06/05/2024
Drophan ling.
Trzy alpaki o poranku wiosny nie czynią...
Są takie dni gdy cały wchechświat potajemnie spiskuje aby uprzykrzyć Ci każdą chwilę, są też takie gdy wszystko układa się lepiej niż można by zaplanować a jedyne czego potrzebujesz to gotowość aby się tym cieszyć.
Tylko jedno z powyższych stwierdzeń jest prawdziwe, które?
Wybór należy do Ciebie ;-).
Był to kolejny dzień wędrówki w poszukiwaniu szlaku i był to jeden z tych magicznych dni.
Ruszyliśmy z dworca PKP w Dusznikach Zdroju a celem było niezwykłe miejsce o tajemniczej nazwie Gompa Drophan Ling.
Już po kilku chwilach wędrówki w przepięknej scenerii objawiło nam się trzech szlachetnych lamów.
Mogły to też być alpaki, nie wiem, nigdy nie byłem dobry z historii, w każdym razie był to dla nas niezbity dowód, że podążamy we właściwym kierunku.
Kawałek dalej w malowniczo położonej u progu Parku Narodowego Gór Stołowych wsi Łężyce naszą uwagę przykuło coś co wyglądało jak wóz Amiszów, zanim zdążyliśmy się zorientować co to jest i co się dzieje byliśmy już w drodzę prowadzeni przez miłą gospodynię(chyba jednak nie Amiszkę) na najniższą(sic!) wieże widokową w Polsce. Wysokość to imponujące 20 może 20 kilka centymetrów(Pierwsza Najnizsza wieża widokowa w Polsce proszę o sprostowanie jeśli się pomyliłem), widok jednak przepiękny który może śmiało konkurować z najwyższymi wieżami widokowymi w kraju, notabene tak się stało, i wiecie co? Najniższa zajęła 6. miejsce wśród około 100 wież widokowych w Polsce w głosowaniu turystów!
To znakomity dowód na to, że wyobraźnia, kreatywność i odwaga w realizacji swoich pomysłów może zwyciężyć z nieporównywalnie większym budżetem.
Gratuluje Wam świetnego pomysłu który już przyciągnął duże zainteresowanie mediów i turystów a to dopiero początek, mimo tego już teraz to miejsce oferuje wiele atrakcji: wycieczki off road, sauna i balia, paśnik(to ten wóz Amiszów), organizowanie różnego rodzaju eventów.. Pewnie o czymś zapomniałem ale i tak biorąc pod uwagę pomysłowość gospodyni Doroty i sprawczość gospodarza Regiego ilość atrakcji będzie rosła w szybkim tempie(trzymam kciukim i bedę sprawdzał ;-)).
Z przyjemnością piszę się o takich miejscach gdzie para pozytywnych zapaleńców własnymi siłami, wkładając serducho(widać to na każdym kroku) tworzy coś fajnego.
Nie lubię dużo komplementować bo czasem mam wrażenie, że może to zostać odebrane jako nieszczere albo nierzetelne ale dodam jeszcze tylko, że gospodarze doskonale znają topografię oraz historię okolicy i chętnie się tym dzielą a Regie odegrał kluczową rolę w odkryciu na nowo słynnej Skalnej Czaszki która jest teraz dużą atrakcją Gór Stołowych i w kierunku której udaliśmy się następnie.
Pogoda była przepiękna: słonko i pojedyncze białe chmurki na niebie, weszliśmy już o obręb parku narodowego, ciekawe formacje skalne oraz również skalne naturalne tarasy widokowe których nie brakuje na odcinku Skała Puchacza -> Narożnik. Wszystko szło dobrze gdy nagle po obejrzeniu wspomnianej skalnej czaszki nadciągnęły ciemne chmury i pojawiły grzmoty, atmosfera jeszcze zgęstniała gdy po minięciu miejsca gdzie niestety doszło do głośnego morderstwa dwójki turystów(RIP) rozpadał się deszcz.
Kontynuowaliśmy wędrówkę, pogoda się popsuła a sceneria zmieniła ale wciąż było pięknie, przed nami najciekawsza atrakcja czyli główne europejskie centrum buddyzmu tybetańskiego linii Khordong i Dziangter tradycji Ningma.
Tak! Mamy takie cuda w Darnkowie i choć nie wiedzie tam szlak i nie ma tam tłumu turystów to.. to dobrze.
Ośrodek można zwiedzać codziennie 13-16 i tylko w tych godzinach, w pozostałych jest do wyłącznej dyspozycji osób które szukają tam czegoś więcej niż atrakcji turystycznej i trzeba to uszanować.
My dotarliśmy jakoś po 14, nieśmiało otworzyliśmy bramę i ruszyliśmy na spotkanie z mnichami tybetańskimi odzianymi w czerwone szaty (nie wiem dlaczego akurat tybetańskimi :-D).
Dotarliśmy do Gompy(uroczystego miejsca spotkań, modlitw i obrzędów buddyjskich) i zgodnie z oczekiwaniami przywitał nas mnich(no może uczeń) młody w długich włosach, ubrany normalnie, Czech. Lubię Czechów więc długo nie byłem rozczarowany, że nie jest łysym starszym mnichem z Tybetu.
Powiedział uprzejmie, że może nas oprowadzić, wyraził troskę czy nie przemokliśmy podczas burzy oraz zaproponował wodę. Wspomniał jeszcze, że słabo mówi po Polsku i że może lepiej żeby nas oprowadzał kolega z Polski, ja oczywiście odparłem, że nie ma potrzeby gdyż znakomicie władam czeskim - na potwierdzenie użyłem kilku czeskich słów(w tym ano i ahoj) no ale chyba Go nie przekonałem bo później zjawił się nasz rodak który w równie uprzejmy sposób przywitała nas i zaprosił do środka Gompy.
Wewnątrz zdjęć robić nie wolno no i dobrze bo zdecydowanie lepiej zobaczyć to na własne oczy, ściany i sufit właściwie w całości są pokryte pełnymi symboliki imponującymi malunkami buddyjskim stworzonymi przez ponad 20 artystów w Bhutanie, część tych artystów przywiozła je do Darnkowa pokryła powierzchnię gompy i domalowała detale. Prawdopodobnie w promieniu kilku tysięcy kilometrów może nie być czegoś podobnego także warto się pofatygować do Darnkowa ;-).
Po wyjściu z Gompy udaliśmy się już samodzielnie do Stupy, nie znam się na jednym ani drugim więc nie będę się rozpisywał nadmienie tylko, że można zauważyć pewien kontrast. Gompa wygląda z zewnątrz jak w miare przeciętna chata ale w środku piękna komnata(nieszczęsny rym), natomiast Stupa z zewnątrz wygląda naprawdę imponująco ale wewnątrz jest mała salka z niskim sufitem białymi ścianami wyposażona tylko w materace i poduszki do medytacji.
Nikt nie sprzedaje tutaj biletów na zwiedzanie, tym bardziej nie ma jakiś ostentacyjnych próśb o datki, dobrowolnie można wrzucić coś do skrzynki zamontowanej przy wejściu do Gompy.
Wszystko to i wiele więcej wydarzyło się w kilka godzin na przestrzeni 13. kilometrów, także zachęcam aby ruszać w Sudety, odkrywać nowe i stare miejsca!
Namaste.
PS Sry Kacper, że włamałem się do Twojego Suburbru ale nie mogłem się powstrzymać, masz szczęście, że nie było kluczyków ;-p pozdro!