą powiązać dwie rozumiejące się dusze. Harmonia wszechświata wymaga, aby – gdy wszystko się kruszy, parę dusz przynajmniej, parę umysłów łączyła jedność, zbliżenie i miłość tak silna, jak silna jest nienawiść innych” – w przejmujący sposób pisał do Potockiej. Zygmunt Krasiński zmarł w Paryżu na gruźlicę w wieku 47 lat.

14/02/2022

Dla zakochanych i dla zawianych, którym do domu nie śpieszy się... Dziś o 15:00 będę grał na Rynku repertuar miłosny ❤️

Zapraszam serdecznie - mnie nie będzie, ale za to będą moi wspaniali znajomi przewodnicy, na których spacery serdecznie ...
09/02/2022

Zapraszam serdecznie - mnie nie będzie, ale za to będą moi wspaniali znajomi przewodnicy, na których spacery serdecznie zapraszam

Od wielu, wielu lat z okazji Międzynarodowego Dnia Przewodnika Turystycznego zapraszamy mieszkańców Warszawy i gości na bezpłatne spacery pokazujące i przybliżające miejsca oraz ludzi związanych z historią Warszawy. W tym roku również zapraszamy na autorskie spacery przygotowane przez przewodników PTTK, które odbędą się w dniach 19/20 lutego 2022 - wstęp bezpłatny a przewodnicy oprowadzają bez wynagrodzenia - czekamy na WAS !!!

24/01/2022

Tadeusz Zawadzki „Zośka”. Chyba nikomu nie trzeba go przedstawiać... :)

Urodził się 24 stycznia 1921 w Warszawie w domu państwa Zawadzkich- Józefa i Leony (z domu Siemieńskiej).

Uczył się początkowo w Szkole Ziemi Mazowieckiej. W1933 roku rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, gdzie należał do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerzy im. Bolesława Chrobrego, tzw. Pomarańczarni.

Zdał maturę w 1939 roku. We wrześniu ‘39 wyruszył na wschód, aby znów wrócić do stolicy.

Jednocześnie w grudniu 1939 i w styczniu 1940 uczestniczył w akcjach małego sabotażu tajnej organizacji lewicowej Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej. Od stycznia do lipca 1940 łącznik w komórce więziennej ZWZ (zorganizowanej przez kpt. Zygmunta Hempla i Halinę Starczewską-Chorążynę, a kierowanej później przez Kazimierza Gorzkowskiego).

W marcu 1941 wszedł wraz z kierowaną przez siebie drużyną do "Szarych Szeregów" i objął tu komendę nad Hufcem "Mokotów Górny" w Okręgu Południe Chorągwi Warszawskiej. Hufiec ten natychmiast włączył się do Organizacji Małego Sabotażu "Wawer", w której "Zośka" był komendantem Obwodu Mokotów Górny w Okręgu Południe. W tym czasie Tadeusz był jednym z najwybitniejszych wykonawców głośnych akcji "Małego Sabotażu". Za największą liczbę "kotwic" wymalowanych na terenie swojej dzielnicy, otrzymał od Komendanta Głównego "Wawra" Aleksandra Kamińskiego honorowy pseudonim "Kotwicki".

Wraz ze swoim hufcem uczestniczył także w akcji "N" (prowadzonej przez BiP KG AK dywersyjnej propagandzie w języku niemieckim).Po ukończeniu kursu podharcmistrzowskiego ("Szkoła za Lasem") w maju - czerwcu 1942 otrzymał z dniem 15 sierpnia 1942 stopień podharcmistrza i pseudonim instruktorski "Kajman". 13 września 1942 urządził dla swojego hufca całodzienne ćwiczenia polowe w Lasach Chojnowskich pod Warszawą.

W wyniku reorganizacji Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów w listopadzie 1942 pod pseudonimem "Tadeusz" został hufcowym Roju "Centrum", dowódcą Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej (składających się z 4 hufców) i jednocześnie zastępcą por. "Jerzego" - wojskowego dowódcy GS-ów, czyli Oddziału Specjalnego "Jerzy", jednego z Oddziałów Dyspozycyjnych utworzonego w tym samym czasie Kedywu KG AK.

