11/10/2016
Myślę, źe czas już na nieco spóźnioną relację z ostatniego dnia naszego zwiedzania :)
Muszę przyznać, że był to klasyczny ostatni dzień podróży... Człowiek myślał już o gorącej zupie w domu i łóżku w swoim pokoju, odliczał godziny, które jeszcze dzieliły nas od Polski, a tu...Jeszcze tyle się wydarzyło! Tak naprawdę, to był to chyba najbardziej niesamowity dzień naszej podróży.
Zaczęło się od, bagatela, trzech kontroli policyjnych w ciagu 24 godzin. Na jedną z nich trafiliśmy pod Amatrice, mieście, które miesiąc temu zostało prawie zrównane z ziemią przez trzęsienie ziemi. Niestety panowie policjanci nie pozwolili nam jechać dalej, ale to co zobaczyliśmy, świadczyło już mocno o ogromie zniszczeń w okolicy...
Ostatnim punktem naszej wyprawy, pomijając stacje benzynowe i knajpkę przy Balatonie, był Asyż. Musimy przyznać, że św. Franciszek ugościł nas wyjątkowo, gdyż po wejściu do Bazyliki św. Piotra Jego dobry znajomy, Ojciec Łukasz, powitał nas słowami:
- Parli italiano? Di dove sei?
- Polonia - odpowiedziała po włosku Ola
- O to dobrze, to chodźcie, coś wam pokażę...
Tym cosiem były na początek Bazylika i klasztor ojców Franciszkanów, łącznie z miejscami takimi jak ogromny, przepiękny refektarz mieszczący tysiąc osób, dziedziniec z 800-letnią studnią, a także przepiękne podcienie, zazwyczaj niedostępne dla zwiedzających. Widok na Perugię i otaczające góry zapierał dech w piersiach. Po pysznym espresso wybraliśmy się na spacer po całym mieście odwiedzając po drodze najważniejsze punkty. Pałac Biskupi, Katedra, miejsce urodzenia Franciszka, mury miasta, główny plac to tylko część z tego co zobaczyliśmy. Wszystko to było okraszone opowieścią o. Łukasza na temat Franciszka i historii Asyżu... Na koniec dostaliśmy zaproszenie na przepyszną pizzę i pana cottę tak wyczekiwaną głównie przez Justynę i Michała przez cały wyjazd...
Nie pozostało nam nic innego, jak zaprosić o. Łukasza i spotkanego po drodze o. Ryszarda na przejażdżkę Żukiem. Niestety, podczas zamykania drzwi rozbiła nam się szyba w drzwiach...
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, w drodze powrotnej przekonaliśmy się, że karton jest dużo szczelniejszy niż żukowe szyby i pasażerowi wreszcie nic nie wiało :D
Serdecznie dziękujemy o. Łukaszowi i o. Ryszardowi za cały przemiły wieczór, spacer, ciekawe opowieści i pyszne jedzenie. Miejmy nadzieję, że do szybkiego zobaczenia!!! :)