22/08/2023
O Gospodzie Pod Modrym Fartuchem
Dawno temu, około roku 1489 był właścicielem gospody przy rynku Nowego Miasta Torunia człowiek bardzo pracowity i prawy, który od wczesnego ranka do późnego wieczora krzątał się po gospodzie, aby swoich gości godnie obsłużyć. Troszczył się o czystość, a nawet przyrządzał potrawy w kuchni, a trzeba zaznaczyć, że był wyśmienitym kucharzem, gdyż gospoda słynęła w całym mieście z bardzo dobrej kuchni. Niestety, jak to zwykle bywa, miał żonę leniwą i wyjątkowo złośliwą. Przez cały dzień gderała i co chwilę przesyłała zapracowanemu mężowi wyzwiska, a kiedy ten siadał ze zmęczenia ona krzykiem i kijem zmuszała biedaka do pracy.
Pewnego dnia zawitał do gospody młody wędrowiec, któremu z oczu biła dobroć i życzliwość. Dla gościnności, do stołu gościa przysiadł na chwilę gospodarz, ale niestety gospodyni natychmiast obsypała biedaka taką lawiną wyzwisk, że ten natychmiast opuścił swego gościa. Złośliwa żona nie zauważyła, że przez ciągłe gadulstwo i bluźnierstwa twarz jej zaczęła się zmieniać do tego stopnia, że w mieście zaczęto o niej szeptać, że jest opętana przez szatana i z dnia na dzień upodabnia się do czarownicy.
Chcąc nieszczęśliwemu gospodarzowi pomóc w jego troskach, młody wędrowiec doradził mu, aby przy następnej awanturze wypisał na progu gospody czarnym węglem znak „X”, jakiego nie znoszą czarownice. Kiedy dojdzie do awantury, ma wypowiedzieć zaklęcie: „raz, dwa trzy, wyleć czarownico przez ścianę albo drzwi”. Gospodarz podziękował nieznajomemu przybyszowi, lecz nie wierzył, że pozbędzie się tymi czarami okropnej żony. Kiedy jednak doszło do następnej awantury wypisał gospodarz węglem ów znak czarowny na drzwiach gospody i wypowiedział zaklęcie. W tej samej chwili gospoda zadrżała, a nieznośna żona w mgnieniu oka pobiegła na strych do skrzyni, w której złożyła swoje kosztowności i ciężko zapracowane przez gospodarza pieniądze. Zabrała wszystko, zbiegła do gospody, aby jak najszybciej opuścić ten dom. Okazało się, że czarny znak na progu miał swoją czarodziejską moc. Nie mając innego wyboru, wyleciała baba z całym dobytkiem przez ścianę na rynek. Gospodarz widząc, że utracił cały swój majątek, dopadł żonę, aby jej choć trochę zabrać. Niestety, zdążył tylko chwycić za modry fartuch, który ciągle zła czarownica nosiła na sobie, i ten mu został w rękach na pamiątkę. Na ścianie frontowej gospody pozostała duża dziura, przez którą wyleciała czarownica. Chcąc dziurę załatać, zawiesił gospodarz na niej wspomniany modry fartuch, który jednocześnie miał oznajmiać, że złym kobietom jest do gospody wstęp wzbroniony. W niedługim czasie po owych wydarzeniach, zaczęto mówić o gospodzie Pod Modrym Fartuchem i tak pozostało do dzisiaj. Na pamiątkę tej historii, śliczne kelnerki noszą modre fartuszki, a stoliki nakryte są modrymi obrusami. Odwiedzając „Modry Fartuch” pamiętajmy, jaką to tajemnicę kryją stare mury tej gospody.