Po ukończeniu Zastępczego Kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty mianowany w styczniu 1943 kapralem podchorążym.
Od 1942 studiował na Wydziale Chemii Państwowej Wyższej Szkoły Technicznej - czyli tajnej Politechniki Warszawskiej.
Aresztowany przypadkowo w końcu czerwca lub na początku lipca 1943, przez tydzień lub dwa więziony był w poprawczym obozie pracy przy ul. Gęsiej (KL Warschau - "Gęsiówka").Po ukończeniu pierwszego wojennego kursu harcmistrzowskiego (maj-czerwiec) 15 sierpnia 1943 otrzymał stopień harcmistrza. W tym czasie mianowany podporucznikiem rezerwy piechoty.

Zginął 20 sierpnia 1943 roku podczas akcji "Taśma" w Sieczychach.

01/12/2021

1 grudnia 1941 roku – podczas zajęć na tajnych kompletach – Krzysztof Kamil Baczyński poznał wybrankę swojego serca, Barbarę Drapczyńską.

Niecały rok później wzięli ślub! ❤️


— Bzy w tym roku kwitły specjalnie obficie i zjawiłem się na tym obrządku z wielkim snopem kwiatów. Po ślubie powiedziałem do kogoś: właściwie wyglądało to nie na ślub, ale na pierwszą komunię. Oboje Baczyńscy, bardzo młodzi, wyglądali jeszcze młodziej, a ponieważ oboje byli niewielkiego wzrostu, rzeczywiście zdawało się to, że dwoje dzieci stoi przed ołtarzem — wspominał świadek na ich ślubie, Jarosław Iwaszkiewicz.


Kamil i Basieńka polegli w walce w Powstaniu Warszawskim. 💔
Basia była w ciąży...





Jeden dzień w — a na tęsknotę — wiek,
jeden gest — a już orkanów pochód,
jeden krok — a otoś tylko jest
w każdy czas — duch czekający w prochu.

17/11/2021

🟥 Krwawy Feliks zrzucony z cokołu

16 listopada 1989 roku przystąpiono do demontażu warszawskiego pomnika twórcy sowieckiego aparatu ludobójstwa i terroru – Feliksa Dzierżyńskiego, odsłoniętego 21 lipca 1951 roku na placu Bankowym (przemianowanym na plac Dzierżyńskiego).

Feliks Dzierżyński był polskim szlachcicem, współpracownikiem Lenina i twórcą Wszechrosyjskiej Komisji do walki z Kontrrewolucją, Spekulacją i Sabotażem, zwaną Czeka, odpowiedzialnej za bolszewicki terror w Rosji. W czasie wojny polsko-bolszewickiej czekista wszedł w skład Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski utworzonego z końcem lipca 1920 w celu przekształcenia kraju nad Wisłą w Republikę Radziecką.

Złośliwi mawiali, że Dzierżyński był największym polskim patriotą, bowiem nikt nie zabił tylu Rosjan, co on.

Przez lata, znienawidzony monument padał ofiarą ataków, ale i happeningów. Jedną z osób, która postanowiła wyrazić niezadowolenie z powodu upamiętnienia w stolicy „czerwonego kata”, był licealista Emil Barchański. W 1982 roku, wraz z kolegami, oblał pomnik farbą i obrzucił go koktajlami Mołotowa.

🔎 Dowiedz się więcej: https://bit.ly/36ECL6T

07/11/2021

20/08/2021

Dwudziesty dzień sierpnia 1943roku, miejscowość Sieczychy...
To właśnie wtedy zginął Tadeusz Zawadzki...

Oto relacja dokumentującą śmierć tego wspaniałego chłopca:

