28/04/2017
Śladem Inków – Altiplano
Z Puno do La Paz gdzie mieliśmy się przesiąść w dalszą podróż do Uyuni zmierzaliśmy wzdłuż zachodnich brzegów Titicaca. Po drugiej stronie na horyzoncie malował się nam fantastyczny widok ośnieżonego pasma Cordillera Real jednego z najwyższych i najpiękniejszych w Andach. Na granicy z Boliwią w miejscowości Desaguadero doznaliśmy szczególnego rodzaju emocji. Na budynkach manekiny wisielców z tabliczkami na szyi ostrzegały przed łamaniem prawa a dojście do odprawy po stronie boliwijskiej wymagało dużej ostrożności by nie zostać ugryzionym przez biegające tu bezpańskie psy. Dodam, że nie wszyscy mieli szczęście przejść cało. Kiedy już z ulgą czekaliśmy w odrapanym budynku bez okien w długiej kolejce po pieczątkę w paszporcie pomyślałem sobie… no to jesteśmy w Boliwii!?
Do La Paz wjeżdżaliśmy przez największą i najbiedniejszą dzielnicę El Alto, położoną najwyżej bo na wysokości 4150 m n.p.m. Stąd z nad krawędzi przepaści rozpościera się oszałamiający widok na miasto, które położone jest w głębokim kotle pomiędzy szczytami pasma Cordillera Real a różnica wysokości pomiędzy najniżej a najwyżej położonymi dzielnicami wynosi aż 900 m. Wysokogórski suchy, zwrotnikowy klimat sprawia, że jest tu dość zimno przez cały rok o czym szybko mogliśmy się przekonać już na miejscu. Główny terminal autobusowy nie przywitał nas przyjaźnie a to za sprawą dużych rozmiarów ażurowej konstrukcji hali przez co nieustannie hulają tu zimne przeciągi i o przeziębienie nie trudno. Dlatego też czym prędzej mając kilka godzin wolnego czasu zdeponowaliśmy plecaki w przechowalni i udaliśmy się zwiedzać miasto.
Wieczorem wsiedliśmy do autobusu z miejscami lezącymi i ruszyliśmy do Uyuni położonej na samym skraju największej solnej pustyni świata Salar de Uyuni. Przed nami było 600 km jazdy z czego 230 km drogą bez asfaltu. Zastanawialiśmy się jak to będzie dalej z tą podróżą kiedy nasz autokar zepsuł się jeszcze zanim na dobre wyjechaliśmy z miasta. Nie przypuszczałem, że jest to możliwe ale tym drugim zastępczym nadrobiliśmy 2 godzinne opóźnienie i punktualnie o 6 rano po 8 godzinach jazdy byliśmy w Uyuni. To małe miasteczko już na pierwszy rzut oka wygląda jakbyśmy znaleźli się gdzieś na końcu świata. Pomimo tego, że cały czas świeciło tu słońce to duża wys. 3700 m.n.p.m, bardzo surowy klimat z niskimi temperaturami i zimnymi wiatrami sprawiały, że nasze samopoczucie znacznie odbiegało od komfortowego. Większość turystów w Uyuni uskarża się na przeraźliwe zimno w pokojach hotelowych i zimną wodę ale nam na przekór wszystkim i wszystkiemu trafił się dość niezwykły hotel. W kapsułowych pokojach usytuowanych na poddaszu budynku stacji kolejowej było bardzo gorąco!. Żar z rozgrzanego dachu przenikał do wnętrza i przypominał bardziej piekło na ziemi niż pokój hotelowy. Pierwszego dnia w jednym z lokalnych biur tak jak większość tu przyjezdnych wykupiliśmy 3 dniową wycieczkę na płaskowyż Altiplano. Ta niesamowita kraina na południowo zachodnich krańcach Boliwii to pustynne w większości bezludne tereny położone na dużych wysokościach, z niezwykłymi formacjami skalnymi, strzelistymi wulkanami, podziemnymi wyziewami, kolorowymi lagunami i wyschniętymi słonymi jeziorami.