"Jest godzina 19.30. Zbiórka. Podział broni; pouczenie lekarza, jak się zachować w przypadku zranienia. O godzinie 20 - odmarsz. Kolumna posuwa się w idealnym porządku i w całkowitej ciszy, starannie ubezpieczona. Na przedzie kroczą w zwartej grupce Zośka, Andrzej Morro, Długi i Maciek. Idą leśną drogą. Mrok gęstnieje coraz szybciej. Od posterunku żandarmerii dzieli ich tylko osiem kilometrów. Wyszli na polną drogę. Jest już zupełnie ciemno. Posuwają się tak cicho, że nie słychać najmniejszego brzęku, żadnych głosów. Tylko serca biją nieco szybciej niż zwykle i tylko czoła są bardziej niż zwykle skupione. Mija czas... [...]
Na skraju wsi, o - tam, w tym wielkim drewnianym baraku mieści się posterunek żandarmerii. Zośka z dwoma dziesiątkami ludzi poprowadzi natarcie. [...]
Zapowiada się „gładka robota”. [...]
Ostatnie instrukcyjne ruchy ramienia, ostatni szept rozkazu. Dalej nie można - już tylko kilkadziesiąt kroków dzieli od wrogów. Po werandzie wolno chodzi wartownik. No, w imię Boże, zaczynamy! Zośka krótko błyska latarką. [...]
Furtka! Zośka kopie nogą drzwi, skacze na próg, czując za sobą tupot dziesiątka stóp towarzyszy broni. Strzał z okna! Wali coś w pierś! Zapiera oddech...
Jak cuglami szarpnięty koń, wpiera się Zośka stopami w deski werandy i powoli skręca półobrotem. Słania się ku ścianie. [...]
Bezsilne, omdlałe ciało osuwa się spod ściany ku ziemi...
Zdobycie posterunku żandarmerii w Sieczychach było jednym z najpiękniejszych zwycięstw Zośki. Całkowicie udana akcja.
Tylko jeden człowiek z całego polskiego oddziału przelał w tej bitwie krew: Zośka."
(A. Kamiński - Kamienie na szaniec)

"Piaszczystą mazowiecką drogą wlecze się zaprzęgnięty w jednego konia chłopski wóz. Na nim - stygnące ciało dowódcy wyprawy na Sieczychy, Zośki. Dookoła wozu idą w milczeniu jego towarzysze. Mrok sierpniowej nocy rzednie, na wschodzie niebo nabiera tonów jasno niebieskawych. Idą przygarbieni, poszarzali, z rękami na deskach wozu, na kłonicach, na uprzęży konia. Gdy teren się wznosi, natężają mięśnie, aby dopomóc koniowi. Mijają pola i laski świerkowe. Andrzej Morro ostrożnie unosi głowę poległego, moszcząc ze słomy wgłębione podwyższenie. Gdy bladość świtu pozwoli wyraźnie dostrzec szczegóły, Długi zdejmie kurtkę i przykryje nią pierś Zośki.
Wiadomość o tym, że Zośka poległ, w ciągu kilkudziesięciu godzin obiegła w Warszawie wszystkich jego przyjaciół i bliskich. Przejmujący ból i ostry niepokój szarpał serca. Zdawało się, że jakaś katastrofa zawisła nad braterską gromadą młodych ludzi.
Przecież zginął ktoś, do kogo się tak bardzo garnęli, kto urzeczywistniał to wszystko, do czego tęsknili, czego pragnęli, co było ich marzeniem. [...]
Przez dwa tygodnie na kilkuset zbiórkach warszawskich Szarych Szeregów najpierw jak nakazał rozkaz - minutowa cisza. A potem - już bez rozkazu - modlitwa i krótkie uwagi o tym, który poległ."
(A. Kamiński - Zośka i Parasol).

Pamiętajmy o nim, nie tylko w dzień jego śmierci.
Był wspaniałym przyjacielem, dowódcą, człowiekiem.
Oddał życie za wolną Polskę, czy my postąpilibyśmy tak samo?

Tadeusz Zawadzki „Zośka”...

Od jego pseudonim swoją nazwę wziął harcerski batalion walczący w Powstaniu Warszawskim.

Urodził się 24 stycznia 1921 w Warszawie w domu państwa Zawadzkich- Józefa i Leony (z domu Siemieńskiej). Uczył się początkowo w Szkole Ziemi Mazowieckiej. W 1933 roku rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, gdzie należał do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerzy im. Bolesława Chrobrego, tzw. Pomarańczarni.

Zdał maturę w 1939 roku. We wrześniu ‘39 wyruszył na wschód.
Jednocześnie w grudniu 1939 i w styczniu 1940 uczestniczył w akcjach małego sabotażu tajnej organizacji lewicowej Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej. Od stycznia do lipca 1940 łącznik w komórce więziennej ZWZ (zorganizowanej przez kpt. Zygmunta Hempla i Halinę Starczewską-Chorążynę, a kierowanej później przez Kazimierza Gorzkowskiego).

W marcu 1941 wszedł wraz z kierowaną przez siebie drużyną do "Szarych Szeregów" i objął tu komendę nad Hufcem "Mokotów Górny" w Okręgu Południe Chorągwi Warszawskiej. Hufiec ten natychmiast włączył się do Organizacji Małego Sabotażu "Wawer", w której "Zośka" był komendantem Obwodu Mokotów Górny w Okręgu Południe. W tym czasie Tadeusz był jednym z najwybitniejszych wykonawców głośnych akcji "Małego Sabotażu". Za największą liczbę "kotwic" wymalowanych na terenie swojej dzielnicy, otrzymał od Komendanta Głównego "Wawra" Aleksandra Kamińskiego honorowy pseudonim "Kotwicki".

Wraz ze swoim hufcem uczestniczył także w akcji "N". Po ukończeniu kursu podharcmistrzowskiego ("Szkoła za Lasem") w maju - czerwcu 1942 otrzymał z dniem 15 sierpnia 1942 stopień podharcmistrza i pseudonim instruktorski "Kajman".
13 września 1942 urządził dla swojego hufca całodzienne ćwiczenia polowe w Lasach Chojnowskich pod Warszawą.
W wyniku reorganizacji Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów w listopadzie 1942 pod pseudonimem "Tadeusz" został hufcowym Roju "Centrum", dowódcą Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej (składających się z 4 hufców) i jednocześnie zastępcą por. "Jerzego" - wojskowego dowódcy GS-ów, czyli Oddziału Specjalnego "Jerzy", jednego z Oddziałów Dyspozycyjnych utworzonego w tym samym czasie Kedywu KG AK.

Po ukończeniu Zastępczego Kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty mianowany w styczniu 1943 kapralem podchorążym.
Od 1942 studiował na Wydziale Chemii Państwowej Wyższej Szkoły Technicznej - czyli tajnej Politechniki Warszawskiej.

Aresztowany przypadkowo w końcu czerwca lub na początku lipca 1943, przez tydzień lub dwa więziony był w poprawczym obozie pracy przy ul. Gęsiej (KL Warschau - "Gęsiówka"). Po ukończeniu pierwszego wojennego kursu harcmistrzowskiego otrzymał stopień harcmistrza. W tym czasie mianowany podporucznikiem rezerwy piechoty.

Cytat umieszczony na zdjęciu pochodzi z rozkazu Komendanta Warszawskiej Chorągwi Szarych Szeregów.
Całość można przeczytać tutaj:
https://www.facebook.com/notes/kamienie-na-szaniec/rozkaz-komendanta-warszawskiej-chorągwi-szarych-szeregów-ws-śmierci-zośki/551336798247532

_____________________________________

Akcja "Taśma".

Kierownictwo walki konspiracyjnej powzięło decyzję zlikwidowania jednej nocy sieci ponad dziesięciu posterunków żandarmerii niemieckiej na północno- wschodniej granicy Generalnej Guberni. Do wykonania tego zadania wyznaczono, prócz oddziałów będących do dyspozycji na miejscu, parę oddziałów warszawskich.

My zajmiemy się jednym, konkretnym aspektem akcji, tym, który odbył się w miejscowości Sieczychy.

"Jednym z wyznaczonych był oddział Zośki. Zośka, nauczony lekcją czarnocinską, pilnuje najdrobniejszych szczegółów przygotowawczych. Dla celów szkoleniowych oddziałem dowodzić będzie Andrzej Morro. Zośka ma pójść w charakterze obserwatora. Tym niemniej teraz, w czasie żmudnych przygotowań, trzyma oko i rękę na wszystkim. Nie może się zdarzyć żadne niedopatrzenie, żadna zła kalkulacja, żaden błąd. „Ich” posterunek znajduje się pod Wyszkowem. Mieści się we wsi Sieczychy, w dużym drewnianym budynku, gdzie kwateruje około dwunastu żandarmów. Aby wykluczyć czynnik opóźnienia - Zośka rozpoczyna koncentrację swego oddziału w lasach na trzy dni przed uderzeniem. Odjazd!