Z Uyuni wyruszyliśmy w 6- cio osobowej międzynarodowej ekipie na pokładzie Toyoty Land Cruiser 4x4. Kierowaliśmy się na południe gdzie stykają się granice Boliwii, Chile i Argentyny. Przed nami do pokonania było 1200 km w większości bez dróg przez dzikie pustkowia! Po drodze mijaliśmy małe laguny i wyschnięte słone jeziorka nazywane tu salarami . Krajobrazy nie z tej ziemi! Jeszcze pierwszego dnia pod wieczór dotarliśmy do niezwykłego miejsca nad Lagune Verde o turkusowym kolorze wody z górującym po drugiej stronie wyniosłym, stożkowatym wulkanem Licancabur 5920 m.n.p.m. Chociaż nasz kierowca zapewniał nas, że najciekawsze rzeczy dopiero przed nami to wyglądało to tak , jakbyśmy już przenieśli się gdzieś na inną planetę. Kolejny dzień rzeczywiście przyniósł jeszcze większe wrażenia! Zobaczyliśmy Lagunę Colorado najpiękniejszą ze wszystkich o niezwykłym czerwonym kolorze wody, w której brodziło tysiące biało- pomarańczowych flamingów. Widok zapierał dech w piersiach! Niestety na robienie zdjęć mieliśmy bardzo mało czasu nad czym stale ubolewałem. Dalej przemierzaliśmy coraz bardziej strome i kamieniste odcinki trasy przez góry i skalne wąwozy. Na otwartym płaskim terenie często towarzyszył nam widok fatamorgany. Nie raz byliśmy pełni obaw czy nie utkniemy gdzieś w tym skrajnie trudnym terenie daleko od ludzkich osad ale na szczęście nasz kierowca i pancerna Toyota spisywali się znakomicie. Swego rodzaju atrakcją okazały się noclegi w położonych na środku pustyni solnych hotelach w nieogrzewanych pokojach gdzie temperatura spada poniżej zera a światło gaśnie już o godz. 22.00.! Ostatniego dnia jeszcze przed świtem dotarliśmy na Salar de Uyuni, żeby zobaczyć największą solną pustynie Świata o wschodzie słońca! Niesamowite przeżycie! Salar de Uyuni jest pozostałością po dawnym słonym jeziorze. Jego powierzchnia to ponad 10 tys.km². Cały obszar jest idealnie płaski a powierzchnie tworzy solna skorupa dochodząca do 10 m grubości. Jak bardzo oślepiający jest Salar mogliśmy się przekonać gdy promienie słoneczne zaczęły się odbijać od jego przeraźliwie białej powierzchni. Prawie na samym środku Salaru znajduje się piękna wyspa Isla Incahuasi porośnięta lasem olbrzymich kaktusów dochodzących do 4m wysokości. Po 2 godzinnym trekkingu po tej niezwykłej wyspie udaliśmy się na jedyny w swoim rodzaju plener zdjęciowy. Mogliśmy się przekonać jak pomysłowo można wykorzystać fantastyczną perspektywę na tak dużej i idealnie płaskiej powierzchni. Świetna zabawa, której oddają się chyba wszyscy odwiedzający Salar. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze nieopodal Uyuni gdzie znajduje się niesamowite miejsce z iście surrealistyczną scenerią! To cmentarzysko starych pociągów zatopionych w pustynnych piachach Altiplano. Chociaż byliśmy już bardzo zdrożeni trudami to moja Kasia dała się jeszcze namówić na kilka zdjęć w roli maszynistki parowozu. Następnego dnia z małego lotniska w Uyuni odlecieliśmy szczęśliwi samolotem do La Paz a razem z nami niezapomniana przygoda! Cdn…