Zaczyna się druga połowa sierpnia. Lato jest pełne słońca. Dnie są upalne, noce ciepłe.
We wszystkich sadach, obok których przechodzi Zośka, pełno jabłek.
Gałęzie aż uginają się od owoców. Młodzi ludzie objadają się papierówkami, są szczęśliwi z wyrwania się z miasta i podnieceni czekającą ich przygodą.
Temperaturę uczuć podnosi świadomość, że nie tylko oni jedni stoczą ten nocny bój.
Podobnych walk będzie na pograniczu dziesiątek. Oczywiście mowy nie ma, żeby się wobec pozostałych oddziałów zbłaźnić. Biwakują w wielkim lesie, owianym wspomnieniami 1863 roku. Tradycja okoliczna nazywa te miejsca Linią Powstańców.
Gdy młodzi ludzie siedzą wieczorem przy ognisku, nie sposób jest odpędzić myśli od tamtych z 1863. [...]

Andrzej Morro i Maciek szepcą o Alku. Ten by się tu świetnie czuł. Sęki chrustu trzaskają w ogniu. Dym mile podnieca nozdrza. Można tak leżeć na kocach zapatrzonym w ognisko godziny całe. Płomienie migocą blaskami na twarzach skupionych wokół ognia. Co się kryje poza tymi oczyma, wpatrzonymi w płomień? [...]

Zośka, jak zwykle, nie odzywa się. Słucha tylko i dorzuca do
ognia chrustu. Robi się już późno. Odmówili modlitwę, odśpiewali pieśń wieczorną i zaczęli grupkami oddalać się na spoczynek. Andrzej Morro poszedł sprawdzać czujki.
Następny dzień - 20 sierpnia 1943 roku - dłużył się nieskończenie. Nikt nie mógł się wychylić z lasu, by nie wzbudzić podejrzeń.
Porządkowanie broni zajęło tylko chwilę czasu. Leżeli więc w plamach słońca lub w cieniu drzew i czekali.

Nareszcie! Jest godzina 19.30. Zbiórka. Podział broni; pouczenie lekarza, jak się zachować w przypadku zranienia. O godzinie 20 - odmarsz. Kolumna posuwa się w idealnym porządku i w całkowitej ciszy, starannie ubezpieczona. Na przedzie kroczą w zwartej grupce Zośka, Andrzej Morro, Długi i Maciek. Idą leśną drogą. Mrok gęstnieje coraz szybciej. Od posterunku żandarmerii dzieli ich tylko osiem kilometrów. Wyszli na polną drogę. Jest już zupełnie ciemno. Posuwają się tak cicho, że nie słychać najmniejszego brzęku, żadnych głosów. Tylko serca biją nieco szybciej niż zwykle i tylko czoła są bardziej niż zwykle skupione. Mija czas...
- W tej cholernej dywersji nie można żyć jednolitym, prostym, żołnierskim życiem, ciągła huśtawka rozdwojenia: żołnierz-cywil, dowódca-mama, pistolet- szkoła...
- Ciicho! - syczy Zośka.

Mijają znów dziesiątki minut. Celowo wikłają krok, aby nie wbijać w ziemię rytmu.
Od idącego na przedzie ubezpieczenia błyska ostrzegawcze światełko:
Uwaga! Zeszli w bok. Stanęli. Nadsłuchują.
Powoli mija ich jadący rowerem niemiecki żołnierz. Przejeżdża w odległości kilkudziesięciu kroków. Nic nie widzi, nic nie słyszy. Pedałuje spokojnie.
Zniknął. Idą dalej. Wschodzi księżyc. Z minuty na minutę robi się jaśniej.
Zapowiada się cudowna noc. W księżycowej poświacie Zośka dostrzega wyraźne zarysy twarzy swych najbliższych towarzyszy. Ten Długi wzrostem przypomina Glizdę-Alka. Nie, jest trochę niższy. I nie taki radujący się życiem, jak Alek.

Za to Maciek - ma zupełnie ten sam typ odwagi co Alek. Cóż za szaleńcy! Andrzej Morro? Drugiego takiego jak Rudy już nigdy nie będzie, ale - Morro ma jednak w sobie coś z Rudego. To jego „swędzenie mózgu”... Rudy... Rudy...
- Daj jabłko, w gardle mi zaschło - mruczy do Długiego. Długi podaje Zośce jabłko. Ten je...

W świetle księżyca rysują się wyraźnie kontury pierwszych chat. Tu gdzieś musi być jar, gdzie przeczekają ostatek czasu.
Czasu tego jest „jak lodu”. Wyprawa dobrze przygotowana przebiega w spokoju i ładzie.
Czarnocin się nie powtórzy! Jar - to podstawa wyjściowa do natarcia. Na skraju wsi, o - tam, w tym wielkim drewnianym baraku. mieści się posterunek żandarmerii. Zośka z dwoma dziesiątkami ludzi poprowadzi natarcie. Andrzej Morro będzie w ubezpieczeniu. Obie grupy wchodząc do jaru, oddzielają się, zalegają obok swych dowódców, czekają, jest jeszcze czas.
Z mroku wyłaniają się sylwetki dwóch zwiadowców i zbliżają się do Andrzeja Morro.
- Wszystko w porządku. Śpią, jest ich dziesięciu czy dwunastu. Wszyscy w baraku. Wartownik kręci się, włazi i wyłazi z domu. Uzbrojony w karabin. Zośce błyszczą oczy. Maćkowi bielą się w uśmiechu zęby. Zapowiada się „gładka robota”.

Dochodzi północ. Już pora.
Andrzej Morro podchodzi do Zośki, daje znak. Zośka unosi się, za nim jego ludzie. Każdy od dawna wie, co ma robić. Zośka wyjmuje colta, podaje Andrzejowi Morro dłoń i wspina się ku górze, na pole, poza jar. Ludzie za nim, w odstępach sekcjami. Cudowna noc...
Drzewa, pola, łąki, niedaleko chałupy - wszystko w blasku! Ostrożnie skradają się polami, wybierając miejsca zacienione przez krzaki i drzewa. Półzaciemnione okna na posterunku świecą jak latarnia morska, przyciągają jak magnes. Coraz to widoczniejsze, coraz bliższe, hipnotyzują.
Ostatnie instrukcyjne ruchy ramienia, ostatni szept rozkazu. Dalej nie można - już tylko kilkadziesiąt kroków dzieli od wrogów. Po werandzie wolno chodzi wartownik. No, w imię Boże, zaczynamy! Zośka krótko błyska latarką.

Jeden z młodych ludzi unosi się z ziemi, robi zamach ramieniem - i pada.
Kilogramowy granat - filipinka - wali pod płot baraku. Sekunda ciszy i .. Błysk!
Płomień! Potężny huk! Dym i kurz... Wybuch - to przerażenie wrogów, wybuch - to znak do szturmu. Powinni się zerwać, pędzić, strzelać! Nikt się nie rusza... Są oszołomieni potęgą wybuchu. Przywarli do ziemi jak urzeczeni. W łomocie serca - bezwolni... W izbie - wrzask. W oknie miga hełm wartownika z karabinem. Jasne pioruny! Ten śmiertelny bezwład
chwili kryzysu... To samo co pod Arsenałem i w Celestynowie! - Naprzód! - wrzeszczy Zośka nienaturalnym głosem i oderwany od ziemi pędzi ku furtce. Odrętwienie znikło. Zerwał się Maciek, pędzą inni.

Furtka! Zośka kopie nogą drzwi, skacze na próg, czując za sobą tupot dziesiątka stóp towarzyszy broni. Strzał z okna! Wali coś w pierś! Zapiera oddech...

Jak cuglami szarpnięty koń, wpiera się Zośka stopami w deski werandy i powoli skręca półobrotem. Słania się ku ścianie. A obok, w czującym zwycięstwo pędzie przebiegają jego ludzie, wpadając do izb. Strzał po strzale... Gęsto... Wrzaski strachu i wybuchowe krzyki bitewnego upojenia... Głosy stają się coraz dalsze, coraz cichsze... W głowie wzmaga się szum, przed oczyma blaski i cienie. Czy to się zbliża postać zwycięskiego Maćka, czy też idzie szaleniec Alek? Nie... To Długi szybko nadchodzi od pola, Alek, czy Długi? Rudy! Rudy! To na pewno on...

Złocista, rozwichrzona czupryna - to on! Nareszcie znów razem, w walce.
Kochany... Teraz.. ja... ranny... Bezsilne, omdlałe ciało osuwa się spod ściany ku ziemi...

Zdobycie posterunku żandarmerii w Sieczychach było jednym z najpiękniejszych zwycięstw Zośki. Całkowicie udana akcja. Tylko jeden człowiek z całego polskiego oddziału przelał w tej bitwie krew: Zośka."

Adres

Wesoła

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Przewodnik warszawski i świętokrzyski umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Przewodnik warszawski i świętokrzyski:

Udostępnij